8. Młodzi i rozkapryszeni
Paryż, Francja
Vanessa
Spotkanie rodzinne odbyło się w bibliotece. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz rozmawialiśmy całą czwórką w miejscu innym niż jadalnia. Właściwie tylko tam się spotykaliśmy. Rodzice mieszkali w swoich apartamentach w zupełnie innym skrzydle pałacu, więc niezbyt często zdarzało nam się z Basem tam zaglądać. Właściwie to nigdy, odkąd skończyliśmy pięć raz.
Siedziałam na jednej z kanap w centrum pomieszczenia. Sebastian stał i opierał się ramionami o identyczną, która stała naprzeciwko mnie. Tata krążył po pomieszczeniu w to i z powrotem a mama siedziała niedaleko od rąk Sebastiana i miała taki wyraz twarzy jakby zbierała myśli. Miałam ochotę uciec gdzieś bardzo daleko.
- Dobrze, zacznijmy od tego, jak do tego doszło - odezwała się w końcu moja rodzicielka i skupiła na mnie spojrzenie. - Upiłaś się?
- Tamaro... - tata uniósł dłoń, by uspokoić swoją żonę, która zdążyła wypowiedzieć zaledwie dwa zdania.
Przeniosłam spojrzenie z powrotem na mamę i przełknęłam ślinę, by nawilżyć zaschnięte gardło.
- Nie piję alkoholu - przypomniałam, jakby ktokolwiek o tym nie wiedział. - Na samym początku, gdy byłam jeszcze sama z Manon, wypiłam napój, który był przygotowany w kuchni. Po jakimś czasie zaczęłam źle się czuć...
- I co dalej? - ponaglała mama.
- Daj jej skończyć - wtrącił tata.
Toczyli między sobą osobną wojnę, która nie miała żadnego związku z moją sytuacją.
- Najpierw chciałam pójść do toalety, więc wyszłam na korytarz, ale nie mogłam jej znaleźć. Zrobiło mi się słabo, wszystko wirowało, straciłam grunt pod nogami i upadłam na podłogę. Siedziałam tak dłuższą chwilę dopóki nie znalazł mnie jakiś chłopak. Więcej nie pamiętam, wiem tylko to, co powiedziała mi Manon.
- Co ci powiedziała? - spytał delikatnie tata.
Nie miał głosu, który żądał wyjaśnień tak jak jego żona. Wręcz przeciwnie. Starał się na mnie nie naciskać i poczekać aż aż sama zdecyduję się coś powiedzieć.
- Zabrał mnie do łazienki, zwymiotowałam a potem wezwaliśmy ochronę. Podobno oni mnie tutaj przywieźli.
- Ah, oczywiście, że przywieźli! - ożywiła się mama i założyła nogę na nogę, opadając plecami na oparcie kanapy, jakby miała ochotę się zrelaksować. - Przynieśli cię na rękach do sypialni, bo nie mogli się ocucić, wezwaliśmy lekarza, który powiedział, że jesteś naćpana. Moja córka naćpana!
- Tamaro - warknął w jej stronę ojciec.
- Nie zażyłam niczego celowo.
- Wiemy - zapewnił mnie tata. - Wierzę ci, Vannesso.
- A ta Manon? - kontynuowała mama. - Daliśmy jej dostęp do naszych dzieci a ona zadaje się z ćpunami?
Zamknęłam oczy nagle pełna irytacji. Widziałam, że Sebastian z całych sił walczył ze sobą, żeby nie wyjść z siebie i nie stanąć obok. Zaciskał palce na zagłówku kanapy jak na worku treningowym.
- Ten chłopak, który ci pomógł - tata postanowił kompletnie zignorować uwagę swojej żony. Odetchnęłam z ulgą w reakcji na ten gest. - To jakiś kolega Manon?
- To piłkarz - wyjaśnił za mnie Sebastian, który zabrał głos pierwszy raz odkąd weszliśmy do biblioteki. Tata skupił na nim swoje baczne spojrzenie. - Damien Hernandez.
- Ah tak?
- Chodzi z nami do szkoły - wyjaśnił mój brat. - Ze mną i z Manon. Znaczy nie znam go osobiście, ale widziałem go kilka razy na korytarzu.
Tata zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
- Trzeba będzie mu podziękować - powiedział w końcu. - Kto wie, co by się wydarzyło gdyby ci nie pomógł.
Bez słów przyznałam mu rację.
- Mam nadzieję, że nie pójdzie z tym do mediów - wtrąciła się nagle mama. - To nie będzie zbyt dobrze wyglądało wizerunkowo.
Sebastian nie wytrzymał. Widziałam jak na twarz mojego brata bliźniaka wstępuje najpierw niedowierzanie a potem prawdziwa furia. Wyprostował się gwałtownie.
- Twoja córka wylądowała na jakiś podejrzanych prochach, w domu pełnym ludzi, których nie znasz a ty martwisz się tym co powiedzą media?! - wręcz wrzasnął. Tata zmrużył z niezadowoleniem oczy. - Ten facet jej pomógł do cholery, chociaż wcale nie musiał! Gdyby nie on jebana ochrona, która cały czas była przed budynkiem nawet by nie wiedziała, co się dzieje! Była prawie nieprzytomna, ktoś mógł ją zgwałcić, porwać, cokolwiek a ty martwisz się mediami?!
- Sebastian, nie odzywaj się do matki w ten sposób - tata podniósł ton. - I uważaj na język.
- Wy naprawdę jesteście pierdolnięci - chłopak przeskakiwał wzrokiem pomiędzy rodzicami. - Jej mogło się stać coś poważnego a wy zamiast szukać winnego siedzicie w bibliotece i próbujecie zrzucić całą winę na Vanessę!
- Nikt nie zrzuca winy na Vanessę.
- Oczywiście, że nie - prychnął Bas. - Ale pierwsza myśl jaka przyszła wam do głowy, gdy się o tym dowiedzieliście to, że gdyby tam nie poszła nic by się nie stało. Nie jesteśmy zwierzętami, które możecie trzymać w klatce! Miała prawo wyjść na imprezę, jak każdy normalny człowiek i nikt nie miał prawa dosypać jej prochów do picia!
W słowach Sebastiana nie chodziło tylko o mnie. Wszyscy w tym pomieszczeniu doskonale o tym wiedzieli.
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza. Bas krążył po pomieszczeniu, jakby chciał wyzbyć się emocji, które się w nim kotłowały. Mama i tata zaś wyraźnie zastanawiali się nad jego słowami chociaż nie sądziłam, że będą one miały jakikolwiek wpływ na ich rozumowanie. Co jakiś czas mieliśmy swoje wybuchy, wykrzykiwaliśmy wtedy wszystko, co nas bolało, ale nikt nigdy się tym nie przejął. Przecież jesteśmy młodzi i rozkapryszeni.
- Chłopak nie pójdzie do mediów, Tamaro, zapewniam cię - odezwał się w końcu ojciec, przerywając głuchą ciszę. - I to nie jest twoja wina, Vanesso. To mogło przytrafić się każdemu, to przypadek, że padło akurat na ciebie.
Skinęłam głową, by się z nim zgodzić. Każdy mógł wypić tę czerwoną mieszankę. To przypadek, że przyszłam wcześniej i dobrałam się do niej zanim Manon ją wylała. Pomyśleć, że wolałam podejrzany specyfik zamiast zwykłego piwa.
- Ale myślę, że zgadzamy się w jednej kwestii - mama również zabrała głos. - Fryzjerka nie może tu dłużej pracować. Nie jeśli zadaje się z takim towarzystwem.
- Ja pierdole - burknął pod nosem Bas.
- Sebastian - tata zgromił go spojrzeniem. - Zachowuj się.
- Zatrudniliście nastolatkę i jesteście zdziwieni, że zadaje się z ludźmi z liceum? - uniosłam brwi. - Ludzie w naszym wieku imprezują, piją alkohol i ćpają. Nie wiem, czy o tym wiecie. To my jesteśmy dziwni i oderwani od rzeczywistości, nie oni. Manon zostaje.
- Nie tobie, dziecko o tym decydować...
- Tobie też nie, mamo - odparłam. - Jedyną osobą, której decyzje są ważniejsze od moich jest tata, który chce żeby Manon została. Prawda, tato?
Spojrzałam na swojego ojca. Był wysoki, włosy, które kiedyś były czarne teraz już kompletnie zsiwiały, jednak wciąż miał w oku błysk za który ludzie go uwielbiali.
- Nie mamy podstaw żeby ją zwalniać, Tamaro - oznajmił po chwili. - To nie jej wina.
Przybiłam sobie w głowie mentalną piątkę. Wiedziałam, że mój brat uczynił to samo. Może nie wygrałam wojny, ale bitwę miałam już za sobą.
- Dobrze skoro według was to nie jest wina Manon i jej towarzystwa ani nieuważności Vanessy to kto w takim razie za to odpowiada? - mama podniosła się z kanapy. - Święty Mikołaj?
- Przypadek - rzucił pod nosem Bas.
- Przypadek? - prychnęła kobieta po czym przeniosła wzrok na mnie. - Mam ci zrobić wykład, że nie pije się...
- Do cholery jasnej to nie był zostawiony w klubie drink tylko napój przygotowany na imprezę, na której jeszcze nikogo nie było! - uniosłam się. - To równie dobrze mogła być butelka wody do której ktoś dosypał prochów i zostawił to sobie na później! Przestań obwiniać mnie za rzeczy, na które nie mam wpływu!
Nie wierzyłam w to, jak zachowywała się matka. Była specyficzna, od zawsze. Wiecznie żyła tym, co dzieje się w mediach, uważała na swoje zachowanie. Musiała być idealna, żeby nikt nie mógł jej niczego zarzucić i tak samo wychowywała też nas. Jako dzieci nie mogliśmy rozpłakać się publicznie, bo przeżywała, że do sieci trafią nagrania i ktoś posądzi ją o to, że jest złą matką, bo jej dzieci są nieszczęśliwe. Teraz nie chciała pozwolić na jakąkolwiek aferę medialną z naszym udziałem, bo przecież to zepsułoby wizerunek nieskalanej rodziny królewskiej. Ona nawet nie miała w żyłach tej krwi. Nie chciałam jej jednak o tym przypominać.
Mama pochodziła z wysoko cenionej rodziny, która zdobyła popularność w wyższych sferach przez biznes deweloperski. Jej ojciec był milionerem, więc oczywistym wyborem było, że była idealną kandydatką na żonę dla księcia, który przecież nie mógł związać się z kimś zwyczajnym z ludu. Dziadkowie ich zapoznali i w pełni zaaranżowali małżeństwo. Matka pasowała do monarchii jak nikt inny. Była nią tak przesiąknięta, że czasami nie dało się z nią rozmawiać.
Tata zaś, który wychował się w tym środowisku, tak jak my, miał o wiele więcej dystansu. Dawał nam więcej swobody, pozwalał na wyjścia i zabawę. Dopuszczał do tego, czego mama chciała unikać. Tylko dzięki temu, że to on sprawował władzę a nie jego żona w ogóle mogliśmy opuszczać pałać. Byłam świecie przekonana, że gdyby moja rodzicielka miała koronę i to ona spisywałaby zasady bylibyśmy zamknięci w czterech ścianach na dobre, bo zwykłe otoczenie wśród zwykłych ludzi nie jest miejscem dla następców tronu. Naprawdę tak powiedziała. Żeby to tylko raz.
- Język - upomniał mnie ojciec.
Przewróciłam z irytacją oczami.
- Pozwoliłam ci wczoraj wyjść, bo myślałam, że jesteś odpowiedzialna...
- Jestem odpowiedzialna! - jęknęłam zrezygnowana. - Przecież to pierwszy raz kiedy sprawiłam wam jakikolwiek kłopot! Zawsze byłam idealna, czy naprawdę nawet teraz musicie robić mi wyrzuty? Nie zrobiłam tego celowo.
- Powinnaś odpocząć, dziecko - tata położył dłoń na moim ramieniu. - Tamaro, chciałbym z tobą porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy.
- Na osobności.
Obserwowałam, jak rodzice opuścili pomieszczenie, a strażnik zamknął za nimi masywne drzwi. Spojrzałam na Sebastiana.
- Na pewno nic ci się nie stało? - dopytał z troską i okrążył kanapę, by usiąść obok mnie.
- Jestem wkurwiona.
- Stara, ty nie wiesz, co to znaczy być wkurwionym - zaśmiał się i sięgnął ręką do krawata, by go poluzować. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany w garnitur. - Mamy dzisiaj wizytę operze, otwierają nowe skrzydło, ale nie martw się, pojadę sam.
- Nic mi nie jest, naprawdę mogę z tobą jechać. - uniósł brwi, jakby oczekiwał ode mnie szczerej reakcji. - Mogę, ale to nie znaczy, że chcę.
- Powinnaś odpocząć, nie wiadomo jaki syf wczoraj zażyłaś - opadł na oparcie kanapy i objął mnie ramieniem.
- Bas? - odezwałam się, gdy brat zamknął oczy, by pogrążyć się we własnych myślach. Mruknął coś pod nosem. - Co się wczoraj działo? Jak mnie przywieźli?
- Nic takiego, wiesz - zaczął. - Postawili na nogi cały pałac, wysłali eskortę po lekarza, matka krzyczała jaka była głupia, że pozwoliła ci iść, tata ją uspokajał. Normalny dzień w pałacu u royalsów.
Prychnęłam pod nosem.
- Rozumiem, że nie dotarłeś do Manon?
- Oczywiście, że nie - również wydał z siebie prychnięcie. - Ale nie przejmuj się i tak nie chciało mi się iść. Poza tym naprawdę się o ciebie martwiłem. Nie wyglądałaś zbyt dobrze.
Odchyliłam głowę, by posłać mu uśmiech.
- A ten piłkarzyk, którego obrzygałaś...
- Nikogo nie obrzygałam.
- Manon mówiła inaczej.
- Co?! - wyprostowałam się, jak struna. - Nie żartuj...
Autentycznie na chwilę stanęło mi serce, jednak, gdy na jego ustach pojawił się figlarny uśmiech wiedziałam, że Manon wcale tak nie mówiła a ja nikogo nie obrzygałam. Odetchnęłam z ulgą.
- Ale tak serio to wiesz, że piłkarzyki nie są dobrymi kandydatami na znajomych? Sodówa im odwaliła.
- A tobie nie odwaliła? - prychnęłam.
- Kurwa chodzę do szkoły dla bogaczy, ale i tak każdy się ogląda za tym, że mają rolexy na łapie!
- Zazdrosny jesteś?
- Jestem księciem, mogę mieć tyle rolexów ile mi się podoba.
- Więc w czym problem, bracie?
- To chwilowa sława, która zaraz zniknie - odpowiedział i oparł czoło na czubku mojej głowy. - Jedynie tego im zazdroszczę. W każdej chwili mogą osunąć się w cień, skończyć karierę i robić coś swojego. Pomijając fakt, że wcale nie musieli być piłkarzami. My urodziliśmy się żeby pełnić określoną rolę i nie możemy się od tego odsunąć. Będziemy w tym gnić do swojego ostatniego dnia.
- Naprawdę poruszająca wypowiedź, ale wiesz, że to ty chodzisz do szkoły, będziesz mógł się stąd wyprowadzić, kiedy będziesz chciał a nawet możesz zrzec się tytułu podczas gdy ja będę tu siedzieć do pięćdziesiątki jako księżniczka, cały kraj będzie myślał, że rzeczą, na którą najbardziej czekam jest aż mój ojciec kopnie w kalendarz żebym mogła przejąć koronę, której nawet nie chcę?
- To było najdłuższe zdanie jakie kiedykolwiek wypowiedziałaś.
11.03.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro