prolog
Rok 2016
Oczekiwanie na dzwonek było jedyną rzeczą, na którą czekał każdy uczeń. Ci, którzy znajdowali się w poprawczaku, również czekali na upragniony dźwięk zwiastujący nadejście końca lekcji. Choć nikt nie miał przy sobie zegarka ani nie wisiał żaden w sali, to i tak wszyscy zdawali sobie sprawę, że lekcja właśnie dobiegała końca.
I w końcu go usłyszeli - tak donośny i tak upragniony.
Nauczycielka nie zdążyła nawet zareagować, gdy znaczna większość uczniów zaczęła wychodzić z sali. Pokręciła tylko głową, uśmiechając się pod nosem, gdy dostrzegła swoją ulubienicę - Camille - która jak oparzona wybiegła z pomieszczenia na korytarz. Szesnastolatka rozejrzała się wokoło, po czym usiadła na balustradzie schodów i najzwyczajniej w świecie po nich zjechała. Kilka osób zaśmiało się na tamten widok, który wcale nie był już niecodzienny.
Charlie zaśmiał się, kiedy dostrzegł na horyzoncie swoją dziewczynę. Camille prędko do niego podbiegła, rzucając się mu w ramiona, jakby nie widzieli się od wielu dni, choć widzieli się zaledwie dwie godziny wcześniej na śniadaniu. Zaraz się jednak odsunęła, poprawiając niesforny kosmyk białych włosów, który opadał jej na twarz.
- Szybka jesteś. Minuta. - powiedział Charlie, przyglądając się jej z uśmiechem. Był dumny, że była aż tak szybka, podziwiał ją za to.
- I brak zadyszki. - dodała od razu Camille, unosząc palec do góry. Chłopak zaśmiał się cicho, co udzieliło się również jej. - Co masz teraz?
- Biologię.
- Ja matmę. Keller pewnie znów będzie wkurzony na cały świat. Wiecznie okres ma facet.
- Wiesz, że nie powinnaś tak mówić, prawda? - spytał cicho, łapiąc jej twarz w swoje dłonie. Nieświadomie zmusił ją też do spojrzenia na siebie. Camille jednak nie narzekała, kiedy nachylił się po chwili nas jej uchem. - Nawet jeśli to żadne kłamstwo i każdy dobrze o tym wie.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ja go nienawidzę. Nie lubi mnie i za wszelką cenę stara się uprzykrzyć mi życie. Jak tak dalej pójdzie, to mnie udupi, a wcale zła z matmy nie jestem. - powiedziała Camille, odsuwając się od niego po chwili. Chciała spędzić z nim miło czas, ale sama myśl o znienawidzonym nauczycielu sprawiała, że się złościła.
- Nakręcasz się, Millie. - westchnął Charlie, widząc frustrację w jej oczach. Nie wróżyło to nic dobrego, bo doskonale wiedział, że niezbyt potrafiła panować nad złością.
- Zamknij się, Charles.
- O nie, nie, nie. Nie będziesz używać mojego pełnego imienia. Zapomnij. - powiedział pospiesznie, na co ona warknęła coś niezrozumiałego pod nosem i zaczęła kierować się w tylko sobie znaną stronę. - Ej! Gdzie idziesz?
- Jak najdalej od ciebie, pacanie. - warknęła, choć sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zła na niego była. Przecież nic nie zrobił.
- Millie, przestań, uspokój się. - poprosił Charlie, doganiając ją. Ona jednak nie zareagowała, co go martwiło. - Millie!
Uścisk na nadgarstku to był cholerny błąd Charliego, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co zrobił. Czuł, jak każdy mięsień Camille się spina i zrozumiał, że nigdy nie powinien tego robić. Ona sama zareagowała niemalże od razu i wykręciła mu rękę, obniżając go tak bardzo, że niemal dotknął nosem podłogi. Każdy spojrzał nagle w ich stronę, ale żadne z nich nie zwracało na to uwagi.
- Zrób to jeszcze raz, a zrzucę cię ze schodów. I nie będę zwracać uwagi na to, że jesteśmy razem.
Popchnęła go na ziemię, a ten jęknął z bólu, sam już nie wiedząc, czy za nią iść, czy może odpuścić. To nie był pierwszy raz, kiedy mu tak groziła, ale wbrew pozorom zawsze brał jej groźby na poważnie - nie bez powodu trafiła przecież do poprawczaka. Zdawał sobie sprawę, że była w stanie mu coś zrobić, jeśli tylko by tego chciała. Mord w jej oczach...
Spojrzał za nią, kiedy wbiegała po schodach na piętro, na którym miała zawsze zajęcia. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, kiedy weszła z powrotem do sali i skierowała się do jednej z ławek. Nie dane jej było jednak usiąść, bo usłyszała swojego imię z drugiego końca pomieszczenia. Odruchowo też odwróciła się w odpowiednią stronę, nie chcąc pokazać po sobie, że coś było nie tak.
- Dawaj do nas, Camz.
Zerknęła na siedzące w tym samym rzędzie dziewczyny, po czym wzięła swoje rzeczy i najzwyczajniej w świecie się przesiadła. Odłożyła książki i długopis na stół, po czym usiadła na jednym z wolnych krzeseł, tuż obok swojego kolegi. Ten posłał jej delikatny uśmiech, ciesząc się, że zgodziła się przenieść ze swojego stałego miejsca.
- Co się dzieje? Jesteś wściekła, widzę to. - powiedział, szturchając ją w ramię. Dziewczyna spuściła wzrok, zaczynając bawić się swoimi długopisem, by się jakoś odstresować..
- Nic mi nie jest, Casper, nie drąż. - mruknęła w odpowiedzi, nie chcąc się z niczego tłumaczyć. Zdawała sobie sprawę, że chłopak raczej nie będzie dopytywać. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela.
- Czyżby kłótnia w związku?
Camille wzięła leżący na stole długopis i rzuciła nim w drugiego z chłopaków, trafiając go idealnie w czoło. Ten zmarszczył brwi, masując się po obolałym miejscu. Zaraz jednak sam rzucił w nią długopisem, który ona zręcznie złapała, ku jego zdziwieniu.
Tamta krótka chwila, sytuacja sprawiła jednak, że Camille złagodniała na tyle, że nie była już tak samo wściekła na swojego chłopaka, jak chwilę wcześniej. Casper, Amadeus i Damien doskonale widzieli, że było już w porządku, jednak żaden z nich nie był w stanie się odezwać, czy do sali wszedł znienawidzony przez wszystkich nauczyciel matematyki. Każdy momentalnie usiadł prosto w swojej ławce, na co mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z faktu, że uczniowie się go bali.
Lekcja w końcu się zaczęła, a oni w ciszy słuchali nauczyciela. Spokój nie trwał jednak zbyt długo.
- Jeśli będziesz chciała pogadać, to wal śmiało. - wyszeptał Casper, starając się być tak cicho, jak się tylko dało. Nieustannie też patrzył w stronę nauczyciela, który tłumaczył im coś wtedy.
- Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam. - mruknął Camille, nawet na niego nie spoglądając.
- Co to za hałasy?
Camille i Casper zamilkli niemalże od razu, kiedy mężczyzna odwrócił się w ich stronę. Oboje zaczęli udawać, że coś pisali, ale on tego "nie kupił". Zmierzył ich wzrokiem, po czym zaczął kierować się w nich kierunku, a oni już wiedzieli, że odzywanie się na jego lekcji było błędem. Camille mimo wszystko uniosła na niego swój wzrok, kiedy stanął przed ławką, w której siedziała z Casperem. Czy się go bała? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale musiała przyznać, że wzbudzał respekt i strach. Ona jednak bardziej go nienawidziła, aniżeli się go bała.
- Powinnaś się bardziej przyłożyć do nauki, Camille, a nie rozmawiasz na lekcji z kolegami. Jeśli chcecie porandkować, to po lekcji.
Keller już się odwracał, by wrócić do tablicy, ale w Camille coś się jednak zagotowało. Oparła się wygodnie o oparcie krzesła, mierząc go wzrokiem, jak gdyby nigdy nic. Starała się zachować spokój, ale jej wewnętrzna złośliwość nie potrafiła odpuścić.
- Dla jasności, mam chłopaka i nie jest nim żaden z obecnych tutaj. A jeśli jest pan zazdrosny, to żaden problem, mogę panu poszukać jakiejś fajnej kobiety. - powiedziała, przybierając na twarz swoje złośliwy uśmiech. Wiedziała, że trafiła w jego czuły punkt, bo mężczyzna odwrócił się do niej nagle.
- Coś ty powiedziała?
- To, co pan usłyszał. - odparła od razu, kompletnie niewzruszona faktem, że był tak blisko niej. - Mam powtórzyć jeszcze...
Camille nie dokończyła, czując nagle pulsujący ból w prawym policzku. Zdezorientowana odwróciła się w stronę mężczyzny, który nie był nawet wzruszony faktem, że ją uderzył. Zdezorientowanie jednak prędko zniknęło, a zastąpiła je wściekłość. Keller i siedzący obok dziewczyny Casper dostrzegł w oczach Camille furię i chęć mordu. Żaden z nich nie był w stanie nic zrobić, gdy dziewczyna kopnęła z całej siły w nogami w nogi mężczyzny, który poleciał do tyłu. Prawdopodobnie też wylądowałby na ziemi, gdyby nie stojące za nim ławki, na które poleciał.
Cała klasa milczała, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Dwie najbardziej brutalne i nienawidzące się osoby mierzyły się morderczym wzrokiem, chcąc zabić siebie nawzajem. To była niebezpieczna sytuacja i każdy z nich zdawał sobie z tego powodu sprawę. Ale nikt nawet nie raczył interweniować, wiedząc, że byłoby o wiele gorzej.
Keller ostatecznie się wyprostował, poprawił swoją marynarkę i spojrzał na Camille, która wręcz kipiała z nienawiści. Prędko jednak zrozumiała, co chciał zrobić, kiedy tylko skierował się w stronę wyjścia. Wcale nie musiał nic mówić, by zorientować się, że właśnie szedł po dyrekcję, by ją ukarać.
W końcu wyszedł, a w całej sali wybuchł harmider, nawet jeśli nikt nie odważył się skomentować całej sytuacji. Camille od razu wstała, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejkolwiek opcji ucieczki stamtąd. Nie musiała się wcale długo zastanawiać, bo Casper niespodziewanie złapał ją za ramię, odwracając w swoją stronę. Wskazał na okno, a ona od razu zrozumiała.
- To jedyna opcja na ucieczkę. Jeśli nie uciekniesz oknem, to cię złapią. - powiedział pospiesznie, czując w żyłach dziwną adrenalinę.
- To, że skakałam kiedyś po oknach, nie znaczy, że powaliło mnie na tyle, bym skakała z drugiego piętra. - warknęła Camille, przypominając sobie sytuacje sprzed kilku miesięcy. - Chyba że...
Otworzyła okno, z ulgą stwierdzając, że parapet był na tyle szeroki, by bez problemu na nim stanąć. Po raz pierwszy też była wdzięczna losowi, że w oknach nie było krat, co bardzo ułatwiło jej sprawę.
- Mam plan. - powiedziała niespodziewanie, odwracając się do całej swojej klasy. Jej oczy lśniły niebezpiecznie. - Ktoś jeszcze chce ze mną uciec?
Wystarczyło spojrzeć tylko na trójkę chłopaków, którzy podnieśli się na równe nogi, by zrozumieć, że miała wsparcie. Każdy z nich otworzył dla siebie okno, patrząc w swoją stronę. Camille zerknęła jeszcze na swoje znajome i kiwnęła w ich stronę głową, dając im jasno do zrozumienia, żeby ich nie wydały, żeby ich kryły. Wiedziała, że mogła im zaufać, podobnie jak całej reszcie.
To, co robili, było w cholerę nierozsądne, ale co innego mogli zrobić? Nie było ratunku, kiedy do akcji wkraczała dyrekcja. Każdy doskonale zdawał sobie sprawę, że to nigdy nie kończyło się dobrze i zamiast do innej placówki, ów osoba trafiła do najgorszego więzienia na świecie, skąd nie było już ucieczki.
Weszli na parapety, ze strachem stwierdzając, że znajdowali się zdecydowanie za wysoko. Mimo to, cała czwórka spojrzała po sobie, po czym zaczęła wdrapywać się na dach, który wcale nie był tak wysoko, jak z początku przypuszczali. Na ich szczęście, nie znajdował się tam również żaden drut kolczasty, dlatego bez problemu znaleźli się na dachu, ciesząc się, że żaden z nich nie spadł.
- Masz jakiś plan, Camz?
- Wiem, jak stąd dojść do pokoi. Weźmiemy swoje rzeczy i stąd spadamy. Wiem, gdzie jest wyjście poza te mury. - odparła pospiesznie, rozglądając się wokoło tak, by nikt jej nie zauważył. - Tylko mamy piętnaście minut, aż Keller i dyrektorka tu wpadną, powiadomią strażników i ci zaczną nas szukać. Musimy się streszczać.
Bez zastanowienia ruszyli za dziewczyną, która jako jedyna wiedziała, gdzie się udać. Ufali jej, choć wcale nie musieli. Zdawali sobie jednak sprawę, że nie mieli już za wiele wyboru, gdy tylko zgodzili się za nią pójść.
Tak jak powiedziała Camille, tak też się stało i już po piętnastu minutach czekała w umówionym miejscu, aż wszyscy się zbiorą. Nie mieli ze sobą dużo, ale wystarczająco, by przeżyć na zewnątrz, choć kilka dni. Żaden z nich się nie odzywał, kiedy prowadziła ich tajnymi korytarzami, o których dotychczas nie mieli bladego pojęcia. Wreszcie też dotarli na zewnątrz i ku ich niezadowoleniu, znajdowała się tam również dyrektorka.
- Cholera. - warknęła Camille, chowając się nagle za budynkiem. Wystawiła przed siebie dłoń, nie pozwalając się im ruszyć. Jej mózg w tamtym momencie pracował na najwyższych obrotach. - Dobra, wiem. Tu zaraz za rogiem nikt nie chodzi, żaden strażnik ani nikt inny. Odkryłam tam jakiś czas temu wyłam w murze, możliwe, że nikt o nim nie wie. To nasz ostatni plan ucieczki.
- Chcesz nam powiedzieć, że miałaś inny plan wydostania się stąd? Gdzie?
Nie odpowiedziała, ale to była wystarczająca odpowiedź. Cała trójka chłopaków spojrzała po sobie z przerażeniem, ale nie odezwała się, bo dziewczyna skierowała się w odpowiednim kierunku, tuż przy budynku, by żadne kamery ich nie zarejestrowały. Wiedziała, że tam ich raczej nie było, ale nie chciała ryzykować.
- To tutaj. Tylko ostrożnie i nie wychylać się za bardzo. Oni zaraz stąd wyjadą. - wyjaśniła pokrótce, wychylając się nieznacznie. Prędko jednak wróciła, patrząc w ich stronę znacząco. - Chować się!
Odgłos silników utwierdził ich tylko w przekonaniu, że znaczna większość strażników wyjechała poza teren poprawczaka w ich poszukiwaniu. Camille wychyliła się nieznacznie zza muru i spojrzała, gdzie już się znajdowali. Ku jej myśli pojechali praktycznie we wszystkich kierunkach, co nie znaczyło, że nie miała planu ucieczki. Byli jednak zbyt daleko, by ich dostrzec, dlatego czym prędzej kazała kolegom wyjść poza znany im teren.
- Biegniemy do lasu. Tam udajemy się trochę w głąb i wchodzimy na drzewa, tam nas nie dostrzegą, a na pewno się tam zjawią. - wyjaśniła pospiesznie, doskonale wiedząc, co robić.
- Skąd o tym wiesz? - spytał nagle Damien, ciekawy, skąd ona to wszystko wiedziała. Niby wiedział, że była w poprawczaku najdłużej ze wszystkich, ale mimo to...
- Mniej pytań, więcej zaufania. - odparła od razu, zdając sobie sprawę, że szli za nią tak naprawdę na oślep. Żaden z nich nie wiedział, do czego zdolna była i jak bardzo była gotowa się narazić, by tylko uciec. - Wszystko wam później wyjaśnię, obiecuję. Ale teraz musimy biec, oni zaraz tu wrócą.
Co innego mogli zrobić, niż w pełni jej zaufać? Nawet jeśli wiedzieli, co zrobiła w przeszłości?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro