Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[13], oswojony wampir

  Midoriyi nie było dane długo leżeć w łóżku Kirishimy i Bakugo, bo już po chwili został z niego wygoniony przez tego drugiego, nie przejął się tym jednak, bo, cóż, dziwnie było w nim leżeć, wiedząc, co się tam wyprawiało.

Wyszedł więc razem z Todorokim, wciąż jednak próbował zachować jakiś dystans. Może i kontrolował się teraz, ale to, co stało się podczas walki z Kirishimą, i pocałunek w magazynku... miał uwierzyć, że to się więcej nie zdarzy? Nie był naiwny. Może i posiadanie współlokatorów-wampirów miało spore korzyści, ale stawiało też jego życie w ciągłym zagrożeniu... a on przecież bardzo chciał żyć.

  Nie może umrzeć przed pierwszym milionem obserwujących!

  — Zamierzasz się wyprowadzić? — zapytał cicho Todoroki, gdy doszli do przedpokoju, gdzie teoretycznie mieli się rozstać, bo przecież każdy z nich miał swoją część po innej stronie mieszkania.

  Midoriya widział jego smutne spojrzenie... i może trochę było mu go żal. Początkowo chciał się trochę z nim podroczyć i zaprzeczyć, ale teraz aż tak mu się do tego nie spieszyło. Nie był sadystą. Jeśli Todorokiemu choć trochę zależało na nim, to...

  — Midoriya, zależy mi na tobie — przerwał jego rozmyślania Todoroki, a Izuku zmarszczył brwi, cofając się o krok.

  — Umiesz czytać w myślach? — zapytał nieufnie, przezornie zastanawiając się, jaki mógłby być zasięg takiej mocy...

  — Nie. A trafiłem? — Uśmiechnął się słabo.

  Midoriya nie wiedział, czy mu wierzy. W końcu przez kilka miesięcy on, Kirishima i Bakugo skutecznie go mylili i okłamywali... A co takiego mogłoby się stać, gdyby dowiedział się wcześniej? Najwyżej mógłby zadzwonić na policję, a to przecież nic by nie dało, bo wampiry...

  — Da się was wyegzorcyzmować?

  — W teorii... Ale proszę, nie próbuj tego, na pewno ci jakoś nie wyjdzie... — Urwał dopiero gdy zobaczył minę Midoriyi. — Nie, nie to miałem na myśli! To bardzo trudne, ale... ale ty byłbyś w stanie to zrobić, przecież jesteś ekspertem! Wybacz, nie pomyślałem. Totalnie powinieneś nas wyegzorcyzmować.

  Midoriya przez chwilę rozkoszował się tym uczuciem. Raz jeden nie on się wygłupił... A Todoroki pod fasadą stoika o nieziemskiej urodzie okazał się być prawie takim samym niezręcznym przegrywem jak on. Prawie, ale jednak.

  Ciągnie swój do swego. Może jednak znalazł swoją bratnią duszę.

  — Nie wyprowadzam się — przyznał po chwili, a twarz Todorokiego się rozjaśniła, więc musiał postawić granicę: — Ale jeszcze jeden taki wybryk i zaczynam się pakować.

  — Nigdy.

  — I jeszcze jedno. — Todoroki spojrzał na niego z wyczekiwaniem, pokazując, że uważnie słucha. — Opowiesz mi nie tylko o wampirach, waszych zwyczajach, pochodzeniu... ale też o Bakugo i Kirishimie. Jakim cudem Bakugo jest człowiekiem i mieszka z wami od tak dawna? I w dodatku chodzi z Kirishimą? Nie ma tu żadnych przeszkód międzygatunkowych? — dopytywał, ale po minie Todorokiego widział, że ten pewnie trochę nie nadąża, westchnął więc cicho. — Za dwie godziny przyjdź do mojej części. Muszę zapisać pytania, a ty przemyśl sobie zawczasu możliwe odpowiedzi. Pewnie będę to nagrywał, ale mogę użyć modulatora głosu, więc...

  — W porządku. Już czujesz się dobrze? Wciąż jesteś trochę blady...

  Midoriya prychnął głośno.

  — I pewnie mam przyśpieszony puls, co? 

  — No, trochę... — Todoroki wyraźnie się speszył, widząc jego spojrzenie. — To do zobaczenia. 

  Odwrócił się gwałtownie, ale Midoriya zatrzymał go, zanim zdążył otworzyć drzwi do swojej części:

  — Nic mi nie jest. Dziękuję za troskę. — I uśmiechnął się delikatnie, a potem pierwszy zniknął za drzwiami. Gdy znalazł się sam, wziął głęboki wdech, a potem powoli go wypuścił, opierając się o ścianę. — Wariactwo... — mruknął, chowając twarz w dłoniach, a na jego ustach wciąż błądził słaby uśmiech. — Czyste wariactwo...

=====

  Midoriya miał już rozstawiony sprzęt, dobre ustawienia i... znośne nastawienie, gdy po dwóch godzinach do jego pokoju zapukał Todoroki. 

  — Możesz wejść — powiedział głośno Midoriya, a potem otworzył szeroko oczy, bo Todoroki... wow, ten strój był niecodzienny. Kryza, bufiaste rękawy, obcisłe spodnie, dziwny płaszcz... — Dlaczego się tak ubrałeś?

  — A nie będziesz próbował robić mi zdjęć bez twarzy? — Todoroki wyglądał na jeszcze bardziej zdezorientowanego niż on sam. — Pomyślałem, że przydadzą się jakieś moje stare ubrania, żeby, wiesz... pokazać, że jestem stary. 

  Midoriya na początku jeszcze jakoś próbował się powstrzymać, ale teraz już otwarcie parsknął śmiechem. 

  — Cóż, dziękuję za poświęcenie... to chyba nie może być wygodne.

  — Niezbyt.

  — Cyknę kilka zdjęć, a potem idź się przebrać. — Uśmiechnął się pobłażliwie, a Todoroki spuścił wzrok. Jego pewność siebie całkiem wyparowała... ale Midoriya nawet się z tego cieszył, bo, szczerze mówiąc, wciąż był na niego trochę zły za to całe ukrywanie swojego wampiryzmu i próbę zabójstwa.

  Wyjął aparat i kazał Todorokiemu ustawić się pod ścianą, a potem nakierował na niego lampę i spojrzał przez obiektyw... żeby, ku swojemu zdumieniu, zauważyć, że jego skórę faktycznie widać. 

  — Myślałem, że twoje odbicie będzie niewidoczne... nawet przez aparat — mruknął, a Todoroki wzruszył ramionami. — Jeszcze wiele o tobie nie wiem, co? — zapytał z przekąsem. 

  — Już nie mam nic do ukrycia. Zależy mi na tobie — powtórzył Todoroki i Midoriya niestety musiał przyznać, że wywarło to na nim pewne wrażenie. Był za słaby...

  Zrobił kilka zdjęć, a potem Todoroki wyszedł i po trzech minutach wrócił w bluzie i dresach, wyglądając na znacznie bardziej rozluźnionego. Midoriya zdecydowanie wolał go w takim wydaniu... 

  — Siadaj. — Włączył mikrofony i nagrywanie. — Drodzy widzowie, dzisiaj mam przyjemność porozmawiać z jednym z moich współlokatorów-wampirów, który po wczorajszym... incydencie zgodził się udzielić mi wywiadu. 

  — Czekaj — przerwał mu Todoroki, a Midoriya westchnął głośno. — Nagrywałeś to?

  — Moją spektakularną ucieczkę? — prychnął. — Nie. Tylko przygotowywania. Bez mojej twarzy. A to się wytnie. — Odchrząknął, na powrót mówiąc tajemniczym tonem: — Oczywiście, drodzy widzowie, zachowujemy tu pełną anonimowość... więc, ile lat już żyjesz?

  Todoroki wyraźnie się zawahał. 

  — Około tysiąc... prawdopodobnie trochę więcej, ale w pewnym momencie przestałem liczyć i teraz jest problem — stwierdził, a Midoriya zmarszczył brwi.

  — Czy znasz jakieś wampiry poza tobą i naszym wspólnym współlokatorem?

  — Znam. Właściwie jest nas całkiem sporo, jak się wie, gdzie szukać. W niektórych barach można zamówić krew na przykład...

  — Słucham?! — Midoriya otworzył szeroko oczy. — Musisz mnie do jakiegoś zabrać! 

  — Ee... nie wiem, czy to dobry pomysł. Ludzki żołądek nie jest przystosowany do dużej ilo...

  — Nie chcę próbować krwi! — przerwał mu Midoriya z niesmakiem. — Zaprowadź mnie do takiego baru! 

  — No dobrze... to randka? — upewnił się Todoroki, a Midoriya zarumienił się obficie. Szlag, ten facet...! 

  — Nie wiem. To też się wytnie. Masz jakieś paranormalne zdolności? Ustaliliśmy, że nie umiesz czytać w myślach.

  — Tak... ale mam doskonały słuch. Wampiry generalnie są silniejsze i szybsze od ludzi, ale to rozwija się wraz z wiekiem...

  — Więc ludzie nie mają z wami żadnych szans? A gdybyś, przypuśćmy, zagonił mnie do ciemnego zaułka. Miałbym szansę się bronić?

  — Czy to aluzja?

  — Możliwe. — Midoriya z satysfakcją patrzył, jak Todoroki robi nieszczęśliwą minę.

  — Nie chcę cię zaatakować. Jesteśmy przyjaciółmi...

  — Odpowiedz na pytanie.

  Skrzywił się, poprawiając na niewygodnym krześle, które Midoriya specjalnie przytargał z kuchni, żeby ten nie miał pretekstu do siedzenia na jego fotelu gamingowym. 

  Być może był trochę zbyt złośliwy. Ale tylko być może. To był jego mechanizm obronny, nie wierzył, że ma do czynienia z oswojonym wampirem.

  — Cóż... istniałaby taka szansa. Gdybyś miał w zanadrzu kołek, może jakiś krzyż, wodę święconą... I gdybyś znał odpowiednie zaklęcia, pewnie udałoby ci się mnie zabić. Jeśli nie, hm... raczej bez szans. 

  Dobrze wiedzieć, pomyślał Midoriya, a cały jego entuzjazm nagle wyparował. Miał przed sobą śmiertelnie niebezpieczną istotę. Może i nie była wrogo nastawiona... ale wciąż zabójcza. Pradawna. Z natury żarłoczna. 

  Pomyślał, że po wywiadzie chyba lepiej jednak będzie jeszcze raz przejrzeć oferty mieszkań. Tak na wszelki wypadek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro