Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gra rozpoczęła się - Tak!

Musiała podjąć decyzję, lecz się wahała...

Przecież wiedziała, czego naprawdę pragnie, dlatego ciężko było jej zrozumieć wątpliwości, które nią targały. Może winny był sam Joker, to jak ją traktował, co z nią robił? A jeśli nie w tym tkwił problem? Kiedyś usłyszała od jednego z bywalców baru o syndromie sztokholmskim. W tamtym czasie odnaleźli jakąś dziewczynkę porwaną kilka lat wcześniej, która ku zaskoczeniu wszystkich bardzo broniła swojego oprawcę i wciąż pytała, kiedy będzie mogła do niego wrócić. Nie do końca zrozumiała ten pseudo psychologiczny wywód mężczyzny, jednak na tyle dobrze, by w tej chwili mieć wątpliwości do prawdziwości swoich uczuć. Ostatnie dni były wariackie, a Joker nie ułatwiał jej podjęcia decyzji. Ten człowiek był szaleńcem, nigdy nie będzie mogła mu w pełni zaufać, czuć się przy nim bezpiecznie. Życie u jego boku będzie jak jazda na rollercoasterze, a każdy dzień igraniem ze śmiercią. Czy pragnęła tego naprawdę?

Wodziła wzrokiem od ręki odzianej w białą rękawicę do twarzy w tej samej kolorystyce, na której gościł makabryczny uśmiech. Jedynie oczy w barwie soczystej trawy zdradzały, że stoi przed nią żywy człowiek, a nie woskowa figurka wprost wyjęta z filmu grozy. Nagle w jej ciemnych oczach zielonowłosy dostrzegł iskierkę, a na ustach pojawił się drapieżny uśmiech. Nim zdążył zareagować, złapała mocno za klapy fioletowej marynarki i przyciągnęła go do siebie. Wbiła swoje miękkie usta w jego, wysysając całe powietrze z płuc. 

Zaskoczyła go. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, lecz szybko odzyskał bystrość umysłu. Przyciągnął ją bliżej, zamykając jej piękną twarz w swoich dłoniach. Już był gotowy zatracić się w niej, gdy niespodziewanie jego ciało przeszył przyjemny ból, który był niczym z tym jakiego doznał, gdy uwolniła jego wargi od swoich. Pozwolił jej się oswobodzić. Odsunęła się na wyciągnięcie ręki. Na jej twarzy malował się spokój, jakby to nie ona przed chwilą podrażniła jego wszystkie zmysły, a w kąciku ust dostrzegł czerwoną kroplę. Zaraz poczuł ciepłą ciecz na swej brodzie, którą mimowolnie dotknął i na śnieżnobiałym materiale zakwitła krwawa róża.

— Ugryzłaś mnie. 

Oblizał z euforią koniuszkiem języka kolejną strużkę krwi. Rana była groźniejsza, niż początkowo przypuszczał. Poczuł się wspaniale, teraz miał pewność, że jest osobą, której potrzebował. Dzięki niej jego dzieło nabierze nowego oblicza, które przerazi ludzi bardziej niż to, co już widzieli. Roześmiał się w duchu. 

— Rozumiem to jako zgodę.

— Jak uważasz. — Uśmiechnęła się kpiąco. — Potraktuj to jako przedpłatę dla mnie.

— Przedpłatę, za co?

— Za wszystkie niedogodności, jakie przez ciebie musiałam znieść — zamruczała słodko. — Mam nadzieję, że od dziś nasza współpraca będzie lepiej się układać. — Przyglądał się jej z rozbawieniem. Stała taka pewna siebie, stawiając mu wyzwanie.

— Jestem gotowy zapłacić twoją cenę. 

Zaczął się śmiać. Czuł się jak tamtego dnia, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Panna Znikąd będzie kolejnym jego arcydziełem, które sprowadzi chaos na pogrążone w strachu Gotham. Wiedział, że czeka ich świetna zabawa. Zaś ona ujrzała w jego szatańskich tęczówkach swoje przeznaczenie, pozbywając się w końcu wszelkich wątpliwości. Była gotowa stawić czoła Jokerowi i całemu światu. 

— Na pewno zgramy się wspaniale.

— W takim razie zacznijmy od tego. — Podeszła do szafki nocnej i wyciągnęła z szuflady kartę. Wróciła do niego i podniosła ją na wysokość jego oczu, w których momentalnie pojawiła się nutka triumfu, gdy odczytał słowa na niej zapisane. — Kim jestem dla ciebie?

— Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy, że one są w nas — mruknął tajemniczo pod nosem, że ledwo go zrozumiała. Na jej twarzy zamajaczyło zdumienie, by zaraz ustąpić miejsca złości.

— Nie rozumiem — wysyczała.

— Wkrótce zrozumiesz, cierpliwości. — Wyrwał z jej dłoni kartę i rzucił ją od niechcenia na podłogę. — Zbierajmy się, pora na nas. 

Przez ułamek sekundy mordowała go w myślach. Jednak przed chwilą spaliła za sobą ostatni most i nie żałowała tego. Pragnęła być jedynie z nim, nawet jeśli miałaby zapłacić za to najwyższą cenę.

— Jesteś naprawdę szalony. No cóż, jeśli powiedziało się A... — Odwróciła się do niego plecami i wyszła do przedpokoju, białolicy zaraz dołączył do niej.

Wymknęli się przez schody pożarowe. Gdy kroczyła obok Jokera, wszystko w niej płonęło ze szczęścia, jakiego nigdy wcześniej nie zaznała, nawet wtedy jak był przy niej Tim czy Mary Ann. Niespodziewanie przystanęli przy czarnym Maserati, do którego on wsiadł. Samochód nie zrobił na niej wrażenia, jakiego pewnie spodziewał się mężczyzna, ponieważ przy aucie Bruce'a to wyglądało jak ubogi krewny. Uśmiechnęła się pod nosem i usiadła na miejscu pasażera.

— Co cię tak bawi?

— Faceci i ich samochodziki. — W jej głosie usłyszał sarkazm. — Jak twój ma na imię?

— Pewnie tak samo, jak twoja nowa para butów. — Odpowiedział tym samym tonem. — Zapytam przy najbliższej okazji właściciela tego cudeńka — dodał beztrosko. Zlustrowała go zakłopotana, przecież powinna się tego spodziewać.

— Wątpię, czy będziesz miał okazję — burknęła.

— O co ty mnie posądzasz? — Udał zszokowanego jej domysłami.

— Jak zawsze o najgorsze — odparła, obdarzając go perfidnym uśmieszkiem. Przytaknął wesoło, lecz po chwili jego twarz znowu nabrała tej charakterystycznej, przerażająco spokojnego wyrazu. — Zanim ruszymy, musisz to założyć. — Wyciągnął ku niej czarną opaskę, lustrując jej twarz z nieukrywaną ciekawością. Momentalnie pobladła i zamrugała kilka razy, jakby sądziła, że gdy otworzy ponownie oczy, ta szmatka zniknie, jakby nigdy nie istniała.

— Żartujesz sobie. — Spojrzała na niego niedowierzająco. — To nazywasz zaufaniem?

Nie odpowiedział, lecz jego oczy zrobiły się lodowate niczym zima stulecia. W końcu wzięła ją z jawną niechęcią. Wiedziała, że i tak nie ma wyboru. Westchnęła ciężko i założyła z wdziękiem. Zapadła nieprzyjemna ciemność. Nie czuła strachu, lecz nie podobało się jej, że nie widzi, gdzie jadą. Starała wsłuchać się w odgłosy, które dadzą jej jakieś strzępy informacji, ale huk silnika zagłuszał je skutecznie. Po chwili oszalałe zmysły skupiły się na samochodzie. Jechali wciąż z tą samą prędkością, nie zatrzymując się ani razu, więc albo miał sporo szczęścia, albo łamał z premedytacją przepisy. Stawiała bardziej na to drugie. Wydawało się jej, że w pewnym momencie coś zazgrzytało między kołami, a podwozie nieznacznie podskoczyło, jakby wjechali na nierówną, żwirową drogę. Wówczas naszły ją ponownie wątpliwości. W całym Gotham nie było żadnych brukowanych dróg, to tym bardziej takich. Zaczęła obawiać się, że nadszarpnięte nerwy zwodzą ją, prowadząc na krawędź szaleństwa. A może o to chodziło Jokerowi? Przemknęła jej przerażająca myśl. Nie mogła uwierzyć, że wcześniej o tym nie pomyślała, przecież od zawsze wiedziała, iż obłęd jest jej przeznaczeniem, więc bladolicy też musiał wyczuć go w niej. Zapragnęła poddać się Jokerowi, szaleństwu, lecz inna cząstka jej duszy wciąż krzyczała, aby nadal walczyła. Nagle jej ciało wyrwało się do przodu, gdy auto gwałtownie zahamowało. Nim mężczyzna zdążył ją powstrzymać, ściągnęła opaskę i rzuciła nią w jego twarz, ozdobioną na wieki szyderczym uśmiechem.

— Nigdy więcej tego nie rób — warknęła, wbijając gniewny wzrok w niego. Nie pozwoliła sobie na opuszczenie go ani na chwilę, nawet wówczas gdy dostrzegła w jego źrenicach groźny błysk. — Dlaczego mi nie ufasz? — Nie odpowiedział od razu, tylko wyciągnął rękę i pogładził ją delikatnie po policzku.

— Ufam — wyszeptał. Zapewne każdą inną osobę ta beznamiętność w jego głosie przeraziłaby, lecz nie ją. Jej wściekłość była tak samo niepohamowana, jak jego nieobliczalność. Chciało jej się śmiać, gdyby on wiedział, co jeszcze przed chwilą z nią się działo. Zapewne poczułby rozczarowanie, że nadal walczy z nieuniknionym, lecz ona zaznała dzikiej satysfakcji. Nie była bezwolną lalką, tańczącą w rytm sznurków, którymi poruszał Joker.

— Jakoś tego nie zauważyłam — odburknęła. Przecież wybrała jego, więc jak on śmie ją tak traktować. Całe swoje dotychczasowe życie porzuciła dla jego mrzonek. Może faktycznie i tak nie było nic warte, ale jednak. Czy to nie powinno coś znaczyć? A on mimo to nadal bawił się jej uczuciami, drwiąc z niej i całego świata.

— To dla twojego dobra. Jeszcze nie pora.

— Co to w ogóle ma znaczyć, nie pora?! — krzyknęła. Jednak szybko się opanowała i wbiła złowrogie spojrzenie w jego nienaturalnie obojętne oblicze. — I nie mów tak do mnie.

— Jak? — Dotyk mężczyzny palił jej skórę, miała ochotę zwalić jego rękę, ale jakaś cząstka w niej temu się sprzeciwiała.

— Jakbym była dzieckiem, które nic nie rozumie.

— Cudo ty moje, przecież właśnie tak jest. — Zabrał swoją dłoń. Momentalnie przez jej ciało przeszedł metafizyczny ból, zadając kobiecie najgorszą torturę.

— I nie mów do mnie cudo, czuję się jak rzecz — starała się mówić głosem pozbawionym emocji, jednak pod koniec załamał się, zdradzając ją. — Mam wrażenie, że nie traktujesz mnie poważnie — dodała ciszej.

— Mylisz się, traktuję cię bardzo poważnie. Inaczej by ciebie tutaj nie było. — Zaczął się intensywnie jej przyglądać. Wyczuła, że bije się z własnymi myślami. Obawiała się tego, co może zaraz usłyszeć, lecz zarazem pragnęła w tej chwili tego najbardziej na świecie. — W takim razie powiedz mi, jak mam cię nazywać.

Zatkało ją, nie na te słowa czekała. Kolejny raz zielonowłosy ją zwiódł. Nie odpowiedziała. Uświadomiła sobie, że nie znała odpowiedzi. Tyle razy zmieniała twarz, że już sama nie wiedziała, która z nich była prawdziwa, a może żadna? 

Siedzieli bardzo długo, mierząc się wzrokiem. Joker uśmiechał się triumfalnie, co doprowadzało ją do szału, lecz uparcie milczała. W tej grze każdy niewłaściwy gest, nierozważnie słowo oznaczało przegraną, która prowadziła wprost w objęcia śmierci.  

— Widzisz, mam rację, nie jesteś gotowa — Joker odezwał się pierwszy, ignorując jej butny uśmiech, który rozświetlił jej lico. Pozwolił jej na tę chwilę satysfakcji, by w kolejnej sekundzie odebrać ją bezlitośnie. — Będziesz moim najwspanialszym dziełem, ale jeszcze nie jest ono skończone. Jednak już niedługo, moja porcelanowa laleczko. — Kobieta zacisnęła pięści, lecz nie przerwała mu. Przysięgła sobie w duchu, że kiedyś będzie on całował ziemię, po której ona stąpa. — Dopóki mi nie powiesz swojego prawdziwego imienia, będę cię nazywać, jak mi się żywnie podoba — dodał kąśliwie. Jej kłykcie zbielały i poczuła paznokcie wbijające się coraz mocniej w delikatną skórę. Nie daruje mu tego, za niedługo to Joker stanie się jej zabawką, z którą można zrobić wszystko, co się tylko zapragnie. — Zapraszam do mojego królestwa. — Wysiadł, nie czekając na nią.

Nie kazała mu długo czekać, jeszcze wykorzystałby ową zwłokę przeciw niej. Rozejrzała się zaintrygowana. Znajdowali się w wielkiej jaskini, której strop budził grozę przez licznie wystające z niego stalaktyty. Jedne większe, drugie mniejsze, ale wszystkie ostre jak szpikulce do lodu, gotowe spaść na głowę nierozważnego człowieka przy najmniejszym błędzie, który zakłócił ich sen. Niektóre łączyły się stalagmitami, tworząc kolumny przywodzące na myśl te, jakie wyszły spod dłuta największego artysty, zdobiące najpiękniejsze sale balowe w zamkach dawnych królów. Niestety część bajecznych wytworów matki ziemi zostały barbarzyńsko ścięte, tworząc naturalną barierę dla setek jak nie tysięcy skrzyń i beczek. Chciała zapytać, co w nich jest, jednak instynkt podpowiadał jej, żeby tego nie robić. Bała się, że znowu ją potraktuje jak głupiutkie dziewczę. W oddali słyszała monotonny szmer, który roznosił się głuchym echem w pustej przestrzeni, odbijając się od lśniących tajemniczo w świetle sztucznego światła ścian.

— Chodź.

Pozwoliła mu poprowadzić się przez słabo oświetlone korytarze podziemnej fortecy, co jakiś czas mijając niewielkie drzwi. Przez całą wędrówkę towarzyszył im zagadkowy szum, który po jakimś czasie zaczął ją uspokajać. Był zarazem miły dla ucha, lecz przyprawiał ją również o ciarki. W końcu zatrzymali się przed metalowymi drzwiami. Od razu zauważyła, że różnią się od pozostałych. Wyglądały na bardzo ciężkie, chyba pancerne, a obok znajdował się panel z przyciskami i skaner biometryczny. Zastanawiała się, co może znajdować się za nimi, że potrzebuje takich zabezpieczeń. Wbił kod dostępu, pilnując, żeby nie zauważyła go i przyłożył prawe oko do skanera. W mechanizmie cicho zgrzytnęło i drzwi lekko się uchyliły. Złapał je, otwierając na całą szerokość.

— Zapraszam do Komnaty Zadumy — powiedział, uśmiechając się tajemniczo.


Nie jestem do końca zadowolona z tych dwóch rozdziałów, ale nie chce was zostawiać w niepewności przez kolejny miesiąc. Mam nadzieję, że nie są, aż takie złe, jak mi się wydaje i nie zawiodłam was nimi. 

Założę się, że większość wybrała takie zakończenie ostatniego spotkania Avy z Jokerem, jednak serdecznie zapraszam do rozdziału ,,Nicość - Nie!". Pomimo że jest to alternatywne zakończenie historii Panny Znikąd zawiera pewne ważne dla fabuły wątki, które na pewno rozjaśnią Wam przeszłe i przyszłe wydarzenia. 😉 

Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro