Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Zamiana stron?•

Postacie występujące w tym fanfiction są wyłącznością Sary Shepard.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wiatr kołysał przydrożnymi drzewami. Na jak do tej pory błękitne niebo wdarły się ciemne chmury. Ta pogoda w Rosewood dla mieszkańców była dużym zaskoczeniem. Od początku lata panowały niemiłosiernie upały, więc kiedy tak nagle przyszło ochłodzenie, większość z nich musiała porzucić plany, o leniuchowaniu cały dzień na słońcu. Niektórzy uważali, że zmiana pogody ma coś wspólnego z niedawnym morderstwem młodej dziewczyny. Były to oczywiście nic nie warte plotki, bo przecież nikt nie umie wpływać na zmianę pogody. Co najwyżej można wpłynąć na potoczenie się życia innych osób, a to pewna osoba z miasta umie bardzo dobrze.

~•~

Hanna Marin przymrużała oczy, jadąc rowerem pod wiatr. W tej chwili zazdrościła niektórym posiadania okularów. Na niebie pojawiały się coraz to nowe chmury, zwiastujące opady deszczu. Nastolatka westchnęła z irytacją i zaczęła szybciej pedałować. Zmierzała do swojej przyjaciółki - Mony. Czarnowłosa dziewczyna czekała na nią z kolejną ,, super ważną i fajną wiadomością ,, .
Hanna miała tylko nadzieję, że nie będzie to żaden szalony pomysł, na których brak Mona z pewnością nie mogła narzekać. Na asfalcie pojawiały się już pierwsze krople deszczu. Blondynka przyhamowała i skręciła na posiadłość przyjaciółki. Zwinnie zaskoczyła z roweru. Rzuciła pojazd na trawę, a sama pobiegła pędem do drzwi. Zapukała,  modląc się, by ktoś jak najszybciej wpuścił ją do środka.  Ubrania nastolatki zaczynały przesiąkać, od panującej na dworze ulewy.
Jeszcze przed chwilą było tak spokojnie, pomyślała Hanna. Zdecydowanie należała do osób, które wolą słoneczne dni.
Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła ruch klamki. Mama Mony odsunęła się, by dziewczyna mogła wejść do środka.

-Dzień dobry, ja do Mony -przywitała się Hanna.

-Szczerze mówiąc zdziwiłabym się, gdybyś przyszła z wizytą do mnie. Ale swojej mamie możesz powiedzieć, że czekam z dobrą kawą. -kobieta posłała jej ciepły uśmiech.

-Na pewno jej przekażę -Hanna odwzajemniła uśmiech.

-Mona jest w salonie, ja jadę teraz na zakupy, więc macie cały dom dla siebie.

Blondynka tylko skinęła głową i ruszyła w stronę wskazanego pomieszczenia. Miała nadzieję, że przyjaciółka pożyczy jej jakieś suche ubrania i szybko wyjaśni o co chodzi.

-Hej, już jestem. Strasznie zmokłam, po drodze...

-Ciii -uciszyła ją przyjaciółka -nie gadaj tyle, tylko siadaj i oglądaj -wskazała na płaski ekran telewizora.

Hanna spojrzała na nią z wyrzutem. Była cała mokra i marzyła o suchych ubraniach. Widząc, że czarnowłosa w ogóle nie zwraca na to uwagi, przeniosła wzrok na ekran. Relacja na żywo nagrywana była przed komisariatem. Widać było jak kobieta w średnim wieku podbiega do jakiejś dziewczyny i zaczyna zadawać jej wiele pytań. Dopiero po chwili, Hanna zauważyła, że kompletnie zaskoczona nastolatka to Alison  DiLaurentis. Po chwili na nagraniu pojawił się jej brat, który zaprowadził ją do auta i odjechał. Ekran telewizora zgasł. Mona z triumfalną miną odłożyła pilota i stanęła przed Hanną.

-Czy to była...

-Tak, to była nasza szkolna gwiazda, przyłapana w bardzo niekorzystnej sytuacji.

-Ale skąd dziennikarze wiedzieli... myślałam, że policja nie udziela takich informacji, gdy nie jest do końca pewna.

-Tych informacji nie udzieliła im policja -oznajmiła czarnowłosa z przebiegłym i lekko złowieszczym uśmiechem.

-Ty do nich zadzwoniłaś?!

-Zrobiłam to, co trzeba było zrobić. Teraz wystarczy tylko podsycać i urozmaicić tę plotkę, a nasza gwiazda... zgaśnie. Spadnie na ziemię, a my wzniesiemy się na jej miejsce. Genialne prawda?

Nastolatka miała kompletny mętlik w głowie. Nigdy nie robiła nikomu tak okropnych numerów, a sama jeszcze pamiętała czasy, gdy to ona była pośmiewiskiem. Jakoś się do tego przyzwyczaiła, ale szczerze wątpiła, że Ali do tego przywyknie. To by ją zabiło. A Hanna nie miała zamiaru przyczyniać się do tej śmierci.

-Nie Mona -zaczęła stanowczym głosem - to nie jest genialne. Musisz przywyknąć, że żaden z twoich zwariowanych pomysłów nie jest taki. To co zrobiłaś jest... złe. Z tego co wiem, my miałyśmy być od niej lepsze, a ty zachowujesz się dokładnie tak samo!

-Tobie nic wiecznie nie pasuje! Jak tak bardzo zależy ci na Alison to idź i zaprzyjaźnij się z nią. Nie potrzebuję takiego tchórza jak ty!

-Mona przestań...

-To ty przestań gadać! Wynocha! No już! Wynoś się! -warknęła wściekle mierząc towarzyszkę wzrokiem.

Wyglądała tak, jakby zaraz miała się na nią rzucić i rozerwać na strzępy.  Hanna spojrzała w jej oczy. Nic nie wyglądało na to, by ta żartowała. Nastolatka dumnie uniosła głowę i wyszła z domu Mony. Na dworze nadal lało, ale ubrania dziewczyny i tak były już przemoczone. Chwyciła rower i jak najszybciej odjechała spod posiadłości. A miało być tak pięknie, pomyślała mrużąc oczy, by uniknąć silnie wiejącego wiatru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro