6.Chłopak, którego imienia nie pamiętałam
Paryż, Francja
Vanessa
- Nie mogę ci zdradzić ile mi płacą, kochana, to tajne informacje - Matthias opierał się o kuchenną wyspę, nie przestając gadać. - Ale dużo. Wczoraj odebrałem Volvo. Nowe. Elektryczne!
Mój wzrok uciekł w stronę jego przyjaciela, który przeglądał coś w telefonie. Opierał się tyłem o jedną z szafek a nogi miał skrzyżowane na wysokości kostek.
Impreza rozkręciła się na dobre niecałą godzinę po moim przybyciu. Zaproszeni nie pojawili się punktualnie, ale i tak spóźnili się znacznie mniej niż wszyscy się spodziewaliśmy. W czasie, w którym byliśmy sami zdołaliśmy przygotować dom, czyli pochować wszystkie wartościowe przedmioty, bo jak się okazało ludzie, którzy mieli to zrobić niespecjalnie przyłożyli się do swojego zadania. Zamiast tego wyżłopali jedną z beczek z piwem, bo gdy chcieliśmy ją podnieść okazała się pusta. Manon dostała ataku prawdziwej furii.
Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam, czy to dlatego, że w domu było tyle ludzi, robiło się duszno, a muzyka grała tak głośno, że w uszach mi szumiało. Zaczynała boleć mnie głowa a świat wirował. Nie wypiłam praktycznie niczego oprócz tego syfu na samym początku. Podpierając się o blat opuściłam kuchnię, by poszukać łazienki. Nie miałam nawet pojęcia, gdzie zacząć a gdy się ruszyłam w głowie mi zawirowało. Oparłam się ramieniem o ścianę i rozejrzałam dookoła. Wszystko wirowało. Odepchnęłam się od ściany, postanawiając wziąć się w garść. Cokolwiek mi było, musiałam wydostać się na zewnątrz.
Chciałam zawołać Manon, ale nie dałam rady, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zsunęłam się po ścianie i bezsilnie usiadłam na podłodze w przedpokoju. Rozglądałam się za koleżanką, chociaż wiedziałam, że albo bawiła się w salonie, albo ogarniała kogoś w kuchni. W końcu była gospodarzem i musiała dbać, by nic nie uległo uszkodzeniu.
Przyciągnęłam kolana do piersi i wplątałam palce we włosy. W głowie mi pulsowało, oczy zaczynały łzawić. Czułam się jakbym traciła kontakt ze światem. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo.
Uniosłam wzrok, gdy moje oczy ujrzały czarne buty. Ktoś coś do mnie mówił, ale nie byłam w stanie zorientować się z której strony dobiegały dźwięki. Ktoś przede mną kucnął i złapał za nadgarstki, by zabrać mi dłonie z twarzy.
- Hej, hej - powtarzał w kółko i ujął moją twarz w dłoniach. - Vanessa, co ci jest?
Przechyliłam głowę i skupiłam wzrok na chłopaku, którego imienia nie pamiętałam. Jego oczy błądziły po mojej twarzy, gdy wyraźnie kalkulował, co powinien zrobić.
- Słabo mi - zakomunikowałam w końcu i pochyliłam się do przodu. - Chyba będę rzygać.
- Piłaś coś? - ożywił się, gdy w końcu mu odpowiedziałam, kompletnie ignorując wzmiankę o rzyganiu, i złapał mnie za ramiona. - Piłaś coś?!
Potrząsnął mną mocno. Pokręciłam przecząco głową.
Muzyka wciąż głośno grała, ludzie plątali się po korytarzach. Chłopak niespodziewanie wstał i pociągnął mnie za ramiona, zachęcając do wstania. Jęknęłam z niechęcią, bo nie miałam siły nawet się podnieść.
- Chodź, jeszcze chwila - pociągnął mnie do siebie. Moje bezwładne ciało wręcz wpadło w jego tors. - Zaprowadzę cię na górę, zaraz będzie ci lepiej.
Musiałam mu uwierzyć, bo w tamtym momencie naprawdę straciłam kontakt z rzeczywistością. Nie miałam pojęcia jakim cudem dociągnął mnie na górę, jednak kiedy tylko weszliśmy do łazienki dopadłam do toalety i zwróciłam wszystko, co siedziało mi w żołądku. Torsje mną wstrząsały a łzy stanęły pod powiekami.
Chłopak sprawnie poruszał się po łazience w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło mi pomóc. Słyszałam, że odkręcił wodę w kranie i namoczył papierowy ręcznik.
Przykucnął przy mnie, by odgarnąć mi włosy z twarzy i zebrać je na plecach po czym przyłożył chłodny ręcznik do mojego karku. Odepchnęłam go ręką, nie chcąc by widział mnie w takiej sytuacji. Wychodziłam z założenia, że nikt nie powinien oglądać drugiego człowieka w sytuacji kompletnej bezsilności. Wiedziałam, że musiałam wyglądać okropnie i nie chciałam by zapamiętał mnie w ten sposób.
Złapał mnie mocno za łokieć jakby chciał dać znać, że nie uda mi się wygonić go z pomieszczenia. Miałam zaprotestować jednak wstrząsnęła mną kolejna torsja, więc znowu zerwałam się z miejsca. Widziałam, że odwrócił głowę za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Chociaż tyle mógł zrobić by zapewnić mi względny komfort w tej niekomfortowej sytuacji. Sięgnęłam do góry, by spuścić wodę i bezwładnie zsunęłam się na zimną podłogę.
- Hej, nie - poderwał się, by złapać mnie za ramiona i oprzeć plecami o ścianę.
- To obrzydliwe - burknęłam pod nosem.
Chociaż oczy miałam przymknięte dostrzegłam, jak pokręcił głową i zacisnął szczękę. Taksował moją twarz pełnym niepokoju spojrzeniem.
- Powiedz mi, co piłaś.
Próbowałam skupić na nim wzrok, gdy złapał mnie kciukiem i placem wskazującym za podbródek. Nie chciałam nawet myśleć jak w tamtej chwili wyglądałam. Właśnie zrzygałam się na oczach chłopaka, którego imienia nawet nie potrafiłam sobie przypomnieć. Lepiej być nie mogło.
- Nic - burknęłam pod nosem. - Tylko na początku to czerwone coś, co stało w kuchni...
Przybrał zamyślony wyraz twarzy.
- Musieli coś do tego dosypać - uznał po chwili zastanowienia. - Nie ścięłoby cię tak.
Mój umysł może nie myślał zbyt trzeźwo, ale zaczynałam mieć powolne przebłyski świadomości. Pierwszą tego typu myślą była ta, którą wbito mi do głowy dawno temu.
- Muszę zawiadomić ochronę... - wymamrotałam pod nosem.
Zmarszczył w zaskoczeniu brwi.
- Ochronę?
- Mój zegarek - powiedziałam słabo. - Czerwony przycisk z boku. Mógłbyś?
Z dezorientacją sięgnął do mojego nadgarstka i przyjrzał się czarnemu apple watchowi, który oczywiście miał w sobie wszystkie istniejące systemy lokalizujące i namierzające. Obejrzał zegarek i nacisnął przycisk.
- Znajdą cię? - spytał z niepewnością.
- Namierzą mnie.
Skinął głową na znak, że rozumie chociaż wyraźnie nie rozumiał. Oparłam tył głowy o ścianę z ulgą, zauważając, że zaczynałam czuć się nieco lepiej. Czułam tylko jak szybko waliło mi serce a oddech był przyspieszony, ale obraz powoli przestawał wirować. Mogłam skupić wzrok na twarzy chłopaka, który wciąż przede mną kucał.
- Nie przejmuj się, postaram się do jutro o tym zapomnieć - zapewnił, by dodać mi otuchy.
Było mi tak strasznie wstyd.
Drzwi do łazienki otworzyły się tak gwałtownie, że mój towarzysz aż podskoczył w zaskoczeniu. Do środka wpadło dwóch ochroniarzy z bronią w ręku. Zawsze w stanie najwyższej gotowości.
- Wasza wysokość? - jeden z nich rzucił się w moją stronę podczas gdy drugi wymierzył pistolet w kierunku bruneta, który gwałtownie wstał kompletnie zdezorientowany w sytuacji.
- Nie, on mi pomógł - zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową. - Przestań, Hank.
Ochroniarz na mój rozkaz opuścił broń, jednak wciąż bez przekonania. Skierował na mnie spojrzenie.
- Wasza wysokość, co się stało? Czy wszystko w porządku?
- Wasza wysokość, kim jest ten chłopak? - ponaglał drugi z mężczyzn. - Księżniczko?
- Vanessa?
Mnóstwo głosów docierało do mnie naraz, ale wszystkie się rozmyły, gdy powieki stały się ciężkie a ja zasnęłam. Albo zemdlałam. Trudno powiedzieć.
***
Kiedy rano się obudziłam na początku rozglądałam się po pokoju, nie mogąc przypomnieć sobie w jaki sposób do niego dotarłam. Potem poczułam, jak mocno boli mnie głowa a gdy stanęłam na nogach zatoczyłam się tak mocno, że musiałam złapać się szafki, by się nie przewrócić. Czułam się jak na potężnym kacu. Chociaż właściwie to było zupełnie inne uczucie niż kac. Z jednej strony podobne, z drugiej kompletne inne.
Celine wraz z lekarzem, którego wezwali moi rodzice wpadli do pokoju, gdy tylko usłyszeli w pomieszczeniu ruchy. Po chwili dołączyła również pielęgniarka. Nakazali mi wrócić do łóżka.
Oczywiście pobieranie krwi było absolutną koniecznością. Poza tym lekarz mnie zbadał i przepisał leki. Dopiero gdy wyszedł Celine pomogła mi się podnieść i zaprowadziła pod prysznic. Gdy zapewniłam, że sobie poradzę, zostawiła mnie samą. Musiałam zmyć z siebie cały syf poprzedniego wieczora.
Niewiele pamiętałam. Właściwie, co chwilę widziałam przed oczami rozmazane obrazy. Zatłoczony korytarz, schody, bujające się w mojej głowie ściany. Pamiętałam chłopaka, który znalazł mnie w przedpokoju. Wtedy film się urywał a w głowie pojawiała się czarna plama.
Umyłam ciało trzy razy a włosy dwa, chcąc pozbyć się wszystkiego. Sama już nie wiedziałam, czy chodziło o sam fakt imprezy i tego, że nie wiadomo, co by się ze mną stało, gdyby ktoś nie miał ludzkich odruchów by mi pomóc. Wciąż nie mogłam przypomnieć sobie jego imienia, ale wiedziałam, że byłam mu wdzięczna. Nie chciałam myśleć, jak skończyłby się wieczór, gdyby nie jego interwencja.
Gdy wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik, podskoczyłam zaskoczona na widok siedzącej w fotelu Manon. Poderwała się, gdy tylko mnie ujrzała i ruszyła w moim kierunku. Bez słowa objęła mnie ramionami i zamknęła w szczelnym uścisku.
- Tak strasznie mi przykro - jęknęła cicho i ścisnęła mnie jeszcze mocniej. - Nie wiem, jak to mogło się stać...
- W porządku, Man - przerwałam jej. - Przecież to nie twoja wina.
- Właśnie, że moja! - odsunęła się ode mnie. - Pozwoliłam zorganizować tę popijawę u siebie w domu przez co i ty ucierpiałaś. Mój dom też.
- Jest bardzo źle? - spojrzałam na nią ze współczuciem.
- Tragicznie - jęknęła. - Nigdy więcej się na coś takiego nie zgodzę. Ale to nie jest teraz ważne. Wiesz jak mogło do tego dojść?
- Nie mam pojęcia - pokręciłam głową. - Niewiele pamiętam.
- Rozmawiałam wczoraj przez telefon z Matthiasem - oznajmiła. - Mówił, że Damien z tobą był, ale dopiero od chwili, gdy znalazł cię na korytarzu. Wziął cię do łazienki, podobno wyrzygałaś wszystko.
Skrzywiłam się, chociaż tego nie pamiętałam. Może to i dobrze. Poza tym wreszcie zostało mi przypomniane jego imię.
- Przecież ty nie pijesz alkoholu, więc po czym cię tak ścięło?
- Piłam ten czerwony syf, który stał na początku w kuchni - odparłam i usiadłam na ustawionej przy łóżku ławeczce.
Najpierw zmarszczyła brwi, jednak już po chwili wybałuszyła na mnie oczy.
- Nie mam pojęcia kto to zaserwował, ale przysięgam, że zabiję - pokręciła z irytacją głową. - Wylałam to jak tylko przyjechało więcej ludzi. Wyglądało mi podejrzanie, nie pamiętałam skąd to się wzięło. Nie wiedziałam, że to piłaś!
- Wzięłam dosłownie łyka, jak poszłaś otworzyć chłopakom.
- Nie chcę myśleć, co tam było skoro po łyku tak cię zniosło - westchnęła. - Zrobili ci jakieś badania? Wszystko jest w porządku?
- Tak, Manon - skinęłam głową, by ją uspokoić. - Boli mnie głowa, ale lekarz mówił, że przejdzie. Pobrali mi krew, żeby dowiedzieć się co zażyłam.
Pokręciła głową.
- Wiesz, to szkoła dla snobów, oni nie potrafią bawić się bez prochów. Zawsze coś rzucają na stół, ale nie sądziłam, że jakiś kretyn dosypie jakiś syf do dostępnego dla wszystkich picia.
- Naprawdę nie masz się, czym przejmować - zapewniłam. - To przypadek, że padło akurat na mnie.
- Będziesz miała przez to kosmiczne kłopoty.
Nawet nie chciałam myśleć o rozmowie z rodzicami.
- Poradzę sobie - uśmiechnęłam się lekko. - Jak tutaj weszłaś?
- Twoi rodzice kategorycznie zabronili komukolwiek wchodzić do pałacu, tak dla jasności, Hank mnie wpuścił, ale zaraz muszę uciekać, żeby nikt mnie nie nakrył - podniosła się z fotela. - Mam nadzieję, że twoja mama mnie nie zwolni.
- Nie pozwolę jej na to - pokręciłam głową. - Matthias mówił ci coś jeszcze? Nic nie pamiętam a chciałabym wiedzieć, co się działo?
- Wiem tylko tyle, ile powiedział mu Damien - wzruszyła ramionami. - Wziął cię na górę do łazienki, jak zwymiotowałaś to trochę otrzeźwiałaś i poprosiłaś, żeby wezwał ochronę. Potem przybiegli ochroniarze i zabrali cię tutaj.
- A Damien? - dopytałam z zainteresowaniem.
- Chyba go puścili - odparła dziewczyna. - Przecież nie zrobił ci nic złego.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Blondynka podeszła, by jeszcze raz mnie przytulić. Schowałam na moment twarz w jej jasnych lokach, które okalały jej twarz, nadając jej niepowtarzalnego uroku.
- Muszę lecieć, bo naprawdę boję się, że ktoś mnie tu nakryje. Pisz i dzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała, a ja postaram się dowiedzieć kto jest za to odpowiedzialny. Fryzurę musimy przełożyć na jutro.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Dziewczyna pocałowała mnie w policzek i pośpiesznym krokiem ruszyła w stronę drzwi, gdzie czekał Hank żeby niezauważenie wyprowadzić ją z pałacu. Moi ochroniarze czasami zachowywali się jak tajni agenci. Co najmniej.
Kiedy pochyliłam głowę, by zdjąć z włosów ręcznik jęknęłam żałośnie, bo pulsowanie na całej jej powierzchni mocno przybrało na sile. Usiadłam więc na łóżku i skupiłam wzrok na ścianie przed sobą.
Dlaczego taki syf musiał spotkać akurat mnie?
Kiedy Celine zajrzała do pomieszczenia, by poinformować mnie o czekających na rozmowę rodzicach pozostało mi jedynie się modlić.
A byłam ateistką, więc modlić się nie potrafiłam.
Kaplica.
03.03.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro