23 → last chance
━━━━━ ♡ ━━━━━
𝗟𝗔𝗦𝗧 𝗖𝗛𝗔𝗡𝗖𝗘
CHAPTER TWENTY-THREE
━━━━━ ♡ ━━━━━
Pearl rozejrzała się po korytarzu, zastanawiając się nad testem z algebry, który dopiero co napisała, mając nadzieje, że dobrze jej poszło i odłożyła zbędne podręczniki czy karty pracy do szafki. Niepodal znajdowała się szafka Santany i Kurta, ale dwójki nie było i szatynka zaczęła się zastanawiać kiedy do niej dołączą. Chodzili razem na trygoometrię i ich sala znajdowała się w zupełnie innym miejscu w szkole i zawsze wpadali na siebie po drodze, aby razem udać się na angielski, a później już na lunch. Przypuszczała jednak, że dwójka musiała zatrzymać się po drodze w toalecie, więc zamknęła swoją szafkę i po poprawieniu sobie na ramieniu torby, przycisnęła mocniej podręcznik do angielskiego i ruszyła przed siebie. Tamtego dnia była trochę wybita z rytmu przez problemy młodszych braci w szkole, co tak naprawdę tylko dołożyło jej zmartwień. Adam obiecał jej, że się tym zajmie i porozmawia z wychowacą, ale jakoś nie była co do tego przekonana, bo przecież sam w oczach niektórych wciąż uchodził za dziecko. Pomimo tego, że był już pełnoletni, studiował i pracował, zarabiając nie tylko na siebie, ale i na swoje rodzeństwo.
— Pearl — Usłyszała za sobą, przez co zamarła i obróciła się na pięcie. Nie słyszała nigdy takiej barwy głosu, przez co spięła się, bo nie wiedziała, o co chodzi i już wystraszyła się, że być może był to jakiś nauczyciel, którego nie znała, a który chciał jej coś zarzucić, ale jednak był to jakiś inny nastolatek. Miał burzę loków na głowie, a w dłoniach obracał pałeczki do perkusji. - Um, hej, mogę zająć ci chwilę? - dodał tylko, zapominając chyba o tym, że się nie znali, a ona zaczynała się stresować tym, czego od niej mógł chcieć.
- A kim jesteś? - spytała niepewnie, nie ruszając się z miejsca. Chłopak uderzył się z otwartej dłoni w czoło, a później schował pałeczki do kieszeni spodni, które zsuwały mu się z bioder i odciągnął ją na bok, aby nikt nie zwracał na nich uwagi. Jednak w szkole takiej jak tamta to i tak było małoprawdopodobne. Każdy zazwyczaj był skupiony na sobie i jeśli nic się nie działo, co wymusiłoby na uczniach zatrzymanie się i zorientowanie w sytuacji, to było małoprawdopodobne, żę cokolwiek zauważą. Była to jedna z nielicznych rzeczy jakie Pearl ceniła w placówce. A drugą było to, że jednak nauczyciele nie pozostawiali bierni, gdy już coś się stało. Hemmings był na to dobrym przykładem.
— Nazywam się Ashton, wiem, że możesz mnie nie znać, ale chciałem z tobą pogadać. To ważne — odpowiedział, gdy schowali się razem w jednej z wnęk, z daleka od reszty. Pearl trochę to zaniepokoiło, bo przeczuwała już co się święci. Samo to imię sprawiło, że zdała sobie sprawę z tego, że musiało chodzić o Hemmingsa. Kiedyś tylko raz czy dwa wspomniał jej o swoim kumplu, który grał na perkusji i był w tym całkiem niezły. Domyśliła się już, że to musiał być on i nagle wszystkie puzzle zaczęły do siebie pasować.
— Domyślam się już, co chcesz powiedzieć, ale naprawdę nie mam na to czasu. Luke... on wybrał to, co dla niego najlepsze. I to nie była moja pomoc, ani kogokolwiek innego — powiedziała, co może nie było miłe, ale chciała postawić tę sprawę jasno. — Nie chcę być niemiła, ani w jakiś sposób naskakiwać na ciebie, ale... Ja też mam już tego dość. Mam swoje problemy i chociaż bardzo bym chciała, to nie mogę do nich dołożyć jeszcze tych, które należą do niego, bo całe moje życie się posypie. A uwierz mi, że ktoś może mieć gorzej niż on. Nie mając przy tym nałogu, który go ciągnie za sobą na samo dno ludzkiej egzystencji — dodała, a później wzięła głęboki oddech, zdając sobie sprawę z tego, że chyba musiała przesadzić, bo Ashton patrzył się nią z taką miną, jakby właśnie ktoś udzielił mu reprymendy.
— Wow... Skoro tak stawiasz sprawę zanim jeszcze zdążyłem cokolwiek powiedzieć, to zakładam, że nawet nie muszę cię przekonywać, bo i tak się nie zgodzisz — odpowiedział w końcu, drapiąć swój kark dłonią.
— Przepraszam, naprawdę nie chciałam, aby tak to wyglądało, ale musisz mi uwierzyć. Mam swoje granice i Luke niestety je naruszył już jakiś czas temu — westchnęła i oparła się o ścianę, a później schowała twarz w dłoniach. — Domyśliłam się kim jesteś i że to musi chodzić o niego, bo kiedyś raz czy dwa wspominał mi o tobie. Ale to nieważne. Co u niego?
— Właśnie dlatego postanowiłem cię znaleźć i chociaż spróbować ci to wszystko powiedzieć. Bo jest źle, Pearl. Nie wiem czy kiedykolwiek było aż tak źle. Ale on naprawdę stacza się coraz bardziej. Jakby... Coś w nim pękło i cała ta fala porwała go już doszczętnie. Ostatnio Liz tylko ciągle na niego narzeka i zamyka się przed nim w sypialni, a on powoli rozkrada rzeczy w domu. Powiedziała mi nawet, że musiała pochować wszystkie bardziej wartościowe rzeczy, bo inaczej sprzedałby to, aby tylko mieć pieniądze na kolejne działki. - powiedział szczerze, opierając się o ścianę, po czym skrzyżował ramiona na torsie i tylko delikatnie pokręcił głową. - W dodatku ciągle powtarza to, że musi z tobą porozmawiać, ale nie ma z tobą kontaktu. Odbija mu na tym punkcie. Dobrze, że jest zawieszony, bo uwierz mi... wyprowadziliby go stąd w kajdankach. Jest tak źle. Wczoraj ledwo go opanowałem i przemówiłem do rozsądku - dodał tylko.
— O boże... — Wymamrotała tylko i zakryła usta swoją dłonią, czując jak nagle grunt osunął jej się spod stóp. — N-nie wiedziałam, że jest aż tak źle...
— Spokojnie, nie mówię ci tego, aby w jakiś sposob wzbudzić w tobie wyrzuty sumienia wobec niego. Nie. Chciałem po prostu cię ostrzec. On się zrobił nieprzewidywalny. Narkotyki odebrały mu już na dobre rozum. Kiedy widziałem jak bierze pierwszą kreskę w życiu, nie spodziewałem się, że to tak się potoczy. Gdybym tylko wiedział, to nigdy bym mu na to nie pozowlił — Pokręcił głową, a później tylko westchnął. — Chciałem cię ostrzeć i chciałem, abyś to wiedziała, że coś mu może strzelić do głowy i lepiej, aby wtedy ktoś był przy tobie. Ktokolwiek. Bo uwierz mi, ale nie chcesz być sam na sam z Hemmingsem, gdy jest pod wpływem Charliego. Naprawdę nie chcesz.
━━━━━ ♡ ━━━━━
jeszcze dwa i epilog! x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro