23.
Rozdział sprawdzony przez betę :)
***
Deucalion przygląda mu się dosyć długo, z miną, której Peter nijak nie może rozszyfrować. Od przywódcy stada bije spokój i ogromna pewność siebie. Jednak w jego wzroku kryje się coś jeszcze, coś czego Hale nie potrafi dopasować do żadnej znanej mu emocji.
– Peter Hale... – mówi wolno alfa, jakby smakował każdą zgłoskę. – Mogłem się spodziewać, że prędzej czy później przyjdziesz do mnie. Zdaje się, że nigdy nie miałeś zbędnych sentymentów do rodziny. – Wilkołak wciąż stoi niewzruszony, chociaż wewnątrz niego coś wrze z wściekłości. – Laura... tak nazywała się ta młoda alfa, której status przejąłeś?
– Tak. Córka Talii.
– Racja, racja – mamrocze pod nosem Deucalion. – Rozumiem, że nie cieszyłeś się zbyt długo pozycją alfy, prawda?
– Derek był dosyć... zmotywowany. Nikt nigdy nie docenia siły napędowej, jaką jest zemsta.
– Poza tobą, oczywiście. – Peter uśmiecha się krzywo, ale nie potwierdza ani nie zaprzecza. Stary wilkołak musi sam sobie dośpiewać jego odpowiedź. – Nie zapominajmy też o tym, że zawsze byłeś w cieniu siostry i gdyby Talia nadal żyła, to nie mógłbyś nawet marzyć o byciu alfą... – Peter ma ochotę prychnąć, bo wie o tym, że Deucalion od zawsze miał słabość do jego siostry. – Jej syn, na szczęście, to już zupełnie inna historia. Obaj wiemy, że nie jest wystarczająco silny i doświadczony, by samodzielnie kierować stadem. – Hale podejrzewa, że Deucalion nienawidzi Dereka głównie przez, to kto jest jego ojcem. Widocznie wciąż nie przebolał tego, że Talia wybrała Quinna zamiast niego...
– Dlatego... uciszyłem jedyną osobę, która mogła mu w tym pomóc.
– Deaton nie żyje? – Deucalion brzmi, jakby był zaskoczony, ale Peter nawet z takiej odległości może dosłyszeć fałsz w jego głosie.
– Alan ma się dobrze... przynajmniej na razie. – Ciemnoskóra kobieta rusza w jego kierunku z mordem w oczach, to prawdopodobnie siostra starszego emisariusza – Marin Morrell. Peter uśmiecha się do niej szeroko, jakby czerpał z tego naprawę ogromną radość i satysfakcję.
– Aidien – mówi Deucalion i jeden z bliźniaków natychmiast uderza Morrell. Kobieta upada nieprzytomna u podnóża schodów, a krew z rozciętego łuku brwiowego rozlewa się po szarej kostce podjazdu.
– Zaciekawiłeś mnie – przyznaje alfa i tym razem jest to szczere. – Skoro nie Deaton... więc kto pomagał Derekowi?
– Nie twierdzę, że Alan nie ma w tym swojego udziału... jednak miał już swojego następcę – Stilesa, syna szeryfa.
– Interesujący młodzieniec – oznajmia znienacka Deucalion. – Ethan obserwował go w szkole, bo od początku wdawało mi się, że z tym chłopakiem jest coś nie tak. Najwyraźniej mój wilk nie spisał się zbyt dobrze... skoro do tej pory nie odkrył, że Stilinski jest emisariuszem watahy Hale. Może zbytnio rozproszył się kimś innym? – Ton głosu alfy całkowicie się zmienia, pod koniec wypowiedzi jest zimny i mocny. – Wszystko, co odciąga moje dzieci od stada, traktuję jak zagrożenie. – To groźba. Subtelna i dobrze wyważona, ale jednak. Hale widzi, jak coś w młodym wilkołaku łamie się i kruszy. Danny Mehealani musi być dla niego ważniejszy niż Peter sądził. Więź, łącząca Ethana ze stadem Deucaliona, wisi na włosku, podtrzymywana jedynie przez to, że jego brat bliźniak wciąż nie wybrał stron.
Peter przez ułamek sekundy patrzy Ethanowi prosto w oczy. Ma nadzieję, że młody alfa zrozumie przekaz. Nie teraz, chłopie. Wstrzymaj się. Chyba skutkuje, bo jego napięte ramiona nieco opadają. Na razie wilkołak nie wystąpi przeciwko Deucalionowi, ale też nie będzie już tak skory do wykonywania jego rozkazów. Problem tego stada polega na tym, że są w nim same alfy i nawet jeśli jedna chwilowo jest silniejsza od innych, to układ sił zawsze może się zmienić. Wystarczy kilka nieodpowiednich ruchów i Deucalion przejdzie do historii. Pierwszy już popełnił – atak, choć póki co tylko słowny, na partnera innego alfy to jak wsadzenie kija w mrowisko. Nie trzeba będzie długo czekać na to, by zostać pogryzionym.
***
Niecały kwadrans później, Peter siedzi już na wygodnej kanapie, w salonie domu tymczasowo zajętego przez stado alf. Najwyraźniej omówienie kwestii współpracy wymaga więcej dyplomacji i mówienia dokładnie tego, co stary alfa chce usłyszeć, niż początkowo myślał. Peter musi bardzo się pilnować, żeby jego mimika nie zdradziła w żaden sposób, jak bardzo ma dosyć tego wazeliniarstwa.
– Co dokładnie przytrafiło się panu Stilinskiemu? – pyta Deucalion i to jest coś, na co Hale czekał od dłuższego czasu.
– Wykrwawia się w starym magazynie na granicy z rezerwatem.
– Ach, wciąż więc żyje?
– Żył, kiedy odchodziłem... ale szczerze wątpię, by nadal tak było– informuje ze spokojem. – Nie wiem tylko, co na to Jennifer – dodaje niby mimochodem.
– Darach? – pyta wyraźnie zaskoczony alfa.
– Tak. Zdaje się, że miała sentyment do tego chłopaka... może traktowała go trochę jak syna? Nie wiem dokładnie. Widziałem ich kilka razy rozmawiających poza szkołą, a raz nawet odwiedziła go w domu. Dlatego przyszedłem do ciebie... ona jest dla mnie zbyt potężna.
– Jak dla większości z nas. Kali przypłaciła życiem lekceważenie mocy panny Blake. – Wzdycha smutno, jakby jednak zachowały się w nim jakieś resztki ludzkich uczuć. Peter nie daje się zwieść. Staremu prawdopodobnie szkoda tylko utraty silnego ogniwa ze stada.
– Bez Stilesa i tak jest słabsza niż wcześniej. – Wzrusza ramionami. – Może chłopak nie brał bezpośredniego udziału w tym, co robiła, ale na pewno ją jakoś wspierał...
– Przynosisz mi zaskakująco dobre wieści, drogi Peterze.
– Tak?
– Od dawna szukaliśmy czegoś, co mogłoby posłużyć nam za przynętę. Jennifer była trudnym przeciwnikiem... nie miała nic ani nikogo, na czym zależałoby jej na tyle mocno, by skłoniło ją to do bezpośredniej walki. – Peter kiwa nieznacznie głową na znak, że rozumie. – Jeśli masz rację i ten chłopiec naprawdę był dla niej tak ważny, to zrobi wszystko, żeby go uratować. Wykorzysta każdy znany sobie rytuał i spróbuje ponownie sięgnąć po uśpioną moc Nemetonu – tę samą, która ocaliła jej życie.
– Czy to ją osłabi?
– Niemal wyczerpie – przyznaje alfa. – Wtedy skręcenie jej karku będzie tak samo proste, jak złamanie zapałki. – Uśmiecha się do Hale'a. – Musisz jakoś ją do niego skierować... a ja zajmę się resztą. Pytanie tylko, czego zażądasz w zamian? Dobrze wiem, że u ciebie nie ma nic za darmo...
– Myślę, że wiem, kim się posłużyć, żeby Jennifer znalazła się dokładnie tam, gdzie chcesz – mówi ostrożnie. – A co do mojej niewielkiej zapłaty, to jest nią pomoc w odzyskaniu tego, co zabrał mi mój drogi siostrzeniec. Status alfy i jego stado. To od zawsze powinno należeć do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro