Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVIII

Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, wyszedł jak wyszedł. Mam jednak nadzieję, że część 29 zrekompensuje straty:)

- Ojcze? - Malfoy przystanął i uniósł brwi. - Co ty tu robisz?
- Witaj Draco - Lucjusz zignorował pytanie syna. - Musimy porozmawiać.
Ślizgon natychmiast się spiął. On już dobrze wiedział co oznacza "musimy porozmawiać" z ust ojca. Zacisnął wargi i starał się rozluźnić - bezskutecznie.
- Zbliża się ten moment - powiedział Malfoy senior z ledwo wyczuwalnym entuzjazmem. Draco, mimo niezbyt precyzyjnego opisu, doskonale wiedział, o co chodzi. - Czarny Pan już nie może się doczekać, a ty - mężczyzna spojrzał na Ślizgona. - A ty nam pomożesz.
Chłopak drgnął. On? Wziąć udział w misji Śmierciozerców? W jego oczach musiały odbić się strach i zaskoczenie, bo ojciec się odezwał:
- Przypominam ci, że nadal jesteś nowy w naszych szeregach - syknął. - I masz wykonywać polecenia. To - powiedział, podwijając rękaw na lewej ręce Dracona i wskazując na Znak - Do czegoś zobowiązuje. Oczekuję cię w siedzibie Czarnego Pana  w sobotę o 20. Chyba wiesz jak się tam dostać. - Bez słowa pożegnania Lucjusz odwrócił się na pięcie i odszedł.
Draco potarł twarz dłońmi. Miał nadzieję, że ten moment nigdy nie nadejdzie, a tu za kilka dni miało zdarzyć się to, czego najbardziej się obawiał. Nie mógł na to pozwolić. Nie teraz, kiedy miał Harry'ego.

                    *                   *                 *

- Pansy, czekaj! - dziewczyna zignorowała Rona i przeszła obok, potrącając go ramieniem. Nie spodziewała się jednak, że Gryfon złapie ją za rękę.
- Ej! Puszczaj! - Warknęła, próbując wyrwać nadgarstek z żelaznego uścisku, chociaż domyślała się, że nie ma szans.
- O nie, najpierw porozmawiamy - mruknął rudowłosy, ciągnąc ją do jakiejś klasy. Kiedy zamknął za nimi drzwi, Ślizgonce wreszcie udało się uwolnić rękę.
- Czego chcesz? - syknęła.
Weasley westchnął.
- Ja już tak nie mogę! - wybuchnął wreszcie. - Straciłem dziewczynę i najlepszego przyjaciela! Tęsknię za wami... Nie wiem, co robić...
- Nie wiesz? To ja ci powiem - warknęła Parkinson. - Przeproś Pottera i Draco i zaakceptuj to, że są razem, bo dzięki Draco Potter jest szczęśliwy, nie wierzę, że nie zauważyłeś.
Ron nie odpowiedział. Miała rację.
- A ty? - zapytał po chwili milczenia.
- Ja już dawno ci wybaczyłam, idioto - parsknęła brunetka. - Tylko czekam, aż przestaniesz zachowywać się jak obrażony dzieciak i przeprosisz ich.
Gryfon nie mógł powstrzymać wpływającego na usta uśmiechu ulgi. Z resztą, nawet nie próbował. Pozostało mu tylko jeszcze jedno, cholernie trudne zadanie. Przeprosić Harry'ego i... Malfoya.

                     *                 *                *

Kiedy drzwi klasy się otworzyły, Harry natychmiast poderwał głowę. Tak jak się spodziewał, do środka wszedł Draco. Potter poczekał, aż blondyn podejdzie do stolika. Miał sporo pytań. Kto to był? Czego chciał? Czemu tak długo? Ale nie dane mu było usłyszeć odpowiedzi. Malfoy zupełnie zignorował Gryfona i jak gdyby nigdy nic, wrócił do pracy. Brunet prychnął cicho, ale postanowił nie drążyć. Prędzej czy pózniej Draco wszystko mu wyśpiewa, już on tego dopilnuje.

                       *                  *                 *

Właśnie mijała jej transmutacja, ale niewiele ją to interesowało. I tak nie miała zamiaru na niej być. Zresztą, jak na żadnej innej lekcji.
Pomimo że był kwiecień, na korytarzu panował chłód.
Dziewczyna bardziej naciągnęła sweter na ramiona i wcisnęła dłonie w kieszenie, jakby myśląc, że to pomoże. Westchnęła cicho.
W lochach było jeszcze zimniej i w dodatku ciemno.
Nagle wpadła na kogoś. Ten "ktoś" prychnął z pogardą.
- Uważaj jak chodzisz, mała zdrajczynio krwi - warknął Lucjusz i wyminął Ginny. Ta zacisnęła dłonie w pięści, starając się zapanować nad wściekłością. Po chwili na szczęście jej się to udało, ale gdzieś z tyłu jej głowy zakiełkował plan, który nigdy nie powinien się tam pojawić.

                  *                     *                  *

Po eliksirach były zaklęcia. Draco cały czas nie odezwał się do Harry'ego słowem, co zaczynało go irytować. Jednak nie próbował wypytywać, bo wiedział, jak to by się skończyło.
Pięć minut przed dzwonkiem do klasy wszedł Ron, usiadł w ostatniej ławce i położył głowę na rękach leżących na blacie.
Hermiona przerwała rozmowę z Blaisem, przeprosiła go na chwilę i szybko usiadła koło Weasley'a.
- Ron! - syknęła. Ten gwałtownie się podniósł, ale kiedy zobaczył Granger tylko uśmiechnął się delikatnie.
- Cześć... - powiedział cicho i jego twarz znowu wylądowała na stoliku.
Szatynka przewróciła oczami.
- Ron! - warknęła, już bardziej stanowczo. - Przeprosiłeś ich?
- Co... Yhm... Nie - mruknął ledwo dosłyszalnie chłopak.
- Jak to nie?! - W tym momencie zadzwonił dzwonek, który dla rudowłosego był zbawieniem. Hermiona prychnęła ze złością i przesiadła się do Zabiniego, a jej miejsce zajęła Pansy.

                      *                 *                *

Po lekcji Ron zebrał się w sobie i zdecydował, że nie ma sensu dłużej zgrywać urażonego dzieciaka. Postanowił przeprosić Harry'ego i, jeśli to będzie konieczne, to także Malfoya, chociaż tego bardzo chciałby uniknąć.
Kiedy zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec zajęć, Weasley wziął głęboki oddech i ruszył za właśnie wychodzącymi Harrym i Draco.
Zauważył, że Potter kieruje się do dormitorium Ślizgonów, więc przyspieszył. Nagle Gryfon odwrócił się i szarpnął blondyna za ramię, ale ten nie zatrzymał się. Brunet rzucił Ronowi przepraszające spojrzenie i pospieszył za odchodzącym chłopakiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro