Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.


*sprawdzony :)


***

Wieczór zastaje ich zagrzebanych w starych podaniach o druidach i ich zdolnościach. Stiles przysięga, że jak jeszcze raz zobaczy gdzieś NEMETON napisane w jakimkolwiek języku, to zacznie płakać jak dziecko lub wyrzuci te pożółkłe, zakurzone papierzyska wprost do kominka. Szczegół, że takowy nie znajduje się w jego domu. No i Deaton nie będzie zadowolony, jeśli pożyczone zbiory nie wrócą do niego w nienaruszonym stanie.

– Stiles, słuchasz mnie? – pyta lekko poirytowany weterynarz.

– Przepraszam... postaram się nie myśleć. Znaczy się, nie zamyślać, bo ogólnie to myślenie jest raczej potrzebne, co widać na przykładzie Dereka. – Wilkołak parska śmiechem, ale niestety Alan pozostaje niewzruszony. – Okay, Jezu, zamykam się. Nie patrz tak na mnie! – jęczy, starając się schować za kartką papieru. – Mógłbyś powtórzyć ostatnie zdanie, proszę?

– Mogę, ale skup się. Potrzebujesz ochrony.

– Ma mnie – syczy urażony Peter.

– Nie mówię o ochronie fizycznej – tłumaczy starszy, jakby zwracał się do rozwydrzonych bachorów. – Musisz pamiętać, że magia, którą posługuje się Jennifer, jest niezwykle silna.

– Super. – Krzywi się. – Jakieś jeszcze pocieszające uwagi?

– Nie chcę, żebyś ją lekceważył... i powinieneś być przygotowany na różne ewentualności. Słabością daracha jest właśnie jego siła.

– Zdajesz sobie sprawę, że bredzisz jak Peter po nawdychaniu się palonego tojadu? – Deaton tego nawet nie komentuje.

– Polega tylko na tym, co zyskuje dzięki sile czerpanej z ofiar, rytuałów... łatwo też może na ciebie wpływać. Nie zapominaj, że mimo wszystko pozostała druidem. – Podaje mu jedną z kartek, wskazując na jakiś symbol. – To twój sprzymierzeniec.

– Krzyż celtycki?

– Symbol słońca. – Sięga po kolejne księgi i wskazuje na fragmenty zapisane staroangielskim. – Ochrona, pozyskiwanie siły, dodawanie pewności siebie.

– To ostatnie bardzo mu się przyda – wtrąca wilkołak, a Deaton zerka na niego przelotnie. Ktoś kto obserwowałby obu uważnie, zauważyłby ten niewielki uśmiech, jaki na sekundę pojawił się na twarzy czarnoskórego.

– Umieszczony w okręgu czteroramienny krzyż – czyta dalej nastolatek, starając się nie zwracać uwagi na to, co powiedział Peter. – Pionowe ramiona to świat fizyczny, ziemski. Natomiast poprzeczne niematerialny, duchowy... Koło jest znakiem jedności. To ma jakoś pomóc?

– Tak. Jennifer umie manipulować przedmiotami, ale też żywymi stworzeniami. To tak skłoniła zwierzęta, żeby się same złożyły w ofierze. Na ludzi też może wpływać.

– Myślisz, że Derek jest pod jej wpływem? – Hale stara się maskować, ale Stiles dostrzega jego przerażenie.

– Nie... akurat Derek jest jedną osobą, którą ona nie chce manipulować – odpowiada pewnie druid. – Stilesem póki co nie miała potrzeby sterować albo byłeś poza jej zasięgiem. Twoje bariery są niesamowicie wytrzymałe.

– Ta, to jedyne dobrze umiem robić. Schować się i czekać na ratunek – mamrocze cicho chłopak.

– Nie przeszedłeś jeszcze nawet jednej dziesiątej szkolenia, Stiles, a i tak radzisz sobie świetnie, biorąc pod uwagę środowisko w jakim się obracasz – upomina go Alan typowo mentorskim tonem. Na co chłopak przewraca oczami, a Hale tłumi śmiech kiepsko udawanym kaszlem.

– Wrócimy do tego tematu przy innej okazji – obiecuje, lub grozi, weterynarz. Stilinski jeszcze nie do końca go rozszyfrował. – Porozmawiamy o tym, jak rozwiążemy nasze aktualne zmartwienie. Deucalion jest równie niebezpieczny, co darach. dlatego lepiej i bezpieczniej byłoby, gdybyś nie natknął się na niego aż do zaćmienia.

– Spróbuję – wzdycha nastolatek. – To nie tak, że teraz jestem jakoś strasznie rozrywkowy. Ledwie wychodzę z domu, jeśli mam być szczery. Jednak muszę jutro iść do szkoły – mamrocze niechętnie, bo nauka w tej chwili zajmuje marginalne miejsce w jego umyśle. – Jennifer chce mojej pomocy i jeśli się nie zgodzę... cóż, groziła mojemu ojcu.

– Chcesz jej pomóc? – pyta Deaton bez żadnych wstępów.

– To nie tak, że chcę, ale gdybym miał wybierać mniejsze zło, byłaby to ona.

– Rozumiem. – Kilka sekund ciszy. – W zasadzie nie żywię żadnych pozytywnych uczuć do Alfy, ale moja siostra jest jego doradcą. Nie mogę otwarcie stanąć po przeciwnej stronie.

– Siostra?! Ty masz siostrę?! – Hale brzmi na zszokowanego.

– Tak. Wyobraź sobie, że matkę i ojca też mam. – Stiles parska śmiechem, a starszy wyglądał na nieco urażonego. Wychodzi na to, że tylko nastolatkowi wolno z niego kpić bez konsekwencji.

– Mam jeszcze jedno pytanie... zanim wszyscy zaczniemy na siebie warczeć. – Czeka aż zyska pełną uwagę. – Co z resztą? Kogoś wtajemniczamy?

– Derek byłby przydatny – sugeruje Hale. – W końcu to jego dziewczyna. Byłaby chyba bardziej skłonna do współpracy, jeśli mogłaby być bliżej niego?

– Wiedziałem, że z jakiegoś powodu cię tu trzymam. – Śmieje się nastolatek. – To może spróbujesz go tu jakoś ściągnąć?

– Niech ci będzie. – Starszy bez problemu odblokowuje telefon osiemnastolatka i znajduje odpowiedni kontakt. Na co Stiles tylko prycha, bo Hale musiał podejrzeć jaki ma kod. Tylko dlaczego nie przeszkadza mu to tak jak powinno? Nawet Scott nie ma pełnego wglądu w jego komórkę!

– Co z McCallem? – pyta, uświadamiając sobie, że jego powinni wtajemniczyć.

– Ja z nim porozmawiam – oznajmia weterynarz. – Wam zostawiam Dereka, bo na wszystkie moje uwagi czy sugestie, nie reaguje zbyt pozytywnie...

– Naprawdę wierzysz w to, że nas traktuje inaczej? – prycha zirytowany Hale.

– To już wasze zmartwienie jak go przekonacie. – Starszy druid wzrusza ramionami i kiwa im głową na pożegnanie. Po kilku minutach słychać silnik odpalonego samochodu. Peter patrzy między drzwiami, a Stilesem.

– Nigdy nikt nie podejrzewa Deatona o bycie złośliwym, a to zwykła świnia jest – oznajmia Stilinski ze śmiertelną powagą. Ten moment wybiera Derek na wskoczenie przez okno. Dodajmy, że bardzo wkurzony i nieco poobijany Derek...

– Trudno się z tym kłócić – prycha młodszy Hale – ale o co tym razem chodzi?

***

Niemal godzinę tłumaczą Alfie ich plan, a ten i tak nie wydaje się być przekonany. Patrzy na Stilesa, jakby wyrosła mu druga, a nawet trzecia głowa. Najgorsze jest chyba jego wtrącanie sceptycznych uwag.

– Pozwólcie, że podsumuję. – Brunet siedzi w fotelu pod ścianą i zerka od Petera do Stilesa. – Nikogo nie zabijamy – prycha kpiąco. – Atakujemy w zaćmienie, bo wtedy Deucalion jest osłabiony – zaczyna wyliczać, zginając po kolei palce prawej ręki. – Jennifer zostawiam tobie. – Wskazuje na Stilinskiego. - Bo jesteś pieprzonym druidem, co nie zaskoczyło mnie tak bardzo, jak powinno i najważniejsze, wcześniej musimy ustawić pułapkę, żeby schwytać daracha...

– Tak, mniej więcej – mamrocze nastolatek, starając się nie uśmiechać na widok całkowicie ogłupiałego Alfy. – Najtrudniejsze będzie zapędzenie Jennifer do niepełnego kręgu. Jest silna i przebiegła. Zorientuje się, co chce zrobić... – Wpada na pewien pomysł, ale wie też, że oba wilkołaki nie będą zbyt skore do jego zrealizowania.

– Gadaj. – Starszy Hale uśmiecha się nieznacznie. – Przecież widzę, że coś wymyśliłeś... masz tę swoją minę: wiem, ale nie bardzo wiem, jak to powiedzieć. – Osiemnastolatek patrzy na niego zszokowany, bo to trochę tak, jakby siedział w jego głowie.

– Nie spodoba wam się to – mamrocze, wpatrując się w przeciwległą ścianę. – Jestem druidem, ale ona też. Nawet jeśli teraz jest zła, to wciąż przez znaczną część życia związana była z tymi samymi wartościami, co ja. – Chyba po raz pierwszy oba słuchają go uważnie i nawet nie próbują przerywać. – Rozsypię niepełny okrąg z jarzębu wymieszanego z moją krwią... mam kilka słoiczków tego specyfiku w zapasie. W środku, kilka centymetrów pod ziemią, na planie równoramiennego krzyża, trzeba zakopać owoce jarzębiny.

– Gdy zamkniesz okrąg... to będzie krzyż celtycki? – upewnia się Peter.

– Yeah. Z tą różnicą, że to ty zamkniesz okrąg, bo ja będę nieprzytomny.

– CO?! – warczą jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro