Rozdział 7
To już pojutrze.... Pojutrze jest mecz z Seirin, a ty z nieznanych powodów czujesz radość, natomiast intuicja podpowiada ci, że to będzie dobre spotkanie.
-Mam temu zaufać?- zapytałaś samej siebie i wstałaś z łóżka- Mania!- zawołałaś nie wyczuwając jej w pobliżu- Mania!- krzyknęłaś głośniej i nadal nic- O co tu chodzi?- mruknęłaś pod nosem i wyszłaś z pokoju. Szukałaś i szukałaś, ale jej nie znalazłaś.
-Ojcze!- krzyknęłaś idąc w jego stronę- Mania zniknęła- rzekłaś delikatnie zaniepokojona.
-Mania?- spytał lekko nie w temacie- A to ta twoja towarzyszka, tak?- zapytał na co pokiwałaś głową. Chwilę myślał rozważając jakieś scenariusze aż się odezwał.
-Mogłaś ją zaniedbać i po prostu odeszła- rzekł zamyślony.
-Zaniedbać?- zapytałaś dla pewności, a twój tata potwierdził skinieniem.
Niby jak mogłam ją zaniedbać? Przecież zawsze byłam w pobliżu!- krzyczały twe myśli, a ty sobie coś uświadomiłaś. Ja byłam? Nie! To ona zawsze była w pobliżu!- pomyślałaś kalkulując to i owo.
-To była moja wina- powiedziałaś na głos swą ostateczną myśl i pobiegłaś do ołtarzyku chowańców. Gdy byłaś na miejscu chwyciłaś w swe dłonie drewniane kadzidełko i naznaczyłaś je krwią, by następnie pisać runy w powietrzu.
-Ja [Nazwisko] [Imię] przyzywam niewiernego sługę swego!- rozkazałaś, a w pomieszczeniu zrobiło się lodowato. Po sekundzie przed tobą stała Mania, a w jej oczach był smutek.
-Czego sobie...- przerwałaś jej.
-Przepraszam cię!- krzyknęłaś lekko się kłaniając w geście skruchy- Byłam taka nieczuła i ślepa, że nie zauważyłam, iż pragniesz pomocy ode mnie!- dodałaś nie podnosząc wzroku i nie czekając dłużej przytuliłaś ją. Chwilę później miałaś wrażenie, że twoje ramię dostaje kostkami lodu, ale specjalnie się tym nie przejęłaś i nadal ją przytulałaś, a nawet lekko zacisnęłaś uścisk.
-Będzie lepiej, obiecuję- mruknęłaś i odsunęłaś ją od siebie, aby pokazać swój uśmiech. Pokiwała głową ocierając łzy.
Time Skip
Następnego dnia miałyście gościa, a była nim pani Akashi. Miała na sobie prostą, ale długą suknie w kolorze purpuroworóżowym, a na dodatek w ręku trzymała lekko jaśniejszą parasolkę ozdobną.
-Witaj- przywitałam się z lekkim uśmiechem- Co cię sprowadza w me progi?- spytałaś choć znałaś odpowiedź.
-Mój syn- rzekła opanowana i się uśmiechnęła.
Przez naprawdę długi czas słuchałaś o życiu Seijuro o tym jaki jego ojciec jest wymagający i wiele innych, jak to, kiedy chłopak zamienił się miejscami ze swoją słabością...
-I jeszcze jedno młoda damo...- zaczęła-... obie strony cię akceptują, więc to tylko kwestia czasu do ...- ostatnie słowo szepnęła i zniknęła.
Przez resztę dnia główkowałaś o jakie słowo chodziło, a odpowiedź była taka piękna... I Ci nieznana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro