[17], masowa histeria
Gdy Kirishima opowiadał, na przemian brał głębokie oddechy i ronił męskie łzy.
— Byliśmy... byliśmy w kasynie. Znaczy on był, ja doszedłem później...
— Nic nowego — wtrącił Todoroki, a Midoriya spojrzał na niego spode łba. Opowieść i tak zapowiadała się na taką z rodzaju dłuższych, naprawdę nie musiał jeszcze dobijać biednego Kirishimy i tym samym ją wydłużać...
— To się już nie powtórzy, bo ze mną zerwał... — Kirishima zwiesił smętnie głowę. — Już za nim tęsknię.
— Dopiero co wyszedł.
— Myślisz, że powinienem za nim biec? — Kirishima spojrzał na niego, patrząc na niego ze łzami w oczach.
— Nie, po prostu nie możesz za nim tęsknić, skoro dopiero co wyszedł.
— Mogę! Tęsknię!
— Histeryzujesz.
— Przestań go hejtować, ma złamane serce! — Oburzyła się Uraraka, a Kirishima natychmiast spojrzał na nią z nadzieją.
— Ktoś mnie jednak rozumie...
— Oczywiście! Rozstania nie są łatwe. — Posłała Todorokiemu piorunujące spojrzenie.
— Ale on wróci, mówię przecież!
— Nie wróci!
— Na to liczę — burknął Todoroki. — Ale jest jak ta jedna upierdliwa mucha w lato — westchnął — zawsze wróci. Zawsze.
Uraraka wywróciła oczami, ale, o dziwo, Kirishima nieco się uspokoił.
— W sumie prawda — przyznał, a Midoriya tylko pokręcił głową załamany.
— No dobrze, ale co z tym kasynem?
— Ach. Ja na moment wyszedłem, żeby przeparkować motor, a gdy wróciłem, Katsukiego na tyły kasyna ciągnęli jacyś goście... Powiedział mi, że przegrał z jednym z nich i zaczął go wyzywać, a potem samo poszło... No i gdy zobaczyłem, ile ich jest, sprałem jednego, a potem zacząłem z nim uciekać! To logiczne, prawda?! Mogli mu coś zrobić!
— Bardzo dobrze postąpiłeś — powiedziała poważnie Uraraka. — Przemoc to nie rozwiązanie.
Todoroki spojrzał na nią dziwnie i nieco się speszyła.
— Chyba że w obronie własnej — dodała cicho. — Albo przyjaciół.
— No dobrze, ale gdybym poszedł na całość, mógłbym zrobić im krzywdę! I się zdradzić! Albo... albo wpaść w szał i... a gdybym coś mu zrobił?!
Uraraka odsunęła się na drugi koniec kanapy, a Kirishima schował twarz w dłoniach załamany. Szczerze mówiąc, Midoriya też poczuł się nieco nieswojo.
Todoroki natomiast sprawiał wrażenie całkiem niewzruszonego.
— Daj spokój, nie wpadłeś w szał od czterystu lat.
Kirishima pociągnął nosem, a potem, ku zdumieniu Midoriyi, parsknął cicho.
— No tak. Na balu.
— Krwawa masakra.
— Gospodarz był bucem.
— I to był powód, żeby kogoś zabijać?! — krzyknęła przerażona Uraraka, a Kirishima i Todoroki wymienili spojrzenia i zaczęli się śmiać. — Z czego się chichracie?!
— W sumie bez powodu — wydusił Kirishima, ocierając łzy. — Chyba faktycznie mam histerię. Rany Julek. To wcale nie było zabawne. — Zaśmiał się żałośnie. — Taki bal maskowy. Shoto zawsze był w tańcu lepszy niż ja. Ten... gospodarz podstawił mi mogę i przez przypadek ugryzłem moją partnerkę w szyję. A potem straciłem nad sobą kontrolę. Miałem zły dzień.
— Przez przypadek — podkreślił Todoroki.
— No mówię. Już o tym rozmawialiśmy. Milion razy!
— To brzmi absurdalnie — mruknął Midoriya, a potem wywrócił oczami. Nie chciał o tym myśleć.
Jego partnerka. A gdyby Todorokiemu też przypadkiem coś takiego się zdarzyło... z nim?
— Myślę, że Bakugo wróci — powiedział więc w końcu, wstając. — Nie przejmuj się, Kirishima. Ochaco, odprowadzić cię do domu? — rzucił, żeby zakończyć jakoś tę dziwną rozmowę.
— Jakbyś mógł... — Kobieta wstała z kanapy, patrząc na wampiry z dozą nieufności. Widocznie znów straciła wszystkie potencjalne sympatie względem każdego z nich.
Zeszli na dół, a Midoriya tylko czekał na moment, w którym Uraraka wybuchnie. Byli tacy sami, ona też cechowała się ogromną wrażliwością i przy natłoku emocji ciężko było jej pozbierać myśli...
— Czy jesteś tu szczęśliwy? — zapytała jednak całkiem spokojnie, zaskakując go, gdy wyszli z budynku. — Nie boisz się?
Więc jednak... trochę się różnili. Może główną różnicą było jednak to, że on nie zaszarżowałby na wampira obwieszony sznurami czosnku z kołkiem w ręce.
On miał plan rzucić w wampira doniczką.
— Wiesz... trochę boję — przyznał, wbijając wzrok w swoje czerwone tenisówki. — Ale chyba jestem szczęśliwy. Chcę tu zostać.
— To bardzo niebezpieczne.
— Wiem, ale to o tym zawsze marzyłem. Mogę... mogę spokojnie prowadzić mój kanał, mam źródła pod ręką... i wszystko udokumentuję.
— Jak to udowodnisz? — zapytała cicho Uraraka, patrząc mu w oczy.
— Jakoś spróbujemy. Ale jeśli się nie uda, to nic. Dla mnie liczy się moja własna autentyczność, przecież wiesz. Muszę wierzyć w to, o czym opowiadam... a teraz wiem, że to najprawdziwsza prawda. — Wziął głęboki wdech. — Te wszystkie krwiożercze potwory naprawdę istnieją! Czy to nie wspaniałe?!
Kobieta rozejrzała się nieco spłoszona po opustoszałej ulicy. Golden Gai w swoim pełnym uroku.
— Tak... Hurra...
— W każdej chwili może nas coś zaatakować!
— O rajuśku...
— Ale nie martw się. — Położył jej rękę na ramieniu, uśmiechając się szeroko. — Todoroki mnie lubi. Ja lubię ciebie. Nic nam nie podskoczy.
— Wydaje mi się, że trochę przeceniasz nasze szanse na przetrwanie — mruknęła jednak Uraraka.
— Cóż... — zastanowił się — w razie czego to ty nas obronisz!
O dziwo, to chyba nieco pocieszyło dziewczynę.
— O tak. Masz rację — przyznała po chwili, a potem do końca drogi nawijała o różnych technikach samoobrony, które można by zastosować przy starciu z wampirem. Na koniec weszła z nim do sklepu spożywczego, kupiła kilka główek czosnku, a potem wsadziła mu je do kieszeni.
— Tak na wszelki wypadek.
— Będę śmierdzieć.
— I dobrze. — Na pożegnanie pocałowała go w policzek, a potem pomachała mu i odbiegła w stronę swojego domu.
Uśmiechnął się, robiąc zawrót w miejscu i nucąc cicho pod nosem, gdy szedł na przystanek. Kto by pomyślał, że taka miła dziewczyna w sekrecie jest prawdziwym terminatorem.
Tak, chyba miał duże szczęście, że dzisiejsza konfrontacja odbyła się bez strat w ludziach... a raczej wampirach.
=====
Nazajutrz, gdy filmik z wywiadem był już od kilku godzin opublikowany, a Midoriya przebudził się z prawie dziesięciogodzinnego snu, zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwsza: zaspał do pracy, przespawszy dziesięć nastawionych budzików. Druga: przez noc jego telefon zaatakowała armia powiadomień... wszystkich z YouTube.
Wszystkich dotyczących jego najnowszego filmiku.
Podskoczył z radości na łóżku, zapominając o sprawie pierwszej i o tym, że jest dorosły i ciężki, więc takie skakanie nie może się skończyć dobrze. Jego uśmiech jednak zaraz zrzedł, gdy zobaczył, o co chodzi...
W przeciągu kilkunastu godzin zyskał wielu nowych fanów, tak... Ale zalała go też fala hejtu.
animelover123: FAKE!!! WAMPIRY NIE ISTNIEJĄ!!!
kaczka: jaki lamus lmaoo
g4yll: clickbait paskudny widzow najpierw martwisz a potem nagle żyjesz kto tak robi w ogole wez sie czlowieku za cos porzadnego w zyciu a nie jakis kontent kreator zasrany umrzyj
Himiko Toga: nie wierzę jakby był wampirem to by cię dziabnął udowodnij
— Dlaczego płaczesz? — rzucił Todoroki, bez pukania wchodząc do pokoju, za co Midoriya rzucił w niego poduszką. — Przepraszam, ale słychać cię było nawet bardziej niż Eijiro, a on wyje non stop od wczoraj i głowa mi już pęka.
Och. To chyba musiało być trochę męczące, mieć tak doskonały słuch.
W tym momencie Midoriyę wcale to nie obchodziło.
— Przepraszam — powiedział jednak, bo był miłym człowiekiem. — Będę ciszej.
— Nie, nie przejmuj się. — Todoroki usiadł obok niego na łóżku, a potem... wziął go za rękę, a Midoriyę aż zmroziło. — Powiesz mi, co się stało?
— Wylał się na mnie hejt — wyznał cicho, wciąż patrząc na ich złączone dłonie. — Ludzie myślą, że nie jesteś wampirem.
— Hm. A powinni?
— No tak! To zaniża moją wiarygodność! — Urarace wczoraj mówił, że to go nie obchodzi... ale zmienił zdanie, gdy faktycznie go to dotknęło!
Todoroki przez chwilę siedział cicho, scrollując bezwiednie. Midoriya nieco się zaniepokoił. A jeśli już wszedł w jakąś inną aplikację i, na przykład, przeglądał jego wiadomości...?
Nie, nie, to paranoja. Todoroki nie był złym gościem.
— Jeśli to dla ciebie ważne... to możemy jakoś spróbować udowodnić, że nie jestem człowiekiem. Bez użycia drastycznych środków — rzucił Todoroki, a Midoriya się rozpromienił.
Zdecydowanie był aniołem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro