20.
*Sprawdzony
***
Peter nic nie może poradzić na to, że jego oddech odrobinę rwie się, kiedy wciąż czeka na odpowiedź Stilesa. Jakkolwiek zawsze starał się zrobić coś, żeby chłopak choć na chwilę zapomniał języka w gębie, tak teraz wcale nie podoba mu się jego milczenie.
Powinien siedzieć cicho tak długo, jak to możliwe... przynajmniej mógł być w pobliżu. Nie wie, czy jest jeszcze jakaś szansa na to, żeby to wszystko odkręcić, czy obrócić w żart. Stilinski w końcu na niego patrzy i Peter ze zdziwieniem nie dostrzega w jego spojrzeniu przerażenia czy niechęci.
– Jeśli nie staniesz się na powrót psychopatycznym monstrum, wyglądającym jak coś żywcem wyjętego z horrorów klasy B, to... cóż, nie mam nic przeciwko, żebyś kręcił się gdzieś w pobliżu.
Coś podpowiada wilkołakowi, że Stiles nie rozumie, albo świadomie nie dopuszcza do siebie faktu, że on chciałby czegoś innego niż "kręcenie się w pobliżu". Teraz może faktycznie zadowolić go sama przyjaźń. To lepsze niż nic, przynajmniej ma pewność, że w jakiś sposób jest chciany. Nie wie tylko, na jak długo to wystarczy, ani co zrobi, gdy Stiles zacznie się z kimś spotykać. Ta ich teraźniejsza relacja może wynikać bardziej z tego, że chłopak czuje się samotny i nieco odepchnięty przez resztę stada...
Peter nie chce być zastępstwem...
Dopiero dzisiaj rozumie to, co jego wilcza strona próbowała mu przekazać przez kilka ostatnich dni. Czuje się jak idiota, bo jak mógł nie zauważyć tego, że zaczął się zakochiwać? Może do woli zganiać na swoją kiepską formę fizyczną, ale przecież na Boga, to musiało siedzieć w nim już od jakiegoś czasu... To dziwne przyciąganie i fascynacja pyskatym gówniarzem towarzyszyła mu jeszcze wtedy, gdy był alfą.
Niestety, najwyraźniej tacy jak on, nie dostają swoich szczęśliwych zakończeń. Nie żeby już się do tego nie przyzwyczaił. Jednak gdzieś wciąż ma nadzieję na to, że jeszcze wszystko może się zmienić. Tej konkretnej sprawy nie potrafi i nawet nie chce odpuszczać. Poczeka, może jeszcze coś się zmieni. Póki co... Będzie dokładnie tym, kogo Stiles potrzebuje.
Oczywiście o ile uda im się przeżyć kolejny dzień.
***
To może być jedna z najwymyślniejszych tortur, jaką zafundowało Peterowi życie. Zasypianie obok Stilesa ze świadomością, że nie może być tak blisko niego jak chce... Objęcie chłopaka i wtulenie nosa w jego szyję jest tym, czego domaga się wilk. Peter czuje się tak zjednoczony ze swoim drugim ja jak jeszcze nigdy przedtem. Dotknąć, dotknąć, dotknąć. To naglące i wręcz rozpalające jego umysł pragnienie nie opuszcza go nawet na sekundę. Wilk chce naznaczyć co jego, a staje się to niemal nie do zatrzymania, gdy Stiles przewraca się na drugi bok i otwiera swoje ciekawskie, brązowe ślepia. Hale wie, że zaraz zacznie się seria pytań i już ma ochotę schować się pod łóżkiem, byleby tego uniknąć.
I pozostają w ten sposób przez kolejne kilka minut – tylko patrząc na siebie. Wilkołak próbuje odgadnąć, o czym myśli Stiles, a sądząc po zmarszczonych brwiach i zaciśniętych ustach, chłopak zastanawia się, co też siedzi w głowie Petera. I teraz Hale sam już nie wie, co gorsze – bycie przesłuchiwanym, czy ta pełna napięcia cisza. Sprawy nie ułatwia to, że z trudem powstrzymuje się przed sięgnięciem do Stilinskiego. Jakiś cholernie natrętny głosik w głowie cały czas przypomina mu, że to może być jedyna okazja. Ich jutro jest bardzo niepewne. Peter wie, ile rzeczy może iść nie po ich myśli i to go przeraża. Najchętniej wywiózłby chłopaka jak najdalej stąd. Jednak wtedy szanse Dereka i jego stada spadłyby niemal do zera. Nie może zrobić tego sobie ani jemu. Nie chce przyczynić się do śmierci własnego siostrzeńca. Wybór pomiędzy tym, co trzeba, a tym co chciałby zrobić, jeszcze nigdy nie był tak trudny.
Boi się, że to wybór pomiędzy życiem Dereka a Stilesa.
Niby Stilinski zapewniał go kilka razy, że ma spore szanse na całkowite pokonanie daracha i sprawienie, że dawna Jennifer ponownie przejmie dowodzenie. Z tego co Stiles mu tłumaczył wynika, że to trochę jak rozdwojenie jaźni... Moc Nemetonu i chęć zemsty całkowicie zdominowały umysł emisariuszki, ale usunięcie tego wpływu – czyli całkowite rozładowanie nagromadzonej energii, powinno jej pomóc. A jeśli jej rycerz w srebrnej zbroi (czytaj: Derek) pomści krzywdy, które jej wyrządzono, to istnieją spore szanse, że morderczy szał nieco osłabnie.
***
Stiles nie bardzo wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Tak właściwie to wolałby w ogóle nie myśleć, chociaż przez te kilka godzin. Jednak coś nie pozwala mu zasnąć i sam nie bardzo rozumie co. Może to dziwne zachowanie Petera, który jak nigdy wcześniej zdaje się być myślami zupełnie gdzie indziej. To jak wilkołak pilnuje się, żeby go tylko przypadkiem nie dotknąć, zaczęło być irytujące. Szczególnie, że przez ten czas, kiedy pomieszkiwał w jego pokoju, zdawał się nie mieć pojęcia, czym jest przestrzeń osobista. Teraz nagle dostał jakiegoś uczulenia na dotyk, czy co do cholery? Nastolatek odwraca się twarzą do Hale'a i pomimo półmroku może dostrzec wpatrzone w niego niebieskie oczy. Wilcze oczy.
Wygląda na to, że Peter powstrzymuje się nie tylko od jakiegokolwiek ruchu, ale też od przemiany. Może to wpływ zbliżającego się zaćmienia, że nawet ktoś, kto urodził się wilkołakiem, czuje silny wpływ księżyca?
– Wszystko gra? – pyta cicho.
– Uhm.
Czeka cierpliwie na jakieś dalsze rozwinięcie tej odpowiedzi, ale oczywiście to nie nadchodzi. Stiles prycha zirytowany, bo nawet gdyby panowały egipskie ciemności to i tak zdołałby zorientować się, że coś jest nie w porządku. Nie rozumie tylko, po co i dlaczego wilkołak stara się go zbyć. Myśli, że Stilesa to nie obejdzie? Nawet jeśli niektóre wilcze ciągoty nie są dla niego całkiem jasne, to przecież Hale może mu wytłumaczyć... Może mógłby coś zrobić? Jedno jest pewne – jeśli Peter nie przestanie zachowywać się w ten sposób, to żaden z nich nie zmruży oka. Stilinski nie potrafi zasnąć, gdy ktoś się na niego tak natarczywie gapi.
– Nie wiem, co cię ugryzło... ale masz trzy sekundy na to, żeby mi powiedzieć albo przestać o tym w kółko myśleć i zacząć się zachowywać tak jak zawsze – oznajmia spokojnie.
Czeka i wyraźnie słyszy, jak wilkołak oddycha kilka razy głębiej, ale wciąż czai się gdzieś na samym krańcu materaca. Stiles ma dosyć tej dziecinady. Przesuwa się kilka centymetrów, tak że znajduje się centralnie na samym środku łóżka, a jego prawa ręka wczepia się w ramię Petera. Czuje pod palcami lekkie wzdrygnięcie i już ma zabrać dłoń. Zanim zdąża to zrobić, Hale nakrywa ją własną ręką. To taki prosty gest, ale czuć w nim dziwne ciepło. Stiles myśli, że mógł źle zrozumieć kilka rzeczy. Może Peter wcale nie szuka u niego przyjaźni? I dlaczego, do cholery, nie przeraża go to tak bardzo jak powinno?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro