7. Burrito
Paryż, Francja
Damien
Pieprzony budzik.
Kiedy usłyszałem jego dźwięk w pierwszej chwili wydawało mi się, że jest siódma rano. Szybko jednak zorientowałem się, że była czternasta a za niecałą godzinę startował trening. Zerwałem się z łóżka jak poparzony.
Nie pamiętam kiedy ostatnim razem zebrałem się tak szybko, ale po powrocie od Manon wreszcie udało mi się wieczorem zasnąć bez godzin spędzonych na przekręcaniu się z boku na bok. Nie nastawiłem budzika na rano, bo nigdy ich nie nastawiałem. Zawsze budziłem się przed czasem. Zapadłem jednak w sen, który miał chyba zrekompensować mojemu organizmowi ostatni miesiąc, bo obudził mnie dopiero alarm, który miał przypominać mi o tym, że czas wychodzić z mieszkania.
Kiedy zbiegałem po schodach kamienicy coś tchnęło mnie, by zajrzeć do Matthiasa. Pomimo, że sam nie piłem alkoholu wiedziałem, że mój przyjaciel sobie nie odmówił i chociaż nie wrócił pijany to zdecydowanie humor miał przedni. Zapukałem do jego drzwi, bo jeszcze nie dorobił się dzwonka. Kiedy nie otrzymałem odpowiedzi przewróciłem oczami i przeszukałem pęk kluczy, by znaleźć te, które pasowały do zamka w drzwiach.
Wszedłem do środka i bez większego zaskoczenia zauważyłem, że Matt na pewno nie czekał już na mnie przy samochodzie albo w centrum treningowym. Spał w sypialni, rozwalony na łóżku. Poszedłem do kuchni i napełniłem szklankę wodą po czym z zamachem wylałem całą zawartość na plecy blondyna. Poderwał się gwałtownie, drąc się wniebogłosy.
- Pojebało cię? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Za pół godziny startuje trening - oznajmiłem, mając nadzieję, że to zmotywuje go do ruszenia dupy z łóżka. Spojrzałem na zegarek, który miałem na nadgarstku. - Teraz już za dwadzieścia trzy minuty.
- W dupie to mam - burknął Matt i schował głowę pod poduszkę.
Uniosłem brwi.
- Stary - pochyliłem się nad nim. - Wiesz ile kosztuje opuszczenie jednej godziny treningu?
- Pojęcia nie mam, nie nauczyłem się umowy przed jej podpisaniem na pamięć tak jak ty, pacanie - burknął pod nosem. - Idź sobie.
- Nigdzie nie idę, nie opuścisz treningu, bo masz kryzys egzystencjalny - prychnąłem i odwróciłem się, by otworzyć jego szafę. Wszystkie ubrania wysypały się na podłogę. - Jaki chlew.
- Na pewno u ciebie lśni - warknął blondyn i usiadł na materacu. - Boli mnie łeb.
- To masz problem - rzuciłem w niego spodenkami. - Masz trzy minuty, stary. Spóźnimy się.
- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz.
Przewróciłem oczami, gdy zaczął czołgać się w stronę łazienki.
Wsiedliśmy do auta dziesięć minut później pomimo zapowiedzianych trzech. Matthias zawzięcie próbował zagadywać mnie w drodze, jednak byłem na niego tak wkurwiony, że nie odpowiedziałem na żadną jego zaczepkę. Poczuł się urażony. Właśnie tak miało być.
Kompletnie zignorowałem zgromadzonych przed centrum treningowych kibiców i nie zatrzymując się ani na sekundę wjechałem na teren obiektu. Biegiem ruszyliśmy w stronę szatni, bo trening startował za równe dwie minuty. Pierdolone dwie minuty.
Nienawidziłem się spieszyć. Zawsze pierwszy przyjeżdżałem na treningi i mecze. Lubiłem mieć czas na nieprzewidziane sytuacje, które mogą się wydarzyć, albo po prostu móc posiedzieć w szatni i odpowiednio się nastroić. Nie lubiłem w pośpiechu się ubierać, bo zawsze o czymś zapominałem. Poza tym, gdy się spóźniałem byłem zestresowany i nie mogłem się skupić, co zdecydowanie nie wpływało dobrze na dyspozycję sportową. Tak było i tym razem.
- Hernandez, co z tobą?! - wrzasnął trener, gdy przestrzeliłem piłkę kilka metrów nad bramką.
Odchyliłem głowę do tyłu, mając wrażenie jakby miała mi zaraz eksplodować z frustracji. Absolutnie nic mi nie wychodziło. Mówiłem już, że gdy stresowałem się w podróży to nie potrafiłem skupić się potem na swoim zadaniu? Jeżeli mówiłem to się powtórzę. Nienawidziłem się spóźniać i nie mieć czasu w spokoju się przygotować.
Trzy godziny treningu było jak katorga, której dawno nie przeżywałem aż tak bardzo. Miałem ochotę coś rozwalić, bo wszystko, czego dotknąłem kończyło się fiaskiem. Strzeliłem pierdolonego samobója.
- Stary, wiesz, że nie chciałem żeby tak wyszło - Matthias dręczył mnie przez cały czas, ale jego potok słów przybrał na sile szczególnie, gdy skierowaliśmy się w stronę samochodu. - Powyłączałem wszystkie budziki, zaspało mi się, nie wkurwiaj się.
- Matt, naprawdę w dupie mam twoje zaspanie.
- Oczywiście, że nie masz - prychnął, otwierając drzwi Audi. - To przeze mnie się spóźniliśmy a ty się wkurwiłeś, bo zachowałem się jak nieodpowiedzialny gówniarz. Przepraszam.
Spojrzałem na niego nad dachem auta.
- Wsiadaj.
Zajęliśmy miejsce w moim samochodzie, bo Matthias z jakiegoś powodu bał się jeździć swoim volvo. Chyba bał się, że je rozwali i wolał żeby stało na parkingu i ładnie wyglądało. Nie chciał się do tego przyznać, ale wiedziałem, że miał totalnie obsrane gacie.
Kibice oczywiście zaatakowali nas, gdy tylko przejechaliśmy przez bramę ośrodka. Matt uchylił swoją szybę, więc ja także nie miałem wyjścia i przybrałem wymuszony uśmiech do kilku zdjęć. Po takim treningu na więcej nie było mnie stać.
- Gadałeś dzisiaj z Manon? - zagaiłem, gdy odjechaliśmy a kibice zostali w tyle, czekając na kolejnych zawodników.
- Dzwoniła wczoraj jak wróciliśmy, bo ludzie jej powiedzieli, że jej szukałeś. Powiedziałem jej to, co wiedziałem od ciebie - odparł zaskoczony. - Czemu pytasz?
Rozsiadł się wygodnie na fotelu i sięgnął do odpowiedniego przyciska, by włączyć podgrzewanie fotela. Prychnąłem pod nosem.
- Zastanawiam się, co z Vanessą - odpowiedziałem. - Nie wyglądała wczoraj za dobrze.
Zmarszczył brwi i posłał mi podejrzliwe spojrzenie. Poprzedniej nocy po tym jak ochrona zabrała dziewczynę do samochodu usiłowałem znaleźć w tłumie Matta i Manon żeby powiedzieć im, co się stało. Nie udało mi się znaleźć organizatorki imprezy, jednak opowiedziałem wszystko Matthiasowi, który sprawiał wrażenie jakby wciąż nie rozumiał całej sytuacji pomimo tego, że powtórzyłem swoją wypowiedź dwa razy.
- To księżniczka - chłopak wzruszył obojętnie ramionami. - Pewnie zapewnili jej już lekarza i w ogóle. Myślę, że nie masz czym się martwić. Chyba, że nie chodzi tylko o zamartwianie.
Prychnąłem pod nosem.
- Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego.
- Moim zdaniem wczoraj patrzyła na ciebie, co najmniej jakby podobało jej się to, co widzi - kontynuował swoje domysły. - Ty zresztą też gapiłeś się na nią jakbyś kobiety nigdy nie widział.
- Aż tak? - spojrzałem na niego z wątpliwością.
- Totalnie, stary.
Nie było sensu udawać, że nie zrobiła na mnie wrażenia, bo zrobiła. Może niekoniecznie podczas imprezy w toalecie, gdy trzymałem jej włosy podczas rzygania, ale zarówno podczas spotkania na stadionie, jak i w kuchni Manon. Prawda była taka, że nigdy nie widziałem kogoś kto podobał mi się wizualnie tak bardzo jak ona.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zagadał Matt i pomachał do kibiców, którzy stali na mijanym przez nas właśnie chodniku. - Mogę poprosić Manon o jej numer. Sam zapytasz, jak się czuje skoro tak cię to interesuje.
- Stary, ona straciła przytomność na moich oczach - spojrzałem na niego błagalnie. - Więc naprawdę chcę wiedzieć, czy nic jej nie jest. Naćpała się jakiegoś syfu, totalnie ją odcięło.
- Dobrze, że trafiła na bohatera - już miałem mu przywalić, gdy uniósł ręce w obronnym geście. - Wiesz, że żartuję. Dobrze, że akurat na ciebie trafiła. Dobry z ciebie chłopak.
Przewróciłem oczami w odpowiedzi.
- Chcesz ten numer? - spojrzał na mnie. - Oczywiście, że chcesz. Księżniczki mają w ogóle numer telefonu?
- Nie wiem, stary, nie znam żadnej księżniczki, żeby zapytać.
- Już prawie znasz - uśmiechnął się zalotnie nim wybrał numer Manon i przyłożył telefon do ucha.
Przestało mi być do śmiechu, gdy połączenie zamiast wybrzmieć z jego telefonu wyświetliło się na ekranie na desce rozdzielczej auta.
- Znowu połączyło twój telefon, głąbie.
- To nie moja wina, że Audi woli mnie - wzruszył z uśmiechem ramionami. - Hello, Manon.
Podczas, gdy Matthiasowi włączył się tryb bajeranta skupiłem wzrok na drodze, by nie musieć słuchać ich za pewne turbo żenującej rozmowy. Mój przyjaciel był tym typem faceta, który podrywał na najbardziej suche teksty jakie istniały. Najgorsze w tym wszystkim było to, że te teksty zawsze działały.
- Wiesz może co z Vanessą? - Matthias poruszył w końcu interesujący mnie temat. - Tak się składa, że Damien jest bardzo zainteresowany jej tematem.
Zacisnąłem palce na kierownicy i pokręciłem z irytacją głową. Chłopak zbył to uśmiechem.
- Byłam u niej rano - oznajmiła dziewczyna a rozbrzmiewający w tle huk poinformował o tym, że przebywała w samym centrum miasta. - Ma totalnie przerąbane u rodziców, zabrali ją na poważną rozmowę, ale czuje się dobrze. Widziałam, że trochę się męczy, boli ją głowa, ale załatwili jej lekarza i pobrali krew żeby dowiedzieć się, co wzięła. Kojarzycie kto mógł naćpać mój poncz?
- Pojęcia nie mam, jeżeli byli u ciebie ludzie ze szkoły to to mógł być każdy - odpowiedział jej Matt. - Jak to możliwe, że tylko ją wzięło? Nie widziałem żeby ktoś jeszcze leżał na podłodze.
- Wylałam to zanim ludzie przyszli, zaczęło podejrzanie wyglądać - westchnęła Manon. - Vanessa wypiła kilka łyków jeszcze przed waszym przyjściem. Nie chcę myśleć, co by było gdyby wypiła więcej. Mówiła, że kompletnie nic nie pamięta od momentu, jak Damien znalazł ją w przedpokoju.
- Lepiej dla niej - burknąłem pod nosem.
Matt prychnął z rozbawieniem.
- Damien, dziękuję, że jej pomogłeś. Ona też jest wdzięczna.
Uśmiechnąłem się pod nosem, by mój przyjaciel tego nie zobaczył, bo dręczyłby mnie tym przez kolejny miesiąc.
- Nic takiego.
- Słuchaj, Manon - Matt ponownie włączył się do rozmowy. - Czy księżniczki posługują się czymś takim jak numer telefonu?
Dziewczyna prychnęła ironicznie.
- Nie dam ci jej numeru telefonu, głąbie. To informacja państwowa.
- Ale...
- Nie mogę, Matt - brnęła dalej. - Podpisałam milion dokumentów i zobowiązałam się, że nie przekażę nikomu takich informacji. Śmiejecie się, ale ona naprawdę jest księżniczką i żyje w pojebanym środowisku. Jej numer nie może wyciec.
- Czyli go ma - palnął siedzący obok mnie blondyn.
- Chcę się z nią skontaktować - wtrąciłem się. - Ja potrzebuję jej numeru, nie Matt.
- Naprawdę chciałabym wam pomóc, ale nie mogę - dziewczyna westchnęła przeciągle. - Naprawdę dobrze się czuje i jest ci bardzo wdzięczna, Damien. To musi ci wystarczyć.
Ale nie wystarcza, pomyślałem od razu.
- Była na imprezie u ciebie w domu, ale nikt nie może mieć jej numeru? - prychnął Matt. - Przecież to sensu nie ma.
- Pałacowe zasady to takie gówno, że w pale się nie mieści - podsumowała Manon. - Mogę ci podać jej instagrama, Damien. Pod warunkiem, że to zostanie tylko między nami.
- Rodzina królewska nie ma przecież kont w socialach - zauważył słusznie Matt.
- Oficjalnych może i nie, ale każdy może założyć konto i nazwać się user pięć, sześć, siedem - prychnęła dziewczyna. - Podeślę ci link na instagrama...
- Tylko nie tam - przerwałem jej.
- Nie wygrzebie twojej wiadomości spod setek napalonych fanek.
- Dobra - zaśmiała się. - W takim razie podeśle tobie, Matt, a ty mu prześlij. Jeśli Vanessa będzie chciała dać ci swój numer to ci go da, ale nie chcę mieć żadnego przypału na koncie. I tak nie wiadomo, czy nie wylecę przez tą imprezę.
- Jasna sprawa, Manon - odpowiedziałem. - Dzięki wielkie.
- Proszę bardzo, lubię pomagać ludziom.
- Matka Teresa się znalazła - prychnął Matthias.
- Ty już się lepiej nie odzywaj, pacanie - zbyła go. - Napisz do niej, Damien. Ona też szukała do ciebie kontaktu.
Uśmiechnąłem się pomimo woli, co nie ubiegło uwadze mojego przyjaciela. Czyli i tak będzie mnie dręczył. A tak bardzo się starałem ukryć przed nim wszystkie swoje emocje.
- Dziękujemy, przyjaciółko - powiedział Matt i pochylił się do przodu.
- Nie jestem twoją przyjaciółką - prychnęła dziewczyna. - Aż tak nisko jeszcze nie upadłam.
- Niedoczekanie twoje - chłopak z oburzeniem zakończył połączenie. - Zadowolony?
Spojrzał na mnie z uśmiechem. Już się ze mnie nabijał. Nie musiał niczego mówić, widziałem to w jego oczach, które aż błyszczały, gdy dusił w sobie jakiś nieśmieszny tekst, który cisnął mu się na język.
Nie miałem zamiaru mu odpowiadać a dźwięk przychodzącej na jego telefon wiadomości skutecznie mnie przed tym uchronił, bo chłopak pogrążył się w przeglądaniu czegoś na ekranie telefonu.
- Stary - parsknął po chwili. - Ona ma burrito na profilowym.
W pierwszej chwili byłem na tyle zdezorientowany tą wyciągniętą z dupy informacją, że nie zareagowałem, jednak, gdy dotarł do niego sens jego słów a przyjaciel posłał mi swoją popisową, sparaliżowaną śmiechem minę nie wytrzymałem i parsknąłem razem z nim.
- Pierdolone burrito - powtórzył, przesyłając mi wiadomość od Manon, gdy zaparkowałem pod naszą kamienicą. - Biegnę na górę, bo mam ciśnienie a ty w tym czasie skomponuj wiadomość do księżniczki. Tylko zacznij od wasza wysokość!
Aż się skrzywiłem, gdy z impetem zatrzasnął drzwi auta i skupiłem wzrok na ekranie telefonu, gdzie wyświetlał się profil z burrito na profilowym. Dobre dziesięć minut zajęło mi napisanie i dziesięciokrotne sprawdzenie wiadomości przed jej wysłaniem, ale kiedy w końcu się na to zdobyłem westchnąłem z ulgą i wysiadłem z auta.
Schowałem telefon do kieszeni, łudząc się, że uda mi się nie sprawdzać go co kilka sekund. Zawiodłem się na sobie już w momencie otwierania drzwi na klatkę schodową.
10.03.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro