13
Uklękłam na kolano, obok niego.
Delikatnie wsadziłam rękę pod jego plecy i podniosłam go do góry.
Oparłam jego głowę o swoje udo i delikatnie głaskałam jego włosy.
Nie byłam spanikowana ani nic, stało sie to samo co na koncercie. Widziałam co powinnam zrobić, ale te jego zasłabnięcia nie są normalne i musimy iść z tym do lekarza.
- Dawid, możesz wstać? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
- Nie - wyjąkał próbując sie uśmiechnąć.
Dotknęłam palcem dołeczki w jego policzku, uśmiechając się.
Zrobiłam dokładnie to samo co wtedy na scenie i przerzuciłam sobie przez szyje jego rękę, podnosząc go do góry.
Zaprowadziłam go do do łóżka i przykryłam kołdrą.
Już miałam wychodzić, ale przerwał mi głos Dawida:
- Zostań ze mną - prosił
I tak w takim stanie nie pojedzie ze mna do matki postanowiłam, że spełnię jego prośbę.
Zdjęłam spodnie i bluzkę, po czym ułożyłam sie przy jego boku.
Położyłam głowę na jego piersi, a on oparł p nią swoją.
- Vicky... - zaczął - czy mogłabyś... No wiesz... Zrobić to co w łazience - widziałam, że wstydzi sie o to prosić, ale widziałam też, że tego potrzebuje.
Uśmiechnęłam sie tylko, a moja ręka powędrowała na jego brzuch.
Kręciłam delikatnie małe kółeczka najpierw na górze, potem stopniowo schodząc w dół.
Gdy widziałam już, że zasnął przestałam i delikatnie pocałowałam go w pierś.
Poleżałam z nim jeszcze chwilę, po czym wysunęłam sie z jego objęć.
On gdy poczuł, że mnie nie ma odrazu otworzył oczy.
- Jak tam śpiący książę? Lepiej już? - zaśmiałam się.
- Dziękuje - podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich wargach.
Czyli lepiej.
- Dawid... Musimy jechać do matki - przygryz wargę - i z tobą do szpitala - dodałam.
- Nie potrzebuje żadnego pieprzonego szpitala! - odskoczyłam zaskoczona jego nagłą zmianą nastroju.
- Ale...
- Zamknij sie - warknął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Ja osunelam sie po ścianie i poprostu pałakałam.
--------
Co sie stało z tym miłym i słodkim Dawidem?
Czytasz? Zostaw coś po sobie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro