[1], czyli czas na wielkie zmiany
Przeraźliwy wrzask kobiety rozniósł się po pomieszczeniu, a przypadkowy przechodzień przechodzący obok otwartego okna oglądnął się za siebie nerwowo.
— Ee... przepraszam, że się wtrącam, ale wszystko w porządku? — rzucił, podchodząc do niskiego żywopłotu, po czym wzdrygnął się, gdy z pogrążonej w mroku sypialni na drugim piętrze dobiegło go głośne mlaskanie.
Przechodzień wahał się przez chwilę, ale w końcu podszedł do zdecydowanie zbyt głośno skrzypiącej furtki, a potem powoli zaczął skradać się przez nieco zapuszczony ogródek. Gdy znalazł się wystarczająco blisko okna, rzucił niepewnie:
— Przepraszam? Czy potrzebna pani, eee, pomoc?
W mroku coś się poruszyło, a po chwili na parapecie pojawiła się blada dłoń z kilkoma małymi pieprzykami i równo obciętymi paznokciami. Delikatna, ale... nie kobieca. Serce przechodnia zaczęło wybijać szybszy rytm.
— To pan tak krzyczał...?
— Powiedz, wierzysz w nadnaturalne zjawiska? — wyszeptał ktoś cicho, a przechodzień mógłby przysiąc, że usłyszał dziwny pogłos, jakby mówiła nie jedna osoba, a kilka albo nawet kilkanaście.
— R-raczej nie, proszę pana. Czy to ma jakieś znaczenie...?
— Och, tak. To zawsze ma znaczenie.
Przechodzień przełknął ślinę, rozglądając się niepewnie. Domek, mały i właściwie całkiem... uroczy, mógł być kryjówką szaleńca. Czy pozorna przytulność przesłaniała ludziom prawdziwy charakter tego miejsca? Młoda jabłonka przechylała się dziwacznie w stronę chodnika, jakby chciała uciec z posesji jak najdalej.
— Chcesz wiedzieć, dlaczego? — rzuciła osoba w pomieszczeniu, widocznie starając się brzmieć tak, jakby nie obchodziła ją odpowiedź, choć w tonie wybrzmiała nutka desperacji.
Tyle że głos znowu był dziwnie podwojony albo nawet potrojony, przez co przechodzień nutki nie wyłapał, a po plecach przeszły go ciarki.
— Ja... tak, oczywiście...
— Cudownie! — ucieszyła się osoba w środku, zaraz potem odchrząkując. — Wyczuwam w tobie potencjał. Potrzebujesz tylko... wiedzy. Podejdź bliżej.
Każdy krok był torturą, ale przechodniowi nawet nie przyszła na myśl odmowa. Coś było w tym głosie, coś go przyciągało, a gdy znalazł się wystarczająco blisko...
— Izuku! Co ty tam znowu robisz?! Znowu nagrywasz te swoje głupie jutjuby?! — krzyknęła jakaś kobieta, a postać w mroku poruszyła się nieznacznie.
— M-mamo, nie teraz! — Biała dłoń na moment zniknęła z parapetu, a gdy znowu opuściła pomieszczenie, trzymała zgrabną wizytówkę wyciętą chyba z papieru kolorowego dla dzieci. — Ten kanał, to... to jest twoje źródło wiedzy, przybyszu. Ucz się pilnie i zgłębiaj tajemną wiedzę, ale nie zapomnij...
— Izuku, zrobiłam obiad!
Coraz bardziej podejrzliwego przechodnia dobiegł cichy syk, gdy biała ręka ponownie zniknęła w mroku, a potem odgłos plaśnięcia zasugerował, że właśnie zderzyła się z czołem.
— Nie zapomnij o... o subskrypcji i łapce w górę — odezwał się w końcu chłopak w środku, a przechodzień pokręcił tylko głową, rzucając wizytówkę na trawę i dumnie odchodząc.
Tajemnicza, mistyczna wręcz postać westchnęła cicho, po czym z pewnym trudem wygramoliła się przez okno, schylając się po coś, co faktycznie było wycinkiem z papieru kolorowego młodszego kuzyna chłopaka.
— Izuku, zupa stygnie, no!
— Idę... — Izuku Midoriya, który tak naprawdę nie był ani tajemniczy, ani tym bardziej mistyczny czy przerażający, a po prostu chudy i blady przez brak światła słonecznego i wysiłku fizycznego, poprawił swoje nieco już przydługie zielone loki i westchnął ciężko. Próba trzynasta zakończona niepowodzeniem.
Cóż, do trzydziestu razy sztuka!
======
— Izuku, chyba nie zaczepiałeś znowu dzieci sąsiadów? Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę zgłoszą to na policję, skarbie... — westchnęła Inko Midoriya, pięćdziesięcioletnia kobieta z miłym uśmiechem i sporą nadwagą, którą średnio co miesiąc obiecywała sobie koniecznie zrzucić, patrząc z czułością na syna. — Nie mógłbyś się pobawić inaczej?
— Mamo, ja się nie bawię! Gdybyś nie przeszkadzała mi w nagrywaniu i zdobywaniu widzów, miałbym sporą szansę na sukces! — oburzył się Izuku Midoriya, z goryczą w głosie sięgając po dokładkę zupy. — Załatwiłbym ci kucharkę i nie musiałabyś już sama gotować.
— Nie przeszkadza mi gotowanie, kochanie, po prostu... nie wolałbyś mieć może jakiejś... pewniejszej pracy? Jesteś taki mądry, na studiach medycznych świetnie ci szło...
Izuku westchnął ciężko. Te cztery ściany ich maleńkiej kuchni, na którą składały się dwa krzesła, stolik, lodówka i kuchenka, niejednokrotnie były świadkiem tej samej rozmowy i chłopak bardzo współczuł skrzatom domowym, którym na pewno już się to znudziło. Im i sobie również.
— Nie, mamo, nie wrócę tam.
— To może weterynaria? Przecież tak kochasz zwierzęta... Lepiej się bawić z nimi niż tymi twoimi... zmieniaczami głosu czy... łapaczami duchów... — Inko skrzywiła się lekko, a jej syn razem z nią, choć każde z nich z odmiennych powodów. — Poza tym Ochako tam jest, to taka dobra dziewczyna, pomogłaby ci...
— Mamo, jestem gejem, pamiętasz?
— Przecież nie mówiłam, że masz się z nią przespać. Jesteście przecież takimi dobrymi przyjaciółmi — fuknęła z pewnym przekąsem w głosie Inko, po czym z nieszczęśliwą miną odprowadziła wzrokiem Izuku, który bez słowa zamknął się w swoim pokoju.
Pewnie nie wyjdzie do kolacji...
👿
— Naprawdę widziałeś hybrydę goryla z gigantycznym kolibrem? To w ogóle możliwe?
— Oczywiście. Golibrus pospolitus są naprawdę rzadkie, ale miałem szczęście. — Izuku Midoriya uśmiechnął się szeroko do kamery, a Ochako Uraraka, jego fanka numer jeden oraz najlepsza i zarazem jedyna przyjaciółka, bo Iida od dawna już nie dawał żadnego znaku życia (na pewno porwało go UFO), odwzajemniła gest, bawiąc się przy tym niesfornym kosmykiem, który wciąż wymykał jej się z małej kitki związanej na czubku głowy.
— Super! Nagrałeś już?
— Jeszcze nie, mama nie daje mi spokoju... — westchnął Izuku, a gdy Uraraka uśmiechnęła się współczująco, mruknął: — Naprawdę ją uwielbiam, wiesz przecież, ale momentami... czemu ona po prostu nie pozwoli mi robić tego, co kocham...?
To nie była ich pierwsza rozmowa na ten temat. Przewijał się on już od prawie dwóch lat, a dokładniej od momentu, gdy Izuku rzucił studia medyczne na rzecz kariery Youtubera i badacza nadnaturalnych zjawisk. Nie był głupi, wiedział, że jego biedna mama ma rację i pewnie daleko z takim nastawieniem nie zajdzie... ale wciąż miał nadzieję. Nie chciał tak po prostu zrezygnować ze swojej pasji i dotychczasowego życia. W tym ciemnym pokoju z komputerem, kamerą i Uraraką było mu dobrze.
— Poza tym znowu mówiła o tym, że powinniśmy być razem, zwariuję...
— Och, tak, to okropne. Tylko przyjaciele. — Uraraka uśmiechnęła się promiennie, choć uważny obserwator spostrzegłby, że generalnie była raczej niewesoła.
— No właśnie... Może ona tak naprawdę nie akceptuje tego, że jestem gejem? Jak myślisz?
— Hmm, jakby to... Bardzo cię kocha.
— Wiem, ja ją też, ale...
— Deku, daj mi skończyć! — przerwała mu z rozbawieniem, unosząc ręce do góry. — Jestem pewna, że bardzo cię kocha, akceptuje i chce dla ciebie jak najlepiej. Tyle że wasze ,,jak najlepiej" bardzo się od siebie różnią.
Izuku westchnął ciężko, przecierając twarz dłonią.
— Więc co mam zrobić? Nienawidzę się z nią kłócić... — Z drugiej strony nie widziało mu się też ustąpienie, podjęcie z powrotem studiów i założenie cudownej rodziny z dziewczyną, najlepiej Uraraką, bo przecież idealnie do siebie pasują.
Dziewczyna pokręciła głową, pokazując, że nic nie przychodzi jej do głowy.
— Może powinienem poprosić widzów o pomoc...
— Absolutnie nie! — obruszyła się od razu, a gdy uniósł brwi ze zdziwieniem, wyjaśniła: — Jeśli zaczniesz im się zwierzać, stracisz na tajemniczości! Twój image się popsuje!
— Ale ja nie wytrzymam tak dłużej! — jęknął Izuku, chowając twarz w dłoniach, bo czuł się tak, jakby w każdej chwili mógł się rozpłakać z bezsilności.
— Może... może przyjedziesz do mnie jutro i, nie wiem, zamieszkasz tu przez chwilę? — zawołała szybko Uraraka, chyba wyczuwając nadciągające zagrożenie.
— J-jesteś pewna? Nie chcę robić kłopotu...
— Nie gadaj bzdur, to żaden kłopot! Tyle się uczę, że nigdzie nie wychodzę, może chociaż w domu będę miała towarzystwo. Od kiedy Tsuyu się wyprowadziła, mam tu aż za dużo miejsca. — Uśmiechnęła się słabo, zaraz jednak klaszcząc z entuzjazmem w dłonie. — Będzie super, zobaczysz!
Izuku jednak nie odpowiadał, wpatrując się tępo w ścianę. Coś przyszło mu do głowy, coś, co na pewno podsunęły mu dobre bóstwa opiekuńcze albo wróżki. Elfy? Nie, elfy żyją w lasach i to w takich prawdziwych, mimo że jego zieloną strzechę można by bez problemu określić bezkresnym gąszczem.
— Ee... Deku? Zacięło się coś?
— Uraraka, ja... Może ja powinienem się wyprowadzić? Na stałe? — wyszeptał, a dziewczyna zmarszczyła lekko brwi.
— No... Gdybyś pracował dorywczo, to może, ale...
— I to musiałoby być bardzo małe mieszkanie, tak... Chyba że znajdę sobie współlokatora! — zapiał z zachwytem. — Wtedy koszty będą mniejsze, ja odciążę mamę... O rany, jesteś genialna, dziękuję! Zacznę już szukać!
— Cz-czekaj, ale ja przecież nic...
— Dzięki, dzięki, dzięki, paaa! — zawołał głośno, po czym rozłączył się, wciąż z szerokim uśmiechem na twarzy.
Współlokator, nowe mieszkanie, więcej czasu dla siebie i brak ciągłego narzekania nad uchem! Czemu wcześniej na to nie wpadł?!
— Co my tu mamy... — mruknął, wchodząc na stronę z ogłoszeniami i przeglądając je pobieżnie. Mina szybko mu zrzedła, gdy zobaczył początkowe ceny, ale w końcu, po około trzech godzinach szukania, gdy był już i zmęczony, i zniechęcony, znalazł to, czego szukał, mieszkanie idealne.
Golden Gai 76.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro