26
Ze szczoteczką w zębach wpatrywałam się w telefon.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Oparłam sie o blat i westchnęłam.
- Dawid? - zapytałam podnosząc wzrok.
- Tak skarbie?
- Zadzwonisz?
- Ja mam dzwonić?
- Jakbyś mógł...
- Daj telefon... - objął mnie od tyłu, całując w policzek.
Podałam mu urządzenie i patrzyłam jak wybiera numer.
Przyłożył słuchawkę do ucha, ściskając moją dłoń.
- Halo?... Chłopak Victorii.... Nie, ona nie może teraz rozmawiać... Proszę powiedzieć mi... Jak to? .... Dobrze, przyjedziemy.... W tym tygodniu? .... Dobrze, porozmawiamy o tym... Do widzenia - odłożył słuchawkę, patrząc na mnie.
- Chce żebyśmy do niej przyjechali.
- Nie chce.
- Vicky...
- Nie! To nie jest moja matka! Po co mam do niej jechać?! - krzyczałam patrząc mu cały czas w oczy.
Podszedł do mnie i gwałtownie wpił sie w moje usta.
To był zdecydowanie jego ulubiony sposób uciszania mnie.
- Pojedziemy - pocałował moje czoło.
Nie miałam już siły się kłócić.
Oparłam głowę o jego twardy tors, przymykając oczy.
Myślałam o tym, jak bardzo nienawidzę osoby, która podaje sie za moją matkę.
***
Wieczorem siedzieliśmy razem na kanapie, oglądając jakieś bezsensowne seriale.
Dawid głaskał mnie po głowie, obejmując ramieniem.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Chłopak podszedł do drzwi, po czym wrócił z wielkim pudłem.
- To dla ciebie... - podał mi je.
Otworzyłam, a w środku zobaczyłam wielkiego białego misia.
- Kocham Cię - Dawid po raz kolejny wpił sie w moje usta.
W tym momencie byłam szczęśliwa.
Wiem, że będzie tak zawsze, dopóki on będzie obok mnie.
***
Jest rozdzialik! <3
ja lecę lepić kluski z babcią. Haha :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro