Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LVI

Zgadnijcie kto wraca z koncertu Adama Lamberta...
JA❤️
Ale mniejsza z tym, mój snap: ula2501, tam jest cała relacja XD
Zapraszam do czytania!

- No proszę - syknął Draco, zaciskając zęby. - Kto jak kto, ale po tobie się tego kurwa nie spodziewałem.
- Nic nie rozumiesz, Malfoy - padła odpowiedź. - Nic nie rozumiesz, więc po prostu łaskawie się zamknij.

         *                   *                    *

- Nie mogę, panie - wyszeptał Draco, pochylając głowę. - To niewykonalne.
- Ah tak - odparł Voldemort. - Niewykonalne, powiadasz - udał, że się zastanawia. - To może teraz zmienisz zdanie? Crucio.
Malfoy zacisnął zęby, przygotowując się na falę bólu.
Kiedy klątwa uderzyła w jego pierś, na chwilę odebrała mu oddech.
Upadł na podłogę, wijąc się, lecz nie krzycząc. Wiedział, że tylko pogorszyłby swoją sytuację.
W pewnym momencie Riddle przerwał torturowanie Ślizgona.
Blondyn rozluźnił mięśnie, ciężko dysząc. Pot spływał mu po czole, w ustach poczuł metaliczny smak krwi.
- Mam nadzieję, iż teraz masz inne nastawienie do swojego zadania. - Odezwał się Voldemort. - Jeśli nie, to doskonale wiesz, co cię czeka.

           *                   *                 *

Blaise zerknął na rzeźbiony zegar, stojący w pokoju wspólnym.
Dwadzieścia pięć po dwudziestej.
Do spotkania z Hermioną zostało niewiele czasu, ale Zabini nie miał zamiaru pojawić się punktualnie. Spóźni się minutę czy dwie, niech Granger sobie nie wyobraża, że jest dla niego najważniejsza.
Zgodził się na tę rozmowę tylko dlatego, iż naprawdę polubił dziewczynę. To, co zrobiła było głupie i bezmyślne, zupełnie do niej niepodobne.
Mimo tego, Blaise postanowił dać jej drugą szansę.
Sprawdził godzinę. Dochodziło czterdzieści pięć po dwudziestej. Umówili się o wpół do dwudziestej pierwszej, więc Zabini podniósł się i opuścił pokój wspólny.
Skierował się do biblioteki.
Ciemnoskóry prychnął pod nosem.
Tam, gdzie odbyła się ich pierwsza rozmowa. Tam, gdzie wszystko się zaczęło.
Dotarłszy na miejsce, ruszył w stronę stolika, przy którym zawsze siedziała Hermiona i gdzie spodziewał się ją spotkać. Nie pomylił się.
- Blaise. - Przywitała się Gryfonka drżącym głosem.
- Granger. - Odparł Zabini, zachowując chłodny i zdystansowany ton.
Dostrzegł jak w oczach szatynki wzbierają łzy i poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, jednak nie zmienił wyrazu twarzy.
- Nie mam wiele czasu. - Kłamał. Na cały wieczór zaplanował tylko nudzenie się. - Streszczaj się, jeśli możesz.
Oparł się o stolik, nie zadając sobie kłopotu siadaniem.
Hermiona skuliła się na swoim krześle.
- To nie tak jak myślisz. - Zaczęła, ale Zabini przerwał jej, prychając z drwiną:
- A więc jak?
Granger odetchnęła głęboko, a następnie wypuściła powietrze nosem.
- Ron usłyszał od kogoś, że Malfoy jest Śmierciożercą. - Powiedziała na jednym wydechu. - Był tego pewien i powiedział, że Draco skrzywdzi Harry'ego. Na początku zbagatelizowałam to i potraktowałam jako urojenia, ale z czasem zaczęło do mnie docierać, iż to całkiem możliwe. Chcieliśmy tylko, żeby Harry był bezpieczny.
Blaise zesztywniał. Wyprostował się i obrzucił dziewczynę nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Dość. - Wycedził przez zaciśnięte zęby. - Zniosę sporo, ale oskarżanie mojego najlepszego przyjaciela o takie rzeczy, nie mając dowodów to jest już, kurwa, bezczelność, Granger.
Hermiona wygladała, jakby chciała coś powiedzieć, ale Ślizgon nie dał jej dojść do słowa.
- Chcesz mi powiedzieć, że ot tak po prostu, nie zważając na uczucia Draco, rzucaliście cholerne Obliviate na Pottera? Żałosne. - Warknął i odwrócił się, by odejść.
Przeszkodził mu głos Gryfonki:
- A czy będąc na moim miejscu, gdybyś uważał, że Malfoyowi grozi niebezpieczeństwo, obchodziłby cię Harry?
Tym argumentem zbiła Zabiniego z tropu. Chłopak zatrzymał się i zmarszczył brwi.
Hermiona miała rację. Prawdopodobnie nawet nie pomyślałby o uczuciach Pottera. Najważniejszy byłby jego przyjaciel.
Odwrócił się powoli i tym razem usiadł na krzesełku.
Szatynka westchnęła.
- Próbuję ci uświadomić, że dla każdego najpierw liczą się bliscy, dopiero potem inne osoby - powiedziała.
Blaise nie odezwał się. Co tu dużo gadać, miała rację.
Przez chwilę panowała cisza, żadne z nich nie chciało się odezwać.
Hermiona wpatrywała się w swoje zwinięte na blacie dłonie, a Zabini kontemplował układ książek na półkach dookoła.
- Teraz już rozumiesz? - odezwała się szeptem Granger, przerywając milczenie.
Blaise spojrzał na nią.
Jej oczy błyszczały nadzieją, usta drżały delikatnie.
Ślizgon westchnął.
- Chodź tu - powiedział, rozkładając ramiona.
Gryfonce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Natychmiast zerwała się z krzesła, prawie je przewracając i przytuliła się do Blaise'a.

          *                     *                    *

Trzask towarzyszący aportacji przerwał ciszę panującą w ogrodzie.
Draco strzepnął nieistniejący pyłek ze swojej szaty i ruszył przez park.
Dookoła słychać było tylko świergotanie ptaków i szum wody, dochodzący z oczka wodnego.
Ślizgon wciągnął głęboko powietrze, napawając się tak dobrze mu znanym zapachem róż.
Górujący nad ogrodem dwór Malfoyów robił niesamowite wrażenie na tle kwitnących krzewów i drzew.
Draco obszedł budowlę i skierował się w stronę rodowego cmentarza.
Pchnął furtkę, która cicho zaskrzypiała i ruszył żwirową ścieżką.
Kluczył pomiędzy grobowcami, szukając tego konkretnego.
Dotarłszy do grobu ojca, usiadł na stojącej obok kamiennej ławeczce.
Miniaturowy portret spojrzał na niego chłodnym wzrokiem.
- Ojcze. - Przywitał się blondyn.
- Draco. - Odpowiedział Malfoy senior. - Co cię tu sprowadza?
Ślizgon nie odezwał się, tylko przeniósł wzrok na swoje buty.
Lucjusz uniósł brwi, ale nie skomentował nagłej nieśmiałości syna.
- Mam nadzieję, że godnie mnie zastępujesz - powiedział, doskonale zdając sobie sprawę, iż Draco wie, o czym mowa.
Chłopak zacisnął usta. Nie chciał o tym rozmawiać. Nie chciał tego robić.
- Kiedyś byłeś bardziej rozmowny. - Prychnął drwiąco Lucjusz.
- Przestań. - Warknął Ślizgon. - Nic nie rozumiesz, ojcze.
- Oświeć mnie, w takim razie. - Widać było, że Malfoyowi seniorowi nie podobał się sposób, w jaki Draco się do niego zwrócił. Wciąż obowiązywał go szacunek do ojca, martwego czy też nie.
Chłopak wziął głęboki oddech. Po raz pierwszy w życiu miał zamiar sprzeciwić się temu, co nakazał mu Lucjusz.
- Nie chcę tego robić. - Powiedział drżącym, lecz stanowczym głosem. - Nie będę tego robić.
Mężczyzna wytrzeszczył oczy, co wyglądało dość dziwnie w zestawieniu z jego twarzą.
- Chyba się przesłyszałem. - Wycedził. - Jak śmiesz!
- Nie rozumiesz, że jedyne czego pragnę, to być bardziej sobą, a mniej jak ty?! - Zawołał Draco w przypływie złości. Jego ojciec nie żył. Nie mógł mu już nic zrobić.
Na twarz Lucjusza wstąpiła wściekłość.
- Będziesz robił, co ci każę! - syknął. - Jesteś Malfoyem, i masz zachowywać się jak na Malfoya przystało, ty...
- Czyli zabijać i torturować? - warknął Draco.
- Nic nie rozumiesz, krnąbrny dzieciaku! - wycedził mężczyzna. - Masz szanować swojego ojca i stosować się do jego nakazów!
- Jesteś martwy - wysyczał Ślizgon, zaskakując Lucjusza. - Nie masz już nade mną żadnej władzy. - To powiedziawszy wstał i nie zważając na oburzone krzyki ojca, odszedł z poczuciem triumfu i satysfakcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro