Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Pot oblał ją, kiedy zbliżała się do biura profesor Umbridge. Z jednej strony, bardzo chciała mieć ten szlaban już za sobą. Cały Ravenclaw patrzył się na nią jakoś dziwnie. Alya patrzyła na nią wilkiem, jednocześnie nadmiernie przyglądając się wszystkiemu, co robiła, jakby chcąc upewnić się, że nie zrobi nigdy już nic podobnego. Barry udawał, że nic się nie stało, co jednak bardzo irytowało Willow. Widziała po nim, że to, co zrobiła mu się nie za bardzo podobało i chciała z nim o tym porozmawiać, ale on zawsze zmieniał temat lub milczał, przez co patrole z nim stały się męczarnią. Od taty lub Jean nie dostała żadnego listu. Daniel rzadko do niej pisał, nie przepadał za tą formą komunikacji, ale myślała, że w tym przypadku wyłamie się. Dostała w końcu swój pierwszy szlaban, w pierwszym tygodniu szkoły. Do Katherine także nie napisała w tej sprawie, przez co brunetka zaczynała się denerwować. 

Ale jednocześnie bała się tej chwili. Miała spędzić pewien czas sama z Harrym Potterem, który podobał jej się od początku szkoły. Nigdy wcześniej do niego nie zagadała, nie odważyła się, mimo nakłaniań Kate. To była dla niej szansa, ale bała się, że kompletnie ją spartaczy. W tym momencie brakowało jej pewności siebie Heather, która nieco się z nimi zaprzyjaźniła przez te kilka dni. Dosyć spokojnym i bardziej żwawym jedynie w swoim towarzystwie Willow i Katherine brakowało kogoś bardziej żywiołowego, właśnie takiej Heather. Oczywiście, nie pasowało to jedynie Alyi, dla której Heather była zbyt rozgadana. 

Przypomniała sobie i pełen dezaprobaty wzrok Alyi, kiedy wychodziła z dermitorium i Heather, klepiącą ją po plecach i życzącą powodzenia, czuła się rozbita. Żałowała, że nie mogła spotkać się wcześniej z Kate. Ona na pewno powiedziałaby jej coś właściwego. 

Kiedy była już przy gabinecie, dostrzegła zbliżającego się Harry'ego. Przełknęła nerwowo ślinę, nie chcąc wyjść na jakąś powariowaną, chociaż w środku naprawdę wariowała. Merlinie, to się naprawdę działo. 

Harry podszedł do niej. Widocznie nie chciał tu być, było to po nim widać, ale i tak uśmiechnął się na powitanie, a ona to odwzajemniła. Nie mieli sobie co powiedzieć, więc Krukonka po prostu otworzyła drzwi i weszli do środka. 

Gabinet wcale nie przypominał tego sprzed roku, kiedy było w nim mnóstwo urządzeń do wykrywania czarnej magii, czy gabinetów ich starszych profesorów. Cały był w różowych kolorach. Wszędzie były koronkowe narzutki, na jednej za ścian wyróżniała się kolekcja talerzyków z ruszającymi się kotkami. Willow, która była totalną kociarą, widziała w nich coś przerażającego, podobnie musiał Harry, widocznie po jego kompletnie zaszokowanej minie. 

- Dobry wieczór, panie Potter, panno Carter. 

Oboje spojrzeli na profesor Umbridge, siedzącą przy swoim biurku. Prawie równym tonem odpowiedzieli jej, a ona kazała im usiąść. Willow już chciała się ruszyć, kiedy usłyszała ciche odchrząkiwanie chłopaka. Mimowolnie stanęła. 

- Eee... Profesor Umbridge... Eee, zanim zaczniemy, ja... ja chciałbym prosić o... o przysługę. 

Pytanie widocznie trochę wybiło kobietę z tropu, więc Harry kontynuował. Wiele myśli przepływało przez głowę Willow. Czyżby jej towarzystwo mu przeszkadzało? 

- No więc, ja... ja gram w drużynie Quidditcha Gryffindoru. I powinienem być w czasie naborów na nowego obrońcę, w piątek o piątej i ja... ja zastanawiałem się, czy mógłbym pominąć szlaban tego wieczoru, i... i odbyć go w zamian innym razem. 

Kiedy jeszcze mówił, dziewczyna widziała po spojrzeniu nauczycielki, że jego prośba nie będzie spełniona. Uśmiechnęła się przedziwnie, jakby Potter powiedział coś naprawdę głupiego i niepoważnego, kiedy jego pytanie było dosyć uzasadnione. No, był to jej pierwszy szlaban i może nie miała doświadczenia, ale słyszała, że profesorowie w wielu sytuacjach szli uczniom na rękę, nawet z takich względów jak Quidditch. 

- Och, nie - Umbridge, uśmiechnęła się tak szeroko, że wyglądała jakby właśnie połknęła jakąś szczególnie soczystą muchę. - O nie, nie, nie. To jest pańska kara za rozgłaszanie wstrętnych, paskudnych, przyciągających uwagę historyjek, panie Potter, a kara oczywiście nie może być dopasowana dla wygody winowajcy. Nie, przyjdzie pan tutaj jutro o piątej, oraz następnego dnia i w piątek również, i odbędzie pan swój szlaban tak jak to zaplanowane. Myślę nawet, że to lepiej, że ominie pana coś na czym panu naprawdę zależy. To powinno umocnić nauczkę, jaką staram się panu dać. I tak samo panna Carter, naturalnie. 

Prawie dostawała dreszczy, kiedy jej słuchała. Jak można było mówić takie rzeczy i to jeszcze z takim przekonaniem? To naprawdę było nie do pomyślenia. 

Oboje odłożyli swoje plecaki, ku kolejnemu zdziwieniu mieli nie wyciągać swoich własnych piór. Willow znowu poczuła się niepewnie, siadając koło Harry'ego, ich łokcie prawie się stykały. Nie chciała patrzeć na niego, nie chciała patrzeć na Umbridge, więc wpatrywała się na pusty pergamin. 

- Chcę, aby napisał pan ,,Nie będę opowiadać kłamstw'' - zaczęła kobieta, po czym zwróciła się do Krukonki - A panna ,, Będę zachowywać się odpowiednio''. 

- Ile razy? - spytał Harry, z całych sił starając się być uprzejmy. 

- Och, tak długo jak będzie to konieczne, by przesłanie zostało w pełni zrozumiane - odparła słodko Umbridge.- Możecie zaczynać.

- A co z atramentem? - zapytała Willow niepewnie, odzywając się pierwszy raz, od kiedy tutaj weszła. 

- Och, nie będzie wam potrzebny - odparła profesor Umbridge, z najzwyklejszą oznaką śmiechu w głosie.

Will przyłożyła wierzchołek pióra i napisała pierwszy raz wyznaczone jej zdanie. Momentalnie syknęła z bólu, odruchowo łapiąc się za rękę. Harry dosłownie sekundę później zrobił to samo. Lekko odchyliła kawałek rękawa i rozpostarła szeroko oczy. To samo zdanie, ,,Będę zachowywać się odpowiednio'', było wypisane, wycięte na jej ręce. Szybko zaczęło blaknąć, całkowicie zanikając, jednak kawałek skóry, na którym wcześniej było, był widocznie zaczerwieniony. 

Ona chyba śniła, pomyślała sobie. 

Spojrzenia Krukonki i Gryfona na chwilę spotkały się. On również wydawał się tą sytuacją kompletnie zdezorientowany. Harry jednak odważył się spojrzeć na Umbridge, a ta wyglądała, jakby zupełnie nic się nie stało. 

Jakby właśnie nie napisali zdania swoją własną krwią, zauważyła Willow. 

- Tak? - spytała kobieta, a oni szybko wrócili do swojego szlabanu. 

Sytuacja za każdym razem się powtarzała, Willow nie musiała nawet sprawdzać swojej ręki. Słowa pojawiały się na jej ręce, jakby wycinane nożem, po czym znikały. Ale towarzyszył temu okropny ból, straszliwy ból. Może w innej sytuacji Willow popłakałaby się, ale nie chciała robić sobie siary przy Harry'ym. Część jej nie chciała również pokazać Umbridge, że ją zastraszyła, chociaż definitywnie było widać, jak co jakiś czas kuli swoją dłoń i wbija w nią paznokcie. 

W  końcu pozwolono im przestać, nauczycielka kazała im do siebie podejść. Zrobili to, po czym nakazano im wyciągnąć ręce. Umbridge zbadała je uważnie wzrokiem, a Willow rozpoznała wyraz jej twarzy: nie wystarczyło jej to, nie wystarczyła jej zaczerwieniona skóra. Poczuła sie obrzydzona kobietą. 

- Tzt, tzt, jakoś nie widzę jeszcze, żeby robiło to duże wrażenie - powiedziała uśmiechając się. - Cóż, będziemy musieli spróbować raz jeszcze jutro wieczorem, prawda? Możecie odejść.

Oboje szybko wzięli swoje rzeczy i praktycznie wybiegli z gabinetu. Była późna godzina, a korytarze praktycznie puste. Przez chwilę oboje szli w milczeniu, za bardzo nie wiedząc co mogliby sobie powiedzieć. Ale w środku Willow buzowała od emocji. Chciała coś zrobić, musiała coś zrobić. Ale nie wiedziała co. 

Dotarli do rozwidlenia, każde powinno pójść w swoją stronę. To był ten moment, pomyślała, jej jedyna szansa. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego. 

- Masz zamiar komuś powiedzieć? - zapytała, nieco pewniej, niż miała zamiar. 

Chłopak spojrzał na nią tylko, jakby przelotnie, po czym pokręcił głową. Szybko ruszył w swoją stronę, a Willow, z jednej strony zawiedziona, nie mogła mu się dziwić. Również czuła to upokorzenie. I tą bezsilność. 

Po kilkunastu minutach dotarła do Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Jak wcześniej brakowało jej Kate, tak teraz była w niebowzięta, że jej tutaj nie było. Ostatnie czego potrzebowała, to żeby jej kuzynka się o tym dowiedziała, ona na pewno zrobiłaby awanturę. A tego Willow nie chciała. Nie chciała dać Umbridge wygrać. 

Cicho weszła do swojego dormitorium. Poczuła na sobie wzrok Alyi, która była tam jedyna o tej porze. Dziewczyna zmierzyła ją chłodno wzrokiem. 

- I co robiłaś? - zapytała podejrzliwie. 

Willow przez dosłowny moment miała ochotę powiedzieć, wykrzyczeć jej prawdę. Ale to naprawdę nie miało sensu. Wzruszyła tylko ramionami. 

- Pisałam zdania - rzuciła krótko, a Alya parsknęła suchym śmiechem. 

- Powinnaś być wdzięczna profesor Umbridge, że dostałaś tylko tyle. Naprawdę twoja kara powinna być o wiele bardziej surowa. 

Willow mruknęła coś jedynie po nosem, po czym rzuciła się na łóżko, aby zapomnieć, że takie tortury czekają ją przez najbliższe kilka dni. 

Nie tak wyobrażała sobie pierwszą rozmowę z Harry'ym Potterem, musiała to sobie przyznać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro