[10], niedobór ręcznika papierowego zwiastuje kłopoty
Gdy Midoriya wreszcie wrócił do Todorokiego z pustymi rękami i prawie pustym brzuchem, od razu zauważył, że jego prawie-chłopak wydaje się być... zdezorientowany. Przytłoczony, otumaniony, może nieco zmieszany. Nie siedział na pufach, tylko stał w kącie, patrząc niepewnie na tańczący na parkiecie ludzki motłoch.
— Hej, Todoroki, wszystko okej? — zapytał, kładąc mu dłoń na ramieniu. — Chcesz się czegoś napić?
Todoroki przez moment patrzył na niego tak, jakby go nie rozpoznawał, z lekką rezerwą, zaraz jednak uśmiechnął się delikatnie, niestety nie pokazując swoich wampirzych kłów.
— Nie chcę, ale dziękuję za propozycję. Dorwałeś biszkopciki?
— Niestety nie — westchnął Midoriya, wznosząc oczy ku górze. Dobrze, że był ciepły wieczór, impreza na balkonie bez dachu to jednak spore ryzyko... — Ale dowiedziałem się, że są tu Bakugo i Kirishima. Nawet spotkałem Bakugo.
— Za co się przebrał?
— Wilka, Kirishima jest kapturkiem.
— Typowe — uznał Todoroki, mrużąc oczy, gdy próbował wypatrzeć ich w tłumie. Przeliczył się, znowu też zmarkotniał. Nerwowo poprawił kołnierz swojego płaszcza.
— Na pewno okej? — zapytał nieco zmartwiony Midoriya. Nie chciał, żeby ten czuł się niekomfortowo...
Todoroki przez chwilę nic nie mówił, jakby nad czymś się zastanawiając. Albo rozważając w myślach za i przeciw? Midoriya robił to tak często, że chyba rozpoznawał tę minę.
— Ciężki dylemat, co? — zagadnął z uśmiechem, a Todoroki parsknął cicho.
— Przepraszam. Po prostu nie lubię takich tłumów — wyjaśnił, a Midoriyi natychmiast zrobiło się głupio, że go tu wziął. To w końcu impreza pełna ludzi...
— Mogłeś powiedzieć wcześniej, nie obraziłbym się.
— Ale ja chciałem tu przyjść z tobą — wyznał Todoroki, mówiąc to w tak szczery sposób, że Midoriyi szybciej zabiło serce, a nogi prawie się pod nim ugięły.
— Och... — zdołał tylko wydusić, a Todoroki chyba zauważył jego rumieńce, bo powiedział:
— Chyba ty też czujesz się nieco przytłoczony? Może ochłoniemy w środku?
Midoriya skinął głową na propozycję.
— Prowadź. — A wtedy Todoroki... złapał go za rękę, patrząc na niego przez ramię z uśmiechem, gdy przeciskali się przez grupkę rozchichotanych czarownic.
Chyba naprawdę mocno działała na niego ogólna atmosfera imprezy, był taki... pewny siebie, w przeciwieństwie do siebie sprzed chwili. I ten błysk w oku, Midoriya wcale go nie rozpoznawał...
Gdy w końcu znaleźli się w środku, Todoroki rozglądał się czujnie.
— Czego szukasz? — zapytał Midoriya, nie do końca cokolwiek rozumiejąc. Przecież tu już nie było ludzi, byli zupełnie sami... Na samą myśl o tym znów miał motylki w brzuchu, jak zwykle zresztą.
— Miejsca... idealnie. — I otworzył... mały magazynek. Ręcznik papierowy, papier toaletowy, kartony soku, paczki chipsów w pudłach... Było tu bardzo ciasno, ale w teorii dwie osoby zmieściłyby się bez problemu...
— D-dlaczego akurat...? — Midoriya nie mógł ukryć ekscytacji w swoim głosie. To spojrzenie... Todoroki ewidentnie coś planował i... i...
I w następnej sekundzie przysunął się do niego błyskawicznie, po czym pocałował go namiętnie, kładąc dłoń na jego policzku.
Midoriya miał ochotę zrobić salto w tył. W liceum miał fazę na filmowych superbohaterów i chodził na gimnastykę i siłownię. Nauczył się wtedy robić salto w przód, ale do tyłu... Miłość uskrzydla?
— C-c-co? — wyjąkał jednak przerażony, gdy Todoroki się od niego odsunął.
— Jeśli będziemy cicho, nikt nas nie znajdzie — wyszeptał ten, łapiąc go za nadgarstek i wciągając ze sobą do ciasnego pomieszczenia... a potem całując go mocniej, jeszcze namiętnej, a choć jedna jego dłoń spoczywała niezmiennie na czerwonym z emocji policzku Midoriyi, druga zsunęła się niżej, tuż na pośladek.
Midoriya czuł, że zaraz zemdleje z natłoku emocji, bo co, do cholery, się działo?! Najpierw jego przystojny współlokator nie chciał go znać, a teraz byli tak... tak blisko w tak ciasnej przestrzeni i... Jęknął, gdy Todoroki zszedł z pocałunkami na jego szyję, drugą ręką ściskając pośladek. Było mu tak gorąco, miał wrażenie, że zwariuje. Na początku studiów miał jednego chłopaka przez internet... ale to nie to samo, naprawdę nie to samo, teraz tak wstyd mu było, że jedyny swój pocałunek przeżył z Uraraką w pierwszej klasie liceum, gdy odkrył, że absolutnie nie czuje pociągu do dziewcząt...
Todoroki w pocałunkach robił się coraz śmielszy. Midoriya czuł, że jego skóra na szyi delikatnie szczypie od malinek i... Ałć, to bolało. Sztuczne wampirze kły jednak mogły nieźle poharatać skórę, ale to nic, naprawdę nic, gdy było tak cudownie...
A potem drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanęli Bakugo i Kirishima.
Midoriya miał ochotę uciec jak najdalej, widząc ich zszokowane miny... które zaraz zmieniły się w absolutną wściekłość i, co dziwne... najbardziej wściekły zdawał się być Kirishima. Jego czerwone oczy zdawały się płonąć w furii.
— Co ty wyprawiasz?! — krzyknął, łapiąc Todorokiego za kołnierz koszuli (ten wydawał się być dość nieobecny, na ustach błąkał mu się błogi uśmieszek, oblizywał co rusz wargi... ale Midoriya chyba nie mógł wyglądać lepiej) i potrząsając nim mocno. — Stary!
Ku zdziwieniu Midoriyi, przerzucił sobie Todorokiego przez ramię jak worek kartofli i trzymał mocno, gdy ten zaczął się wyrywać.
— Zostaw mnie! Mogę robić, co chcę!
— Koniec imprezy dla ciebie! — warknął Kirishima, odchodząc szybko w stronę windy z wierzgającym współlokatorem nadal na ramieniu, a Midoriya i Bakugo podążali za nimi wzrokiem.
Zapadła cisza. Midoriya rozpaczliwie próbował przetrawić, co właśnie się stało, co rusz poprawiając swój strój, który Todoroki wcześniej zdążył z niego zrzucić... a Bakugo patrzył na niego z odrazą. Robiło się naprawdę nieprzyjemnie i duszno, Midoriya za wszelką cenę unikał jego spojrzenia...
— Co wy... czego tu szukaliście? — zapytał w końcu cicho, a Bakugo prychnął szyderczo, rozpinając swoją kurtkę.
— Ręcznik papierowy znowu się skończył. Durny jesteś czy jak?
— Słucham?
— Zapłacisz mi za to.
Midoriya patrzył na niego zdezorientowany. Teraz Bakugo wydawał się być autentycznie wściekły, obnażając zęby w grymasie... a przecież nie miał powodu! Czy Todoroki i Midoriya zrobili komuś coś złego? Nie! Tylko się całowali, na litość boską! Dlaczego on i Kirishima zdawali się mieć z tym tak ogromny problem?!
Tylko albo aż. Dla Midoriyi z jego zerowym doświadczeniem miłosnym...
— Słuchaj... masz jakiś problem? — zapytał, zdobywając się wreszcie na odwagę. — Ty i Kirishima. Dlaczego w ogóle zabrał mi Todorokiego?
— Bo co, liczyłeś na coś więcej? — Bakugo znów spojrzał na niego z odrazą, a Midoriya sam się zawstydził. Nawet niekoniecznie o to mu chodziło, tylko... Och, to był jego pierwszy prawdziwy pocałunek, na litość boską! I to jeszcze z takim ciachem, było tak... ostro! Świetnie!
— Po prostu nie rozumiem, czemu jesteś taki zły — wyjaśnił Midoriya, starając się zachować spokój, mimo że po prostu czuł, jak jego policzki oblewają się szkarłatem.
Bakugo przez moment tylko stał w milczeniu, a potem włożył ręce do kieszeni i bez słowa odszedł, również kierując się do wyjścia. Gdyby nie wiedział lepiej, Midoriya mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że naprawdę był... zazdrosny. Tylko o co? To przecież bez sensu, miał chłopaka, którego kochał, nawet jeśli nie przekazywał tego werbalnie, w każdym razie nie przy innych. Nie o to mogło więc chodzić...
Zrezygnowany Midoriya już czuł tę napiętą atmosferę, gdy wróci do mieszkania. Każdy zamknięty w swoim pokoju... ale może Todoroki przyjdzie do niego wieczorem? Tam Kirishima i Bakugo bez pukania raczej nie będą zaglądać... W nieco lepszym humorze pożegnał się z Sero i jego ciężarną dziewczyną, jeszcze raz życzył im miłego wieczoru, a potem w podskokach wybrał się w drogę powrotną do domu, skacząc ze szczęścia na wspomnienie miękkich warg Todorokiego.
Nie mógł się doczekać następnego razu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro