·Gdzie się podziała nasza Emily?·
Postacie występujące w tym fanfiction są wyłącznością Sary Shepard.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Maya St. Germain siedziała w salonie państwa Fields. Mama Emily podała jej szklankę z wodą i posłała jej pokrzepiający uśmiech. Córka pani Fields zaginęła parę dni temu. Na samym początku kobieta ze złością wparowała do domu Mai, myśląc, że tam ukrywa się córka. Dopiero zaskoczenie i strach w oczach nastolatki upewniły ją, że jej córka odeszła. Uciekła z domu, co było tylko i wyłącznie jej winą. Była taka uparta, stanowcza. Nie rozumiała, że jej Emily zakochała się w dziewczynie, która odwzajemniała te uczucia. Teraz to wiedziała. Pogodziła się z młodą St. Germain, która ze wszystkich sił starała się pomóc w odnalezieniu Emily.
Czarnowłosa nastolatka właśnie wracała z miasta, gdzie zgodnie z radą policji rozwiesiła ulotki informujące o zaginięciu jej drugiej połówki. Z wdzięcznością przyjęła wodę i wypiła ją za jednym zamachem. Wcześniej tak bardzo różniły się z panią Fields, ale odkąd kobieta przeprosiła ją i poprosiła o pomoc w poszukiwaniach, bardzo się do siebie zbliżyły. Nawet w ich wyglądzie zaszły podobne zmiany. Obie kobiety były prawie nieumalowane, ich oczy były napuchnięte od płaczu, a na twarzy ciągle gościły różne emocje; strach, niepewność, tęsknota, ból.
Po dłuższej chwili Maya przerwała ciszę:
-Policja dzwoniła? Wiedzą coś nowego?
Oczywiście domyślała się odpowiedzi, bo gdyby kobieta dostała jakieś wieści, to na pewno poinformowałaby już o tym nastolatkę.
Pani Fields już miała się odezwać, ale przerwał jej dzwonek telefonu, leżącego na stoliku. Maya miała wielką ochotę rzucić się na urządzenie, ale matka Emily uprzedziła ją. Już trzymała słuchawkę przy uchu. Jednocześnie podniosła się z kanapy i nerwowo spacerowała po drewnianej podłodze. Maya obserwowała ją w skupieniu, czekając na koniec rozmowy.
-Tak tak, to ja -mruknęła kobieta do telefonu.
Po chwili zatrzymała się w miejscu. Na jej twarzy malowało się przerażenie.
-Nie. To nie może być ona! Musieliście ją z kimś pomylić... tylko nie Emily -upuściła słuchawkę i schowała twarz w dłoniach.
Maya natychmiast podbiegła do szlochającej kobiety i pomogła jej usiąść na fotelu, który przed chwilą sama opuściła. Złapała ją za rękę i próbowała uspokoić, pomimo tego, że w środku sama czuła okropny ból. Przeczuwała, że stało się coś okropnego, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nagle kobieta złapała się za klatkę piersiową, a następnie osunęła z fotela. Zemdlała. Maya błyskawicznie podbiegła do leżącego na ziemi telefonu i wybrała numer na pogotowie. Do przyjazdu karetki cały czas siedziała przy matce Emily, co chwila sprawdzając jej puls. Kobieta ocknęła się kilka sekund przed tym jak lekarze wparowali do jej salonu. Zarówno ją jak i przerażoną nastolatkę zaprowadzili do karetki. Gdy dotarły do szpitala Maya posłusznie przyjęła jakieś leki na uspokojenie. Panią Fields zabrali na badania. Lekarka upierała się, by nastolatka wróciła do domu i odpoczęła, lecz ona tylko odburknęła, że nic jej nie jest, i że musi porozmawiać z mamą Emily. Po godzinie pielęgniarka pozwoliła wejść dziewczynie do jednej z sal. Nastolatka zauważyła, że pani Fields leży na łóżku i nieobecnym wzrokiem wpatruje się w sufit. Usiadła na krześle obok i delikatnie uścisnęła dłoń kobiety.
-Co się stało? -spytała prosto z mostu.
Przez dłuższą chwile słychać było tylko czyjeś kroki na korytarzu, płacz dziecka w oddali i auta jeżdżące ruchomą ulicą przed szpitalem.
W końcu Pani Fields otworzyła usta by wydukać z siebie trzy słowa:
-Emily nie żyje -zaraz po tym zaniosła się niepohamowanym płaczem.
Witajcie kłamczuchy! Dość długo nie wstawiałam rozdziałów. Chcę wam to jakoś wynagrodzić, więc robię mini maraton. Maraton startuje właśnie w tej chwili, a to jest jego pierwsza część. (Będą, a raczej już są, łącznie trzy części)
Miłego czytania!
Ali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro