Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kim jestem?

Otworzyła oczy. Wokół niej panowała nieprzenikniona ciemność. Jedyny odgłos, jaki słyszała, to bicie własnego serca. Przeszywający ostry ból rozrywał jej czaszkę, niczym sadysta, który postanowił zabawić się, wbijając w jej mózg setki szpilek. Spróbowała wstać, lecz udało się jej ledwie oprzeć kolana, gdy momentalnie świat zawirował i znowu osunęła się ciężko na podłogę.

Pomału odzyskiwała zmysły. Wodząc palcami po podłożu, usiłowała pozbierać myśli, które gnały oszalałe na oślep. Nagle dotarło do niej, że podłoga jest miękka, aż nazbyt. Coś jej to przypomniało. Serce zaczęło tłuc się w klatce piersiowej, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć i schować się w najciemniejszym zakamarku. Zaczęła powolutku czołgać się do przodu i od razu trafiła na przeszkodę. Ponownie starała się powstać. Tym razem udało się jej. Oparta o ścianę przemieszczała się powłócząc nogami, jednak po chwili wyczuła kąt. Bardzo szybko zrozumiała, że pomieszczenie jest niewielkie i całe obite delikatnym tworzywem.  Wiedziała co to za miejsce, ale nie chciała do siebie dopuścić prawdy. Wtem znowu poczuła słodkawy zapach i momentalnie odpłynęła w stan błogiej nieświadomości.

Niesamowity blask, który przedarł się bezlitośnie przez mrok, obudził ją. Głowa nadal jej pękała. Po dłuższej chwili wbrew sobie otworzyła ciężkie powieki.  Gdy oczy przyzwyczaiły się do jaskrawego światła, w końcu mogła się rozejrzeć. Teraz już miała pewność, była to izolatka bez klamek i okien, wyłożona dla ochrony pacjenta materiałem. Kiedyś białe ściany obecnie nabrały brudno-rdzawej barwy. Pomieszczenie miało rozmiary nie większe od zwykłej klitki, na tyle by osoba odwiedzająca czuła złudny komfort bezpieczeństwa. Oprócz porcelanowego zlewu nic się w nim nie znajdowało.

Kto mnie tutaj zamknął? Uspokój się. Głęboki wdech. Dlaczego? Wydech, powoli. Przecież jestem nikim. 

Zaczęła ponownie badać otoczenie. Nie widziała ich, ale domyśliła się, że są tutaj kamery. Musiały być. Intuicja podpowiadała jej, że on lubi patrzeć, karmiąc się strachem swoich ofiar. A teraz to ona została aktorem jego chorej sztuki. Już wcześniej zauważyła ten niewielki wizjer. Tam prawdopodobnie znajdują się drzwi. Gdy dotarła do niego, z całych sił naparła ciałem na ścianę. Niestety nic się nie stało. Dotykiem próbowała wyczuć jakąś lukę w miękkim materiale. Nie znalazła. Uświadomiła sobie, że się myliła.

Niemożliwe, gdzie są te cholerne drzwi? Co to za chora gra? Ile czasu już tutaj jestem? 

Nie panikuj. Strach to śmierć... 

Niespodziewanie niepokojącą ciszę, jaka tutaj panowała, zagłuszył jej własny żołądek. Roześmiała się nerwowo i niechętnie spojrzała na srebrną tacę z jedzeniem. Pewnie powinna być bardziej ostrożna, ale tak naprawdę czego miała się obawiać, gdyby chciał ją zabić, to nie bawiłby się w takie gierki. Gdy już zaspokoiła pragnienie, sięgnęła po puchaty, zielony ręcznik. Wypadła z niego karta. Bez zastanowienia podniosła ją. Na jednej stronie znajdował się wizerunek Jokera, druga była czysta. 

Czego on chce?  Czyżby mojej śmierci? Nie, to zbyt proste. On pragnie czegoś innego. 

Nieważne co zamierza, nie poddam się tak łatwo. Chcę żyć, CHCĘ PRZEŻYĆ! No nie, znowu ten zapach...

Nikt do niej nie przyszedł. Ani nic od niej nie chciał. Schemat codziennie był taki sam. Zapalało się światło. Taca z pożywieniem już na nią czekała. Obok leżał drobny prezent. Drugiego dnia było to mydło, potem pasta do zębów. Sprawiły jej one ogromną radość. Niby nic takiego, zwykłe przedmioty codziennego użytku, ale dla niej stały się najcenniejszymi skarbami, niczym niemi świadkowie, że nadal jest na tym świecie. Kolejnego dnia znalazła szczoteczkę do zębów. Ze zdziwieniem odkryła, że nurtuje ją czemu w tej kolejności. Następnie był szampon i odżywka. W końcu mogła umyć porządnie głowę. Raz próbowała użyć do tego mydła i niestety efekt był jeszcze gorszy niż przed. Wpadła w istną euforię, gdy podarował jej szczotkę do włosów. Jednak najszczęśliwszą osobą na świecie poczuła się, gdy zobaczyła lusterko. Lecz po chwili ogarnął ją strach. Lękała się spojrzeć w swoje oblicze, nie wiedząc, co ujrzy. Długo biła się ze swoimi myślami. Brała je w dłoń, by po chwili odłożyć. Dopiero pod wieczór uległa pokusie. Kiedy tylko spojrzała w zimną taflę, ciężką ciszę zakłócił dźwięczny jęk ulgi.

— Kogo ty się spodziewałaś, potwora? — Roześmiała się. — Głupia ty...

Tak jej mijał czas. Budziła się rano i nim otworzyła oczy, zastanawiała się co tym razem to będzie. Jednak częściej jej myśli zaprzątały tajemnicze wiadomości od człowieka, który ją tutaj uwięził. Przy każdym podarunku znajdowała nową kartę Jokera. Zawsze na drugiej stronie napisano jedno słowo. 

WITAJ W MOIM ŚWIECIE, PANNO ZNIKĄD.


Sądziła, że to już koniec, więcej nie będzie prezentów ani kart. Myliła się, nawet nie wiedziała jak bardzo.

Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak niewiele potrzebuje do szczęścia. Tego nauczyłam się przez te kilka dni.

Dziwne, ale pierwszy raz w życiu czułam radość, prawie ekstazę. Mimo że byłam sama, ale nie samotna. Czułam się bezpieczna. 

Z niecierpliwością czekałam, co tym razem będzie napisane na tej karcie. Jaki prezent mi przyszykował.

Ale tego się nie spodziewałam.

Odebrał mi to wszystko w jednej sekundzie...

Dostałam cholerne nożyce!!!


KIM JESTEŚ?

Już kiedyś zamknęli mnie w takim pokoju.

Lecz to było w innym życiu.

Nauczyłam się wtedy, że izolatka ma na celu złamać człowieka. Sprawić, byś oszalał.

Ale jak już jesteś... 

To co wtedy?

To niemożliwe, nie miał prawa się dowiedzieć. Kto mu o tym powiedział? Przecież spaliłam za sobą wszystkie mosty. Tamta dziewczyna umarła. A może to tylko zbieg okoliczności? 

Nie. Chcę oszukać samą siebie. On wie. Niczego nie zostawia przypadkowi. Planuje i zwycięża.

Jednak wówczas nie udało się złamać tamtej dziewczyny. To tym bardziej mnie nie da rady. Jestem od niej silniejsza.

Choć tamci nie byli nim...

Nie. Nigdy nie pozwolę mu wygrać.


— Kim jestem?! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro