~18~
Jin błąkał się po parku już dobre parę godzin. Jego łzy leciały nieprzerwanie. Zastanawiał się dlaczego musiał to wszystko znosić. Jego życie było błędem od samego początku. Już dawno wiedział, że nie powinien liczyć na miłość. Był obrzydliwy.
Zbyt często przechodził obok mostu. Chciał skoczyć i skończyć to marne życie. Jego myśli były coraz czarniejsze. Podszedł do barierki i spojrzał w dół. Nie obchodził go deszcz, który zaczął padać ani ludzie śpieszący się do domów. Miał tylko jedną myśl. Skocz. Przeszedł przez barierkę i już miał postawić krok do przodu, kiedy ktoś przyciągnął go do siebie i z powrotem wtarmosił za barierke. Nie chciał tego. Chciał skoczyć, tak bardzo.
- Nie rób mi tego. Nie odchodź.
Jin usłyszał bardzo dobrze znany mu głos. Dopiero wtedy uświadomił sobie co tak naprawdę chciał zrobić. Odwrócił się i wtulił się w klatkę piersiową blondyna. Namjoon zaczął uspokajająco głaskać mężczyznę po plecach. Nie wiedział czemu szatyn chciał odebrać sobie życie, ale nie pozwoli, aby do tego doszło ponownie.
- Jinnie, nie wiem jak to mogło wyglądać, ale Yoongi miał mi pomóc przygotować romantyczną kolację dla nas dwojga. Taehyung miał cię czymś zająć, a Jimin przypałętał się z Min'em.
Jin nie wiedział co powiedzieć. Jego pochopne wnioski mogły doprowadzić do tragedii. której w żaden sposób nie dało się cofnąć. Jego łzy zmieszały się z deszczem, który wciąż nieprzerwanie padał. Kątem oka Jin dostrzegł, że Namjoon ma tylko jedną kule.
-Co z drugą kulą?
Blondyn podrapał się po karku i odwrócił wzrok. Szatyn odsunął się od chłopaka i założył ręce na klatkę piersiową. Przeczuwał, że Kim złamał kulę. Był do tego zdolny.
- Złamałeś ją prawda?
Namjoon pokiwał niepewnie głową. Jin westchnął i złapał za rękę chłopaka. Przecucił ją przez swoje ramię i powoli zaczęli iść w stronę domu. Szatyn czuł się winny. Gdyby dał coś powiedzieć blondynowi to teraz nie musiałby oglądać jego wykrzywionej w bólu twarzy.
Deszcz, który nasilał się z każdą sekundą nie pomagał. Nie przeszli nawet połowy drogi, kiedy Jin usłyszał mocne kichnięcie,a później kaszel. Mężczyzna czuł się okropnie z myślą, że przez niego blondyn będzie chory.
Po godzinie marszu, jeśli tak można nazwać powolne podskakiwanie Namjoona na jednej nodze, w deszczu, który zamiast ustać przerodził się w burze dotarli do mieszkania. Weszli do środka i zdjęli buty.
- Namjoon żeby nie brudzić całego mieszkania chyba lepiej będzie rozebrać się tutaj.
Blondyn przytaknął i zaczął ściągać przemokniętą koszulę. Dopiero teraz Jin zdał sobie sprawę jak to wygląda. Cały czerwony odwrócił wzrok. Namjoon spojrzał zdziwiony na swojego współlokatora.
- Coś nie tak?
Jin zakrył ręką usta i pokręcił przecząco głową. Nie chciał przyznawać, że widok wyrzeźbionych ramion chłopaka przyprawiał go o nazbyt grzeszne myśli.
- Pójdę po ręczniki.
***
Heyo dawno mnie nie było ! Wybaczcie, chwilowy zanik weny, ale jestem. Żyje xD na razie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro