Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31.


Hej co tam u Was?


Mój "urlop" wydłużył się co najmniej do świąt. Może w końcu uda mi się dokończyć któreś opowiadanie.

Boże tęskniłam za pisaniem STETERA.

Ostatnio pisałam sporo miniaturek z TW z naprawdę nietypowymi shipami.

Powrót do mojego OTP był jak wiosna po bardzo długiej zimie ;)

Sprawdzony przez betę :)


***

Stiles nie może powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, a co gorsze wyrywa mu się też krótki chichot. Gdy Peter mierzy go uważnym spojrzeniem, próbuje udawać całkowicie poważnego. Chyba nie do końca mu się to udaje, bo Hale jedynie mruży podejrzliwie oczy.

— Mogę wiedzieć, co cię aż tak rozbawiło?

— Sam nie wiem... może to, że naprawdę udało nam się przeżyć? Chyba dopiero teraz to do mnie w pełni dotarło — przyznaje. — Fajnie mieć wszystkie kończyny i nie musieć się martwić, że wilkołak z kompleksem Boga zechce pobawić się moimi wnętrznościami. — Milknie na chwilę i zerka na Petera, którego mina jest przekomiczna. Rozbawienie pomieszane z obrzydzeniem daje ciekawe efekty wizualne. — Dodatkowo darach przestał istnieć, a jego miejsce zajęła Jennifer, czy może raczej Julia. Nie wiem, które imię teraz woli... ale w zasadzie mnie to rybka. Ciekawe tylko czy Derekowi nie będzie się plątać... hm, zawsze możemy wymyślić jej jakąś ksywkę. Myślisz, że JJ brzmi w porządku?

— Jak dla mnie okay — mówi Hale. Czyli nadal nadąża za jego paplaniną? Imponujące. — Jednak lepiej będzie jak wstrzymasz się z tym spoufalaniem, aż upewnimy się, że morderczy szał całkiem jej minął, dobrze?

— Możesz mieć rację. Dla dobra ogółu wolałbym, żeby zmieniła się w pacyfistkę.

— Jetem pewien, że Derek też by to docenił. — Peter wygląda, jakby zastanawiał się nad czymś niezbyt miłym. Stilinski stara się taktownie milczeć, a w jego przypadku to nie lada wyczyn. — Nie wiem, jakim cudem on ma aż takiego pecha co do kobiet...

— Też się kiedyś nad tym zastanawiałem. Jesteś pewien, że nie stłukł żadnego lustra ani nie przeszedł pod drabiną?

— Z nim nigdy nie można być niczego pewnym.

— To u was rodzinna cecha? — pyta niewinnie Stiles.

— Bardzo zabawne. — mamrocze wilkołak, wywracając oczami. — Haha.

— Wracając do Dereka, to zaczęło się od tej całej Pagie, tak?

— Później była Kate i teraz Jennifer-darach. Nie wiem nic o jego związkach z okresu, gdy mieszkał w Nowym Jorku.

— Może to lepiej? Strach pomyśleć, na kogo mógł jeszcze trafić

— Racja.

— Jeśli JJ nie minie chęć na mordowanie wszystkich wokoło, pomijając oczywiście kilka szczególnych dni w miesiącu... — milknie na kilka sekund, bo wizja rzucającej w nich pantoflami wściekłej Jeniffer/Julii jest bardzo realistyczna — to będę głosował za tym, żeby pan Gburek rozważył związek z facetem. Taki Danny na przykład. Chłopak wydaje się być całkiem zdrowy psychicznie, a to nie jest coś, co można powiedzieć o dwóch z trzech znanych nam partnerkach twojego siostrzeńca. — Hale śmieje się, odrzucając głowę do tyłu. To całkiem nowa twarz, tego wiecznie sarkastycznego i odrobinę cynicznego faceta. Stiles jest z siebie bardzo zadowolony. Może to jego paplanie czasami na coś się przydaje.

— Chcę być obecny przy tym jak mu to zasugerujesz — charczy pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. — Tylko uprzeć mnie wcześniej, proszę.

— Niby dlaczego?

— Żebym zabrał ze sobą kamerę. Muszę mieć to uwiecznione w dobrej rozdzielczości.

— Okay...

***

Kilka minut przed szóstą po południu, Peter zaczyna zerkać znacząco na swoje opatrunki. Stiles dzwoni jeszcze do Deatona, aby upewnić się, że na pewno mogą zmyć już lekarstwo. A potem wybiera numer na posterunek, początkowo ma zamiar poprosić ojca do telefonu, ale odbiera Abigail Green, czyli dziewczyna jego staruszka. Nie byłby sobą, gdyby chwile z nią i z niej nie pożartował. Pyta jej czy mogłaby zgarnąć Johna na noc do siebie. I tym razem to kolej na nią, aby kpiła z niego. Stilinski czuje się bardzo zażenowany, gdy uświadamia sobie, że Hale doskonale słyszy każde słowo. Przytyki o gorących randkach, przystojniakach i zabezpieczeniu z całą pewnością mu nie umknęły. Kiedy rozmowa dobiega końca ma wrażenie, że jego uszy i twarz zaraz zajmą się ogniem, albo przynajmniej para buchnie mu nosem. Peter z pewnością ma ten swój krzywy uśmieszek. Stiles nie musi na niego nawet patrzeć, żeby to wiedzieć.

— Całkiem nieźle dogadujesz się z nową partnerką swojego ojca — stwierdza dziwnym tonem wilkołak. — Może to głupie, ale wydawało mi się, że takie relacje są zawsze trudne i pełno w nich udawanej uprzejmości...

— Nigdy o tym nie rozmawiałem z ojcem, ale zawsze wiedziałem, że on jeszcze kiedyś spróbuje się z kimś związać. — Nie jest pewien j, ak wytłumaczyć komuś coś, co dla niego jest tak oczywiste, że nigdy nie musiał nawet nad tym myśleć. — Kiedy zmarła moja mama, ojciec miał zaledwie trzydzieści osiem lat. Minęło już niemal dziesięć i jeśli to nie jest odpowiedni moment, żeby spróbował ponownie... to niby kiedy on nastąpi? — Wzrusza ramionami. — Nie jestem naiwny i zdaję sobie sprawę, że w międzyczasie pewnie były inne kobiety. Jednak żadna z nich nie była na tyle ważna, by nas sobie przedstawiono.

— Jesteś najlepszym synem, jakiego ktoś mógłby sobie życzyć, albo genialnym aktorem.

— Och, uwierz, żadna z tych rzeczy nie jest prawdą. Możesz zapytać Johna. Powie, że jestem upartym, pyskatym gówniarzem, który zawsze łazi tam, gdzie nie powinien.

— To też trafny opis.

— No nie? — Śmieje się krótko. — A jeśli chodzi o Abigail to... dogadywałem się z nią już od dawna. Prawie od początku jej służby w policji. Jeszcze zanim mój staruszek zobaczył w niej kobietę, a nie tylko posterunkową, podwładną czy może koleżankę z pracy.

— Słychać było, że jesteście blisko.

— Tak, jeśli o to chodzi to...

— Nie musisz mi nic mówić, jeśli nie chcesz — mówi Hale z uśmiechem. — Co prawda nie unikniemy tego, że pewne rzeczy i i tak podsłuchałem... i wywąchałem.

— Tak? — pyta Stilinski, mrużąc oczy. — Słyszałeś moją rozmowę z Abby, ale co innego i niby skąd miałbyś wiedzieć?

— Coming out przed szeryfem był naprawdę szybki i bezproblemowy.

— Coś jeszcze? — Stiles zaczyna obawiać się odpowiedzi Petera. W końcu wilkołak mieszkał z nim już jakiś czas.

— Tak... pewien twój nocny prysznic był ciekawym słuchowiskiem.

— Żartujesz? Powiedz, że tak naprawdę spałeś jak zabity i...

— Przykro mi.

— Wcale nie jest ci przykro ty dupku! — syczy zawstydzony Stiles. Czuje, jak jego twarz robi się coraz cieplejsza.

— Najwyraźniej dziewczyna twojego ojca jest całkiem nieźle zorientowana w tym, co u ciebie... skoro wie o tobie więcej niż przyjaciele ze stada. — Peter przypatruje się Stilesowi z zastanowienim. — Bo zakładam, że mówiła prawdę o twoim... hm... wyjątkowym przyjacielu?

— Musiałem z kimś o tym pogadać inaczej bym zwariował — przyznaje Stilinski. — McCall nie nadaje się do rozmów o cudzej seksualności. A jeśli spróbowałbym powiedzieć przy nim cokolwiek o moim życiu erotycznym, to najprawdopodobniej ogłuchłby permanentnie.

— Był już ślepy alfa. — prycha Hale. — To może być i głuchy.

— Czasami nienawidzę tego, że wszyscy wokół mnie mają te swoje super zmysły — mamrocze Stilinski. — A co do reszty tego, co podsłuchałeś, to Hugh znam niemal od urodzenia. Byliśmy sąsiadami, a potem jego rodzina przeprowadziła się do sąsiedniego miasteczka. Od czasu do czasu do siebie piszemy. — Zagryza wargę, niepewny czy naprawdę chce zdradzić o sobie aż tyle. Spogląda na Petera, ale ten nie wygląda, jakby miał zaraz zacząć z niego kpić. — On jest gejem, a ja nie byłem pewny... obaj mieliśmy zerowe doświadczenie. Stwierdziliśmy zgodnie, że imprezy i macanie się po pijaku z obcymi ludźmi w klubowych toaletach nie jest dla nas. Wpadliśmy na pomysł, żeby spróbować ze sobą... Więc, tak. Pierwszy raz przeżyłem z kumplem z dzieciństwa, tak jak każdy kolejny.

— Cóż... lepsze to niż wskoczenie do łóżka córce łowców, samemu będąc wilkołakiem.

— Tak zrobił Derek i Scott... A co z tobą?

— To było raczej dawno temu... — Stiles wpatruje się w Hale'a nieustępliwie. — W porządku: miałem siedemnaście lat, a ona była starsza o trzy czy cztery lata. Jej stado prowadziło jakieś interesy z naszym. Spędziliśmy weekend w moim pokoju. Jej matka groziła mi potem rozerwaniem gardła albo kastracją. Jak mówiłem, to było lata temu. — Kręci głową z niedowierzaniem, jakby przypomniało mu się coś wyjątkowo głupiego. — A my znajdujemy się w środku innej rozmowy, prawda?

— Niech ci będzie — Stiles kapituluje, chociaż przeszłość Petera bardzo go ciekawi. — Aż boje się zapytać, co wyczułeś, skoro dzięki wilczemu słuchowi poznałeś prawie wszystkie moje sekrety.

— Mogę wyczuć słabe echo twoich emocji, każda pachnie trochę inaczej i trzeba jeszcze nauczyć się je poprawnie interpretować.

— Cudownie. Przy tobie niewiele da się ukryć, co nie?

— Nie jestem nieomylny. Poza tym twoje emocje są bardzo... dynamiczne. Przeskakujesz od jednego uczucia do drugiego z taką szybkością, że jeśli nie skupiam się tylko i wyłącznie na tym, to część z nich mi umyka. Dodatkowo aromat medykamentów zawsze ci towarzyszy, a to dla mnie bardzo rozpraszające. Zakładam, że to wina twoich leków na ADHD.

— Chociaż raz na coś te pieprzone piguły się przydały. — Stiles oddycha z ulgą. — Miło nie być tak łatwym do odczytania.

— Tak, to z całą pewnością zaleta — prycha wilkołak pod nosem.

— Co tam zrzędzisz? — pyta Stilinski. Choć doskonale zrozumiał każde słowo.

— Nic nie mówiłem.

— Oczywiście, że nie — mówi Stiles, zerkając na zegarek. Już prawie siódma wieczorem, a więc najwyższy czas pozbyć się bandaży i cuchnącego lekarstwa. Jednak zanim to zrobi, musi upewnić się, że pewien sarkastyczny, skretyniały dupek dowie się tego, czego nie może wywąchać. — To jak to jest z tym twoim wilczym ja?

— Póki co wilk jest spokojny — odpowiada Peter wymijająco.

— To dobrze, że nie próbujesz rozwalać mi pokoju, ani nie biegasz po okolicy, sikając na wszystkie hydranty w okolicy.

— Stiles — syczy Peter ostrzegawczo, ale nawet nie błyska w jego stronę czerwonymi oczami. I dobrze. Przynajmniej ten dupek zorientował się już, że dla niego wilcza hierarchia nie ma znaczenia. Omega, beta, alfa – jeden pies, no nie?

— Nie sykaj na mnie, bo dobrze wiesz, że nie o to pytałem. Chyba że jednak nie jesteś tak bystry, jak myślałem...

— Możesz mnie nie obrażać?

— A przestaniesz unikać odpowiedzi?

— Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

— Moje pytanie było odpowiedzią na twoje — mówi Stilinski. Z wręcz sadystyczną przyjemnością obserwuje, jak żyła na skroni Hale'a pulsuje coraz wyraźniej.

— Mam się dobrze. Zarówno moja ludzka jak i wilcza strona są, zważywszy na okoliczności, zadziwiająco spokojne. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?

— Twoja wilcza i ludzka strona... obie lubią mnie tak samo?

— Co? — pyta Peter dziwnie wysokim głosem, a Stiles uśmiecha się diabolicznie.

— Czy może któraś bardziej? To raczej ważne, bo widzisz, nie chciałbym się obudzić kiedyś w łóżku z dobierającym się do mnie wilkiem...

— STILES!

Peter czuje się oszukany. Od dawna żyje w przekonaniu, że nikt ani nic nie może sprawić, że zarumieni się jak podrywana pensjonarka. A tu proszę. Wystarczył sarkastyczny gówniarz z niewyparzoną gębą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro