night five
- Jak myślisz, jak tam jest? - zapytał, wstając ze swojego łóżka i kładąc się w nogach mojego. Zaskoczona odkopałam się spod kołder i usiadłam obok niego. Chwycił moją rękę w swoją i położył je złączone na swojej klatce piersiowej.
- Po śmierci? - mruknęłam, podziwiając każdy milimetr jego twarzy. Nie miałam świadomości, która jest godzina, ale za oknem zapadał już zmierzch. Wydawało mi się, że padał śnieg, ale nie byłam tego pewna.
Hood skinął tylko głową.
- Nie wiem, mam nadzieję, że nie będziemy nic czuć. Że to będzie jak sen, tyle, że spotkamy wszystkich, którzy odeszli. Umarli. Cokolwiek. Chciałabym być z tobą po śmierci, bo Cię lubię, Calum. Znaczy, wiesz, niby w ogóle się nie znamy, ale to byłoby dobre móc poznać się po tym, jak umrzemy.
- Nie rozumiesz, że to koniec? Skąd masz zapewnienie, że się jeszcze tam spotkamy, że tam w ogóle coś jest?
Westchnęłam i położyłam się, zasypiając w zagłębieniu jego szyi. Głaskał mnie po głowie.
- Dobranoc.
- Też mam taką nadzieję, Calum.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro