Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35.

Błędy niesprawdzone. Jutro rano wyślę do bety. Słowo.

Piszcie co myślicie. Komentarze to red bull dla mojej weny :)

Zachęcam również do zerknięcia na serię "Rollercoaster uczuć" oraz do mojej książki z OS Teen wolf.

***

— Mogłeś mnie uprzedzić, że coś takiego planujesz! — syczy Peter. Nie jest strachliwy, ale wizja szeryfa Stilinskiego mierzącego do niego z pistoletu nie chcę zniknąć z jego świadomości. Zawsze ufa swojemu instynktowi, a ten podpowiada mu, że przedstawienie się Johnowi jako partner jego osiemnastoletniego syna skończy się dla niego kilkoma ranami postrzałowymi. Szczególnie, jeśli od tak wyjdzie z sypialni Stilesa z wciąż wilgotnymi włosami. Nie trzeba być geniuszem ani policjantem, aby dojść do tego co tam robił...

— Najpierw sam z nim porozmawiam, a ty zaczekasz tutaj.

— A to nie będzie świadczyło na moją niekorzyść?

— Z tego co wiem Abigail też przyjedzie później — mówi Stiles wzruszając lekko ramionami. Hale marszczy brwi próbując odgadnąć co ma jedno do drugiego. — Pewnie pamiętasz, że mój ojciec poinformował mnie o tym, że się z kimś spotyka podczas spokojnej, kulturalnej rozmowy w cztery oczy.

— I sześć uszu — wtrąca z zadowoleniem, bo właśnie dzięki swojemu wilkołaczemu słuchowi dowiedział się o biseksualiści Stilesa.

— O tym lepiej mu nie wspominać. — oznajmia z poważną miną — Tak jak i o kilku innych drobiazgach... takich jak wilkołaki, łowcy i cała reszta.

— Okay.

— Myślałem, że będziesz protestował? — dziwi się Stiles

— To twój ojciec, a więc decyzja należy do ciebie... Wciąż jestem trochę zaskoczony tym, że chcesz powiedzieć mu o mnie.

— Powinienem poczekać?

— Nie wiem. — odpowiada Hale — Jestem raczej kiepski, jeśli chodzi o poprawne relacje rodzinne.

— Chcę żeby wiedział, bo... — Stilinski urywa na kilka sekund. Próbuje chyba znaleźć odpowiednie słowa — Nie zamierzam się specjalnie obnosić z tym, że kogoś mam, ale nie będę też się ukrywał — oznajmia stanowczo — Na pewno nie będziemy zawsze przesiadywać w czterech ścianach. Ktoś nas zobaczy i z czystej uprzejmości doniesie mojemu ojcu.

— To bardzo prawdopodobne.

— Wolałbym aby dowiedział się ode mnie.

— W porządku. — mówi Peter — A teraz lepiej idź już na dół, bo szeryf właśnie szarpie się z drzwiami wejściowymi.

— Jeśli nie będzie groził, że cię zastrzeli jak tylko zobaczy... to wymknij się i zapukaj od frontu — proponuje Stiles i wychodzi nie dając mu szans na odmowę. Sprytnie.


***

— Cześć! — woła Stiles zbiegając ze schodów — Wow! Szykuje się jakaś apokalipsa? — pyta wpatrując się z niedowierzaniem we własnego ojca obładowanego torbami z zakupami spożywczymi.

— Pomyślałem, że moglibyśmy ugotować coś zanim Abby przyjedzie... wiesz od kilku dni to ona mnie dokarmiała.

— Uhm.

— Wiem, wiem - pewnie zaraz powiesz, że moje próby przygotowania czegoś bardziej skomplikowanego niż płatki z mlekiem lub kanapki, kończą się źle dla sprzętów i ludzi w moim otoczeniu, ale... 

— Hej! Stop, szeryfie. Wstrzymaj konie — woła ze śmiechem Stiles — Brzmisz jak ja. Co jest bardzo, ale to bardzo przerażające.

— W końcu musiałeś to po kimś odziedziczyć

— Zawsze myślałem, że z waszej dwójki to mama była tą wygadaną?

— Wydaję mi się, że w tej kwestii byliśmy dosyć podobni... i oto efekty — podsumował John patrząc na niego znacząco

— Hm... podobno chciałeś mojej pomocy? — pyta niby niewinnie

— Tak — odpowiada jego ojciec udając, że nie słyszy ukrytego przytyku — Nie wiedziałem co można przygotować na taką kolację... więc chyba odrobinę przesadziłem — tłumaczy stawiając torby na jednym z blatów.

—  Będziemy mieć na zapas. Ile mamy czasu zanim Abigail przyjedzie? — John zerka na zegarek

— Godzinę, albo coś koło tego.

— Poważnie?! Myślisz, że to wystarczy?! — pyta, świetnie udając oburzenie

— A nie?

— Tato... — wzdycha ze zrezygnowaniem

— To co zrobimy? Mam coś zamówić? — dopytuje się lekko spanikowany szeryf.

— Na szczęście masz tak dobrego i inteligentnego syna, który pomyślał o wiele wcześniej od ciebie o tym, że gości należy odpowiednio podjąć... szczególnie, jeśli chce się, żeby kiedyś stali się domownikami. — podsumowuje z krzywym uśmiechem.

— Nie cierpię, kiedy mi to robisz — prycha gniewnie John — A ja zawsze daję się podejść jakbym poznał cię wczoraj — dodaje zrezygnowany — Co tam masz dobrego?

— Trzeba jeszcze zrobić sałatkę — oznajmia i czeka na choćby najsłabszy protest. — Pokroisz, a ja doprawię i wymieszam? — pyta, chociaż zawsze tak robią

— Okay. To co jemy oprócz zieleniny?

— Pieczone ziemniaki, roladki z kurczaka z serem, pieczarkami i szynką — widzi, że oczy jego ojca aż błyszczą ze szczęścia — Nie przyzwyczajaj się — studzi jego entuzjazm — Codziennie nie będę robił takich skomplikowanych dań. A teraz: deska, nóż i kapusta!


Kilka minut upływa im w ciszy przerywanej od czasu do czasu okrzykami typu: Gdzie salaterka? Podaj koszyk z przyprawami! John, przynajmniej jest posłusznym pomocnikiem szefa kuchni. Nie to co Peter... Stiles czerwieni się na samą myśl o tym co godzinę temu robili tutaj z Hale'em. Bierze kilka głębokich, uspokajających oddechów. Skoro zdecydował się poinformować ojca to musi w końcu się do tego zebrać... jeśli będzie to wciąż odkładał, to nie zdąży przed przyjazdem Abigail.

— Tato?

— Coś znowu robię źle? — pyta odrobinę wystraszony John, przypatrując się uważnie sparzonej kapuście.

— Nie — odpowiada Stiles śmiejąc się nerwowo — Chodzi o jedną z naszych wcześniejszych rozmów... wtedy, gdy przyznałeś się do randkowania z Abby

— Pamiętam, że zareagowałeś dosyć entuzjastycznie. To trochę mnie zastanawiało i podpytałem Abigail. — Stiles na chwilę wstrzymuje oddech — Pewnie ucieszy cię, że nie wsypała cię w żaden sposób. Przyznała jedynie, że czasami rozmawiacie o różnych sprawach i jesteście dobrymi przyjaciółmi.

— To świetnie... ale ja nie o tym — plącze się nerwowo — Wtedy zapytałeś czy mam kogoś

— I zaprzeczyłeś — mówi ojciec tonem szeryfa. Zostawia tą nieszczęsną kapustę w spokoju i wpatruje się w niego wnikliwie — Stiles, skłamałeś?

— Technicznie rzecz biorąc, to nie.

— Co to niby znaczy?

— Znałem go, ale... nie wiedziałem, że jest mną zainteresowany. Cholera, ja nawet nie zorientowałem się, że to odwzajemniam.

— On? — pyta John marszcząc brwi. Prawdopodobnie myśli nad tym kogo jego syn może mieć na myśli. Stiles przytakuje wyłamując palce — Nie przeszkadza mi, że to chłopak — mówi i to zapewne miało być uspokajające. Jednak Petera Hale'a można określić na wiele sposobów, ale słowo chłopak nijak do niego nie pasuje.

— Tato? Jest pewna kwestia, która raczej ci się nie spodoba...

— Jest karany?!

— W jego aktach nie ma nic poza wybrykami z czasów szkoły czy studiów.

— A ty skąd to niby wiesz? — pyta, ale wystarczy jedno spojrzenie na Stilesa i odpowiedź jest jasna — Znowu podebrałeś mi klucze i grzebałeś w archiwum. — dodaje z ciężkim westchnięciem. — Zaraz, chwila studia?

— To właśnie jest ta część, którą najchętniej pominąłbym milczeniem, ale...

— Nawet nie próbuj. Jak duża jest różnica wieku? Sześć lat?

— Bardziej, jak dwa razy sześć? — oznajmia i zaciska kciuki tak mocno, że grozi to ich połamaniem

— Stiles... chcesz mi powiedzieć, że umawiasz się z trzydziestoletnim mężczyzną?!

— Uhm...

— Kto to jest? — John zaczyna krążyć po kuchni w tą i z powrotem — Jak to się w ogóle stało? Skąd go znasz? Ta twoja wizyta w Jungle ma z nim coś wspólnego? To ktoś stamtąd? — urywa na chwilę i blednie — Proszę powiedz mi, że to nie jeden z twoich nauczycieli?

— Tato! Czy ja wyglądam ci na zakompleksionego, bardzo naiwnego kretyna? Mam nadzieje, że masz na końcu języka jakieś zaprzeczenie — łapie oddech — Oczywiście, że nie spotykam się z nauczycielem! Niby z którym? Każdy jest żonaty, po pięćdziesiątce, albo co gorsza jest Harrisem lub Finstockiem!

— Hm... może i racja. Poniosło mnie. Wiem, że jesteś bystry, ale wciąż jesteś nastolatkiem, a ja ostatnio kompletnie nie miałem dla ciebie czasu. — tłumaczy szeryf — Nie chcę, żebyś odbijał to sobie szukając kogoś... hm...

— Czy mieliście znowu jakieś szkolenie z podstaw psychologii? — Stiles nie może powstrzymać się od prychnięcia — Nie łaziłem po klubach w poszukiwaniu faceta. Znam go od prawie trzech lat.

— Skąd?

— Hm... Scott miał z nim na pieńku, bo Peter umówił się z jego mamą. Poprosił mnie żebym jakoś nie dopuścił do tego spotkania.

— Tak? Kontynuuj proszę, robi się coraz ciekawiej.

— Mogłem specjalnie wjechać w jego samochód, kiedy staliśmy na światłach?

— Stiles, czy my rozmawiamy właśnie o tym "wypadku" z Hale'em? Peterem Hale'em, który spędził cztery długie lata w śpiączce? — John dopytuje się coraz bardziej spanikowanym głosem

— Tak.

— Jakim cudem w ogóle do tego doszło?! Deaton mówił, że za nim nie przepadacie.

— Rozmawiałeś z Alanem?

— I z Melissą oraz Chrisem Argentem

— Chcesz mi powiedzieć, że wiesz o... wszystkim?

— Jestem szeryfem. Myślisz, że jak dużo czasu zajęło mi zorientowanie się, że z tym miasteczkiem jest coś nie tak? — kpi John — Wcześniej odwracałem wzrok i udawałem, że niczego nie dostrzegam... ale, kiedy mój jedyny syn zaczął wymykać się bez przerwy z domu, pachnieć jakimiś ziołami i czytać dziwne, trącające na kilometr okultyzmem książki musiałem przestać tak robić...

— Uhm, niespodzianka? Jestem emisariuszem

— Czyli... kimś takim jak Deaton? Pomagasz, leczysz i doradzasz? — upewnia się starszy Stilinski

— Mniej więcej.

— Alan mówił, że każde stado ma swojego doradce... on póki co pomaga Derekowi Hale'owi, ale nie dogadują się zbytnio.

— Pytasz czy z czasem go zastąpię? — John kiwa głową — Taki był plan, ale ostatnio dużo się zmieniło. — zagryza wargę niepewny jak wyjaśnić ojcu fakt, że jego partner zabił innego wilkołaka i przejął jego status. John i tak jest już wystarczająco negatywnie nastawiony do Petera. — Derek osiadł w Beacon Hills, a ja nie zamierzam rezygnować ze studiów. Póki co ma Alana oraz jego siostrę Marin Morrell. Poradzą sobie.

***

Prawie koniec...

Jednak nie martwcie się zbytnio. Steter to mój ulubiony ship, więc już planuję kolejne opowiadanie. Właściwie to całą serię, która zacznie się od pięcioczęściowego opowiadania petopher/steter "Perspektywa czasu to suka" (której dwa początkowe rozdziały póki co są w OS TW).

Druga część serii będzie wzorowana na OS "kłopoty w pieluchach" które odrobinę przerobię i też będzie mieć około 5 rozdziałów.

Tom trzeci... to już bardziej skomplikowana sprawa. Myślę nad crossoverem ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro