| rozdział 4 |
Rozdział czwarty, w którym Tony walczy z czarnym obłokiem.
Jasne flesze oślepiły go, gdy tylko wysiadł z samochodu. Zapinając marynarkę, uśmiechnął się do prasy i nie reagując na zaczepki, poszedł do Instytutu.
Co prawda nic dla Tony'ego nie mogło się równać ze świetnością Avengers Tower, ale i tak Instytut Biologii Genetycznej i Ewolucji Ludzkiej wywarł na nim niemałe wrażenie. Najnowsza technologia raziła bardziej niż czysto białe ściany.
Już za samymi drzwiami, na okrągłym podeście stał hologram kobiety w białym uniformie, która witała gości z uśmiechem na ustach i wskazywała przejście do sali, gdzie miał odbyć się bankiet. Mnóstwo paneli kontrolnych, ludzi w uniformach Shank, którzy posługiwali się wyspecjalizowaną bronią i komunikatorami. To wszystko wzbudzało w gościach pewien respekt.
Tony był ciekaw, jaka technologia panuje w laboratoriach na wyższych piętrach, ale niestety musiał sobie odmówić wycieczki i wraz z tłumem ludzi wszedł do sali bankietowej. Tam kelnerzy i kelnerki roznosili drinki. Na podeście na końcu sali zespół grał spokojne nuty... jazzu (tylko siłą woli Tony powstrzymał się od wywrócenia oczami).
Rozpoznał kilka osób – członków laboratorium, kilku byłych pracowników, biologów z Japonii, Anglii i Francji, pracowników głównego urzędu miasta i kilka znajomych żołnierzy.
– Panie Stark, może słówko dla prasy?
Młody chłopak pojawił się obok niego znienacka.
– Wołałbym nie.
– Jedno pytanie, co pana skłoniło do pojawienia się tutaj? Ty i Nathaniel Essex nie jesteście w dobrych stosunkach.
– Ciekawość, przyciągnęła mnie tutaj ciekawość – odpowiedział i natychmiast odszedł. Przystanął przy barze, prosząc o podwójną whisky. Naraz wypił cały drink.
– Mówi się – za swoimi plecami usłyszał damski głos, który przyprawił go o ciarki – że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Obrócił się ostrożnie, bo nagle obleciał go dreszcz strachu. Stała obok niego kobieta w pięknej, jedwabistej czarnej sukni z głębokim dekoltem i odkrytymi plecami. Jej czarne włosy opadały delikatnymi falami na ramiona i kontrastowały z bladą cerą. Ta zaś wyróżniała się na tle pełnych, czerwonych ust i niebieskich oczu.
Tony zamarł, ale nie dlatego, że powaliła go uroda kobiety, chociaż była w jego mniemaniu naprawdę ładna (nie tak jak Pepper, oczywiście). Było coś w jej postawie, błysku w oku, swobodzie bycia i tajemniczym uśmiechu ust, że Tony po prostu odczuwał przy niej nieuzasadniony niczym strach.
– Cóż... trzeba być ostrożnym i patrzeć, gdzie stawia się nogi.
Jej uśmiech pogłębił się.
– I pan to mówi, panie Stark.
Wyczuł lekką kpinę, ale to zignorował. Gestem ręki zażądał jeszcze jednego drinka. Tego też wypił za jednym przełknięciem.
– Prawda, nie jestem najlepszą osoba do udzielania tego typu rad, ale nie każdy też jest mną i może sobie pozwolić na to samo, co ja.
– Tony Stark jest niepowtarzalną ludzką jednostką.
Teraz wyraźnie wyczuł podziw i fascynację nim. Strach nadal gdzieś się plątał między jego stopami niczym natrętny pies, ale zapatrzony w błękit tęczówek nieznajomej, nie zwracał na niego uwagi.
– Kim jesteś? – zapytał.
– Nyks – odpowiedziała sycząco. – Noszę imię Nyks. Niektórzy mówią na mnie Gloom.
Tony słyszał już wiele dziwnych imion jak Thor, Loki, Ooakley, Marigold... Steve. Nie skomentował więc dziwności jej imienia... ani ksywki.
– Skąd jesteś? – zapytał.
Nie dostał odpowiedzi. Nyks uśmiechnęła się jedynie, światła przygasły. Na scenę wśród oklasków wkroczył Nathaniel Essex z szerokim uśmiechem na ustach.
Tony'emu podskoczyło ciśnienie na widok tego parszywca. Miał ochotę rzucić w niego pomidorem, by tylko zepsuć jego elegancki grafitowy garnitur i zapaćkać czarne, ulizane do tyłu włosy. Tony jednak pozostał w swoich marzeniach na jawie i nawet nie zauważył, że Nyks odeszła niezwykle cicho.
– Witam wszystkich serdecznie! – Nathaniel przywitał się. – Wybaczcie mi, ale trochę się stresuję – zażartował. – Długo, długo pracowałem nad rzeczą, którą chcę wam dzisiaj przedstawić. Jest to wynalazek, nad którym pracowałem przez wiele lat z różnymi osobami i dopiero niedawno udało mi się w pełni go ukształtować.
Obok Essexa pojawił się hologram ludzkiego DNA.
– Niektórzy ludzie w swoim kodzie genetycznym mają zapisane pewne anomalie. Są one niemal niewykrywalne. – Pokazał na wyróżniające się punkty, który powiększyły się. Tony poruszył się niespokojnie. – Kiedyś nie było ich wcale, potem była tylko garstka, w latach sześćdziesiątych był wysyp tejże anomalii. Niestety przygasła ona, ale – zamilkł, budując napięcie – w dzisiejszych czasach ponownie jest jej dużo. Niestety jest ona uśpiona.
Essex obszedł hologram, patrząc na niego z niezwykłą dumą. Goście utkwili w nim swój pełen ciekawości wzrok. Tylko Tony zdawał się mieć złe przeczucia. Ukradkiem czerwono złota rękawica rozwinęła się na jego dłoni.
– Niedawno Nowy Jork zaatakowali kosmici i ponieśliśmy wiele ofiar. Wyobraźcie sobie, że gdyby taka sytuacja zaistniała podobnie, a jest na to wielkie prawdopodobieństwo, mógłby nas bronić ktoś więcej niż grupka mścicieli – wyraźnie zakpił, co nie spodobało się Tony'emu.
Gdy Essex ciągnął swój monolog, Tony ostrożnie przemieszczał się bliżej sceny.
– Stworzyłem... serum, które może uaktywnić taką anomalię. Jejże działanie jest proste. Sprawia, że organizm człowieka... ewoluuje. Jest się wtedy silniejszym, szybszym, neurony w naszym mózgu przemieszczają się szybciej, tkanki łatwiej się goją. Organizm jest wytrzymalszy na ekstremalne temperatury. Setka ludzi z uaktywnianą anomalią bez większych problemów poradziłaby sobie z kilkutysięczną armią, nawet kosmiczną.
– Poddanie się badaniu, wstrzyknięcie serum, szkolenie w Shank i pełna gotowość do natychmiastowej obronności planety jest chyba niczym w porównaniu z jej całkowitą bezpiecznością, a także...
Czarna suknia mignęła Tony'emu gdzieś w tłumie. Nyks weszła na podest, wzbudzając zainteresowanie. Krótki szum przebiegł po sali. Nathaniel posłał jej zaskoczone spojrzenie.
– Pan Essex – odezwała się, zanim on to zrobił – zapomniał wspomnieć o kilku ważnych rzeczach. Serum nie jest do końca ulepszone! – Ludzie głośno wymieniali między sobą spostrzeżenia. – Jego działanie ma wiele skutków ubocznych, między innymi agresję, bezwzględność, ośrodek w mózgu odpowiedzialny za współczucie i logiczne myślenie obumiera. Człowiek z takim serum przechodzi pranie mózgu...
Essex wyciągnął zza paska spodni broń i czerwona wiązka uderzyła w Nyks, która zleciała z podestu. W tym samym czasie niebieska wiązka energii buchnęła z rękawicy Tony'ego w Essexa, który przetoczył się po podeście.
Ktoś krzyknął, ludzie zaczęli uciekać. Shank wstąpiło do ataku, strzelając w Tony'ego.
Skoczył do przodu, ukrył się za stołem i przebiegł jeszcze kawałek, wskakując za bar. Założył drugą rękawicę i gwałtownie wychylił się, ciskając na oślep, był pewien, że kogoś trafił.
Co się stało z Nyks Skąd wiedziała, że to podpucha? Może jej zaufać?
Czarny granat świsnął mu ponad głową i upadł tuż przed nogami. Tony natychmiast zerwał się ucieczki. Zdążył odbiec tylko na krótką odległość, gdy granat eksplodował. Odrzuciło go do przodu.
Zderzył się ze ścianą, upadając w szkle i gruzie. Ramię bolało go niemiłosiernie, przed oczami kręciło mu się gorzej niż kilka godzin temu. Prawdopodobnie miał wstrząśnienie mózgu, bo widział potrójnie i chciało mu się zwymiotować.
Udało mu się podnieść. Teraz Tony pomyślał, że ma omamy. Widział Nyks, otoczoną przez czarną mgłę, poruszającą się szybciej niż człowiek – z większą precyzją i gracją. Żaden pocisk nie robił na niej wrażeni. Zmieniał ich trajektorię lotu, odbiła je gestem ręki.
Essex uciekał niczym tchórz i Tony ruszył za nim, gdy czarny obłok zakręcił się przed jego twarzą i przeszył go całego. Zignorował to, biegnąc dalej, ale obłok go nie opuszczał.
– Odczep się – warknął.
Zdenerwowany cisnął w obłok wiązką energii, ale nic się nie stało. Obłok jedynie przybrał jeszcze mroczniejszy odcień czerni, powiększył się kilkukrotnie i chapnął Tony'ego niczym myśliwy swoją zwierzynę.
Czy przestraszyła go ta pustka, w której się znalazła, dryfując bezwiednie? Tak.
Nie było to przyjemne uczucie. Nie miał nad sobą kontroli. Nawet jego myśli biegały gdzieś daleko, po najstraszniejszych jego wspomnieniach.
Serca waliło mu w piersi niczym dzwon, a w głowie piszczało i huczało na zmianę. Był już na skraju wytrzymałości, gdy czerń opuściła go i Tony upadł na podłogę w swoim apartamencie w Avengers Tower.
– Nic ci nie jest? – usłyszał.
Podniósł się tak gwałtownie, że prawie stracił równowagę. Odruchowo wyrzucił z rękawicy jeszcze jeden pocisk energii, ale Nyks bez problemu chwyciła go w swoje dłonie jak piłkę i wrzuciła do czarnego obłoku, który zniknął.
– Coś ty za jedna?!
– Jestem Nyks – powiedziała. – Bogini i uosobienie ciemności nocnej. Nie musisz się mnie bać, Tony. Jesteśmy po tej samej stronie.
W tamtym momencie było go stać tylko na opuszczenie ręki i jedną, krótką myśl. Tylko niekolejni bogowie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro