Rozdział LIX
Jak zwykle mam nadzieję, że Wam się spodoba:)
Draco, słysząc słowa dziewczyny, prychnął sarkastycznie.
- To w takim razie chętnie zobaczę, jak próbujesz załatwić nam pisemną zgodę od nauczyciela na przejrzenie całego działu. - Wykrzywił wargi w drwiącym uśmiechu, który po chwili zmienił się w pełen goryczy. - Jeżeli to twoja jedyna propozycja...
- A czy ktoś wspomniał coś o zgodzie? - zapytała Hermiona, unosząc kąciki ust.
Malfoy zmarszczył brwi.
- Nie wykiwasz Pince, Granger - stwierdził. - Znasz ją, w końcu biblioteka to twój drugi dom.
Gryfonka przewróciła oczami.
- Cała sztuka polega na tym, żeby dostać się do tego działu bez wiedzy pani Pince oraz jakichkolwiek nauczycieli.
- I niby jak mamy tego dokonać? - prychnął Ślizgon. Pomysły Granger stawały się coraz bardziej niedorzeczne.
- Zostaw to mnie. - Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle. - Dziś w nocy o drugiej pod biblioteką. - To powiedziawszy, odwróciła się i weszła do pokoju wspólnego Gryfonów, zamykając Malfoyowi portret przed nosem.
Ślizgon stał jak wryty, wpatrując się w drzemiącą Grubą Damę jeszcze chwilę, dopóki nie prychnął cicho i nie odwrócił się na pięcie.
Ruszył w stronę schodów i zaczął schodzić po stopniach.
Nagle usłyszał chrobot, a po chwili musiał złapać się obiema rękami za poręcz, żeby nie upaść.
Zaklął pod nosem. Schody postanowiły wywinąć mu numer.
Kiedy stopnie znieruchomiały, Draco szybko zszedł na pobliskie piętro. Nie miał zamiaru pozwolić wywieść im się w pole drugi raz. Już i tak miał wystarczajaco drogi do nadrobienia.
Ruszył korytarzem, który wydał mu się najbardziej znajomy. Znajdował się bodajże na piątym piętrze. Warknął cicho.
Cudownie. Dotarcie do Wielkiej Sali zajmie mu w najlepszym wypadku pół godziny, a niedługo zaczynały się zajęcia.
Nie ma sensu już nawet próbować zdążyć - stwierdził Ślizgon w myślach. - Pójdę odrazu pod klasę. - Zadecydował. I tak nie był głodny.
Przyspieszył kroku. Pierwszą lekcję - historię magii - mieli z Krukonami, więc skierował się bezpośrednio do sali.
Droga zajmowała mu dłużej niż zwykle. Kiedy już zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie pomylił się na którymś zakręcie, zauważył kogoś na drugim końcu korytarza. Jęknął w duchu.
Tylko nie on.
- Malfoy. - Przywitał się Harry.
- Potter. - Odpowiedział blondyn. - Jestem pewien, że masz mi wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, ale za chwilę zaczynają się zajęcia, więc jeśli pozwolisz...
- Nie - przerwał mu Gryfon - muszę z tobą porozmawiać.
- Daj mi spokój, Potter - warknął Malfoy i spróbował wyminąć bruneta, ale ten złapał go za rękę i przycisnął do ściany.
- Puszczaj mnie! - syknął blondyn, bezskutecznie próbując wyrwać nadgarstek z żelaznego i zadziwiająco silnego uścisku Harry'ego.
- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz. - Powiedział Gryfon, nienaturalnie spokojnym i opanowanym głosem.
- Nie będę cię słuchał! - Ślizgon był już niebezpiecznie blisko paniki. Przebywanie z Potterem sprawiało mu ogromny ból i chciał się od niego uwolnić jak najszybciej.
- Malf... Draco - imię blondyna ciężko przeszło Gryfonowi przez gardło, jednak dzięki temu Malfoy zesztywniał i przynajmniej przestał się wyrywać. Harry nie ukrywał, że trzymanie jego dłoni stało się trochę problematyczne.
- Ja... - zaczął koślawo Potter. - Przykro mi, że tak to wszystko wyszło. Że nic nie pamiętam ani nie czuję. Ale to nie moja wina! Nie planowałem tego, nie zamierzałem nikogo zranić, nawet ciebie... Więc pomyślałem... - urwał na chwilę. - Chcę ci pomóc.
- Chcesz co? - zapytał Draco dziwnym głosem.
- Pomóc. Nie wiem, w jaki sposób, ale wiem, że muszę. Jakkolwiek.
- Nie możesz mi pomóc, Potter - Malfoy prawie pisnął. - Nie... Nie ty.
Harry wyglądał na bardzo zdezorientowanego.
- Dlaczego nie ja? - wydawał się odrobinę zmartwiony.
- Bo... Bo... Kiedy jesteś w pobliżu... - Każda sekunda jest koszmarem. Świadomość, że znajdujesz się tak blisko, a jednocześnie wciąż zbyt daleko. Że nie mogę cię dotknąć ani mieć... - dokończył w myślach.
- Draco? - Ślizgon wzdrygnął się. Harry doskonale wiedział, jak wyprowadzić go z równowagi.
- Nie. - Uciął Malfoy szeptem. - Skoro tak bardzo chcesz pomóc, to trzymaj się ode mnie z daleka! - To powiedziawszy, blondyn wyrwał nadgarstek z dłoni Harry'ego i odwrócił się, by ruszyć na lekcje.
- Czemu Hermionie pozwalasz, a mi każesz odejść? - zapytał cicho Gryfon. Draco zatrzymał się. Wyraźnie było widać, jak jego mięśnie spięły się pod fałdami szaty.
- Skąd wiesz? - spytał pustym głosem.
- Nieistotne. Ważne za to, dlaczego ona może, ale ja nie?
- To skomplikowane, Potter - syknął Ślizgon. - Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.
- Nie. - Zgodził się brunet. - Po prostu... Przykro mi, że przeze mnie jesteś smutny...
- Nie jestem smutny! - Zawołał Draco.
Harry spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. W jego głowie narodził się plan.
- Dobrze. Jeśli nie chcesz, to nie. - Po czym ruszył korytarzem, mijając zszokowanego Malfoya.
Skoro Hermiona także wie, załatwię to z nią. Nie poddam się tak łatwo - pomyślał, uśmiechając się w duchu.
* * *
Granger siedziała w pokoju wspólnym i kartkowała książkę, którą ostatnio wypożyczyła.
Mimo iż wiedziała, że raczej nic nowego się z niej nie dowie, to i tak wolała się upewnić.
Zagłębiona w lekturze nie poczuła, jak sofa ugina się pod czyimś ciężarem, ani nie zauważyła jak ten ktoś zagląda jej przez ramię.
- Hermiono? - dziewczyna drgnęła, słysząc głos Harry'ego.
Zmusiła się do uśmiechu, mając nadzieję, że zamaskuje swoją reakcję na niespodziewane przybycie przyjaciela. Niestety, nie udało się.
- Co się stało? - Potter uniósł pytająco brwi. - Czemu się tak przestraszyłaś?
Szatynka szybko zamknęła książkę.
- Nie przestraszyłam się. - Odparła. - Po prostu mnie zaskoczyłeś.
- Aha. - Brunet uśmiechnął się dziwnie. - Wiesz, chciałem cię o coś zapytać.
- Tak?
- Dlaczego pomagasz Malfoyowi? - Gryfonka zesztywniała i otworzyła szeroko oczy. - Znaczy, to bardzo miło z twojej strony. Wiem, że nad czymś razem pracujecie... Chcę wam pomóc.
- Nie, Harry. - Szepnęła szatynka. - Nie możesz nam...
- A dlaczego nie, do cholery?! - zawołał zirytowany chłopak. - Malfoy powiedział mi to samo! Czemu tak bardzo bym wam przeszkadzał?
- Nie o to chodzi... - zaczęła Granger.
- A o co?!
- Nie mogę ci teraz wyjaśnić, ale obiecuję, że wkrótce wszystko stanie się dla ciebie zrozumiałe. Daj nam po prostu czas...
- Chcę pomóc. - Zaparł się Potter. - Jeśli ty możesz, to ja tym bardziej. W końcu... Byłem kiedyś chłopakiem Malfoya - ostatnie słowa ledwo zdołał wypowiedzieć bez skrzywienia się.
Hermiona spojrzała na niego uważnie. Znała Harry'ego nie od dziś i wiedziała, iż chłopak jest bardzo uparty. Nie odpuści, choćby nie wiadomo co.
- Skoro tak bardzo ci zależy - zaczęła - to pożycz mi dziś swoją pelerynę.
Brunet zmarszczył brwi.
- Po co? Mogę iść z tobą...
- Nie, nie możesz. - Ucięła Granger. - Jeśli chcesz koniecznie pomóc, to daj mi niewidkę.
Harry zawahał się. Wyglądał przez chwilę, jakby miał zamiar odmówić.
- Powiedz mi chociaż, do czego ci ona potrzebna - jęknął chłopak.
Szatynka westchnęła. Nie miała wyboru, potrzebowała peleryny.
- Idę w nocy z Draco do biblioteki. - Odpowiedziała niechętnie.
- Dlaczego?! - Wybuchnął Harry, nagle nienaturalnie wzburzony. - I od kiedy to jest Draco?
Granger patrzyła na niego w osłupieniu.
- Ja... - zająknęła się.
W oczach Pottera wrzała wściekłość... I coś jeszcze. Coś, do czego nawet sam przed sobą nie chciał się przyznać. Po chwili jednak odzyskał panowanie nad sobą.
- Zgoda. - Skapitulował, nagle zażenowany swoim wybuchem. - Dam ci pelerynę. - Chłopak wstał z kanapy i powolnym krokiem ruszył w stronę schodów, zostawiajac zdezorientowaną przyjaciółkę na sofie. Uczucie, do którego nie chciał się przyznać. Uczucie, które rozlało się po jego ciele niczym trucizna. Harry najzwyczajniej na świecie był zazdrosny. Mimo że nie miał powodów, prawda? Nic go przecież nie łączyło z Malfoyem.
Potter pokręcił z niedowierzaniem głową.
Chyba jestem już śpiący - pomyślał i wszedł po schodach prowadzących do dormitorium.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro