Rozdział 1 - Szczęśliwe rodzeństwo
13 sierpień 1988
Pov Clarissa
-Ale ty jesteś głupi!
-A ty brzydka.
-Debil!
-Idiotka!
Tak. Jak zwykle kłuciłam się z moim bratem. Zawsze lubiliśmy się wyzywać i kłócić. To była dla nas super zabawa,dlatego często się sprzeczaliśmy o byle co. Najczęściej właśnie tak wyglądała nasza kłótnia. Ale jak zwykle KTOŚ musiał nam przerwać.
— Mamo! Harry i Clarissa znowu się kłócą — zaczął wyć mój "cudowny" kuzyn. Wpadł w szał i zaczął płakać jak małe dziecko.
— Co się stało Dudziaczku? — zapytała ciotka gdy przyszła.
— Oni się znowu kłócą — załkał Dudley — I przez nich przegrałem grę — krzyknął i wył dalej.
— Macie się uspokoić bachory — krzyknęła ciocia Petunia do mnie i do Harrego — widziecie co narobiliście!? — mówiąc to wskazała na Dudley'a.
— Oj tam oj tam — powiedziałam przewracając oczami — Jak tak bardzo wam przeszkadza to idziemy z Harrym na dwór — powiedziałam chwytając bliźniaka za rękę i ciągnąc go w stronę wyjścia z domu.
Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się na pobliski plac zabaw.
— Mamusiu przegrałem w grę przez to że Harry i Clarissa oddychają — przedrzeźniałam Dudleya bujając się na huśtawce.
— Prosze mamusiu odbierz im dostęp do tlenu — zawtórował mi Harry, który bujał się razem ze mną.
— Mamusiu Clarissa i Harry denerwują mnie tym że żyją. Zrobisz coś z tym? — na te moje słowa zaśmialiśmy się z bratem bo wyobraziliśmy sobie naszego kuzyna mówiącego tak do ciotki Petunii. Nie zdziwiło by mnie to gdyby tak naprawdę powiedział. To było w 100% w jego stylu.
25 czerwiec 1989
— Nie złapiesz mnie Harry!
— Jeśli tak myślisz to naprawdę jesteś głupia — wołał za mną Harry śmiejąc się. Ja też się śmiałam.
— O nie — stanęłam nagle co uczynił też mój brat. Przed nami stał wuj Vernon — Um...Hej wujku...
— Czy w tym domu choć raz może być spokój!? — zapytał przez zaciśnięte zęby.
— Em.... — udałam że się zastanawiam — Teoretycznie tak,ale praktycznie... — zamyśliłam się chwilę — Patrząc na to że jesteśmy bliźniakami — powiedziałam i przerwałam na chwilę.
— Bliźniakami które lubią się kłócić — dadał Harry.
— To raczej nie może być tu spokoju — kontynuowałam — Więc..... — chciałam coś jeszcze dodać,ale wuj przerwał mi.
— Cisza! Zmiatać do komórki.
— Dobrze — powiedzieliśmy równocześnie i wykonaliśmy polecenie.
23 grudzień 1990
— Dziękuję ci kochanieńka. Proszę bardzo — powiedziała sąsiadka podając mi 10£ — Zbierasz na coś? — zapytała gdy wzięłam od niej pieniądze.
— Tak. Zbieram na prezent dla brata — odparłam uśmiechając się do niej.
— To cudownie. Na pewno bardzo się ucieszy gdy się dowie że sama nazbierałaś pieniądze na prezent dla niego. Ale święta są już jutro. Dużo ci jeszcze brakuje?
— Jakieś 20£.
— Ja już nie potrzebuje z niczym pomocy ale mogła byś zajść do domu obok. Mieszka tam starsza pani,która bardzo się ucieszy z twojej pomocy.
— Dobrze dziękuję pani — powiedziałam i w podskokach poszłam do wskazanego domu.
Podeszłam do drzwi i zapukałam. Otworzyła mi staruszka z miłym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłam się i przywitałam grzecznie.
— Dzień dobry — powiedziałam — potrzebuje pani w czymś pomocy?
— A o co chodzi? — zapytała kobieta co zbiło mnie z tropu.
— Um.... — zawachałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć.
— Zbierasz pieniądze tak?
— Tak.... — spojżałam w dół. Poczułam się głupio — Na prezent dla brata. Na święta.
Kobieta uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka.
—Mogła byś mi pomóc posprzątać w mieszkaniu,skosić trawę i pójść na zakupy. Ile potrzebujesz pieniędzy złociutka?
— Brakuje mi 20£ — powiedziałam niepewnie.
— Dobrze. W takim razie jak zrobisz to wszystko dostaniesz tyle.
— Oczywiście.
Gdy pomogłam sąsiadce w posprzątaniu domu i skoszeniu trawy ruszyłam do sklepu by zrobić jej zakupy. Już po niedługim czasie wracałam z czterema ciężkimi siatkami z zakupami. Stanęłam przed drzwiami staruszki i zapukałam. Po paru minutach otworzyła mi drzwi.
— Już wróciłam z zakupami — powiedziałam z uśmiechem i weszłam do środka.
— Bardzo ci dziękuję.
— Nie ma sprawy — powiedziałam i pomogłam jej rozpakować zakupy.
— Proszę,zasłużyłaś na nie — powiedziała podając mi pieniądze — Mam nadzieję że prezent spodoba się twojemu bratu — dodała z uśmiechem.
— Z pewnością mu się spodoba — odpowiedziałan odwzajemniając uśmiech — Do widzenia.
— Do widzenia.
Pobiegłam szybko do domu i poszłam do komórki. Odsłoniłam dobrze ukrytą szparę w ścianie i wyciągnęłam z niej słoik z dużą ilością pieniędzy. Na słoiku była karteczka z napisem: „Na prezent dla Harrego". Szybko i niepostrzeżenie wyszłam z domu żeby nikt,a zwłaszcza Harry,mnie nie widział. Poszłam jak najszybciej mogłam do sklepu w którym wypatrzyłam prezent dla bliźniaka. Weszłam tam i kupiłam to co chciałam. Gdy wróciłam do domu i odłożyłam słoik na swoje miejsce chwyciłam ozobny papier oraz wstążkę schowane w tym samym miejscu co słoik z pieniędzmi. Zapakowałam prezent i podpisałam: "Dla Harrego Pottera od ×××"Szybko pobiegłam do salonu i położyłam pakunek pod choinką pomiędzy tysącem prezentów dla Dudleya.
Następny dzień
— PREZENTY!!! — obudził nas krzyk naszego kuzyna.Wyszliśmy z komórki i poszliśmy do salonu gdzie Dudley rozpakowywał prezenty. Nagle chwycił mój prezent i odezwał się.
— Mamo? Dlaczego ten prezent jest dla.... — przerwał i spojrzał na Harrego. Ciocia wzięła prezent i też spojrzała na na mojego brata.
— Vernon — zwróciła się do wuja — Co z tym zrobić?
Harry podszedł i wziął prezent. Gdy zobaczył napis uśmiechnął się. On wiedział od kogo jest prezent. Zawsze gdy nie chciałam żeby wujostwo wiedziało od kogo jest jakaś wiadomość lub list podpisywałam się właśnie tak jak na prezencie-czyli "×××". Harry rozpakował prezent i odezwał się podekscytowany.
— To jest najnowszy walkman! — uśmiechnęłam się promiennie i nieznacznie pokiwałam głową. On rzucił mi się na szyję i powiedział — Dziękuję Clari!
— Skąd wzięłaś na to pieniądze? Pewnie ukradłaś! — powiedział wuj Vernon.
— Nie wujku — wysiliłam się na miły uśmiech — sama zarobiłam przez kilka miesięcy pomagając sąsiadom — powiedziałam po czym razem z Harrym poszliśmy do komórki pod schodami.
27 lipiec 1991
—Niech któreś z was przyniesie listy — zwrócił się wuj Vernon do mnie i do Harrego. Poszliśmy razem bo żadne z nas nie chciało tam zostać same.
— Em Harry?
— Co Clarissa?
— Czy ja zwariowałam czy te listy naprawdę są do nas — zapytałam pokajując na dwa listy. Każde z nas wzięło swój list i zaczęło czytać.
— "Pan Harry Potter komórka pod schodami,Privet Drive 4,Little Whinging".
— "Panna Clarissa Potter komórka pod schodami,Privet Drive 4,Little Whinging".
Poszliśmy z listami do salonu co okazało się błędem bo wujek zabrał nam nasze listy. Wyglądał na przerażonego i wtedy nie wiedziałam dlaczego. Wyrzucił listy,jednak przez następne kilka dni ciągle przychodziło do nas coraz więcej listów. Nawet przenieśli nas do starego pokoju Dudleya,bo przeraziło ich to że na liście było uwzględnione nawet to że śpimy w komórce pod schodami. Jednak to też nie podziałało i od chwili gdy zmieniliśmy pokój,o ile to miejsce gdzie wcześniej spaliśmy można nazwać pokojem,na nowych listach pojawiało się "mały pokój na piętrze".
Gdy pewnego dnia listy zaczęły wlatywać drzwiami i oknami oraz z kominka wuj Vernon postanowił przenieść się do hotelu. To też nic nie dało bo listy doszły do recepcji. Tego samego dnia pojechaliśmy do jakiejś starej chatki na środku morza. Ja i Harry spaliśmy na podłodze,Dudley na kanapie,a wuj Vernon i ciotka Petunia w łóżku na piętrze. Gdy wybiła godzina naszych urodzin przytuliliśmy się.
— Wszystkiego najnajlepszego Harry!
— Wszystkiego najlepszego Clarissa.
Nagle coś,albo ktoś zaczął walić w drzwi. Schowałam się za Harrym,a Dudley zaraz potem się obudził i schował za ścianą. Drzwi zostały wiważone i spadły z hukiem na ziemię i stał tam olbrzymi facet. Na schodach byli już ciotka Petunia i wuj Vernon ze strzelbą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro