Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Miałam wstawić rozdział 8.09, ale macie dzień wcześniej:D wiem, że nie powala długością, ale staram się zbudować napięcie i sprawić, żebyście czekali na następne:)
Kolejna część powinna pojawić się 10-11 września:)
Liczę, że Wam się spodoba i zapraszam do czytania!:*

* * *

Draco stał zamyślony, wpatrując się w Pottera.
Harry wbił wzrok w stalowe oczy blondyna.
- No na co czekasz - warknął. - Co mam zrobić?
Malfoy potrząsnął głową, jakby wyrwał się z jakiegoś transu.
- A... Tak - mruknął, nadal mając nieobecny wyraz twarzy. Szybko jednak na jego usta powrócił ten jakże irytujący uśmieszek. - Za mną.
Brunet posłusznie udał się za blondynem. Ten prowadził go do łazienki. Kiedy weszli do pomieszczenia oczom Harry'ego ukazała się góra bielizny. Cholernie brudnej bielizny.
Wybraniec spojrzał na Ślizgona z przerażeniem. Nie, on mu chyba nie będzie kazał...
- Coś nie pasuje, Potter? Z tego co wiem, miałeś do czynienia z mugolskim środkiem czyszczącym, zwanym proszkiem do prania? - Malfoy uśmiechnął się z wyższością.
- Przecież skrzaty się tym zajmują! - Wykrzyknął Harry.
- Prawda, ale nie uważasz, że będzie bardzo zabawnie oglądać jak Złoty Chłopiec, duma Gryffindoru, pierze ciuchy Ślizgonów? - Blondyn zachichotał.
Gdyby spojrzenia zabijały, Draco leżałby już martwy na kafelkach. Brunet zmierzył go wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam Bazyliszek. Ale spojrzenia jednak nie zabijają, więc Malfoy najspokojniej w świecie opierał się nonszalancko o ścianę i czekał, aż Gryfon rozpocznie pracę.
Harry zacisnął pięści w bezsilnej złości. Miał ochotę obić mu tą arystokratyczną mordę, albo chociaż boleśnie go przekląć. Jednak nie chciał zarobić sobie kolejnego szlabanu, toteż tylko obrzucił Ślizgona spojrzeniem pełnym nienawiści i zakasał rękawy. Im szybciej zacznie, tym krócej będzie musiał przebywać z tym dupkiem.
Z obrzydzeniem wziął pierwszą rzecz z brzegu, zmoczył i począł namydlać.
Draco przyglądał się temu z niemałym rozbawieniem. Stał usprawiedliwiając się"kontrolowaniem" pracy Gryfona, jednak w rzeczywistości chciał po prostu pobyć z nim sam na sam, choć przez chwilę. Uwielbiał na niego patrzeć, a nie miał do tego zbyt wielu okazji. Albo zwracał tym na siebie uwagę, albo po prostu Harry go unikał. Teraz jednak Potter klęczał tuż przed nim przy misce z wodą i nikogo oprócz nich nie bylo w pobliżu. Blondyna przeszedł dreszcz, gdy brunet przypadkiem dotknął jego nogi sięgając po kolejne części garderoby.
Nie minęło pół godziny, a stos znacznie się zmniejszył. Zostało jeszcze tylko kilka rzeczy. Wybraniec otarł pot z czoła. Było to naprawdę wyczerpujące i ohydne zajęcie.
- Właśnie, Potter. Prawie bym zapomniał. Od dawna miałem cię o to zapytać, ale jakoś nie było okazji - niezręczną ciszę przerwał głos Malfoya. Brunet zaprzestał na chwilę pracy i spojrzał na niego pytająco.
- Pamiętasz urodziny Lovegood? Wtedy jak graliśmy w butelkę. - Harry, ku zadowoleniu Ślizgona, zarumienił się na to wspomnienie. - Czemu wtedy wybiegłeś jak opętany?
Policzki Pottera z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej czerwone.
- Oj, daj spokój! Chyba nie było aż tak źle! - Zawołał Draco. - To tylko głupi pocałunek, a ty rumienisz się jak jakaś cnotka!
- N-nie, nie o to chodzi... - mruknął ledwo dosłyszalnie brunet, jednak jego towarzysz miał doskonały słuch.
- Więc o co? - Padło pytanie.
Wybraniec prychnął.
- Nie twoja sprawa, Malfoy. Nie rozpamiętuj tego - warknął i wrócił do przerwanej czynności.
- Ale dlaczego? - Blondyn posuwał się coraz dalej w swoich poczynaniach. - Chyba nie powiesz mi, że ten pocałunek był zły?
- Możemy go powtórzyć jak tak ci się podobał - sarknął Harry.
Raz kozie śmierć - pomyślał Draco.
-A chciałbyś? - odezwałsię po chwili.
Brunet przez moment był pewien, że się przesłyszał.
- C-co?
- Zapytałem czy chciałbyś to powtórzyć, aż tak źle u ciebie ze słuchem, Potter?
Wybraniec spojrzał na niego, jakby zobaczył ducha.
Następnie, nie zwracając uwagi na protesty i wołanie blondyna, wybiegł z jego dormitorium.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro