1. Gratulacje
Paryż, Francja
Vanessa
Zmrużyłam oczy, gdy tylko wysiadłam z auta, a blask fleszy bez ostrzeżenia uderzył w moją twarz. Pochyliłam lekko głowę do przodu i stanęłam z gracją, starając się posyłać w kierunku dziennikarzy przyjazny uśmiech. Flesze błyskały, reporterzy wykrzykiwali moje imię ze wszystkich stron, a mężczyzna z telewizyjną kamerą, która transmitowała całe wydarzenie, nie stanął mi tuż przed nosem tylko i wyłącznie dzięki szybkiej interwencji ochrony.
Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu swojego brata, który jak zawsze musiał coś spieprzyć. Tym razem padło na koszulę, którą zachlapał w drodze i musiał przebierać się w aucie przy akompaniamencie krzyku reporterów i zgromadzonych za bramkami ludzi. Kochałam go, ale czasami był takim idiotą, że brakowało mi słów.
W końcu stanął tuż obok mnie. Wyprostowałam plecy i ścisnęłam w palcach kopertówkę.
- Krawat. - Burknęłam pod nosem.
Chłopak w pierwszym momencie spojrzał na mnie z niezrozumieniem, jednak już po krótkiej chwili rozejrzał się dookoła i podjął próbę ukradkowego poprawienia części jego garderoby, która wyglądała jakby pies przed chwilą wypluł ją z gardła.
Zrobiliśmy kilka kroków do przodu z całych sił ignorując reporterów, którzy nie dawali za wygraną. Jedyne o czym marzyłam to żeby wreszcie wejść do budynku i zaznać chociaż chwili świętego spokoju.
Słyszałam wiwaty tłumu dobiegające zza swoich pleców, ale nie byłam w stanie poświęcić im nawet sekundy.
Elegancko ubrana kobieta, na pierwszy rzut oka przed czterdziestką, stanęła tuż przede mną. Krótkie blond włosy miała zgrabnie ułożone, a na pomalowane pomadką usta wkradł się szczery uśmiech.
- To zaszczyt gościć waszą wysokość w naszych skromnych progach. - Zaczęła, nie przestając się uśmiechać. - Bardzo nam miło.
- Mi również bardzo miło.
Wyciągnęłam dłoń w jej kierunku. Widziałam ile stresu kosztowało ją, by odwzajemnić gest i uścisnąć moją rękę. Mój brat jednak nie był gotowy, by jej pomóc, bo sam nie potrafił zapamiętać, że to on jako pierwszy wyciąga w kierunku ludzi dłoń.
Szturchnęłam go w ramię. Zaśmialiśmy się wszyscy, by sprawiać przed mediami wrażenie jakbyśmy byli super rodzeństwem, które wspiera się w obowiązkach, a występek nieznajomości protokołu był jednorazowym wybrykiem Sebastiana. Prawda jednak była taka, że nie potrafił zapamiętać najprostszych zasad, co coraz częściej doprowadzało mnie do białej gorączki.
Odetchnęłam z ulgą, gdy kobieta, która nas przywitała szła z nami ramię w ramię, prowadząc do wnętrza budynku. Tłum ludzi i fotoreporterzy zostali na zewnątrz, a ja mogłam nareszcie odetchnąć z ulgą. Chociaż trochę.
Kobieta była menadżerką reprezentacji narodowej, która grała dzisiaj pierwszy w tym roku mecz towarzyski z kadrą Niemiec. Pojęcia nie miałam kto i z jakiego powodu postanowił przyjąć zaproszenie na to wydarzenie, ale jedyne czego zdołałam się dowiedzieć to, że nie mieliśmy wyjścia oraz, że tata się spóźni a my do tej pory mieliśmy godnie go reprezentować. Czyli jak zawsze.
Specjalnie przygotowana dla nas loża znajdowała się na samej górze trybun. Pomieszczenie było eleganckie. Zawierało ogromny stół, zastawiony wieloma przekąskami, kanapy oraz kilka telewizorów, na ekranie których miała odbywać się transmisja z meczu. Poza tym było też wyjścia na specjalnie wydzieloną część trybun, by móc oglądać spotkanie na żywo.
Kiedy zostaliśmy w pomieszczeniu sami Bas opadł na kanapę z kiścią winogrona w dłoni. Przewróciłam oczami i stanęłam przed dużym lustrem. Miałam na sobie garnitur i szpilki w odcieniu krwistej czerwieni i chociaż pałacowa stylistka nie była przekonana do mojego stroju, uważałam, że wyglądałam bardzo dobrze. Przede wszystkim czułam się bardzo dobrze. Poza tym moją szyję zdobił naszyjnik, a nadgarstek bransoletki i zegarek. Włosy miałam upięte w ciasnego koka.
- Wyglądasz jak ostatni wieśniak. - Skwitowałam, przenosząc wzrok na brata.
Wyrzucił ręce w powietrze, jakby kompletnie nie rozumiał, co takiego miałam na myśli. Objadał się tym pieprzonym winogronem, jakby nie miał go na co dzień pod dostatkiem.
- Skoro już musieliśmy tu przyjechać to daj chociaż się najeść. - Prychnął Sebastian nim ponownie zapchał sobie usta owocem. - Ale przynajmniej nikt nie zawraca nam kopary.
W tym aspekcie nie dało się nie przyznać mu racji. Wszyscy pracownicy stadionu, zarząd i wszystkie osoby, które zazwyczaj ochoczo nas witały i zagadywały tym razem postanowiły się zmyć i za pewne poczekać na przyjazd prawowitego gościa, czyli naszego ojca, który został zaproszony. My byliśmy tylko koniecznym zastępstwem, gdyby nie zdążył dotrzeć.
Opadłam na kanapę obok chłopaka, który wysunął kiść winogrona w moją stronę. Nie oponując zbyt długo również zaczęłam jeść i delektować się chwilą ciszy i spokoju, którą zostaliśmy obdarowani. Zdarzało się to rzadko, więc było naprawdę bezcenne.
Nasza sielanka nie trwała jednak zbyt długo, bo mecz zaczynał się punktualnie o dwudziestej. Wyszliśmy na antresolę, doskonale wiedząc, że kamery telewizyjne tylko czekały, żeby zademonstrować naszą obecność światu. Zajęliśmy miejsca na trybunach, oddzielonych od reszty miejsc grubą, kuloodporną szybą. Przecież inaczej być nie mogło.
Zawodnicy zostali po kolei zademonstrowani kibicom, tłum wiwatował. Atmosfera na stadionie była niesamowita. Poruszyła nawet mnie, gdzie zazwyczaj sport nie potrafił w żaden sposób na mnie wpłynąć. Tutaj przez chwilę nawet zaparło mi dech. Ludzie odśpiewali hymn tak głośno, że ledwie było słychać płynącą z głośników melodię. Nie dało się zaprzeczyć stwierdzeniu, że sport jednoczył jak nic innego.
Gdy spotkanie oficjalnie się rozpoczęło zajęliśmy miejsca na twardych krzesełkach, doskonale wiedząc, że musieliśmy zachowywać się idealnie. Kamera nie spuszczała nas z oczu, w każdej chwili mogliśmy pojawić się w telewizji lub na ekranach na stadionie. Przecież rodzinie królewskiej nie wypadało krzywo siedzieć, ziewać albo się krzywić. Przybrałam, więc swoją przeznaczoną do wystąpień publicznych maskę i udawałam, że rozgrywka na stadionie mnie interesuje. Oczywiście w rzeczywistości to przeżycie było niespecjalnie absorbujące.
Sebastian jednak naprawdę przeżywał rozgrywkę, a ja cieszyłam się jego zadowoleniem. Korzystał za nas oboje z zaproszenia, które udało się upchać w kalendarzu. Być może to jego sprawką był fakt, że zostaliśmy wysłani na ten mecz? Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Chcieli wysłać nas na otwarcie nowej wystawy w Muzeum Muzyki - Sebastian spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. - Powinnaś mi dziękować.
- Dziękuję.
Uśmiechnął się z triumfem. Może i mecz piłki nożnej nie był specjalnie absorbujący, ale na pewno interesował mnie bardziej niż Muzeum Muzyki.
Na naszych twarzach pojawiły się identyczne, reklamowe uśmiechy, gdy oboje zaczęliśmy klaskać, bo właśnie nasza drużyna strzeliła bramkę, a światełko przy kamerze zaświeciło się na zielono. Nie musiałam patrzeć zbyt daleko, by ujrzeć nasze twarze na telebimie.
Tylko czy aby na pewno to nasza drużyna strzeliła bramkę?
- Kto strzelił? - Bas pochylił się lekko w moją stronę, nie przestając klaskać.
- Chyba nasi - odparłam, jednak po wypowiedzeniu tych słów szczerze zaczęłam wątpić w ich słuszność.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to właśnie zaliczyliśmy przypał stulecia.
Zaśmialiśmy się bardziej z potrzeby ukazania naszego powalającego rozbawienia w telewizji niż z rzeczywistej chęci do śmiechu.
Kiedy kamera postanowiła dać nam odetchnąć, przeniosłam wzrok na tablicę wyników i odetchnęłam z ulgą. Nie będzie skandalu. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Wstałam z miejsca i podeszłam do szyby, by lepiej widzieć boisko. Okrzyki kibiców zagłuszały uwagi, które zawodnicy wymieniali między sobą, gwizdy sędziego oraz krzyki trenerów. Na trybunach lało się piwo, grała muzyka a mężczyźni bez koszulek podskakiwali na miejscach. Na to zdecydowanie już dawno powinien powstać jakiś paragraf.
Skrzyżowałam ramiona na piersiach, chociaż za pewne nie wypadało mi tego robić. Przechyliłam lekko głowę i skupiłam swoją uwagę na drużynie, która ponownie umieściła piłkę w bramce przeciwnika. Piłkarze rzucili się w stronę narożnika, by cieszyć się razem i pogratulować strzelcowi.
Sebastian stanął obok mnie. Włożył dłonie do kieszeni garniturowych spodni i wyciągnął pięść, by zastukać w szybę przed nami. Przez chwilę poczułam się jakbyśmy byli w klatce. Właściwie całe życie w niej byliśmy. Oddzieleni grubą szybą od reszty społeczeństwa. Zbyt cenni żeby ryzykować.
Ja i Sebastian byliśmy bliźniakami, co nietrudno było zauważyć. Od małego zawsze byliśmy zniewalająco podobni. W końcu na tym to polegało. Ciemne, wręcz hebanowe włosy, którymi się szczyciliśmy były spadkiem po ostatnich dziesięciu pokoleniach przodków. Niebieskie oczy podbijały pierwsze strony gazet odkąd nasze zdjęcia portretowe po raz pierwszy zostały ukazane światu. Na pierwszy rzut oka byliśmy jak dwie krople wody, a jednak różniliśmy się diametralnie.
Kiedy mecz się skończył, a Sebastian wepchnął w siebie tyle przekąsek ile zdołał, ochroniarze pojawili się w loży, by obstawiać naszą wycieczkę po stadionie. Bas przepuścił mnie pierwszą, więc ruszyłam przed siebie długim korytarzem. Ktoś co chwilę mówił nam, gdzie powinniśmy się kierować, ochrona obstawiła nas z każdej możliwej strony.
Krzyki kibiców, którzy zauważyli nas podczas schodzenia z trybun przybierały na intensywności im więcej drogi do szatni mieliśmy za sobą. Sebastian machał im z uśmiechem, jak miał w zwyczaju. Ja jednak nie miałam na to ani siły ani ochoty. Brnęłam przed siebie tak jak mnie nauczono. Z wysoko uniesioną głową i prostymi plecami. Nawet fakt, że szpilki mnie obtarły nie pozwalał mi na jakiekolwiek odstępstwo od eleganckiego kroku.
Zagęszczenie ludzi na korytarzu zwiastowało dotarcie ojca na miejsce. Wszyscy witali go serdecznie, gdy ubrany w elegancki garnitur stał na środku czerwonego dywanu, tuż przed drzwiami do szatni zawodników, gdzie mieliśmy się udać.
Ochrona zrobiła przejście. W kilku krokach dotarłam do ojca i skłoniłam się nisko, z gracją, tak jak robiłam to od dziecka. Mężczyzna położył dłoń na moim ramieniu i pocałował w policzek. Najpierw witałam się z królem, dopiero później z tatą.
Odetchnęłam z ulgą, bo wraz z przybyciem ojca spadła ze mnie część obowiązków. Teraz to on był naczelnym reprezentantem rodziny, on miał przemawiać i wszystkich witać. My mieliśmy tylko za nim stać i szeroko się uśmiechać.
- Zapraszamy, wasza królewska mość - Menadżerka reprezentacji, która witała nas na samym początku otworzyła drzwi do szatni.
Wymieniliśmy z Basem porozumiewawcze spojrzenia. Tłum ludzi, który zgromadził się dookoła rozsunął się, by zrobić przejście, a operator z kamerą telewizyjną jako pierwszy wkroczył do pomieszczenia.
Tata miał wszystko opanowane do perfekcji. Zawsze wiedział jak się zachować, co zrobić i powiedzieć. Ruszył pewnie do siebie i wszedł do szatni pełnej cieszących się z pierwszego triumfu w sezonie piłkarzy. Niepewnie ruszyłam za nim. Kiedy stanął w centrum półokręgu, w którym ustawieni byli zawodnicy ustawiłam się dwa kroki za nim. Dokładnie tyle ile wymierzał protokół. Mój brat zaś stanął w odległości pół metr od mojego prawego ramienia.
Następca za panującym, kolejny w linii za następcą.
Byłam następczynią tronu. To chyba całkiem istotna informacja, ale bardzo nie lubiłam jej przytaczać.
- Panowie - zaczął ojciec, skupiając na sobie uwagę wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu. - To ogromny zaszczyt, że udało się stworzyć drużynę, która z każdym kolejnym rokiem przynosi naszemu państwu coraz większe zaszczyty i honory. Sprawiliście ogromną radość wszystkim zgromadzonym na trybunach obywatelom, a gdy obywatele są szczęścili ja również się cieszę. Liczę, że jesteście świadomi swojej wartości i będziecie ciężko pracować, by latem, podczas mistrzostw europy udowodnić na co naprawdę was stać. Oby tak dalej!
Uniosłam dłonie, by klaskać wraz z pozostałymi.
- Możecie już dalej śpiewać! - Zakomunikował ojciec doskonale zdając sobie sprawę z tego, że swoją wizytą zaburzył trwającą w szatni celebrację.
Atmosfera dookoła się rozluźniła. Tata spojrzał na nas wymownie i ruszył przed siebie, by pogratulować każdemu zawodnikowi z osobna. Wciąż mieli na sobie stroje meczowe oraz bluzy, które za pewne kazano im pozapinać pod samą szyję.
Szłam posłusznie za ojcem, ściskając dłoń każdemu kolejnemu piłkarzowi. Uśmiechałam się serdecznie, odwzajemniałam ich zainteresowane spojrzenia. Wszyscy się gapili i nawet nie próbowali się z tym kryć. Do pewnych rzeczy z czasem udało mi się przywyknąć.
Skupiłam wzrok na kolejnym zawodniku, na którego temat w ostatnim czasie gazety huczały. Od razu rozpoznałam go z okładek i wiadomości. Był młodą gwiazdą w świecie futbolu, a wszyscy wiązali z nim ogromne nadzieje. Nazywali go złotem chłopcem swojego klubu i kadry. Niedawno zadebiutował, a już zaliczył kilka fenomenalnych spotkań, zyskiwał uznanie wszystkich ekspertów.
Nasze spojrzenie się skrzyżowały. Gdy miałam na nogach kilkucentymetrowe szpilki, byliśmy równi wzrostem. Jego ciemne jak noc oczy taksowały moją twarz, a kącik ust drgnął w uśmiechu, gdy wysunęłam dłoń w jego kierunku.
- Gratulacje - powiedziałam z lekkim uśmiechem, który od razu odwzajemnił.
- Dziękuję - odpowiedział i niepewnie ścisnął moją dłoń.
Czułam jakby przepłynął pomiędzy nami prąd. Patrzyliśmy na siebie jeszcze dłuższą chwilę nim zorientowałam się, że zaliczyłam zwłokę względem ojca, który był już dwóch zawodników dalej. Wysunęłam dłoń z jego uścisku i jeszcze raz się uśmiechnęłam, nim podążyłam dalej. Mój wzrok wrócił do niego jednak jeszcze dobre kilka razy. Sytuacji wcale nie poprawiał fakt, że z wielu oczu, które były we mnie wymierzone, potrafiłam z daleka odgadnąć, które należały do niego.
Tata uśmiechnął się do mnie zachęcająco, gdy ustawił się w moim cieniu. Splotłam palce przed sobą i szybko przebiegłam wzrokiem po zawodnikach, którzy wpatrywali się we mnie z zainteresowaniem. Przełknęłam ślinę, czując, że mój żołądek właśnie wywinął fikołka.
- Nazywam się Vanessa i mam do was jeszcze jedną prośbę - zaczęłam w końcu. - Mój brat marzy o koszulce z waszymi podpisami.
Czułam jak stojący z tyłu Sebastian zapadł się pod ziemię. Dosłownie słyszałam jak podłoga pod nim się zapadła. Śmiechy rozbrzmiały w pomieszczeniu.
- A tak naprawdę potrzebuję koszulki z waszymi podpisami na licytację charytatywną na rzecz hospicjum królewskiego w Maryslii. - Ponownie zabrałam głosy, by zbawić Bastiana, który palił się ze wstydu. Wiedziałam o tym chociaż nawet na niego nie patrzyłam. - Pomożecie?
Zawodnicy zgodnie kiwnęli głowami. Nim się obejrzałam trener kadry doskoczył do mnie z koszulką a piłkarze ustawili się w kolejce by ją podpisać.
- Właściwie to naprawdę marzę o takiej koszulce - Bastian stanął obok mnie, gdy trzymałam koszulkę, na której kapitan drużyny składał właśnie podpis. - Siostra nie kłamała, podpiszcie też dla mnie.
- Jesteś idiotą - burknęłam w stronę chłopaka, bo doskonale wiedziałam, że kamery zostały już wyłączone.
Atmosfera w pomieszczeniu rozluźniła się na dobre. Nawet protokół przestał obowiązywać. Tata wdał się w rozmowę ze sztabem podczas gdy Bas z uśmiechem wytrzasnął skądś koszulkę i zaczął zbierać na niej podpisy. Ja zbierałam na cele dobroczynne, on by powiesić sobie nad łóżkiem. Tacy sami a jednak tak różni.
Wręczyłam marker brunetowi, który w końcu stanął tuż przede mną podczas gdy wszyscy jego koledzy rysowali durne rysunki na koszulce mojego brata.
Przytrzymałam materiał, gdy złożył podpis w miejscu, gdzie znalazło się jeszcze trochę wolnej przestrzeni po czym wyprostował się a nasze spotkania znowu się spotkały.
- Jestem Damien - powiedział niespodziewanie, oddając mi marker.
Lekko zszokowana jego nagłym wyznaniem ścisnęłam w palcach materiał koszulki, jednak w końcu przypomniałam sobie o markerze i przejęłam go z jego dłoni.
- Vanessa.
Albo świat właśnie zwariował albo mój żołądek zacisnął się z powodu innego niż stres.
Twitter/Instagram: skokomanka
#goldwatt
10.02.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro