Rozdział 2
Co robiłaś cały dzień? Uczyłaś się... No dobra żartuje, ale w iluś procentach to prawda, a właściwie w zeru, bo ty tylko powtarzałaś znane ci materiały.
-Kami-sama.... To takie nudne- mruknęłaś robiąc zadania matematyczne- Zakończę ten dział jeszcze dziś- szepnęłaś motywując się słowami postanowienia. Problem nudy leżał w tym, że to trzeci dział matematyczny który robisz... Takie twe życie. Wymagasz od samej siebie dużo inni też wymagają od Ciebie dużo, ale to dla twojej przyszłości... Dla przyszłości rodziny, a potem tylko trzeba znaleźć odpowiedniego męża i tyle. Problem leży w czasach, bo dzisiejsza młodzież wcale nie jest odpowiedzialna, a ty patrzysz na przyszłość takiej osoby.
-Skończyłam!- pisnęłaś wesoło i wstałaś z krzesła, by zatańczyć taniec triumfu. Oczywiście tak nie powinnaś była robić, ale to twój pokój, czyli twa przestrzeń.
-Jestem przyszłą głową rodziny, ale mimo to jakaś cząstka mnie jest normalną nastolatką- powiedziałaś do siebie i się zaśmiałaś, by chwilę później paść na łóżko z bananem na twarzy.
-Współczuję osobą z podobnym życiem do mego- mruknęłaś i usiadłaś po turecku na pościel. Ciekawe gdzie podziewa się mój towarzysz?- spytałaś sama siebie i mimo wieczoru znowuż coś postanowiłaś.
-Po prostu go przyzwę- mruknęłaś pod nosem i ruszyłaś ku pewnemu ołtarzykowi w domu. Kiedy znalazłaś się na miejscu to przyśpieszyłaś chodu, by wziąć tlące się kadzidełko. Zaczęłaś rysować runy w powietrzu, ale przed tym naznaczyłaś drewienko swą krwią.
-Ja [Nazwisko] [Imię] przyzywam niewiernego sługę swego- rzekłaś stanowczo, a w pomieszczeniu natychmiastowo zrobiło się lodowato, lecz nareszcie wyczułaś i ujrzałaś swego towarzysza, a raczej towarzyszkę.
-Zwę się Mania niczym Etruska bogini piekła i jestem twym obrońcą- powiedziała i ukłoniła się głęboko przed tobą. Dziewczyna miała [kolor] włosy, delikatnie szarawą skórę, [kolor] zwiewną sukienkę oraz ogon i rogi/ różki. Lekko się przestraszyłaś, bo trochę przypomina ci demona, ale nie pozwoliłaś poznać po sobie strachu.
-Skąd jesteś?- spytałaś z powagą.
-Z pustki, nicości i chaosu zarazem- opowiedziała i się wyprostowała, wtedy ujrzałaś jej oczy, ale skupiłaś się na źrenicach, bo były delikatnie zwężone.
-Czym jesteś?- zapytałaś mając się na baczności
-Czym... jestem?- powtórzyła głucho twe słowa- Nie wiem- odpowiedziała smutna i wtedy usłyszałaś klaskanie twego taty, więc się odwróciłaś.
-Co cię tu sprowadza ojcze?- spytałaś spokojnie patrząc w jego stronę.
-Wyczuwam, że ją przyzwałaś, ale jeszcze jej nie widzę, lecz czuję jej siłę- odpowiedział i się uśmiechnął.
-A ja ją widzę- rzekłaś i zwróciłaś się w stronę zjawy- Manio skoro jesteś mą towarzyszką to proponuje ci przyjaźń- powiedziałaś wyciągając w jej stronę rękę.
-Będę szczęśliwa z tego powodu- powiedziała i chwyciła twą dłoń. Poczułaś jej uścisk na swej dłoni i aż się wzdrygnęłaś.
-Jesteś wręcz potężna skoro zdołałaś mnie dotknąć- rzekłaś ni stąd ni zowąd.
-Naprawdę?- spytała dla pewności, a ty pokiwałaś głową na "tak"- Dziękuję za pochwałę- podziękowała z uśmiechem.
-Ciesze się z twego osiągnięcia, ale już pora snu- obruszył się ojciec, a ty cichutko zachichotałaś.
-Spokojnie ojcze pamiętam, daj mi chwilkę, bo muszę ustawić nowe kadzidełko- rzekłaś z cieniem uśmiechu i wyrzuciłaś zakrwawione drewienko w odpowiednie miejsce, i ustawiłaś nowe na swe miejsce.
-Dobranoc tatusiu- powiedziałaś wychodząc z pokoiku wraz z towarzyszką i ruszyłaś do swego pokoju, aby przebrać się w piżamę.
Następnego dnia chodziłaś lekko zirytowana. W szkolę miałaś małe problemy z koncentracją w domu przy śniadaniu też i ogółem przez to byłaś rozdrażniona, a to wszystko wina Manii, która chodziła bez kamuflażu tuż obok Ciebie. Mało tego jakieś osoby ją ujrzały, może kontem oka, ale jednak! A jak się dowiedziałaś? Otóż pewien chłopak zagadał do Ciebie i się o nią zapytał, ale przepłoszyłaś go oziębłym tonem.
-Manio proszę użyj kamuflażu- poprosiłaś mając już tego dość.
-Niestety, ale nie umiem- rzekła i posępniała. I tu jest pies pogrzebany- pomyślałaś. Byłaś już w domu, a na dodatek odrobiłaś już lekcje, więc teraz miałaś czas dla siebie, ale postanowiłaś coś zaradzić na jej niedouczenie.
-Zacznij się koncentrować na zniknięciu- rzekłaś i sobie poszłaś... Jaka dobra sensei, nie?
Kilka dni po twych słowach twa towarzyszka umiała posługiwać się kamuflażem, ale nadal było to lekko niestabilne...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro