15.
Nieco krótszy niż zazwyczaj...
Ostatni rozdział przed świętami :)
*Sprawdzony
***
Idą po kolei do łazienki, a potem Stiles biegnie jeszcze na dół sprawdzić, czy zamknął drzwi. Burczy mu w brzuchu, co uświadamia mu, że nie jedli nic od obiadu. Czyli jakieś sześć, siedem godzin? Byli zbyt zajęci zamartwianiem się nadchodzącym zaćmieniem, że zapomnieli o czymś tak przyziemnym jak kolacja. Nie ma za bardzo siły na jakieś kulinarne popisy, więc muszą im wystarczyć kanapki z żółtym serem i pomidorem. Jeśli Hale będzie narzekał na brak mięsa, to zawsze może skoczyć upolować jakąś niewinną sarenkę...
Na szczęście Peter nie wtrąca żadnych uwag, co w zasadzie jest do niego kompletnie niepodobne. Milczący Peter Hale nie wróży zazwyczaj nic dobrego. Przygląda mu się, starając się jakoś ocenić jego humor. Starszy wygląda, jakby bił się ze swoimi myślami i nastolatek bardzo chciałby wiedzieć, jaki jest tego powód.
Nie pyta, bo wie, że każdy czasami potrzebuje trochę odetchnąć. Rozważyć coś w spokoju, bez wścibskiego gówniarza wiszącego mu nad głową. Stara się skupić na własnych sprawach. Popijając ciepłą herbatę, zastanawia się, czy naszykował wszystko do szkoły. To ostatnia klasa i w zasadzie nie zabiłoby go, jeśliby zacząłby chociaż zerkać do książek. Jasne, większość materiału zna... tylko że jego cholerne ADHD nie ułatwia mu przypisywania zdobytej wiedzy do odpowiedniego przedmiotu. Nie raz już zdarzyło mu się przez swoje roztrzepanie zrobić masę głupot, takich jak: na teście z historii opisywać szczegółowo budowę komórki, albo w eseju o literaturze romantycznej, streścić życiorys Michaela Jacksona... No i słynny opis obrzezania na sprawdzianie z ekonomii... Mina jego ojca po powrocie ze spotkania z Finstockiem była bezcenna.
Peter zasypia pierwszy, co nie jest dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że osiemnastolatka wciąż dręczy ciekawość. Mówią, że wściubianie nosa w nie swoje sprawy nie popłaca. Dla niego powstrzymywanie się od tego jest najgorszą męczarnią. Dopiero kiedy znajoma ręka obejmuje go w tali, a na karku czuje spokojny i równy oddech Hale'a, udaje mu się nieco zdrzemnąć.
Nie ma pojęcia, ile czasu spał, ale powoli wybudza się przez jakiś natarczywy, irytujący dźwięk tuż przy jego uchu. Dodatkowo ten odgłos wibruje?! Mógłby spokojnie odpłynąć z powrotem do krainy snów, bo jest mu cieplutko i wygodnie. Sen jest błogosławieństwem i zbawieniem od wszystkich kłopotów, jakie czekają na niego na jawie. Niestety cokolwiek znajduje się obok niego, nie daje za wygraną, nawet jeśli stara się to odepchnąć łokciem. Kolejne niepowodzenie... ta brzęcząco-mrucząca rzecz zdaje się być do niego przytwierdzona niemal na stałe.
Niechętnie otwiera oczy, ale za oknem wciąż jest ciemno i nie może nawet zorientować się, która może być godzina. Zerka na okno i jedyne, co dostrzega, to zarys drzew i księżyc... No tak! Przecież Peter chwilowo u niego mieszka i to on musi być źródłem tego dziwnego dźwięku. Tylko od kiedy wilkołaki mruczą?
Hale chyba wciąż śpi i nie do końca jest świadomy tego, co robi. Nastolatek czuje, jak nos starszego dotyka jego szyi, a chwilę później słyszy szczęśliwy pomruk. Może podoba mu się zapach szamponu albo...? Wilkołak sapie nerwowo i niemal od niego odskakuje.
– Kurwa – słyszy przerażenie w głosie starszego. Zastanawia się, czy coś po prostu mu się śniło? Wciąż nie zdradza się z tym, że nie śpi. Właściwie sam nie wie dlaczego... Peter przez kilka minut leży na drugim końcu łóżka. Stilinski nie ma super czułych zmysłów, ale wydaje mu się, że wilkołak pozostaje dziwnie wystraszony, czy spięty. Kiedy coś spada na podłogę z cichym brzękiem, odwraca się, uznając to za doskonały pretekst.
Nie spodziewa się tylko zastać starszego siedzącego na łóżku i wpatrującego się w niego błyszczącymi, niebieskimi oczami z miną męczennika. Stiles w kilka sekund jest niemal całkowicie przytomny. Szybko sam podciąga się wyżej na materacu i patrzy na niego. Mija minuta, potem kolejna, a oni wciąż tylko gapią się na siebie. Nastolatek nigdy nie lubił ciszy i ta sytuacja nie jest wyjątkiem. Aż go skręca, żeby powiedzieć cokolwiek, ale jakimś dziwnym sposobem wciąż milczy.
– Obudziłem cię? – Hale jest tym, który w końcu decyduje się odezwać. – Przepraszam.
– Daj spokój... To nie jest nawet problem. – Wzrusza ramionami, to nie tak, że nigdy nie zarwał nocy. Jedna mała pobudka wcale mu nie zaszkodzi. – Coś się stało?
– Nie – wzdycha wilkołak i Stiles wie, że kłamie. Prycha nieco zirytowany. – Połóż się, masz jutro na rano...
– A ty?
– Na razie nie zasnę, może poczytam... nie musisz się przejmować. Usiądę w fotelu i nawet nie będziesz wiedział, że tu jestem.
– Nie ma mowy – mamrocze osiemnastolatek. – Z jakiegoś powodu jesteś zdenerwowany. Już wcześniej było coś nie tak, ale odpuściłem.
– Stiles...
– Widzę takie rzeczy, okay? Jeśli się uprzesz, to nie musisz mówić, ale jeśli chcesz, to ja nie mam nic przeciwko, żeby posłuchać.
– Właśnie to jest to, co nie daje mi spokoju.
– Ale że co?
– Ty! Twoje podejście do mnie... to, że się przejmujesz – warczy Hale. – Nie boisz się spać ze mną w pokoju. Ba! W jedynym łóżku!
– To coś złego? – Nastolatek jest nieco zdezorientowany.
– Dlaczego mi tak ufasz? Pomagasz i próbujesz pogodzić mnie z Derekiem?
– Nie zrobisz mi krzywdy... – Peter warczy gardłowo. – Nawet jeśli kiedyś było inaczej. Nie mam problemu, żeby się z tobą dogadać. Lubię cię... Gdzie ty w widzisz w tym coś złego?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro