Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[22], więzy rodzinne

  Gdy weszli do środka, Midoriya przekonał się, że nie tylko osiedle było nowoczesne, ale również wnętrze domu. Ren Koyama wyglądał na dość młodego, a jego dziewczyna z wróżenia przecież nie mogła zarabiać kolosalnych pieniędzy... więc skąd je brali? Może pochodzili z bogatych rodzin... Niektórzy rodzili się takimi szczęściarzami, można było im tylko zazdrościć. On jednak wiedział już, że sam też jest ogromnym szczęściarzem! W końcu rzadko kto ma w swoim życiu jakąkolwiek szansę na styczność z mistycznymi kreaturami, a co dopiero mieszka z nimi na co dzień... Ktoś taki po prostu musiał mieć ogromne szczęście!

  Podążając za Koyamą, przez korytarz dotarli do salonu, który był jasny i przestrzenny, utrzymywany głównie w bieli i czerni. Usiedli na prawdopodobnie bardziej ozdobnej niż funkcjonalnej skórzanej kanapie i poczekali, aż gospodarz zaparzy każdemu z nich po kawie, choć Kirishima utrzymywał, że to nie było konieczne, zważywszy na to, że się śpieszyli. Kuzyn Bakugo jednak był najwyraźniej tak samo uparty jak on sam.

  — Pójdę teraz do Marie i zapytam, czy wam pomoże — powiedział po chwili milczenia, odkładając swój własny kubek, a potem wstając z fotela przy kanapie. 

  — Powiedz jej, że to bardzo ważne, błagam — wyszeptał Kirishima, z którego adrenalina najwyraźniej zeszła i znów tylko się denerwował bez wyraźnego planu.

  — To zamierzałem, nie musisz się powtarzać — mruknął Ren Koyama, a potem odszedł w dalszą część domu, zatrzaskując za sobą drzwi. 

  Kirishima westchnął ciężko, a potem zsunął się nieco na kanapie, jakby chciał się w nią wtopić. 

  — Jego dziewczyna mnie nie lubi — powiedział cicho, zaciskając mocno wargi. — Chyba coś podejrzewa... wiecie. Być może miała jakąś wizję, nie mam pojęcia, ale boję się, że dlatego może nie pomóc. 

  — Niby tak, ale może nie zrobi tego dla ciebie. Lubi Bakugo, skoro tyle z nim przebywa w kasynie — zauważył Todoroki, a Midoriya skinął głową, przyznając mu rację. 

  — No... niby tak. 

  — Właśnie, poza tym Koyama ewidentnie lubi ciebie — wtrącił Midoriya i tym razem obaj spojrzeli na niego z ukosa, jakby powiedział coś bardzo dziwnego. — No co? Nie zauważyliście?

  — No nie wiem... — mruknął Kirishima, a potem westchnął głośno i schował twarz w dłoniach. — Mam dość. Dlaczego on cały czas mi to robi?!

  — Zerwij z nim — poradził Todoroki. — Przestanie być twoim problemem. Naszym też, przy okazji. Nie wiem, czy wiesz, ale jest nim od tak dawna, że tęsknię za dniami, gdy...

  — Zamknij się! — krzyknął Kirishima, pokazując mu kły i warcząc głucho, a przestraszony Midoriya poderwał się z kanapy na równe nogi. 

  — To ty się uspokój — burknął Todoroki, ale, widząc minę swojego chłopaka, chyba zdecydował, że denerwowanie przyjaciela w tej chwili chyba nie ma najmniejszego sensu. — Dobra. Przepraszam. 

  — Kocham go — wycedził Kirishima. 

  — Okej. 

  Na szczęście w tej chwili do pokoju wszedł Ren Koyama, bo Midoriya bał się już, że przez kilka ładnych minut będzie musiał znosić niezręczną ciszę i napiętą atmosferę w pomieszczeniu. Rany, ale się porobiło... Todoroki miał rację, to wszystko wina Bakugo!

  — Marie powiedziała, że... — zaczął Koyama, ale chwilę później tuż za nim rozległ się kobiecy głos:

  — Daj spokój, skarbie. Mogę sama mówić — powiedziała kobieta, która wyszła za nim i spięła się nieco, gdy zobaczyła Kirishimę. 

  Miała nieco ciemniejszą skórę niż oni i dziwny akcent, więc na pewno musiała być spoza Japonii. Jasne włosy związała w luźnego koka na czubku głowy i, choć Midoriya nie spodziewał się, że dziewczyna będzie chodzić po domu w szatach wróżbitki, mimo wszystko zdziwiło go to, że ubrała się tak mało... ekstrawagancko. W zasadzie miała na sobie jakieś stare dresy, co nie bardzo pasowało ani do wnętrza, ani do eleganckiego ubioru jej chłopaka. Mimo to ona sama zdecydowanie mogła być panią jego domu - była przepiękna, co nawet on potrafił docenić, mimo że kobiety nigdy go nie kręciły.

  — Marie Chatier — przedstawiła się, nieco przeciągając sylaby. — Ren mówił, że mogę wam w czymś pomóc. 

  — Katsuki został porwany przez bandę Shigarakiego — powiedział blady na twarzy Kirishima, a Midoriya zmarszczył brwi. Nie kojarzył tego nazwiska... — Proszę, masz może jakąś... mogłabyś jakoś wywróżyć, gdzie jest? Nie wiem, cokolwiek... — zająknął się, widocznie z każdą sekundą tracąc pewność siebie, mimo że wciąż zdawał się być zdeterminowany.

  Kobieta bez słowa oparła się o ścianę i przez chwilę tylko się im przypatrywała, podczas gdy Koyama zerkał na nią nerwowo, widocznie nie wiedząc, czy powinien jakoś zainterweniować. 

  — Moje wizje nie przychodzą na zawołanie — powiedziała w końcu, odwracając wzrok, a Midoriya odetchnął z ulgą, bo zaczynał się czuć trochę niekomfortowo. — Jestem medium, ale to wcale nie zależy ode mnie. 

  Wszyscy spojrzeli na Kirishimę, który zacisnął dłonie w pięści. 

  — Nic? Naprawdę? A może... przecież przyjaźnisz się z Katsukim, może coś wiesz...

  Chatier posłała mu lodowate spojrzenie, a potem zaczęła bawić się sznurkową bransoletką na przegubie dłoni. 

  — Kiedyś spędziłam wieczór z jednym gościem z tej organizacji — powiedziała w końcu. — Nie mam pojęcia, który to, ale po alkoholu gadał całkiem od rzeczy. — Westchnęła teatralnie, ostatecznie zostawiając bransoletkę w spokoju i kładąc dłoń na biodrze. — Mówił coś o jakimś kompleksie magazynów, w którym trzymają narkotyki. Później w nocy śniło mi się to miejsce. Chyba jestem w stanie pokazać, gdzie jest, ale nie mam pojęcia, czy Katsuki jest w środku. 

  Kirishima zerwał się na równe nogi, a Chatier cofnęła się o krok, patrząc na niego uważnie, jakby trochę bała się, że ją zaatakuje. Ten jednak tylko wyciągnął telefon i podsunął jej ekran z włączoną mapą. Przez chwilę z grymasem na twarzy przeglądała nazwy ulic i widać było po niej, że w towarzystwie Kirishimy czuje się niekomfortowo. Koyama chyba też to widział, bo jego spojrzenie cały czas skakało to na nią, to na niego. W końcu odchrząknął, a jego dziewczyna drgnęła, podnosząc wzrok. 

  — I jak? Pamiętasz? — zapytał niecierpliwie. 

  — Tak jakby — stwierdziła w końcu, oddając Kirishimie telefon. — Włączyłam ci trasę. To chyba ta okolica, ale musicie poszukać. I... — zawahała się, widocznie nie wiedząc, czy powinna coś zdradzać, ale w końcu ustąpiła, a jej spojrzenie zdradziło, że chyba się martwiła — powinniście się pośpieszyć. 

  — Weź Midoriyę, idę pierwszy — powiedział natychmiast Kirishima, skinął głową Chatier i Koyamie, a potem wybiegł z domu. 

  Przez chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu Midoriya odchrząknął. 

  — Bardzo... bardzo dziękujemy za pomoc — powiedział niepewnie, a Ren Koyama tylko pokręcił głową, podchodząc do okna i wyglądając za nie niepewnie. Po chwili przełknął ślinę. 

  — Nie jesteście ludźmi, nie? — mruknął, a Todoroki spojrzał na niego uważnie, tak samo jak jego dziewczyna, która znowu wyraźnie się spięła. — On dosłownie poszedł. Nie macie auta, a jego już nie ma. — Westchnął cicho. — Miałaś rację, 'Rie.

  — Zawsze mam — powiedziała cicho, nie spuszczając wzroku z Todorokiego, który wstał z kanapy. 

  — Trzymajcie się od tego z daleka. Dla waszego bezpieczeństwa — mruknął, a potem bez pytania wziął Midoriyę na ręce (przynajmniej nie trzymał go jak worek kartofli) i wyszedł. 

  Czas naglił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro