13.
*sprawdzony :)
***
Wieczór zastaje ich zagrzebanych w starych podaniach o druidach i ich zdolnościach. Stiles przysięga, że jak jeszcze raz zobaczy gdzieś NEMETON napisane w jakimkolwiek języku, to zacznie płakać jak dziecko lub wyrzuci te pożółkłe, zakurzone papierzyska wprost do kominka. Szczegół, że takowy nie znajduje się w jego domu. No i Deaton nie będzie zadowolony, jeśli pożyczone zbiory nie wrócą do niego w nienaruszonym stanie.
– Stiles, słuchasz mnie? – pyta lekko poirytowany weterynarz.
– Przepraszam... postaram się nie myśleć. Znaczy się, nie zamyślać, bo ogólnie to myślenie jest raczej potrzebne, co widać na przykładzie Dereka. – Wilkołak parska śmiechem, ale niestety Alan pozostaje niewzruszony. – Okay, Jezu, zamykam się. Nie patrz tak na mnie! – jęczy, starając się schować za kartką papieru. – Mógłbyś powtórzyć ostatnie zdanie, proszę?
– Mogę, ale skup się. Potrzebujesz ochrony.
– Ma mnie – syczy urażony Peter.
– Nie mówię o ochronie fizycznej – tłumaczy starszy, jakby zwracał się do rozwydrzonych bachorów. – Musisz pamiętać, że magia, którą posługuje się Jennifer, jest niezwykle silna.
– Super. – Krzywi się. – Jakieś jeszcze pocieszające uwagi?
– Nie chcę, żebyś ją lekceważył... i powinieneś być przygotowany na różne ewentualności. Słabością daracha jest właśnie jego siła.
– Zdajesz sobie sprawę, że bredzisz jak Peter po nawdychaniu się palonego tojadu? – Deaton tego nawet nie komentuje.
– Polega tylko na tym, co zyskuje dzięki sile czerpanej z ofiar, rytuałów... łatwo też może na ciebie wpływać. Nie zapominaj, że mimo wszystko pozostała druidem. – Podaje mu jedną z kartek, wskazując na jakiś symbol. – To twój sprzymierzeniec.
– Krzyż celtycki?
– Symbol słońca. – Sięga po kolejne księgi i wskazuje na fragmenty zapisane staroangielskim. – Ochrona, pozyskiwanie siły, dodawanie pewności siebie.
– To ostatnie bardzo mu się przyda – wtrąca wilkołak, a Deaton zerka na niego przelotnie. Ktoś kto obserwowałby obu uważnie, zauważyłby ten niewielki uśmiech, jaki na sekundę pojawił się na twarzy czarnoskórego.
– Umieszczony w okręgu czteroramienny krzyż – czyta dalej nastolatek, starając się nie zwracać uwagi na to, co powiedział Peter. – Pionowe ramiona to świat fizyczny, ziemski. Natomiast poprzeczne niematerialny, duchowy... Koło jest znakiem jedności. To ma jakoś pomóc?
– Tak. Jennifer umie manipulować przedmiotami, ale też żywymi stworzeniami. To tak skłoniła zwierzęta, żeby się same złożyły w ofierze. Na ludzi też może wpływać.
– Myślisz, że Derek jest pod jej wpływem? – Hale stara się maskować, ale Stiles dostrzega jego przerażenie.
– Nie... akurat Derek jest jedną osobą, którą ona nie chce manipulować – odpowiada pewnie druid. – Stilesem póki co nie miała potrzeby sterować albo byłeś poza jej zasięgiem. Twoje bariery są niesamowicie wytrzymałe.
– Ta, to jedyne dobrze umiem robić. Schować się i czekać na ratunek – mamrocze cicho chłopak.
– Nie przeszedłeś jeszcze nawet jednej dziesiątej szkolenia, Stiles, a i tak radzisz sobie świetnie, biorąc pod uwagę środowisko w jakim się obracasz – upomina go Alan typowo mentorskim tonem. Na co chłopak przewraca oczami, a Hale tłumi śmiech kiepsko udawanym kaszlem.
– Wrócimy do tego tematu przy innej okazji – obiecuje, lub grozi, weterynarz. Stilinski jeszcze nie do końca go rozszyfrował. – Porozmawiamy o tym, jak rozwiążemy nasze aktualne zmartwienie. Deucalion jest równie niebezpieczny, co darach. dlatego lepiej i bezpieczniej byłoby, gdybyś nie natknął się na niego aż do zaćmienia.
– Spróbuję – wzdycha nastolatek. – To nie tak, że teraz jestem jakoś strasznie rozrywkowy. Ledwie wychodzę z domu, jeśli mam być szczery. Jednak muszę jutro iść do szkoły – mamrocze niechętnie, bo nauka w tej chwili zajmuje marginalne miejsce w jego umyśle. – Jennifer chce mojej pomocy i jeśli się nie zgodzę... cóż, groziła mojemu ojcu.
– Chcesz jej pomóc? – pyta Deaton bez żadnych wstępów.
– To nie tak, że chcę, ale gdybym miał wybierać mniejsze zło, byłaby to ona.
– Rozumiem. – Kilka sekund ciszy. – W zasadzie nie żywię żadnych pozytywnych uczuć do Alfy, ale moja siostra jest jego doradcą. Nie mogę otwarcie stanąć po przeciwnej stronie.
– Siostra?! Ty masz siostrę?! – Hale brzmi na zszokowanego.
– Tak. Wyobraź sobie, że matkę i ojca też mam. – Stiles parska śmiechem, a starszy wyglądał na nieco urażonego. Wychodzi na to, że tylko nastolatkowi wolno z niego kpić bez konsekwencji.
– Mam jeszcze jedno pytanie... zanim wszyscy zaczniemy na siebie warczeć. – Czeka aż zyska pełną uwagę. – Co z resztą? Kogoś wtajemniczamy?
– Derek byłby przydatny – sugeruje Hale. – W końcu to jego dziewczyna. Byłaby chyba bardziej skłonna do współpracy, jeśli mogłaby być bliżej niego?
– Wiedziałem, że z jakiegoś powodu cię tu trzymam. – Śmieje się nastolatek. – To może spróbujesz go tu jakoś ściągnąć?
– Niech ci będzie. – Starszy bez problemu odblokowuje telefon osiemnastolatka i znajduje odpowiedni kontakt. Na co Stiles tylko prycha, bo Hale musiał podejrzeć jaki ma kod. Tylko dlaczego nie przeszkadza mu to tak jak powinno? Nawet Scott nie ma pełnego wglądu w jego komórkę!
– Co z McCallem? – pyta, uświadamiając sobie, że jego powinni wtajemniczyć.
– Ja z nim porozmawiam – oznajmia weterynarz. – Wam zostawiam Dereka, bo na wszystkie moje uwagi czy sugestie, nie reaguje zbyt pozytywnie...
– Naprawdę wierzysz w to, że nas traktuje inaczej? – prycha zirytowany Hale.
– To już wasze zmartwienie jak go przekonacie. – Starszy druid wzrusza ramionami i kiwa im głową na pożegnanie. Po kilku minutach słychać silnik odpalonego samochodu. Peter patrzy między drzwiami, a Stilesem.
– Nigdy nikt nie podejrzewa Deatona o bycie złośliwym, a to zwykła świnia jest – oznajmia Stilinski ze śmiertelną powagą. Ten moment wybiera Derek na wskoczenie przez okno. Dodajmy, że bardzo wkurzony i nieco poobijany Derek...
– Trudno się z tym kłócić – prycha młodszy Hale – ale o co tym razem chodzi?
***
Niemal godzinę tłumaczą Alfie ich plan, a ten i tak nie wydaje się być przekonany. Patrzy na Stilesa, jakby wyrosła mu druga, a nawet trzecia głowa. Najgorsze jest chyba jego wtrącanie sceptycznych uwag.
– Pozwólcie, że podsumuję. – Brunet siedzi w fotelu pod ścianą i zerka od Petera do Stilesa. – Nikogo nie zabijamy – prycha kpiąco. – Atakujemy w zaćmienie, bo wtedy Deucalion jest osłabiony – zaczyna wyliczać, zginając po kolei palce prawej ręki. – Jennifer zostawiam tobie. – Wskazuje na Stilinskiego. - Bo jesteś pieprzonym druidem, co nie zaskoczyło mnie tak bardzo, jak powinno i najważniejsze, wcześniej musimy ustawić pułapkę, żeby schwytać daracha...
– Tak, mniej więcej – mamrocze nastolatek, starając się nie uśmiechać na widok całkowicie ogłupiałego Alfy. – Najtrudniejsze będzie zapędzenie Jennifer do niepełnego kręgu. Jest silna i przebiegła. Zorientuje się, co chce zrobić... – Wpada na pewien pomysł, ale wie też, że oba wilkołaki nie będą zbyt skore do jego zrealizowania.
– Gadaj. – Starszy Hale uśmiecha się nieznacznie. – Przecież widzę, że coś wymyśliłeś... masz tę swoją minę: wiem, ale nie bardzo wiem, jak to powiedzieć. – Osiemnastolatek patrzy na niego zszokowany, bo to trochę tak, jakby siedział w jego głowie.
– Nie spodoba wam się to – mamrocze, wpatrując się w przeciwległą ścianę. – Jestem druidem, ale ona też. Nawet jeśli teraz jest zła, to wciąż przez znaczną część życia związana była z tymi samymi wartościami, co ja. – Chyba po raz pierwszy oba słuchają go uważnie i nawet nie próbują przerywać. – Rozsypię niepełny okrąg z jarzębu wymieszanego z moją krwią... mam kilka słoiczków tego specyfiku w zapasie. W środku, kilka centymetrów pod ziemią, na planie równoramiennego krzyża, trzeba zakopać owoce jarzębiny.
– Gdy zamkniesz okrąg... to będzie krzyż celtycki? – upewnia się Peter.
– Yeah. Z tą różnicą, że to ty zamkniesz okrąg, bo ja będę nieprzytomny.
– CO?! – warczą jednocześnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro