02. Rozdział 2
Daphne - 19 lat
Pchnęłam drzwi do nowego mieszkania w centrum Manhattanu. Mojego mieszkania. Od razu uderzył mnie przyjemny zapach wypolerowanego drewna, uszy nasłuchiwały odgłosów miasta zza okna, a oczy chłonęły loftowy styl apartamentu.
Wnętrze zostało żywcem wyjęte z moich wyobrażeń: wysoki sufit, ceglane ściany, ogromne okna z czarnymi ramami i otwarty układ pokoi, bez podziału na kuchnię, salon i jadalnię. Na moje szczęście, pracownicy zdążyli wprowadzić tu nowe meble czy sprzęt.
– O mój słodki pączusiu! – Mama klasnęła w dłonie z zachwytem. – Skarbie, tu jest tak cudownie! Spójrz tylko na te okna, dają tyle naturalnego światła. – Wyłapała swoje odbicie w lustrze i natychmiast nastroszyła włosy. – Och, a jak cudownie podkreślają urodę!
– Wiem! – pisnęłam uradowana. – Czuję się jak w jakiejś komedii romantycznej. Może jeszcze dziś jakiś przystojny sąsiad poprosi mnie o pożyczenie mu cukru.
Obie parsknęłyśmy głośnym śmiechem.
– Lepiej, żeby to się nie wydarzyło – mruknął tata, tachając ogromne pudło przez próg. – Na wszelki wypadek wyłożę kilka paczek cukru przed drzwiami.
– A jeśli przyjdzie po mleko? – zagadnęła mama.
– Mleko też.
– A jeśli...
– To niech idzie do cholernego sklepu, na litość boską – wymamrotał, próbując złapać oddech. – Żadnych obcych gości w tym mieszkaniu, Daphne.
– To jak mam poznać miłość mojego życia? – westchnęłam dramatycznie. – Wyobraź to sobie, tato, to może być początek wspaniałej, romantycznej historii.
– Raczej dramatu – rzucił beznamiętnie. – Połamię mu nogi, zanim zdąży przejść przez próg.
– Och, na litość boską, Seth... – Kobieta skarciła go spojrzeniem. – Rozmawialiśmy już o tym, prawda?
Ojciec nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ szturm moich braci przerwał początek napiętej atmosfery. Levi zrzucił pudło na ziemię, po czym położył się na nim, jakby właśnie przeszedł przez Saharę.
– Co ty, do cholery, tam masz? – jęknął zrezygnowany. – Cegły? Słonia?
– Buty! – odpowiedziałam słodko.
– Ty idziesz na studia czy otwierasz pieprzony butik? – burknął wzburzony. – Po co ci tyle rzeczy?
– Bo to są moje buty – podkreśliłam wyraźnie. – Obiecałam sobie, że zacznę oszczędzać. Mając swoje rzeczy, nie będzie mnie kusiło, by kupić nowe.
– Nie mogliśmy po prostu wysłać tego pocztą? – sapnął Nico, dostarczając kolejny karton do mieszkania. – Nie wypluwalibyśmy płuc. Chyba właśnie naciągnąłem sobie mięsień.
– Przysięgam, że jeśli zobaczę jeszcze jedno pudło z butami, to wyrzucę je wszystkie przez okno. – Levi podniósł się z kartonu, po czym przeczesał palcami potargane włosy.
– Nie odważyłbyś się – wycedziłam, mrużąc na niego oczy.
– Chcesz się przekonać? – Wygiął prowokacyjnie brew.
– Przestańcie marudzić, od samego początku wprowadzacie tu negatywną energię. – Zamachałam ręką w powietrzu, by rozproszyć ich złą aurę. – Poza tym, paczki często gubią się w transporcie, a to ryzykowne.
– Czy możemy skupić się na ważnych rzeczach? – wtrącił tata, rzucając nam nieprzychylne spojrzenie. – Na przykład na tym, by wymienić te drzwi? – Wyrzucił rękę w stronę wyjścia. – Przydałby się dodatkowy łańcuch, kamera bezpieczeństwa, albo kij baseballowy.
– Boże, tato – jęknęłam zrezygnowana. – Zachowujesz się tak, jakbym miała tu wpuścić seryjnego mordercę.
Ojciec cały się spiął, słysząc te słowa.
– W takim razie zostanę tu jeszcze przez tydzień.
– Tato!
– Po prostu uważam, że jesteś zbyt ufna, aniele. – Zbliżył się do mnie rozważnym krokiem. – Ludzie mają tendencję do wykorzystywania osób z dobrym sercem.
– Jest też irytująca – wymamrotał Levi, gdy nachylił się przy Nico.
Obaj parsknęli śmiechem. Przewróciłam oczami, puszczając to mimo uszu. Gdy zerknęłam na tatę, przyglądał mi się z pewnym błyskiem nostalgii w oku. Zapewne liczył na to, że powiem coś w stylu: Masz rację, tato, wracam do domu! Ale nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji.
– Nic mi nie będzie. – Dotknęłam czule jego ramienia. – Jestem już dorosła, wiesz o tym, prawda?
– Wiem, wiem, przepraszam. – Uniósł dłonie w obronnym geście. – Po prostu zależy mi na tym, byś była bezpieczna. Będziesz tu sama, w zupełnie obcym mieście...
– Ale już w przyszłym tygodniu poznam kogoś na uniwersytecie – rzuciłam na pocieszenie. – Czy to nie wspaniałe? Sam mówiłeś, że studia to najlepszy moment w życiu!
– Ależ owszem – przyznał, lecz jego wzrok ponownie uciekł w stronę drzwi. – Ale to nie oznacza, że nie możemy podnieść bezpieczeństwa tego mieszkania. Znam człowieka, który szkoli psy bojowe do policji, więc...
– Tato, nie potrzebuję żadnego psa bojowego! – pisnęłam. – Proszę, powiedz, że jeszcze niczego nie zatwierdziłeś.
– Cóż... – Podrapał się niezręcznie po karku.
– O mój Boże... – Schowałam twarz w dłoniach. – Czy z nimi zachowywałeś się tak samo? – Wskazałam na braci.
– Nie – prychnął Levi. – Gdy się wyprowadziliśmy, tata poklepał nas po plecach i rzucił coś w stylu Powodzenia, chłopcy. Nie przynieście mi wstydu.
– Ponieważ jesteście mężczyznami – odparł rzeczowo ojciec.
– A to akurat jest bardzo niesprawiedliwe, tato. – Uniosłam alarmująco palec. – Powinnam mieć takie samo zaufanie i poczucie niezależności, jak oni.
– No właśnie! – Chłopak wsparł dłonie na biodrach. – Ja na przykład poczułem się tym urażony.
– Zamknij się, Levi – skarcił go.
– Wypraszam sobie. – Nico przypomniał nam o swojej obecności. – Gdy wprowadziłem się do nowego mieszkania, tata przychodził do mnie codziennie. Zarzekał się, że wcale za mną nie tęskni, ale później przyznał, że dom beze mnie wydaje się pusty.
– Odwiedzałeś go?! – Levi wyrzucił dłonie w powietrze. – Do mnie przyszedłeś tylko raz i to na piętnaście minut!
– Bo w przeciwieństwie do ciebie, Nicholas potrafi zabrać o porządek – sarknął ojciec. – W całym apartamencie śmierdziało pizzą, a co powitało mnie w progu? Twoje brudne skarpety!
– To się nie liczy – prychnął, udając oburzenie. – Wpadłeś do mnie bez zapowiedzi. Normalnie mam ogarniętą chatę.
– Nie licząc majtek walających się po kątach – wymamrotał Nico. – I to nawet nie twoich. Dosłownie, do wyboru, do koloru.
Mama zdążyła już zwiedzić każdy kąt, dotykając wszystkiego niemal tak, jakby zostało to wykonane ze złota. W miejscach, gdzie padało najlepsze światło, robiła sobie zdjęcia z najsłodszym uśmiechem, jaki u niej widziałam.
– Ależ ja kocham Nowy Jork! – Cała aż promieniała radością. – Och, ale powietrze tutaj źle wpływa na cerę – stwierdziła, nim dotknęła moich policzków. – Pamiętaj o kremie z filtrem, córcia.
– Może ty przekonasz naszą córkę, że warto jest podnieść poziom bezpieczeństwa? – westchnął tata. – Jeśli nie chcesz psa, to może chociaż gaz pieprzowy?
– Przecież dostała ode mnie paralizator. – Mama wzruszyła ramieniem.
– Paralizator? – Mężczyzna wytrzeszczył oczy.
– No tak, nosi go przy sobie cały czas – przyznała z uśmiechem. – Taki różowy, oklejony diamencikami.
– Sądziłem, że to breloczek.
Breloczek z niezłym kopniakiem...
– Tato, wiem, że w twoich oczach wciąż jestem małą dziewczynką, ale zaufaj mi. – Zamachałam ręką przy swojej twarzy. – Ta buźka tylko wygląda na słodką. Potrafię bardzo głośno krzyczeć i całkiem nieźle się biję, w szczególności wtedy, gdy mam na sobie szpilki.
– To prawda – potwierdził Nico. – Osobiście widziałem, jak rzuca butem w faceta, który nazwał ją lalunią.
– I dopiero teraz się o tym dowiaduje? – Ojciec popatrzył na mnie nieprzystępnym spojrzeniem.
– Spokojnie, szpilka była cała.
– Miałem na myśli ciebie – mruknął zirytowany.
– My się tym zajęliśmy. – Levi leniwie zamachał ręką. – Ja obiłem mu mordę, a Nico przytargał go do Daphne, by ją przeprosił.
Tata wyglądał na całkiem zadowolonego z tego faktu. Zanim ta rozmowa poszłaby w złym kierunku, mama klasnęła w dłonie, jakby próbowała skierować wymianę zdań na mniej brutalną.
– Skupmy się na pozytywach! – Przytuliła mnie mocno, a zapach jej kwiatowych perfum wypełnił moje nozdrza. – Kochanie, to taki ogromny krok w dorosłość. Oboje z tatą jesteśmy z ciebie niesamowicie dumni. – Ucałowała mnie w policzek, po czym starła z niego ślad po błyszczyku. – Pamiętaj, że jesteś niesamowita, a to, że dostałaś się na taką uczelnię już jest wspaniałym osiągnięciem.
Tata skinął głową z powagą, zgadzając się z żoną.
– A jeśli cokolwiek się stanie, cokolwiek, zadzwoń. – Potarł troskliwie moje ramię. – Jeśli będzie trzeba, wsiądę w pierwszy lepszy samolot, by tu dotrzeć.
– Serio? – jęknął Levi. – Tato, to Manhattan, nie zostawiamy jej przecież w dżungli na obozie przetrwania. – Przewrócił oczami, choć dodał pod nosem: – ...chociaż powinniśmy.
– Co takiego?
– Nic, nic – odparł pospiesznie. – Mówię, że ogromnie się cieszę, że Daphne wreszcie się wyprowadza. To znaczy, że przestaniemy jej usługiwać.
Zachichotałam. Pomimo ich dziwactw i przesadnej troki, wiedziałam, że mnie kochają. Cóż, może bracia na swój inny, wyjątkowy sposób, ale dzięki nim poczułam się mniej zdenerwowana. Od kiedy pamiętam, wystarczył jeden krzyk, by znaleźli się w pobliżu. Stawali w mojej obronie lub pomagali mi nawet w błahych sprawach i wiedziałam, że będę za nimi tęsknić.
– O rany, jaka fajna miejscówka. – Zachwycony głos Cassiana rozległ się w apartamencie. – To co, Pinky, parapetówa? – Zamachał szampanem w dłoni.
– Gdzieś ty był tyle czasu? – mruknął ojciec. – Zgubiłeś się?
– Zgłodniałem, a później trochę pozwiedzałem, później zgubiłem się na Times Square, ale przynajmniej kupiłem magnes na lodówkę z Empire State Building. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Hej, czy wiedzieliście, że na Times Square nagrywano Spider Mana? – kontynuował, zupełnie nieświadomy irytacji taty. – Kupiłem też figurkę ze Statuą Wolności, a później wpadłem do sklepu po szampana. Oczywiście bezalkoholowy, bo jeszcze nie mogę pić. – Delikatnie potrząsnął butelką. – To co? Parapetówka? Tak? Nie? Może?
– Magnes na lodówkę? – mruknął z niedowierzaniem Nico. – Kolejny? Przecież nie pierwszy raz jesteś w Nowym Jorku.
– Hej, to całkiem fajny magnes na lodówkę – zaprotestował blondyn, po czym wyciągnął pamiątkę z kieszeni. – Patrz, ten w dodatku świeci! Fajny, co?
– Doprawdy... uroczy – wymamrotał tata.
– W ogóle, to próbowałem pójść na skróty, by tutaj dotrzeć, no i właśnie dlatego się zgubiłem – westchnął dramatycznie. – Jeden z gości sprzedawał Rolexy na takim straganie. Gość próbował mi go opchnąć za pół ceny, wmawiając mi, że został wykonany z niezniszczalnej platyny.
– Niech zgadnę. – Levi skrzyżował ramiona z kwaśnym uśmieszkiem. – Uwierzyłeś mu?
– Nie po tym, jak go opuściłem, a ten roztrzaskał się na kawałki. – Wzruszył ramionami. – Nie jestem głupi.
– Na całe szczęście – westchnął Nico.
– Dlatego kupiłem skórzany. – Podwinął rękaw bluzy, by ukazać nam nowy nabytek.
W salonie zapadła cisza. Moi bracia niewytrzymali i parsknęli śmiechem, niemal płacząc ze śmiechu. Tata nie był tym rozbawiony. Powoli przyparł dłoń do twarzy, wziął głęboki wdech, po czym odwrócił się do syna.
– Cassianie...
– Tak?
– Masz dokładnie pięć sekund, żeby wyjść z tego mieszkania, wrócić tam, skąd przyszedłeś, oddać ten cholerny zegarek i odzyskać pieniądze, które za niego dałeś.
– A mogę to zrobić po tym, jak wypijemy szampana? – Zamachał butelką w dłoni. – Wiesz, tato, trochę się namęczyłem, gdy chodziłem po...
– Cztery... – Ojciec uniósł brwi.
– O, ty odliczasz... – Cass zacisnął wargi. – Niedobrze.
– Trzy...
Mój brat najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, że jego czas się kończył, bo natychmiast rzucił się w stronę drzwi.
– Dobrze, już idę! – jęknął marudnie. – Nie to nie, sam wypiję tego szampana.
Chłopcy wciąż nie przestawali się śmiać. Znając Cassiana, to z pewnością był zakup pod wpływem emocji – niejednokrotnie przeżyłam to samo! Tata wypuścił gwałtownie powietrze z ust i potrząsnął głową.
– Wypuścić go samego na miasto i od razu dał się oszukać, tylko on jest do tego zdolny – rzucił rozbawiony Levi.
Opadłam z westchnieniem na kanapę i zamachałam nogami w powietrzu. Byłam niesamowicie podekscytowana nowym początkiem. Mama usiadła tuż obok, zanim czule mnie objęła.
– Jestem taka szczęśliwa! – Ucałowała mój policzek. – Nie mogę uwierzyć, że tak szybko dorastacie. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy pakowałam wam lunch do waszych śniadaniówek z ulubionymi postaciami.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, lecz już po chwili zrobiło mi się przykro. Byłam na tyle związana z rodziną i z przyjaciółkami, że myśl o tym, że będę tu sama, odrobinę mnie przytłoczyła.
– Hej, co to za mina? – Uszczypnęła zaczepnie mój policzek. – Co się dzieje, niedźwiadku?
Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle, zmuszając usta do wygięcia kącików ku górze.
– Chyba to zaczęło to mnie docierać, że tu jestem – mruknęłam, wodząc spojrzeniem po apartamencie. – Że będę tu bez was, tak daleko od domu.
Mieszkanie, które jeszcze chwilę temu wydawało się takie ekscytujące, pełne przepychu, nagle stało się ogromne i... puste.
Wyraz twarzy mamy znacznie zmiękł, a w jej oczach stanęły łzy.
– Och, kruszynko... – Odgarnęła mi pasmo włosów i wetknęła je za ucho. – Wiem, że to duża zmiana, ale to nic dziwnego, że czujesz się jednocześnie podekscytowana, jak i przestraszona.
– Nigdy wcześniej nie rozstawaliśmy się na tak długo. – Mrugałam pospiesznie, by się nie rozpłakać, choć czułam okropny ucisk w piersi. – Może to nie jest dobry pomysł?
– Nie będę kłamać, nie podoba mi się to, że będziesz daleko od domu. – Oparła policzek na mojej głowie. – Ale wkrótce doświadczysz wielu wspaniałych rzeczy, wiesz?
– Naprawdę tak myślisz?
Mama odsunęła się odrobinę, chwyciła mnie za dłonie i posłała uśmiech, który w jakiś magiczny sposób wypełnił mnie spokojem.
– Ja to czuję, kochanie. – Ucałowała mnie w czoło. – Zostałaś stworzona do wielkich rzeczy. Kiedy się urodziłaś, od razu wiedziałam, że przyniesiesz światu wiele radości i oto jesteś. – Wskazała ręką w stronę okna. – W samym centrum Nowego Jorku, by spełnić swoje marzenia, a już za kilka lat twój wewnętrzny blask rozjaśni niejeden dom twoich przyszłych klientów.
Wtuliłam się w nią, opierając policzek na jej ramieniu i wzięłam głęboki wdech.
– Dziękuję – szepnęłam. – Chyba potrzebowałam to usłyszeć.
Nim zdążyłaby odpowiedzieć, tata cicho chrząknął. Zorientowałam się, że stoi przy kuchennej wyspie z rękami skrzyżowanymi na torsie i szczęką zaciśniętą w sposób, który zdradził mi, że nie radził sobie z tą sytuacją.
– Tato?
Przez chwilę się nie poruszył, jakby próbował trzymać się w ryzach. Wreszcie wypuścił wydech, zbliżył się do nas i usiadł po mojej drugiej stronie.
– Wiesz, aniele... – Przebiegł palcami przez włosy, po czym oparł rękę na kolanie. – Zdaję sobie sprawę, że byłem dziś odrobinę nieznośny.
– Niedopowiedzenie roku – prychnął Levi.
Ojciec rzucił mu gniewne spojrzenie, jednak go zignorował.
– Nie mogłem się powstrzymać, w końcu jesteś moją małą dziewczynką. – Gdy na mnie spojrzał, zdałam sobie sprawę, ze jego oczy jeszcze nigdy nie były tak łagodne. – Gdy sobie pomyślę, że zostaniesz tu całkiem sama, to po prostu... – Zgarbił ramiona, jakby coś go trapiło. – Wiem, że nie będzie mnie w pobliżu, by móc ci pomóc, gdy coś pójdzie nie tak.
Przechyliłam głowę, z trudem powstrzymując łzy.
– Och, tato...
Chwycił mnie za dłoń, przyjrzał się jej, po czym podsunął ją sobie pod usta i musnął jej wierzch.
– Chcę, żebyś do mnie dzwoniła i nie tylko dlatego, żebym nie zamartwił się na śmierć, gdy tego nie zrobisz. – Nawiązał ze mną trwały kontakt wzrokowy. – Lecz dlatego, że po prostu chcę usłyszeć o dobrych, złych, głupich czy nawet nieistotnych sytuacjach, które ci się przydarzyły, ponieważ wciąż chcę być tego częścią.
Wiedziałam, że będzie mi tego brakowało – naszych wieczorów filmowych, wspólnego gotowania, zakupów z mamą, a nawet dokuczania ze strony braci czy nadopiekuńczości ojca.
Nastał moment, w którym się złamałam. Zanim zdążyłabym rozchylić usta, rzuciłam się w silne ramiona, ściskając jego szyję na tyle mocno, że zapewne omal nie odcięłam mu przepływu tlenu. Jednak on zdawał się tym nie przejmować. Oparł jedną dłoń na moich plecach, a drugą na tyle głowy, jak wtedy, gdy byłam mała.
– Jestem z ciebie ogromnie dumny, aniele – wychrypiał mi przy uchu. – Jesteś zdolna do wielkich rzeczy, a świat stoi przed tobą otworem. – Ucałował mnie w policzek. – Czas, żebym się z nim tobą podzielił.
Wrażliwość to cecha, którą rzadko widywałam u taty, co czyniło tę chwilę jeszcze bardziej wyjątkową.
– Kocham cię – wyznałam głosem pełnym emocji.
– Ja ciebie też kocham – odparł, głaszcząc mnie po plecach. – I zawsze będę przy tobie, bez względu na wszystko.
Po raz ostatni złożył pocałunek na moim czole, nim zdecydował się odsunąć.
– Okej, to wymyka się spod kontroli – wymamrotał Levi. – Sądziłem, że ustaliliśmy, że nie będziecie płakać.
– Przyznaj, sam się poryczałeś. – Nico zaczepnie szturchnął go w ramię.
Chłopak prychnął, udając oburzenie i skrzyżował ramiona na torsie.
– My z pewnością będziemy odwiedzać Daphne, więc nawet nie zdążę zatęsknić. – Oparł się o ścianę z dumnym uśmiechem. – Widziałeś ich drużynę cheerleaderek? – gwizdnął, jakby rozkoszował się samym wyobrażeniem o kobietach w ciasnych strojach. – Czuję, że nie przegapię żadnego meczu.
Zarówno tata, jak i najstarszy brat potrząsnęli głowami, a nawet przewrócili oczami w tym samym momencie. Czasem mnie to bawiło.
– No dobrze! – Mama poderwała się z sofy, klaszcząc przy tym w dłonie. – Czas na pożegnalną pizzę!
Westchnęłam, wodząc spojrzeniem po twarzach najbliższych. Chociaż czułam ból w piersi na samą myśl o pożegnaniu, wiedziałam, że to dopiero początek wspaniałej historii.
A moja dopiero miała się rozpocząć.
#GoingDark
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro