Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• A zdemaskowany? •

Postacie występujące w tym fanfiction są wyłącznością Sary Shepard.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdy przeciwnik zbliżył się do jej kryjówki z całej siły zamachnęła się swoją "bronią" co kompletnie zaskoczyło rywala. Sekundę leżał juz obok na ziemi, klnąc cicho pod nosem. Zaraz... czy to nie jest przypadkiem głos Alison? Hanna przyjżała się i była już pewna, że uderzyła własną przyjaciółkę.

Alison podniosła się z ziemi, obrzucając Hannę Marin gniewnym spojrzeniem.

- Boże... Ali, tak mi przykro... myślałam... myślałam, że to A, lub ten morderca, który zabił Emily Fields... - Hanna zaczęła wydukiwać przeprosiny - Nic ci nie zrobiłam?

Nastolatka widząc zamieszanie koleżanki uśmiechnęła się słabo i mruknęła po nosem:

- Nic mi nie jest... a tobie nic się nie stało? Widziałam jak goniłaś tego prześladowcę...

- Już go prawie złapałam,  ale schował się w lesie, a później mnie zaatakował i chyba przebiłam sobie czymś nogę. - odsłoniła bosą stopę, na której były widoczne ślady krwi.

Alison skrzywiła się, pomogła wstać Hannie i o wspólnych siłach doczłapały się do rezydencji DiLaurentis'ów. Jak się okazało rana Hanny była niegroźna, więc wystarczyło ją tylko przemyć i nakleić plasterek. W tym czasie nastolatka z zapałem opowiadała jak przebiegał cały pościg.

- Szkoda tylko, że nie miałam odpowiednich butów, może wtedy udałoby się nam go złapać albo chociaż zdjąć mu kaptur z głowy... a tak to nie mamy żadnej wskazówki, co do tożsamości A.

- Właściwie to ja coś znalazłam... jak biegliście, to z kieszeni wypadło mu to - wyjęła zza pleców czarny, skórzany portfel.

- O rany! To może być odpowiedź na nasze pytania! Czekaj... sprawdzałaś już co tam jest?

Alison pokiwała przecząco głową.

- Chciałam zaczekać na ciebie, uważam, że to ty powinnaś to otworzyć.

-  Naprawdę? Ale przecież to ty go znalazłaś.

- Tak, ale to był przypadek, gdyby nie ty to pewnie nic bym nie znalazła. No już - podsunęła portfel w stronę Hanny - Otwieraj.

Jej towarzyszka wzięła go drżącymi rękami i powoli otworzyła. W środku znalazła tylko dowód osobisty. Wyjęła go z środka, chciała odnaleźć imię i nazwisko jego właściciela, ale wystarczyło, by zerknęła na zamieszczone tam zdjęcie. Dowód wypadł jej z ręki i spadł pod stół, a ona nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w pustą przestrzeń.

Alison zdziwiona jej reakcją schyliła się po dowód. Obróciła go w rękach. Z miniaturowego zdjęcia patrzyła na nią twarz Mony. Blondynka zacisnęła zęby. Czy Naomi i Riley teraz również jej pomagają? Czy to możliwe, że pomagają tej idiotce i działają przeciwko niej? Nie mogła w to uwierzyć. Nie chciała w to uwierzyć, bo przecież tyle je łączyło. Zerknęła na Hannę, która już otrząsnęła się z szoku i teraz gorączkowo szukała czegoś w torebce. Po chwili wyciągnęła swój telefon i zaczęła wystukiwać dobrze znany numer.

- Co robisz? - przerwała jej Ali.

- Jak to co? Dzwonię do tej suki, powiedzieć jej co o niej myślę - warknęła.

- Nie rób tego. Nie w ten sposób. Pojedziemy do niej za kilka godzin, gdy zrobi się jasno - powiedziała i z ulgą stwierdziła, że Hanna zgadza się na jej propozycję.

Upewniły się,  że wszystkie drzwi są zamknięte, a okna zasłonięte żaluzjami i poszły do pokoju Alison, by się przespać.

Rano Ali obudziła się pierwsza,  poszła do kuchni zrobiła im kanapki i z tacą wróciła na górę. Hanna właśnie się obudziła, spojrzała na nią sennym wzrokiem i spytała:

- Która godzina?

- Za kilka minut dziewiąta. Napijesz się czegoś?

- Nie. Nic nie chcę - zerwała się z łóżka - Lepiej chodźmy już do Mo... do tej kretynki, która podawała się za A.

Alison pokiwała głową i po chwili były już na dworze. Mijały dobrze znane ulice. Serce Hanny zaczęło bić szybciej, gdy weszły na podjazd domu jej dawnej przyjaciółki. Alison dumnie wyprostowała plecy i uniosła głowę. W tym samym momencie zapukały do drzwi. Spojrzały na siebie. Alison posłała Hannie przebiegły uśmiech. Przecież nie mogły pozwolić, by Monie uszło to wszystko na sucho. Kiedy tu szły,  postanowiły, że najpierw powiedzą jej co o tym wszystkim myślą. Postraszą, że zadzwonią na policję, chyba, że zgodzi się wykonać ich polecenia, które na calu miałyby ośmieszenie jej przed ludźmi ze szkoły.

Stały przed drzwiami już dłuższą chwilę, ale nikt do tej pory ich nie otworzył. Hanna pociągnęła za klamkę. Drzwi natychmiast przesunęły się w jej stronę, dając jej możliwość wejścia do budynku. Nastolatka wzruszyła ramionami i weszła do środka.

- Mona?! Jesteś tu?! - krzyknęła wchodząc do salonu.

- Może nie ma jej w domu? - spytała cicho Alison.

- Nie, nie zostawiłaby otwartych drzwi. Pewnie jest w pokoju i głośno słucha muzyki. Chodźmy tam.

Ali podążała za towarzyszą, ale nagle tamta zatrzymała się gwałtownie i wydała z siebie głuchy pisk. Blondynka wyjrzała zza jej pleców, ale natychmiast się odwróciła. Na podłodze przed nimi leżała zakrwawiona Mona. Czarnowłosa dziewczyna miała głębokie rany na nadgarstkach, a w jej  bladej już dłoni spoczywał brudny od krwi nóż. W tym momencie Ali dziękowała w duchu, że nie zdążyła zjeść tych kanapek.

Kątem oka zauważyła, jak Hanna niezdarnie upadła obok ciała dawniej przyjaciółki i ze łzami w oczach próbuje zbadać jej puls. Alison otrząsnęła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Na małym stoliku leżał telefon. Wzięła go do ręki. Już miała wykręcić numer na pogotowie i policję, ale zauważyła, że na ekranie widnieje sms od nieznanego nadawcy.

Od nieznany: Przestań się mieszać w sprawy, które cię nie dotyczą. Jeśli mnie nie posłuchasz, to źle się to dla ciebie skończy. Lepiej przekaż to też swoim nowym przyjaciółką. Chyba nie chcesz, by one też ucierpiały?
- A.

Nastolatka zakryła usta dłonią. Skoro Mona otrzymała tego sms'a, to niemożliwe jest, by była A. Z osłupienia wyrwał ją zrozpaczony głos Hanny:

- Na co czekasz?! Dzwoń po karetkę!

Alison szybko wykonała jej polecenie następnie pomogła przenieść ciało Mony na kanapę i zatamować krwawienie, na tyle, na ile były w stanie to zrobić.

- Mona nie jest A.

- A jakie to ma teraz znaczenie?! - warknęła Hanna przez łzy.

Alison zagryzła wargę. Nagle coś do niej dotarło. A co jeśli Mona nie popełniła samobójstwa, tylko została zamordowana? Czy Riley i Naomi też grozi niebezpieczeństwo?

- Hann... wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale czy ona byłaby zdolna popełnić samobójstwo? Miała jakieś powody?

- Mona? Nie... nie ona nie mogłaby... to nie w jej stylu... teraz... teraz wszystko szło po jej myśli... - szlochała cicho, nagle jakby dotarł do niej sens pytania Alison - Czy ty... ty myślisz, że ktoś ją zamordował?

- Nie wiem. Na jej telefonie znalazłam sms'a od A, który groził jej, że jak nie przestanie wchodzić mu w drogę, to źle się to dla niej skończy. Dla niej i dla Naomi i Riley, myślę, że... - nagle urwała, gdyż na dole usłyszała jakiś hałas.

- To za wcześnie na przyjazd karetki - szepnęła cicho Hanna z przerażeniem w oczach.

Nastolatki chwyciły za jedyną broń, którą miały przy sobie, czyli nóż, który wcześniej leżał w dłoni Mony. Hanna jedna natychmiast całkowicie oddała go Alison, gdyż nie była w stanie go trzymać. Stały obok siebie w napięciu i nasłuchiwały, jak ktoś zbliża się do pokoju.

Hej!

Dziękuję za wszystkie gwiazdki, wyświetlenia i komentarze pod poprzednim rozdziałem.

Bardzo mile widziana jest wasza opinia i pod tym rozdziałem.

A czy wy wiecie już kto jest A?
Czy naszym bohaterką coś grozi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro