Rozdział 5
Kiedy wyszli z klasy, praktycznie wszyscy niedowierzali w to, co właśnie się stało, a najbardziej chyba sama Willow. Szła w pewnym otępieniu, musząc trzymać się ramienia Kate, aby nie upaść na podłogę. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Tysiące myśli szalało w jej głowie, dział się tam kompletny chaos. To, co właśnie zrobiła, było kompletnym chaosem.
- Idź ją przeproś! - nakazała Alya, zatrzymując je obie. Miała prawdziwą furię w oczach, Will chyba nigdy nie widziała jej w takim stanie - Może ci odpuści! Willow, ja cię naprawdę nie poznaję! Uderzyłaś się w głowę w te wakacje?! Oszalałaś! Uczeń nie może kłócić się z nauczycielem, a co dopiero Prefekt! Na pewno Dumbledore cię zdegraduje, jaki z ciebie w tym momencie przykład?
- Nikt jej nie zdegraduje, a na pewno nie za jeden szlaban. Gdyby tak było, Ron Weasley nigdy nie zostałby przecież Prefektem - zauważyła Katherine, obronnie obejmując kuzynkę ramieniem. Zachowanie swojej przyjaciółki zszokowało ją. No również była zadziwiona słowami Willow, ale to nie był powód, aby tak na nią krzyczeć! Szczególnie, kiedy ona sama za bardzo nie rozumiała, co się dzieje. Spojrzała na kuzynkę zatroskana - Willie, co tam się stało? Uwierz mi, cieszę się, że komuś się przeciwstawiłaś, chociaż wolałabym, aby była to Piper lub Cayetana, a nie nauczyciel, ale brzmiałaś totalnie jak nie ty!
- Nie wiem... - zmarnowana brunetka pokręciła głową, nie umiejąc dobrać dobrych słów. Głos ledwo wypływał jej z gardła - Zaczęła mówić o naszych rodzicach i przypomniała mi się mama. Nasi dziadkowie przecież nie nauczyli jej praktycznie nic o czarodziejskim świecie i pomyślałam, że to może dlatego...
- Śmierć twojej mamy i obraza nauczyciela to zupełnie dwie inne kwestie - przerwała jej okularnica, kompletnie poirytowana - Masz ją przeprosić na tym szlabanie, albo sama napiszę do Jean, żeby postawiła cię do porządku. Chcę dla ciebie tylko jak najlepiej, musisz się mnie posłuchać.
- Wrócimy do tego tematu później - zasugerowała Kate chłodnym głosem, starając się ukryć jak bardzo zdenerwowały je słowa Alyi, sama poczuła się przez nie dotknięta. Spojrzała na niższą dziewczynę - Chodźmy na obiad, jestem pewna, że z pełnym żołądkiem i ciepłą herbatką poczujesz się trzy razy lepiej.
- Na twoim miejscu bałabym się pokazywać nauczycielom na oczy... - mruknęła Alya, krzyżując ramiona.
Kiedy Willow wyobraziła sobie pogardliwe spojrzenie Umbridge i zawiedzione spojrzenia dyrektora Dumbledore'a i profesora Flitwicka, prawie się wzdrygnęła. Pokręciła stanowczo głową.
- Odpuszczę sobie chyba obiad. Nie jestem głodna... - stwierdziła, wpatrując się w swoje buty.
- Ale dobrej herbaty chyba sobie nie odmówisz - prychnęła Kate, poprawiając włosy - Chodź, pójdziemy we dwie do kuchni.
Niepewnie, Will zgodziła się. Kuzynka, złapała ją za nadgarstek, po czym praktycznie zaciągnęła do kuchni, zostawiając zniesmaczoną ich zachowaniem Alyę samą. Z tyłu słyszały nawoływania Barry'ego, ale szybko przyspieszyły. Zdawały sobie sprawę, że to nie był dobry czas na rozmowę z nim. Szczególnie, że mógł mieć podobne stanowisko w tej sprawie do Alyi.
Dotarły w końcu go kuchni, gdzie krzątały się szkolne skrzaty. Kate poprosiła o dwie ziołowe herbaty i szarlotkę, po czym usiadły na podłodze po ścianą. Stworzonka szybko się uwinęły i dwa parujące kubki oraz blacha ciasta szybko pojawiły się przy uczennicach.
- Wątpię, że będzie taka dobra, jak ta mamy, ale słodyczy nigdy sobie nie odmówię - stwierdziła Katherine, nakładając sobie kawałek i biorąc gryza. Zamknęła oczy z rozkoszą - Merlinie, przepyszne. Dobra, później pozachwycam się ciastem. Teraz, opowiadaj, co się stało?
Willow zaczęła bawić się rękawem swojej szaty, wpatrując się w podłogę. Westchnęła cicho, odsuwając spadające jej krótkie kosmyki włosów na twarz.
- Obrona przed czarną magią to ważny przedmiot. I nie dlatego, że go lubię. Jest potrzebny, musimy wiedzieć, jak się obronić. Moja... Moja mama nie wiedziała. I dlatego ona i Finn nie żyją - serce ją zabolało, ale kontynuowała, nawet pomimo łez cisnących się jej do oczu - A ona chce skrócić to wszystko do samej teorii... Tak nie może być, Kate. Musimy umieć się bronić, ja nie chcę, aby kolejni ludzie ginęli. Jak ja w razie potrzeby obronię tatę?
- Mi też się to wcale nie podoba. Sama teoria nic nam nie da, a jeśli Voldemort naprawdę wrócił... - mruknęła Kate, kręcąc zrezygnowana głową.
- Katherine, przepraszam. Że wspomniałam o twoim tacie - Willow spojrzała na swoją kuzynkę - To było słabe, nie powinnam.
- Nic się nie stało, serio. Nie przejmuję się nim, tak samo jak on nie przejmuje się mną - wzruszyła ramionami Puchonka z obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie mów tak...
- Nie wiem nawet kim on jest, więc czemu mam się zamartwiać takimi rzeczami? Kiedy go poznam i dowiem się całej prawdy, bo zapewne wersja mamy, że ''niekoniecznie spodobał mu się fakt, że zostanie ojcem'' jest taka trochę nie do końca dopracowana - wyjaśniła i uśmiechnęła się do kuzynki - Nic się nie stało, naprawdę. Mam cudowną matkę, dziwnego, ale fajnego mugolskiego wujka i ciebie. Więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Willow uśmiechnęła się do niej smutno, ale w tym samym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia. Obie spojrzały na niespodziewanego gościa, którym okazała się znajoma im Krukonka, Heather Wright. Z zaskoczeniem spojrzała na swoje rówieśniczki, po czym uśmiechnęła się dosyć miło, odgarniając swoje ciemne, brązowe włosy z fioletowymi pasemkami.
- Was się tutaj nie spodziewałam - stwierdziła, przysiadając się do nich. Jak gdyby nic wzięła sobie kawałek szarlotki, po czym zaczęła go jeść. Kuzynki spojrzały na siebie zdezorientowane - Wstydziłaś się jeść w Wielkiej Sali? Niepotrzebnie. Ty i Potter jesteście bohaterami. Jedyni przeciwstawiliście się tej kretynce.
Willow przełknęła ślinę i wydawało jej się, że nie dosłyszała. Co miał do tego Harry? Czy on też kłócił się z Umbridge? O co?
- O, czyli nie wiecie. Też dosyć świeża sprawa, już tłumaczę. Mój brat bliźniak, Callum, jest w Gryffindorze i wszystko widział, totalna jazda - zaśmiała się Heather, wycierając krem z kącika ust - No to Potter nieco się zbulwersował o to całe ''teoria tak, praktyka nie''. Pokłócił się z Umbridge, krzyknął, że przecież Voldemort może nas wszystkich pozabijać, a ona wlepiła mu szlaban...
Willow chwilę wpatrywała się w nią kompletnie otumaniona, po czym oparła się bardziej o ścianę, siedząc tak chwilę z wytrzeszczonymi oczami.
- Będę sama na szlabanie z Harrym Potterem...
Schowała twarz w dłoniach, chcąc zapaść się pod ziemię. Heather zmrużyła brwi, po czym zerknęła na Katherine.
- Ona się nawet nie boi się szlabanu, tylko faktu, że będzie siedzieć przez dłuższy czas ze Złotym Chłopcem? - zapytała, a Kate pokiwała głową - Oh...
***
Harry, nadal poirytowany, siedział w Wielkiej Sali, wpatrując się w swój praktycznie pusty talerz. Był już wieczór, pora kolacji, ale emocje spowodowane kłótnią z Umbridge, nadal z niego nie zeszły. Nie mógł pojąć, jak można było być takim ignorantem. Nie przeżyje chyba następnych lekcji, pomyślał, nie z nią. Kuło go to w serce, bo Obronę Przed Czarną Magią naprawdę lubił, był z niej nawet całkiem dobry. Nikt nie musiał go zaciągać na tamte lekcje.
Żałował po prostu, że nie ma już lekcji z profesorem Lupinem. Wtedy jego umiejętności rozkwitły, a mężczyzna naprawdę wiedział, jak uczyć. Naprawdę nie przeszkadzał mu fakt, że był wilkołakiem, nie rozumiał, jak komukolwiek mógł.
- Spokojna głowa, Harry - odezwał się Fred, kiedy razem z bratem przysiedli się do nich.
- Udało nam się wyniuchać, że nie tylko ty byłeś dziś niegrzeczny - dokończył z rozbawieniem George, co wybudziło wszystkich zebranych dookoła.
- Ktoś jeszcze dostał szlaban od profesor Umbridge? - zadziwiła się Hermiona, przysuwając się bliżej nich.
- Tak, i wywali was z butów - uśmiechnął się George - Willow Carter. Perfekt Ravenclawu.
- Willow? - zapytał zszokowany Ron, opadając na swoje krzesło - Przecież to kujonka gorsza od Hermiony! Ona nigdy by się nikomu nie sprzeciwiła!
- Przestań - Hermiona uderzyła go w ramię poirytowana. Jednak jej spojrzenie zdradzało współczucie - Willow jest bardzo miła. I strasznie utalentowana. Czasem spotykam ją w bibliotece...
- Oczywiście, że w bibliotece, bo gdzie by indziej...
Harry spojrzał na stół Ravenclawu, próbując odnaleźć dziewczynę. Kojarzył ją. Pamiętał, jak profesor Lupin czasami opowiadał mu o niej, że jest strasznie zdolna, ale raczej nieśmiała. Nigdy jednak z nią nie rozmawiał, nie czuł takiej potrzeby.
Przeleciał wzrokiem parokrotnie Krukonów, nie mogąc jej znaleźć. Dostrzegł męskiego Prefekta Ravenclawów, Barry'ego, siedzącego ze swoimi znajomymi, ale jej samej nigdzie nie widział. Czyżby wstydziła się jeść ze wszystkimi po tym wszystkim. Trochę był w stanie ją zrozumieć.
- ... no i jej ciotka to Jean Jenkins, ta Uzdrowicielka z Zakonu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro