11. Taco z krewetkami
Paryż, Francja
Vanessa
- Trochę mediów to chyba za mało powiedziane - odezwał się nagle Matthias, gdy staliśmy w korku, który powstał przy wyjeździe z parkingu. - Schowajcie się jakoś jeśli nie chcecie być jutro we wszystkich editach na tiktoku.
- Jeżeli mam tam być w twoim towarzystwie to rzeczywiście wolę się schować - odfuknęła mu Manon.
Zarzuciłam kaptur bluzy z powrotem na głowę i pochyliłam się do przodu, by schować twarz. Siedząca obok dziewczyna również osunęła się na fotelu, by nie rzucić się w oczy czyhającym przy wyjeździe ze stadionu dziennikarzom. Plotki w prasie były ostatnią rzeczą jakiej którekolwiek z nas potrzebowało a sytuacja złożyła się tak, że ekipa, którą zebraliśmy w Audi była rozpoznawalna nie tylko w kraju, ale i poza nim. Każdy z nas miał swoją stronę na Wikipedii i gdy media zaczęłyby się rozpisywać przez długi czas nie mogłyby skończyć. Już w podświadomości widziałam te żenujące nagłówki portali plotkarskich.
- Dobra, zagrożenie minęło - Damien odezwał się po dobrych kilku minutach. - Możesz wyleźć spod fotela, Manon.
- Jesteś pewien? - upewniała się dziewczyna. - Nie chcę żeby ktoś zobaczył mnie w waszym towarzystwie.
- Laska, chodzimy razem do szkoły, wszyscy widzą cię w naszym towarzystwie - prychnął Matthias i odwrócił się, by spojrzeć na nas na tylnym siedzeniu. - Spokojna głowa, Vanessa, nikt na pewno cię nie widział.
Uśmiechnęłam się lekko i zrzuciłam kaptur z głowy. Przeczesałam palcami włosy i odtrąciłam rękę Manon, która już skierowała się w moim kierunku, by ułożyć mi grzywkę.
- Łapy precz - rzuciłam w jej kierunku. - Nie jesteś w pracy, a ja nie muszę mieć idealnej fryzury.
- Zboczenie zawodowe - dziewczyna rozłożyła z bezradnością ręce po czym pochyliła się do przodu. - Dokąd w ogóle jedziemy? Nie wywieziesz nas do lasu, Hernandez? Prawda?
- Wiesz, co właśnie taki mieliśmy plan - Matthias odpowiedział jej nim Damien zdążył otworzyć usta. - Planowałem cię gdzieś zakopać a Damien miał stać na czatach. To, że przyprowadziłaś ze sobą Vanessę cię uratowało. Jeszcze skazałaby nas na ścięcie.
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Matko jedyna, ona już cię zaraża swoim jadem - chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ej ja żartowałam z tym lasem - Manon nagle zmieniła temat, wlepiając wzrok w widok za szybą. - Dlaczego jesteśmy w pierdolonym lesie? Damien?!
- Jezus, uspokój się, panikaro - siedzący za kierownicą brunet przewrócił oczami. - Przecież nie pójdziemy do knajpy w centrum miasta.
Jego słowa w istocie miały sens, jednak Manon totalnie się obsrała, bo inaczej nie dało się tego ująć. Spojrzała na mnie z przerażeniem i zaczęło powtarzać pod nosem, że wsiadłyśmy do auta z seryjnymi mordercami, których tak naprawdę wcale nie znała. Patrzyłam na nią, nie mając pojęcia co zrobić podczas gdy Matthias na przednim siedzeniu zwijał się ze śmiechu.
W końcu auto zatrzymało się na jakimś parkingu. Manon jako pierwsza rzuciła się do wysiadania i trzasnęła drzwiami tak mocno, że Damien aż się odwrócił.
- Będziesz z nią kurwa wracał na piechotę - rzucił w kierunku Matthiasa i złapał za klamkę swoich drzwi.
Powoli wysiadłam z samochodu i przerzuciłam torebkę przez ramię. Zatrzasnęłam drzwi na tyle powoli, by nie trzasnęły zbyt głośno i rozejrzałam się dookoła. Naprawdę byliśmy w środku lasu. Dookoła były drzewa a parking był wysypany żwirowym kamieniem.
- Może i nie wygląda zbyt zachęcająco, ale szansa, że ktoś niepowołany nas tu zobaczy wynosi mniej niż zero - odezwał się nagle Matt i wskazał dłonią w stronę lokalu. - Manon, ja wiem, że jesteś panią celebrytką, ale naprawdę wywóz do lasu nie znaczy od razu, że cię zabijemy.
Skrzyżowałam ramiona na piersiach i spojrzałam z rozbawieniem na dziewczynę. Posłała blondynowi wątpliwe spojrzenie, jednak ostatecznie podreptała w stronę drzwi wejściowych. Budynek był długi i niski, jakby miał bardzo dużo lat. Światła w środku się świeciły a baner na dachu informował o knajpie meksykańskiej. Taco w środku lasu brzmiało całkiem kusząco.
- Idziesz?
Potrząsnęłam głową nagle wyrwana z transu rozglądania się dookoła i spojrzałam na Damiana, który stał przy drzwiach wejściowych i trzymał je ramieniem. Przyspieszyłam kroku i weszłam przed nim do środka. Drzwi za nami się zamknęły a nad nimi zadzwonił dzwonek.
Chyba nigdy wcześniej nie byłam w tego typu lokalu, ale wewnątrz wyglądał niezwykle klimatycznie. Naprzeciwko wejścia znajdował się bar, a po obydwu stronach pomieszczenia stoły oddzielane miękkimi kanapami. Wszystko było zachowane w czerwonym i pomarańczowym kolorze, meksykańskie stroje wisiały na ścianach. Najważniejszą kwestią było jednak to, że w lokalu było zupełnie pusto. Ani jednej osoby poza nami.
- Dobra, wywieźliście nas na totalne zadupie i jest to totalnie przerażająco, ale nich już wam będzie - odezwała się nagle Manon i zaczęła zdejmować kurtkę. - Jakbym zaczęła krzyczeć i tak nikt by nie usłyszał.
Rozwiązałam pasek płaszcza i zsunęłam odzienie w ramion, by powiesić je na jednym z wieszaków. Zajęliśmy jeden ze stołów. Usiadłam przy stole, naprzeciwko Damiena, zaś Manon wcisnęła się obok mnie od razu chwytając za kartę.
- Dają tu w ogóle coś do jedzenia?
Widziałam jak chłopak naprzeciwko mnie przewrócił oczami. Uśmiechnęłam się pod nosem i zebrałam włosy na jednym ramieniu nim zajrzałam do karty. Nie zdążyłam jednak nawet zacząć jej czytać, gdy Damien zabrał mi menu i przesunął w swoją stronę. Odchrząknęłam z oburzeniem.
- Jako, że nie masz gustu kulinarnego, pozwól, że wybiorę za ciebie - uśmiechnął się w moim kierunku.
Uniosłam brwi, posyłając mu pełen oburzenia wzrok. Wygrał jednak walkę na spojrzenia, więc odpuściłam, mając nadzieję, że nie skończę, jedząc jakiś kompletny syf. W końcu przecież nie wiedziałam nawet jaki typ jedzenia lubił jeść. Poza tym, że wolał taco od burrito.
Nawet nie wiedziałam skąd pojawiła się nagle kelnerka, by przyjąć zamówienie. Wyglądała jakby była zaskoczona obecnością kogokolwiek w swoim miejscu pracy. Ciekawe, czy kucharz w ogóle był na zmianie.
- Dobra, pani księżniczko - Matthias pochylił się nad stołem, gdy tylko kobieta odeszła. - Powiedz lepiej kto wypuścił cię z pałacu skoro dopiero co wróciłaś do niego naćpana?
- Po pierwsze, nie byłam naćpana a po drugie - również pochyliłam się do przodu, skupiając na nim spojrzenie. - Nie pytałam nikogo o zgodę.
- Moja dziewczyna! - Manon aż poderwała się z miejsca, klaszcząc w dłonie.
- Pałacowa uciekinierka - Matt pokręcił z dezaprobatą głową. - Tak się w ogóle da? Nie macie jakiejś ochrony?
- Zbyt krótko się znamy, żeby zdradzać takie informacje - rozłożyłam z bezsilnością ramiona. - Poza tym to kwestia wprawy.
- Przypomnijcie mi proszę - chłopak nadstawił ucho w naszym kierunku. - Dlaczego się z wami zadajemy?
- Bo jesteśmy zabójczo fajne - Manon prychnęła jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Propozycja Manon, by pójść na mecz, bo dostała od Matthiasa bilety w sektorze dla vipów obudziła we mnie ekscytację, ale też wątpliwość, bo wiedziałam, że rodzice nigdy nie wypuszczą mnie z pałacu. Szczególnie w okolicznościach tego, co wydarzyło się na imprezie kilka dni wcześniej. Wymknęłam się więc z domu, informując jedynie Basa o tym, gdzie idę. Może i to było nieodpowiedzialne, ale miałam tak dość siedzenia w zamknięciu, że wizja wyrwania się na mecz brzmiała jak coś niesamowitego. I takie też było.
Przez praktycznie całe spotkanie miałam na głowie kaptur a na nosie okulary przeciwsłoneczne, by nikt mnie nie rozpoznał. Wbrew pozorom w sektorze vipowskich szansa na to była największa. Pomijając już jakim stadem żmij potrafili być uprzywilejowani ludzie. Byłam przekonana, że jako pierwsi sprzedaliby temat gazetom. Jakimś cudem jednak się udało a wspólne wyjście po meczu było pomysłem tylko i wyłącznie Manon, która kategorycznie zabroniła mi wracać od razu do pałacu. Przecież musiałam korzystać z tego, że udało mi się wymknąć.
Kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie, przerywając tym samym opowieść Matta o czasach jego zabójczo ciekawej młodości, zabraliśmy się do jedzenia. Zmarszczyłam brwi na widok taco z krewetkami.
- Żartowałam z tym, że jem tylko krewetki - rzuciłam w jego stronę.
- Wolałem nie ryzykować - wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego z wątpliwością i pochyliłam się do przodu by odgryźć kęs jedzenia. Przegryzłam kawałek i rzuciłam się w stronę szklanki z piciem, by jak najszybciej ją chwycić.
- Wiedziałem, że nie jadałaś porządnego taco! - chłopak pstryknął palcami w moim kierunku jakby właśnie wygrał w totka podczas gdy wyżłopałam całą zawartość szklanki za jednym razem, bo miałam wrażenie jakby chilli połączone z pieprzem wypalało mi gardło.
- Ty jesteś... - wyrzuciłam z siebie w końcu, gdy odzyskałam zdolność mówienia. Odkaszlnęłam podczas gdy Manon w najlepsze rżała ze śmiechu. - Pojebany.
- Często to słyszę.
Uniosłam wzrok na jego ucieszoną twarz i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- To był cios poniżej pasa - oznajmiłam i chwyciłam się za gardło. - Prawie umarłam.
- Nie umieraj, bo nie będzie kto miał nami rządzić - wtrącił się Matthias z ustami zapchanymi jedzeniem.
- Stary, możesz przestać przypominać jej o tym, że jest księżniczką? - Manon spojrzała na niego błagalnie. - To tak jakby tobie ktoś cały czas gadał o piłce po treningach. To jest dla niej jak praca.
Posłałam dziewczynie zaskoczone spojrzenie.
- Nie ma żadnego problemu...
- Dobrze, mamo, nie będę - Matthias nie pozwolił mi skończyć i wskazał palcem na mój talerz. - Rozumiem, że nie będziesz tego jadła?
- Matt, ty świnio - Damien pokręcił z niedowierzaniem głową podczas gdy jego przyjaciel sięgnął po moje jedzenie po tym jak zaprzeczyłam głową.
- No co? - spojrzał na niego oburzony. - Przecież nie może się zmarnować.
Oparłam łokieć na stole a zaciśnięta w pięści dłoń na policzku i wlepiłam wzrok w blondyna, który jadł dwie porcje naraz.
- Zamówię ci coś innego - zaoferował nagle Damien. - Osiągnąłem swój cel, teraz możesz zjeść coś co lubisz.
- Nie trzeba - zaprzeczyłam szybko głową.
- Zamówię...
- Naprawdę nie trzeba.
- Vanessa, przyjechałaś z nami jeść, czuję się odpowiedzialny za to, że zajebiste taco ci nie smakuje, więc wezmę ci coś innego - drążył. - Nie będziesz się przyglądać jak jemy.
- Nie jestem głodna, naprawdę.
- Zamówię ci burrito - trącił Matthiasa ramieniem, by móc wyjść za stolika.
- Ty nie rozumiesz po francusku, że nie chcę jeść? - posłałam mu pytające spojrzenie.
- Nie rozumiem - pokręcił głową i ruszył w stronę lady, by porozmawiać z kelnerką.
Manon posłała mi pozbawione zrozumienia dla tej sytuacji spojrzenie.
- Stara, to z krewetkami jest zajebiste - oznajmił nagle Matt. - Ostre jak cholera, ale zajebiste.
- Tego nie da się jeść.
Chłopak fuknął jakby poczuł się urażony i dalej delektował się podwójną porcją podczas gdy Damien wrócił do stolika. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, gdy zajął swoje miejsce, ignorując oburzenie Matta, który musiał dwa razy przerwać jedzenie, by go przepuścić.
- To smakuje jak czysty ogień - podsumowałam po chwili. - Naprawdę jecie to z własnej, nieprzymuszonej woli?
- Co lepsze łamiemy zasady swojej diety, żeby to zjeść - odpowiedział mi Matthias. - Ale ten smak jest tego warty.
- Masz pół mordy w sosie - Damien spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko - Manon wzruszyła ramionami.
- Co twoja operacja miała na celu? - oparłam łokcie na stoliku i posłałam siedzącemu naprzeciwko chłopakowi pytające spojrzenie. - Utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że nie cierpię taco.
- Przynajmniej wiem, że zjadłaś prawdziwe taco a nie jakieś podrabiane gówno. Teraz dopiero wierzę, że naprawdę go nie lubisz - odparł i uniósł wzrok na kelnerkę, która dostarczyła drugie zamówienie. - Najedz się tym syfem. Wziąłem mniej ostre żebyś na zawał nie zeszła.
- Śmiechom nie było końca - podsumowałam pod nosem i zabrałam się do jedzenia.
Jednak burrito to burrito i nigdy nie zawodziło. Na szczęście nie było ostre, bo po przeżyciu z taco zdecydowanie chilli miałam już po dziurki w nosie. Nigdy nie jadłam czegoś tak piekielnie ostrego i być może Damien miał rację z tym, że to był prawdziwy smak tego dania a tylko po spróbowaniu oryginału można oceniać czy się coś lubi. Taco zdecydowanie nie lubiłam.
- Matthias, potrzebujesz pomocy?
Manon skończyła jeść, ale wlepiała teraz spojrzenie w Matta, który na twarzy zrobił się cały czerwony. Uniosłam na niego zaniepokojony wzrok.
- Trzeba było jeszcze więcej chilli zjeść - blondynka pokręciła z niedowierzaniem głową podczas gdy Damien dusił w sobie śmiech. - Z czego się śmiejesz, pacanie? On zaraz tu umrze!
- Spokojnie, to tylko skutek uboczny - zapewnił Matthias i sięgnął po szklankę z wodą. - Wybacz, Vanessa, ale chyba nie pokonam wszystkich krewetek.
Kiedy oczy zaczęły mu łzawić Manon poszła poprosić o szklankę mleka a chłopak ze zdecydowaniem odsunął od siebie resztę swojej porcji.
- Czy ten smak nadal jest tego warty? - posłałam mu zainteresowane spojrzenie.
- Nie kopie się leżącego, wasza wysokość.
24.03.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro