Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[4], ktoś tu chyba wstał lewą nogą

  Za Midoriyą stał najpiękniejszy na świecie, bardzo wkurwiony chłopak z blizną na pół twarzy. Wyglądał bardzo... nietypowo, miał dwukolorowe, biało-czerwone włosy i heterochronię, a przy tym bardzo bladą cerę i... ja pierdole, był naprawdę śliczny i tylko w piżamie, patrzył na swojego nowego współlokatora jak na intruza.

  To chyba źle.

  — Um... dzień dobry. Ty jesteś Shoto Todoroki, tak? Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. Izuku Midoriya, Kirishima pewnie ci coś o mnie wspominał... — zaczął, ale przerwał, gdy zobaczył, jak nagle zmienił się wyraz twarzy Todorokiego, który uśmiechnął się szeroko, ale też tak... niepokojąco.

  — Kirishima? Jesteś jego nowym chłopakiem? Czyli wreszcie rzucił Bakugo, jak ja się cieszę — wyrzucił na jednym wdechu, a Midoriya osłupiał, nieco blednąc.  

  — N-nie, ja... Nie jestem jego chłopakiem. I... chyba wciąż jest z Bakugo...? Jak wczoraj go widziałem, był — wyjaśnił szybko, podświadomie czekając na to, że Todoroki mu przerwie, ale ten tylko patrzył na niego spokojnie, czekając, aż skończy. To... było bardzo miłe z jego strony i Midoriya nieco się speszył, widząc, że ten faktycznie poświęca mu uwagę. — Ja... no, jestem waszym nowym współlokatorem. Kirishima ci mówił, nie...?

  Jeden rzut okiem na twarz Todorokiego i Midoriya już znał odpowiedź.

  — Nie mówił...? M-mam umowę i w ogóle, em...

  — Zabiję go — wycedził Todoroki przez zaciśnięte zęby, tracąc resztki wcześniejszego dobrego humoru. Chyba naprawdę liczył na to, że Midoriya okaże się być nowym chłopakiem Kirishimy albo jego kochankiem... Aż tak nie lubił tego Bakugo? Ale Kirishima wydawał się być strasznie w nim zakochany...

  — Ja...

  — Nic mi o tym nie mówił. Nic. — Usta Todorokiego zacisnęły się w wąską linię, a brwi ściągnęły się, a jego oczy... jakby zabłysły. Dosłownie. Midoriya cofnął się o krok nieco przestraszony. — Nie wchodź mi w drogę. I nie przyzwyczajaj się do mieszkania tutaj, on nie ma prawa robić takich rzeczy bez mojej zgody — wycedził mężczyzna tak oschłym tonem, że Midoriya aż się wzdrygnął. 

  — Ale ja już zapłaciłem za ten miesiąc...

  — To ci zwróci pieniądze, nie obchodzi mnie to. Popierdoliło go. — Todoroki nie poświęcił mu ani sekundy więcej i odszedł gwałtownie, głośno tupiąc. 

  Oł, ktoś tu chyba naprawdę wstał lewą nogą. Midoriya sam czuł, jak jego dzień psuje się w mgnieniu sekundy. No tak, to wszystko było zbyt piękne, żeby mogło trwać długo... Wróci do mamy i kolejny raz przekona ją, że jest jej życiową porażką i do niczego się nie nadaje. Ona oczywiście nigdy mu tego nie powie wprost, pewnie nawet o tym nie pomyśli, ale komentarze o tym, że powinien wrócić na studia medyczne wystarczą.

  Dlaczego Kirishima nie powiedział o niczym Todorokiemu? Może dla niego to był tylko żart? Żadne formalności nie były przeprowadzone zbyt profesjonalnie, ale Midoriya zakładał, że to przez naturalne luźne podejście do życia Kirishimy, a nie złośliwość albo coś w tym stylu...

  — Miłego dnia — mruknął do siebie pod nosem, wzdychając ciężko i myjąc po sobie talerz po ostrych parówkach. Wciąż piekł go język, a teraz też trochę oczy, ale postanowił, że nie będzie płakał z takiego powodu. Był mężczyzną i jeśli chciał sobie udowodnić, że do czegoś się nadaje, nie powinien poddawać się z takich powodów. Każdemu się zdarzają takie rzeczy i jakoś wszyscy sobie radzą... czemu on miałby nie? No właśnie. To nic. Już przyzwyczaił się do rozczarowań, w końcu sam był największym.

  W smętnym nastroju, co jakiś czas pocierając oczy, poszedł do swojego pokoju... żeby się spakować. Pewnie wieczorem będzie już pukał do drzwi mamy, starając się jakoś znieść jej zmartwione spojrzenie.

  Może faktycznie powinien był zostać na tych studiach medycznych...

=====

  Gdy pierwsze przygnębienie minęło, Midoriya zaczął dostrzegać w całej sytuacji pozytywy. Todoroki nie chciał go widzieć, więc na pewno nie będzie wchodził mu w drogę i przeszkadzał, gdy zacznie nagrywać kolejny film... a przecież, jeśli zostanie, może nagrywać tu codziennie! Ulica Golden Gai ma w końcu taki świetny mroczny klimat: ciemne zaułki, bezdomni i w ogóle...

  Całe południe i popołudnie spędził więc poza mieszkaniem, narażając swoje życie podczas szukania idealnych miejsc na robienie zdjęć i podskakiwania co dwie sekundy, bo coś za nim głośniej trzasnęło albo... ktoś odkaszlnął. Brr.

  Koniec końców wrócił wieczorem bogaty o materiały do swojego nowego filmu i dwa okazałe siniaki, które nabył, potykając się o jakiś porzucony podejrzanie duży i sztywny worek na śmieci. Wrócił i od progu powitały go krzyki, przez co prawie upuścił stary aparat, który kiedyś kupił za bezcen, a teraz bardzo nie chciał go wyrzucać, więc z szybko bijącym sercem przycisnął go do piersi, zastanawiając się, czy nie wycofać się zawczasu przed wstąpieniem w huragan.

  — To gdzie do kurwy są?! Todoroki i ty ich nie zjedliście, więc kto?! Chyba że nagle zaczęliście jeść mięso, ha?!

  — To tylko parówki, nie przesadzaj...

  — To nie tylko parówki! Jestem głodny, a ty nigdy mnie nie słuchasz! I o niczym mi nie mówisz!

  — Mogę ci po nie iść do sklepu, jeśli to taki problem...

  — MÓWIŁEM CI JUŻ, ŻE NIE CHODZI O PARÓWKI!

   — Dobra, idę.

  Midoriya zesztywniał, słysząc wśród krzyków, że ktoś idzie w jego stronę, Kirishima, sądząc po głosie. Teoretycznie droga z wyższego piętra na dół powinna mu zająć przynajmniej dwie minuty spacerowym tempem, ale jakimś cudem znalazł się w przedpokoju już po dziesięciu sekundach wcale niezdyszany. Midoriya zamrugał zdziwiony.

   — Oo, hej, stary. To ty zjadłeś parówki Katsukiego? — zagadnął Kirishima tak spokojnym głosem, że Midoriya nieco się rozluźnił. Och, okej, chyba nie był specjalnie zły. — Lepiej uciekaj.

  O Boże.

  — Z kim rozmawiasz, wracaj tu, ty popieprzony kretynie, mówię do ciebie! — Ciężko dysząc do przedpokoju wpadł jakiś chłopak, a Kirishima z uśmiechem wyszeptał ciche: ,,za późno".

  Chłopak, Katsuki, był blondynem o dość wysportowanej sylwetce i... bardzo przystojnej twarzy. Bardzo wkurwionej, przystojnej twarzy i spojrzeniu, które mogło mordować.

  — Kto to?

  — Mój i Todorokiego nowy współlokator — wyjaśnił spokojnie Kirishima, zarzucając na siebie skórzaną kurtkę i chyba nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie zrzucił na głowę Midoriyi.

  — Nie mówiłeś mi nic o żadnym współlokatorze! — warknął Katsuki, piorunując spojrzeniem Midoriyę, który jakimś cudem zebrał w sobie resztki odwagi i cicho wtrącił:

  — Todorokiemu chyba też nie, co?

  Kirishima uniósł brwi autentycznie zdziwiony, a potem... zaśmiał się.

  — Ach, chyba faktycznie. No trudno, Todoroki to wspaniały facet, zrozumie.

  — Kazał mi się pakować.

  — Ma swoje humorki — wyszczerzył się Kirishima, a Midoriya doszedł do wniosku, że ten w tym domu wariatów wytrzymywał tylko dlatego, że sam był wariatem. O Boże, w co on się biedny wpakował. Może jeszcze nie jest za późno na odwrót... — Nie martw się, będę o ciebie walczył jak lew!

  — NIE, NIE BĘDZIESZ, TO WŁAŚNIE MIAŁEM NA MYŚLI, GDY MÓWIŁEM, ŻE O NICZYM MI NIE MÓWISZ! TY PIERDOLONY, CO TY ROOO...! — wrzasnął wściekłe Katsuki, a Kirishima w tym samym momencie mocno złapał go za rękę i pociągnął za sobą za drzwi, zostawiając osłupiałego Midoriyę samego w korytarzu.

  Więc tak. Katsuki, chłopak Kirishimy, miał skłonności psychopatyczne i osobowość równie pikantną jak parówki, które przez przypadek zjadł mu Midoriya, tym samym najwyraźniej podpisując na siebie wyrok.

  Po pierwszym spotkaniu z pozostałą dwójką... Nie, półtorej współlokatorów, z przykrością musiał przyznać, że go nie polubili. Z wzajemnością.

  Jego bajka chyba jednak nie miała być tak kolorowa, jak mu się początkowo wydawało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro