Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02. Rozdział 2

Daphne - 19 lat

Pchnęłam drzwi do nowego mieszkania w centrum Manhattanu. Mojego mieszkania. Od razu uderzył mnie przyjemny zapach wypolerowanego drewna, uszy nasłuchiwały odgłosów miasta zza okna, a oczy chłonęły loftowy styl apartamentu.

Wnętrze zostało żywcem wyjęte z moich wyobrażeń: wysoki sufit, ceglane ściany, ogromne okna z czarnymi ramami i otwarty układ pokoi, bez podziału na kuchnię, salon i jadalnię. Na moje szczęście, pracownicy zdążyli wprowadzić tu nowe meble czy sprzęt.

– O mój słodki pączusiu! – Mama klasnęła w dłonie z zachwytem. – Skarbie, tu jest tak cudownie! Spójrz tylko na te okna, dają tyle naturalnego światła. – Wyłapała swoje odbicie w lustrze i natychmiast nastroszyła włosy. – Och, a jak cudownie podkreślają urodę!

– Wiem! – pisnęłam uradowana. – Czuję się jak w jakiejś komedii romantycznej. Może jeszcze dziś jakiś przystojny sąsiad poprosi mnie o pożyczenie mu cukru.

Obie parsknęłyśmy głośnym śmiechem.

– Lepiej, żeby to się nie wydarzyło – mruknął tata, tachając ogromne pudło przez próg. – Na wszelki wypadek wyłożę kilka paczek cukru przed drzwiami.

– A jeśli przyjdzie po mleko? – zagadnęła mama.

– Mleko też.

– A jeśli...

– To niech idzie do cholernego sklepu, na litość boską – wymamrotał, próbując złapać oddech. – Żadnych obcych gości w tym mieszkaniu, Daphne.

– To jak mam poznać miłość mojego życia? – westchnęłam dramatycznie. – Wyobraź to sobie, tato, to może być początek wspaniałej, romantycznej historii.

– Raczej dramatu – rzucił beznamiętnie. – Połamię mu nogi, zanim zdąży przejść przez próg.

– Och, na litość boską, Seth... – Kobieta skarciła go spojrzeniem. – Rozmawialiśmy już o tym, prawda?

Ojciec nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ szturm moich braci przerwał początek napiętej atmosfery. Levi zrzucił pudło na ziemię, po czym położył się na nim, jakby właśnie przeszedł przez Saharę.

– Co ty, do cholery, tam masz? – jęknął zrezygnowany. – Cegły? Słonia?

– Buty! – odpowiedziałam słodko.

– Ty idziesz na studia czy otwierasz pieprzony butik? – burknął wzburzony. – Po co ci tyle rzeczy?

– Bo to są moje buty – podkreśliłam wyraźnie. – Obiecałam sobie, że zacznę oszczędzać. Mając swoje rzeczy, nie będzie mnie kusiło, by kupić nowe.

– Nie mogliśmy po prostu wysłać tego pocztą? – sapnął Nico, dostarczając kolejny karton do mieszkania. – Nie wypluwalibyśmy płuc. Chyba właśnie naciągnąłem sobie mięsień.

– Przysięgam, że jeśli zobaczę jeszcze jedno pudło z butami, to wyrzucę je wszystkie przez okno. – Levi podniósł się z kartonu, po czym przeczesał palcami potargane włosy.

– Nie odważyłbyś się – wycedziłam, mrużąc na niego oczy.

– Chcesz się przekonać? – Wygiął prowokacyjnie brew.

– Przestańcie marudzić, od samego początku wprowadzacie tu negatywną energię. – Zamachałam ręką w powietrzu, by rozproszyć ich złą aurę. – Poza tym, paczki często gubią się w transporcie, a to ryzykowne.

– Czy możemy skupić się na ważnych rzeczach? – wtrącił tata, rzucając nam nieprzychylne spojrzenie. – Na przykład na tym, by wymienić te drzwi? – Wyrzucił rękę w stronę wyjścia. – Przydałby się dodatkowy łańcuch, kamera bezpieczeństwa, albo kij baseballowy.

– Boże, tato – jęknęłam zrezygnowana. – Zachowujesz się tak, jakbym miała tu wpuścić seryjnego mordercę.

Ojciec cały się spiął, słysząc te słowa.

– W takim razie zostanę tu jeszcze przez tydzień.

– Tato!

– Po prostu uważam, że jesteś zbyt ufna, aniele. – Zbliżył się do mnie rozważnym krokiem. – Ludzie mają tendencję do wykorzystywania osób z dobrym sercem.

– Jest też irytująca – wymamrotał Levi, gdy nachylił się przy Nico.

Obaj parsknęli śmiechem. Przewróciłam oczami, puszczając to mimo uszu. Gdy zerknęłam na tatę, przyglądał mi się z pewnym błyskiem nostalgii w oku. Zapewne liczył na to, że powiem coś w stylu: Masz rację, tato, wracam do domu! Ale nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji.

– Nic mi nie będzie. – Dotknęłam czule jego ramienia. – Jestem już dorosła, wiesz o tym, prawda?

– Wiem, wiem, przepraszam. – Uniósł dłonie w obronnym geście. – Po prostu zależy mi na tym, byś była bezpieczna. Będziesz tu sama, w zupełnie obcym mieście...

– Ale już w przyszłym tygodniu poznam kogoś na uniwersytecie – rzuciłam na pocieszenie. – Czy to nie wspaniałe? Sam mówiłeś, że studia to najlepszy moment w życiu!

– Ależ owszem – przyznał, lecz jego wzrok ponownie uciekł w stronę drzwi. – Ale to nie oznacza, że nie możemy podnieść bezpieczeństwa tego mieszkania. Znam człowieka, który szkoli psy bojowe do policji, więc...

– Tato, nie potrzebuję żadnego psa bojowego! – pisnęłam. – Proszę, powiedz, że jeszcze niczego nie zatwierdziłeś.

– Cóż... – Podrapał się niezręcznie po karku.

– O mój Boże... – Schowałam twarz w dłoniach. – Czy z nimi zachowywałeś się tak samo? – Wskazałam na braci.

– Nie – prychnął Levi. – Gdy się wyprowadziliśmy, tata poklepał nas po plecach i rzucił coś w stylu Powodzenia, chłopcy. Nie przynieście mi wstydu.

– Ponieważ jesteście mężczyznami – odparł rzeczowo ojciec.

– A to akurat jest bardzo niesprawiedliwe, tato. – Uniosłam alarmująco palec. – Powinnam mieć takie samo zaufanie i poczucie niezależności, jak oni.

– No właśnie! – Chłopak wsparł dłonie na biodrach. – Ja na przykład poczułem się tym urażony.

– Zamknij się, Levi – skarcił go.

– Wypraszam sobie. – Nico przypomniał nam o swojej obecności. – Gdy wprowadziłem się do nowego mieszkania, tata przychodził do mnie codziennie. Zarzekał się, że wcale za mną nie tęskni, ale później przyznał, że dom beze mnie wydaje się pusty.

– Odwiedzałeś go?! – Levi wyrzucił dłonie w powietrze. – Do mnie przyszedłeś tylko raz i to na piętnaście minut!

– Bo w przeciwieństwie do ciebie, Nicholas potrafi zabrać o porządek – sarknął ojciec. – W całym apartamencie śmierdziało pizzą, a co powitało mnie w progu? Twoje brudne skarpety!

– To się nie liczy – prychnął, udając oburzenie. – Wpadłeś do mnie bez zapowiedzi. Normalnie mam ogarniętą chatę.

– Nie licząc majtek walających się po kątach – wymamrotał Nico. – I to nawet nie twoich. Dosłownie, do wyboru, do koloru.

Mama zdążyła już zwiedzić każdy kąt, dotykając wszystkiego niemal tak, jakby zostało to wykonane ze złota. W miejscach, gdzie padało najlepsze światło, robiła sobie zdjęcia z najsłodszym uśmiechem, jaki u niej widziałam.

– Ależ ja kocham Nowy Jork! – Cała aż promieniała radością. – Och, ale powietrze tutaj źle wpływa na cerę – stwierdziła, nim dotknęła moich policzków. – Pamiętaj o kremie z filtrem, córcia.

– Może ty przekonasz naszą córkę, że warto jest podnieść poziom bezpieczeństwa? – westchnął tata. – Jeśli nie chcesz psa, to może chociaż gaz pieprzowy?

– Przecież dostała ode mnie paralizator. – Mama wzruszyła ramieniem.

– Paralizator? – Mężczyzna wytrzeszczył oczy.

– No tak, nosi go przy sobie cały czas – przyznała z uśmiechem. – Taki różowy, oklejony diamencikami.

– Sądziłem, że to breloczek.

Breloczek z niezłym kopniakiem...

– Tato, wiem, że w twoich oczach wciąż jestem małą dziewczynką, ale zaufaj mi. – Zamachałam ręką przy swojej twarzy. – Ta buźka tylko wygląda na słodką. Potrafię bardzo głośno krzyczeć i całkiem nieźle się biję, w szczególności wtedy, gdy mam na sobie szpilki.

– To prawda – potwierdził Nico. – Osobiście widziałem, jak rzuca butem w faceta, który nazwał ją lalunią.

– I dopiero teraz się o tym dowiaduje? – Ojciec popatrzył na mnie nieprzystępnym spojrzeniem.

– Spokojnie, szpilka była cała.

– Miałem na myśli ciebie – mruknął zirytowany.

– My się tym zajęliśmy. – Levi leniwie zamachał ręką. – Ja obiłem mu mordę, a Nico przytargał go do Daphne, by ją przeprosił.

Tata wyglądał na całkiem zadowolonego z tego faktu. Zanim ta rozmowa poszłaby w złym kierunku, mama klasnęła w dłonie, jakby próbowała skierować wymianę zdań na mniej brutalną.

– Skupmy się na pozytywach! – Przytuliła mnie mocno, a zapach jej kwiatowych perfum wypełnił moje nozdrza. – Kochanie, to taki ogromny krok w dorosłość. Oboje z tatą jesteśmy z ciebie niesamowicie dumni. – Ucałowała mnie w policzek, po czym starła z niego ślad po błyszczyku. – Pamiętaj, że jesteś niesamowita, a to, że dostałaś się na taką uczelnię już jest wspaniałym osiągnięciem.

Tata skinął głową z powagą, zgadzając się z żoną.

– A jeśli cokolwiek się stanie, cokolwiek, zadzwoń. – Potarł troskliwie moje ramię. – Jeśli będzie trzeba, wsiądę w pierwszy lepszy samolot, by tu dotrzeć.

– Serio? – jęknął Levi. – Tato, to Manhattan, nie zostawiamy jej przecież w dżungli na obozie przetrwania. – Przewrócił oczami, choć dodał pod nosem: – ...chociaż powinniśmy.

– Co takiego?

– Nic, nic – odparł pospiesznie. – Mówię, że ogromnie się cieszę, że Daphne wreszcie się wyprowadza. To znaczy, że przestaniemy jej usługiwać.

Zachichotałam. Pomimo ich dziwactw i przesadnej troki, wiedziałam, że mnie kochają. Cóż, może bracia na swój inny, wyjątkowy sposób, ale dzięki nim poczułam się mniej zdenerwowana. Od kiedy pamiętam, wystarczył jeden krzyk, by znaleźli się w pobliżu. Stawali w mojej obronie lub pomagali mi nawet w błahych sprawach i wiedziałam, że będę za nimi tęsknić.

– O rany, jaka fajna miejscówka. – Zachwycony głos Cassiana rozległ się w apartamencie. – To co, Pinky, parapetówa? – Zamachał szampanem w dłoni.

– Gdzieś ty był tyle czasu? – mruknął ojciec. – Zgubiłeś się?

– Zgłodniałem, a później trochę pozwiedzałem, później zgubiłem się na Times Square, ale przynajmniej kupiłem magnes na lodówkę z Empire State Building. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Hej, czy wiedzieliście, że na Times Square nagrywano Spider Mana? – kontynuował, zupełnie nieświadomy irytacji taty. – Kupiłem też figurkę ze Statuą Wolności, a później wpadłem do sklepu po szampana. Oczywiście bezalkoholowy, bo jeszcze nie mogę pić. – Delikatnie potrząsnął butelką. – To co? Parapetówka? Tak? Nie? Może?

– Magnes na lodówkę? – mruknął z niedowierzaniem Nico. – Kolejny? Przecież nie pierwszy raz jesteś w Nowym Jorku.

– Hej, to całkiem fajny magnes na lodówkę – zaprotestował blondyn, po czym wyciągnął pamiątkę z kieszeni. – Patrz, ten w dodatku świeci! Fajny, co?

– Doprawdy... uroczy – wymamrotał tata.

– W ogóle, to próbowałem pójść na skróty, by tutaj dotrzeć, no i właśnie dlatego się zgubiłem – westchnął dramatycznie. – Jeden z gości sprzedawał Rolexy na takim straganie. Gość próbował mi go opchnąć za pół ceny, wmawiając mi, że został wykonany z niezniszczalnej platyny.

– Niech zgadnę. – Levi skrzyżował ramiona z kwaśnym uśmieszkiem. – Uwierzyłeś mu?

– Nie po tym, jak go opuściłem, a ten roztrzaskał się na kawałki. – Wzruszył ramionami. – Nie jestem głupi.

– Na całe szczęście – westchnął Nico.

– Dlatego kupiłem skórzany. – Podwinął rękaw bluzy, by ukazać nam nowy nabytek.

W salonie zapadła cisza. Moi bracia niewytrzymali i parsknęli śmiechem, niemal płacząc ze śmiechu. Tata nie był tym rozbawiony. Powoli przyparł dłoń do twarzy, wziął głęboki wdech, po czym odwrócił się do syna.

– Cassianie...

– Tak?

– Masz dokładnie pięć sekund, żeby wyjść z tego mieszkania, wrócić tam, skąd przyszedłeś, oddać ten cholerny zegarek i odzyskać pieniądze, które za niego dałeś.

– A mogę to zrobić po tym, jak wypijemy szampana? – Zamachał butelką w dłoni. – Wiesz, tato, trochę się namęczyłem, gdy chodziłem po...

– Cztery... – Ojciec uniósł brwi.

– O, ty odliczasz... – Cass zacisnął wargi. – Niedobrze.

– Trzy...

Mój brat najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, że jego czas się kończył, bo natychmiast rzucił się w stronę drzwi.

– Dobrze, już idę! – jęknął marudnie. – Nie to nie, sam wypiję tego szampana.

Chłopcy wciąż nie przestawali się śmiać. Znając Cassiana, to z pewnością był zakup pod wpływem emocji – niejednokrotnie przeżyłam to samo! Tata wypuścił gwałtownie powietrze z ust i potrząsnął głową.

– Wypuścić go samego na miasto i od razu dał się oszukać, tylko on jest do tego zdolny – rzucił rozbawiony Levi.

Opadłam z westchnieniem na kanapę i zamachałam nogami w powietrzu. Byłam niesamowicie podekscytowana nowym początkiem. Mama usiadła tuż obok, zanim czule mnie objęła.

– Jestem taka szczęśliwa! – Ucałowała mój policzek. – Nie mogę uwierzyć, że tak szybko dorastacie. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy pakowałam wam lunch do waszych śniadaniówek z ulubionymi postaciami.

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, lecz już po chwili zrobiło mi się przykro. Byłam na tyle związana z rodziną i z przyjaciółkami, że myśl o tym, że będę tu sama, odrobinę mnie przytłoczyła.

– Hej, co to za mina? – Uszczypnęła zaczepnie mój policzek. – Co się dzieje, niedźwiadku?

Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle, zmuszając usta do wygięcia kącików ku górze.

– Chyba to zaczęło to mnie docierać, że tu jestem – mruknęłam, wodząc spojrzeniem po apartamencie. – Że będę tu bez was, tak daleko od domu.

Mieszkanie, które jeszcze chwilę temu wydawało się takie ekscytujące, pełne przepychu, nagle stało się ogromne i... puste.

Wyraz twarzy mamy znacznie zmiękł, a w jej oczach stanęły łzy.

– Och, kruszynko... – Odgarnęła mi pasmo włosów i wetknęła je za ucho. – Wiem, że to duża zmiana, ale to nic dziwnego, że czujesz się jednocześnie podekscytowana, jak i przestraszona.

– Nigdy wcześniej nie rozstawaliśmy się na tak długo. – Mrugałam pospiesznie, by się nie rozpłakać, choć czułam okropny ucisk w piersi. – Może to nie jest dobry pomysł?

– Nie będę kłamać, nie podoba mi się to, że będziesz daleko od domu. – Oparła policzek na mojej głowie. – Ale wkrótce doświadczysz wielu wspaniałych rzeczy, wiesz?

– Naprawdę tak myślisz?

Mama odsunęła się odrobinę, chwyciła mnie za dłonie i posłała uśmiech, który w jakiś magiczny sposób wypełnił mnie spokojem.

– Ja to czuję, kochanie. – Ucałowała mnie w czoło. – Zostałaś stworzona do wielkich rzeczy. Kiedy się urodziłaś, od razu wiedziałam, że przyniesiesz światu wiele radości i oto jesteś. – Wskazała ręką w stronę okna. – W samym centrum Nowego Jorku, by spełnić swoje marzenia, a już za kilka lat twój wewnętrzny blask rozjaśni niejeden dom twoich przyszłych klientów.

Wtuliłam się w nią, opierając policzek na jej ramieniu i wzięłam głęboki wdech.

– Dziękuję – szepnęłam. – Chyba potrzebowałam to usłyszeć.

Nim zdążyłaby odpowiedzieć, tata cicho chrząknął. Zorientowałam się, że stoi przy kuchennej wyspie z rękami skrzyżowanymi na torsie i szczęką zaciśniętą w sposób, który zdradził mi, że nie radził sobie z tą sytuacją.

– Tato?

Przez chwilę się nie poruszył, jakby próbował trzymać się w ryzach. Wreszcie wypuścił wydech, zbliżył się do nas i usiadł po mojej drugiej stronie.

– Wiesz, aniele... – Przebiegł palcami przez włosy, po czym oparł rękę na kolanie. – Zdaję sobie sprawę, że byłem dziś odrobinę nieznośny.

– Niedopowiedzenie roku – prychnął Levi.

Ojciec rzucił mu gniewne spojrzenie, jednak go zignorował.

– Nie mogłem się powstrzymać, w końcu jesteś moją małą dziewczynką. – Gdy na mnie spojrzał, zdałam sobie sprawę, ze jego oczy jeszcze nigdy nie były tak łagodne. – Gdy sobie pomyślę, że zostaniesz tu całkiem sama, to po prostu... – Zgarbił ramiona, jakby coś go trapiło. – Wiem, że nie będzie mnie w pobliżu, by móc ci pomóc, gdy coś pójdzie nie tak.

Przechyliłam głowę, z trudem powstrzymując łzy.

– Och, tato...

Chwycił mnie za dłoń, przyjrzał się jej, po czym podsunął ją sobie pod usta i musnął jej wierzch.

– Chcę, żebyś do mnie dzwoniła i nie tylko dlatego, żebym nie zamartwił się na śmierć, gdy tego nie zrobisz. – Nawiązał ze mną trwały kontakt wzrokowy. – Lecz dlatego, że po prostu chcę usłyszeć o dobrych, złych, głupich czy nawet nieistotnych sytuacjach, które ci się przydarzyły, ponieważ wciąż chcę być tego częścią.

Wiedziałam, że będzie mi tego brakowało – naszych wieczorów filmowych, wspólnego gotowania, zakupów z mamą, a nawet dokuczania ze strony braci czy nadopiekuńczości ojca.

Nastał moment, w którym się złamałam. Zanim zdążyłabym rozchylić usta, rzuciłam się w silne ramiona, ściskając jego szyję na tyle mocno, że zapewne omal nie odcięłam mu przepływu tlenu. Jednak on zdawał się tym nie przejmować. Oparł jedną dłoń na moich plecach, a drugą na tyle głowy, jak wtedy, gdy byłam mała.

– Jestem z ciebie ogromnie dumny, aniele – wychrypiał mi przy uchu. – Jesteś zdolna do wielkich rzeczy, a świat stoi przed tobą otworem. – Ucałował mnie w policzek. – Czas, żebym się z nim tobą podzielił.

Wrażliwość to cecha, którą rzadko widywałam u taty, co czyniło tę chwilę jeszcze bardziej wyjątkową.

– Kocham cię – wyznałam głosem pełnym emocji.

– Ja ciebie też kocham – odparł, głaszcząc mnie po plecach. – I zawsze będę przy tobie, bez względu na wszystko.

Po raz ostatni złożył pocałunek na moim czole, nim zdecydował się odsunąć.

– Okej, to wymyka się spod kontroli – wymamrotał Levi. – Sądziłem, że ustaliliśmy, że nie będziecie płakać.

– Przyznaj, sam się poryczałeś. – Nico zaczepnie szturchnął go w ramię.

Chłopak prychnął, udając oburzenie i skrzyżował ramiona na torsie.

– My z pewnością będziemy odwiedzać Daphne, więc nawet nie zdążę zatęsknić. – Oparł się o ścianę z dumnym uśmiechem. – Widziałeś ich drużynę cheerleaderek? – gwizdnął, jakby rozkoszował się samym wyobrażeniem o kobietach w ciasnych strojach. – Czuję, że nie przegapię żadnego meczu.

Zarówno tata, jak i najstarszy brat potrząsnęli głowami, a nawet przewrócili oczami w tym samym momencie. Czasem mnie to bawiło.

– No dobrze! – Mama poderwała się z sofy, klaszcząc przy tym w dłonie. – Czas na pożegnalną pizzę!

Westchnęłam, wodząc spojrzeniem po twarzach najbliższych. Chociaż czułam ból w piersi na samą myśl o pożegnaniu, wiedziałam, że to dopiero początek wspaniałej historii.

A moja dopiero miała się rozpocząć.

#GoingDark

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro