~23~
Po wyczerpującej jeździe Yoongi w końcu zaparkował pod drzwiami szpitala. Jak oparzony wyskoczył z auta nie dbając nawet o to by zamknąć za sobą drzwi. Przeskoczył przez mały murek i pobiegł w głąb szpitala. Chciał znaleźć jakiegoś lekarza. To było jego priorytetem. W srodku, przy recepcji, zastał młodego mężczyznę w białym kitlu, który rozmawiał z jedną z pielęgniarek. Min bez zastanowienia się ruszył w jego kierunku. Kiedy był blisko lekarza, telefon miętowowłosego zaczął wibrować. Chłopak zignorował osobę, która do niego dzwoniła. Im szybciej pomoże Namjoonowi tym prędzej wróci do swojego chłopczyka by móc odpocząć w jego ramionach.
- Przepraszam pana bardzo, ale czy mógłby pan zbadać mojego przyjaciela? Jest w fatalnym stanie.
Młody brunet od razu skierował swoją całą uwagę na Mina. W końcu musiał pomagać, tym którzy tego wymagali. Został lekarzem bo chciał właśnie w takich sytuacjach być tą nadzieją dla ludzi.
- Oczywiście. Gdzie znajduje sie pański przyjaciel?
Yoongi już trochę uspokojony wskazał na samochód przed wejściem. Przez przeszklone drzwi można było dostrzec dwie postacie siedzące w środku. Mężczyzna skinął głową i zaczął iść do Jina. Min szedł za lekarzem modląc się, co było u niego dziwne biorąc pod uwagę, że jest niewierzący.
Przy samochodzie Suga otworzył drzwi od strony pasażera i nawet dość poddenerwowany przyglądał się jak lekarz zaczyna badać szatyna. Nie mógł wyobrazić sobie teraz co czuł Namjoon. W końcu to Kim miał prawo do panikowania w tej chwili, a jedyne co robił to spokojne, ptzynajmniej na zewnątrz, przypatrywanie się badaniom. Tak naprawdę Nam w środku był niczym huragan na środku morza. Myśli niczym wzburzone i spienione fale wściekle odbijały się echem po umyśle blondyna. Nie pomagało mu to, że były tylko te czarne, mroczne scenariusze. Joon nie znalazł ani jednej pozytywnej myśli. Gapił się jak lekarz sprawdza ręką czy gorączka jest na tyle wysoka by zagrażała życiu. Po chwili, która dla blondyna trwała tyle ile wieczność, mężczyzna w kitlu zawołał pielęgniarkę i wydał jej dwa proste polecenia. Miała przyprowadzić wózek inwalidzki i przygotować odpowiednio gabinet doktora. W pośpiechu kobieta, która niedawno przekroczyła trzydziestkę, ruszyła w stronę szpitala. Namjoon błagał by nie okazała się powolna. Na szczęście taka nie była. Wróciła zanim ktokolwiek doliczyłby do dziesięciu. Kim był dla niej o to niezmiernie wdzięczny. Z ulgą patrzył jak lekarz wraz z Minem sadzają wpół przytomnego Jina na wózku. Wiedział, że od teraz może oddychać spokojnie bez zmartwienia, że jego księżniczka umrze mu w ramionach. Wiedział też, że to on do tego doprowadził. Obwiniał się o wszystko. W końcu to właśnie Joon pozwolił wtedy wybiec SeokJinowi z mieszkania. Gdyby zdołał go zatrzymać nie musieliby wracać w środku burzy do domu, a szatyn nie rozchorowałby się. Blondyn schował twarz w dłonie, a pojedyńcze łzy skradały się po policzkach mężczyzny. Yoongi widząc swojego przyjaciela w rozsypce, podziękował lekarzowi i podszedł do Joona. Następnie położył rękę na ramieniu Kim'a.
- Wszystko w porządku?
- Idź przypilnuj Jina. Ja pójdę na zdjęcie tego cholernego gipsu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro