Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLVII

Przepraszam, że taka długa przerwa, ale mam problemy z motywacją i wena;-; W każdym razie mam nadzieję, że Wam sie spodoba i zapraszam do czytania!

- Nadal nie mogę w to uwierzyć - Pansy pokręciła głową i szczelniej otuliła się kocem. Siedziała razem z Blaisem w pokoju wspólnym na kanapie. Chłopak spojrzał na nią kątem oka.
- To uwierz - powiedział i wrócił do obserwowania tańczących w kominku płomieni.
Parkinson pociągnęła nosem. Niedawno wyszli od Draco, zostawiając go skulonego w łóżku. Malfoy wyraźnie dał im do zrozumienia, że chce zostać sam.
Na ich szczęście, był weekend.
Pansy nie wyobrażała sobie, żeby Draco chodził na lekcje w takim stanie. Ostatni raz zachowywał się tak po śmierci ojca. Jednak teraz nie miał wsparcia w jedynej osobie, która mogła mu je zapewnić. W Potterze.

* * *

Hermiona dokładnie wszystko przemyślała, zanim podjęła decyzję. Wymagała ona wiele gryfońskiej odwagi, czego na szczęście jej nie brakowało.
Wyplątała się z pościeli i chwiejnym krokiem dotarła do drzwi sypialni.
Przez ostatnie kilka dni jadła niewiele, a i tak większość zwracała. Praktycznie nie ruszała się z łóżka. Na jej szczęście był weekend.
Wyszła z pokoju i skierowała się do dormitorium Rona i Harry'ego.
Zapukała i weszła do środka.
W pomieszczeniu byli tylko Weasley i Dean.
Thomas, kiedy tylko zobaczył poważną minę Granger, taktownie opuścił sypialnię.
Gdy chłopak ją mijał, dziewczyna posłała mu słaby uśmiech, który odwzajemnił.
Szatynka wytrzymała oceniający wzrok Rona, odetchnęła głęboko i podeszła do rudzielca.
- Wciąż uważam, że to, co zrobiliśmy - poczuła ścisk w brzuchu, kiedy użyła formy "my" - było błędem. Nie rozumiem, jak mogłam dać ci się na to namówić. - Poczuła łzy spływające po policzkach. - Stąd moje pytanie. Pomożesz mi to naprawić?
Weasley spojrzał na nią, jakby co najmniej coś ukradła.
- Nie - warknął. - Tak jest lepiej.
Hermiona próbowała zmrozić go wzrokiem, jednak efekt zepsuły mokre od łez policzki.
- Jak chcesz - syknęła i wyszła, głośno trzaskając drzwiami.
Zeszła po schodach i opuściwszy wieżę, ruszyła w kierunku lochów.


* * *

Stanęła pod kamienną ścianą. Już unosiła dłoń, żeby zapukać, ale po chwili ją opuściła.
Pukać do Ślizgonów? - skarciła się w myślach. Jednak nie wiedziała, jak inaczej mogłaby się dostać do środka.
Hasła nie znała już od dawna, a przecież nie będzie koczować tutaj niewiadomo ile czasu.
Od problemu wybawił ją odgłos kroków i po chwili zza zakrętu wyszła niewielka - na oko 4-5 osobowa - grupa co najwyżej trzeciorocznych Ślizgonek.
Ujrzawszy ją, gwałtownie się zatrzymały.
Jedna z nich spojrzała na nią z pogardą, a pozostałe odwróciły wzrok.
Granger oparła się o ścianę.
Wiedziała, że prędzej czy później, dziewczynki będą chciały wejść do dormitorium, a tym samym zostaną zmuszone do użycia hasła i wpuszczenia Hermiony.
Tak, jak się spodziewała, po niecałych dziesięciu minutach Ślizgonki podeszły do muru i wyszeptały hasło.
Szatynka szybko wsunęła się za nimi do środka. Trzecioklasistki rzuciły jej dziwne spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Autorytet starszej uczennicy i prefekta naczelnego robił swoje.
Szybko pokonała pomieszczenie, dzielnie znosząc uszczypliwe komentarze oraz obelgi, a nawet groźby.
Praktycznie dopadła drzwi do sypialni Malfoya i, nie kłopocząc sie pukaniem, weszła do środka.
W pokoju było ciemno, ale kiedy tylko przekroczyła próg, pochodnie zapłonęły zielonym ogniem. W słabym świetle dojrzała łóżko, a na nim skuloną postać. Niepewnie podeszła bliżej.
- Pansy, powiedziałem ci już, że nic nie potrzebuję, więc... - odezwał się Malfoy, ale Gryfonka mu przerwała.
- To nie Pansy.
Blondyn drgnął, słysząc jej głos. Wyraźnie zesztywniał.
- Granger - syknął. - Nie wiem, po co tu przyszłaś, ale powiem ci jedno. Wypierdalaj. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno. Pewnie jesteście z Weasley'em z siebie dumni.
- Draco, ja... - zaczęła.
- Nie. - Ślizgon usiadł na posłaniu. Hermiona zdusiła okrzyk zaskoczenia. Wyglądał, delikatnie mówiąc, okropnie. Na myśl przywodził śmierć. - Nie będę cię słuchał. Wypierdalaj, rozumiesz? Czy może przeliterować?
Szatynka przełknęła ślinę. Wiedziała, że nie będzie łatwo.
- Draco, naprawdę przepraszam, ja...
Malfoy zaśmiał się chłodno, bez śladu wesołości.
- Przepraszasz? Nie osłabiaj mnie, Granger... - warknął. - Byłaś pod wpływem Imperiusa, rzucając Obliviate na Harry'ego? Nie? No właśnie. Zrobiłaś to z własnej, pieprzonej woli, z nieznanych nikomu powodów. Harry mnie nie pamięta, możesz iść napawać się triumfem.
- Malfoy! - zawołała w końcu. - Nie rozumiesz, że chcę pomóc? Żałuję tego, co zrobiłam. Nie mógłbyś po prostu współpracować?!
Blondyn zmrużył oczy, ale nie odpowiedział.
- Zanim to zrobiliśmy, dużo czytałam na temat tego zaklęcia - zaczęła. - I wiem, że można to odwrocić.
Tymi słowami zdobyła trochę uwagi Draco. Chłopak spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
- Kontynuuj - powiedział.
- Nie wiem dokładnie, co to za sposób, musielibyśmy poszukać w bibliotece...
- My?
- A co, może mam sama przekopywać się przez góry książek? To też tak jakby twoja sprawa, wiesz?
Malfoy nie odpowiedział, ale Hermiona już wiedziała, że się zgodzi.
- Kiedy zaczynamy? - zapytał po chwili milczenia.
- Natychmiast.

Proszę, skomentuj:c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro