Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[2] J/S

     ─ Jesteście okropni! ─  Krzyknęła najstarsza z córek namiestnika Północy do grupy śmiejących się dzieci, z którymi chwilę wcześniej się radośnie bawiła. Podniosła wysoko głowę do góry, rzucając lalkę, ubraną w lnianą sukienkę na podłogę i szybko wybiegła z zachodniej komnaty wysoki, wypatrując znajomej twarzy pośród wielu strażników i służby. Towarzyszył jej tylko stukot niskich obcasów i śmiech dziecięcy.

   ─ Jon! ─ Krzyknęła, gdy zauważyła znajomą czarną, rozmierzoną czuprynę. Skoczyła na posiadacza owych włosów, który po chwili objął kruchą istotkę. Gdyby nie to, że był znacznie silniejszy od dziewczyny, to oboje by leżeli na podłodze. Czarnowłosy chłopak zdezorientowany, przytulił niepewnie do siebie mniejszą od siebie dziewczynę. Ona od pewnego czasu, zdecydowanie unikała jego obecności, nie mówiąc już o kontakcie fizycznym. Wiedział, że gdyby to była błahostka lub chodziło o zwykły żart ze strony młodszej siostry, nie przytulała by się do niego, jakby był jej ostatnią nadzieją na ratunek, ani by się do niego nie zwróciła po pomoc.

   ─ Wybacz Maggie, ale rozmowę musimy dokończyć później.

Towarzyszka chłopaka: długowłosa dziewczyna o jasnych, blond włosa, zacisnęła usta w wąską linię, słysząc słowa skierowane w jej kierunku. Wpatrywała się z zazdrością w plecy dziewczyny w jego ramionach.

     ─ Dobrze. ─ Ukłoniła się i odeszła, zostawiając rodzeństwo samych.

Jon odsunął od siebie Sansę, stawiając ją stabilnie na ziemi.

  ─ Ratuj mnie. Oni są okropni .─ Powiedziała tylko przez płacz Starkòwna, obejmując brata za szyję.

Przechodzący koło nich mężczyźni, patrzyli na nich koncentrowani.

Snow przybliżył swe usta do twarzy Sansy, lecz zmienił kierunek, nachylając się na jej prawym uchem.

   ─ Ochronię cię, obiecuje. Przy mnie jesteś bezpieczna.

Czuła ciepły oddech brata na swojej szyi, który o dziwo ją uspokajał i dawał poczucie bezpieczeństwa i miłości braterskiej, którą doświadczała przy Robbie, Rickonie i Branie. Wtuliła nos w jego wewnętrzną część futra, spoglądając za jego ramię błękitnymi oczami, które straciły swój blask. Sama się zdziwiła, pierwszy raz poczuła z nim głębszą więź.  Obejmował Sansę, przybliżając do siebie, jakby chciał pokazać, że jego słowa wcale nie rzucił na wiatr.

_____

Mimo zbliżającej się nieubłagalnie starcia między dwoma armiami, chorągwi walczącymi o ròżne od siebie cele, jednak tak samo podobne; jedni o odzyskanie zgarniętego lata wcześniej, Winterfell, stolicę Pòłnocy, ukochanego rodowego zamku Starkòw, którzy został tak brutalnie odebrany, drudzy najeźdźcy, uzurpatorzy, jak ich niektórzy nazywali, broniący zamku w Winterfell, pod swoim przywództwie, którzy więcej wyrządził zła, niżeli dobra w swoim życiu, psychopace bez duszy. ─ Stali naprzeciwko siebie, mieniąc się spojrzeniami, w których była widoczna determinacja, w uzyskaniu tego co ich.

On gotowy walczyć i bronić swój dom, i swoją rodzinę, ona z jeszcze większą determinacją, pragnąca powrócić do rodzinnego domu, za których oddałaby wszelkie bogactwa i chcąca wymierzyć tak długo wyczekiwaną sprawiedliwość. Wydawało się dziewczynie, że widzi w oczach mężczyzny płomienne, ciemnoczerwono pomarańczowe i tak jaśniejące, aż sama nie była pewna swoich racji. Bo był lodem, prawda? Zimnym i mroźnym szronem, śniegiem, w którym zawsze mogła znaleźć oparcie.

Mężczyzna podszedł do dziewczyny bliżej, patrząc intensywnie w jej lodowate, niebieskie oczy. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, a temperatura w pomieszczeniu znacznie się podwyższyła. Czy płynęła z kominka czy to ciepło mężczyzny przyjemnie ją otulało?
 
     ─ Nigdy już cię nie krzywdzi. Obronie cię, obiecuje. ─ Zapewnił z pewnością w głosie dziewczynę, patrząc na nią z mieszaną czułości i z czegoś jeszcze, czego nie umiała zidentyfikować.

  ─ Nikt nie może mnie ochronić. ─ Odpowiedziała bez zastanowienia, spoglądając na mężczyznę wiedząc, że jej miejsce jest przy nim.

Dotrzymał obietnicy. Obronił mnie. Dał mi wymierzyć sprawiedliwość. Odzyskała wiarę w mężczyzn. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro