Rozdział III
Dziękuję wam za komentarze i oceny:) naprawdę miło mi to widzieć:)
---------------------------------------------
Po powrocie do wieży Harry położył się wygodnie na swoim łożku i otworzył zeszyt Malfoya na pierwszej lepszej stronie.
13 grudnia
Wstałem punktualnie o 7:00.
Wszedłem do łazienki, aby wziąć poranny prysznic.
Przelotnie zerknąłem na lustro.
Oczywiście wyglądałem powalająco jak zwykle.
Po odświeżeniu się zbudziłem pozostałych Ślizgonów i udałem się na obchód.
Spotkałem tam kilku młodych Puchonów, którym z największą przyjemnością odjąłem po 5 punktów za zakłócanie ciszy.
Następnie....
Brunet przewrócił stronę.
Wszystko wskazywało, że jest to dziennik.
Każdy dzień był opisany szczegółowo opisany, nie pomijając detali takich jak ile Draco punktów odebrał Gryffindorowi lub ile kanapek zjadł na śniadanie.
Harry zaczął szybko wertować brulion w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
Jednak wszystko wskazywało na to, że to zwykły, nudny jak cholera pamiętnik.
Wybraniec doszedł do ostatniej strony i już miał zamknąć zeszyt, gdy nagle coś przykuło jego wzrok.
Serduszko. Narysowane niewielkie serduszko. A w środku dwie literki.
P+D. Potter prychnął pogardliwie.
– Widzę, że nasz Malfoy jest tak zakochany w Parkinson, że aż rysuje wyznania miłosne w dzienniczku – mruknął do siebie.
Znalazł więcej takich obrazków, ale zatrzasnął brulion i odłożył go na szafkę.
Przypomniał sobie, że przecież wrócił do dormitorium, ponieważ był bardzo zmęczony. Zdjął więc okulary, przyłożył głowę do poduszki i w ciągu kilkunastu sekund zasnął.
* * *
Obudził się nad ranem. Na horyzoncie widać było różowo – szkarłatne smugi wschodzącego słońca.
Podniósł się i z zadowoleniem stwierdził, że jest wyspany i pełen energii, więc uznał, że nie ma sensu kłaść się z powrotem. Postanowił udać się na "spacer" po Hogwarcie.
Założył okulary, chwycił pelerynę-niewidkę i wyszedł przez dziurę za portretem.
Wsunął dłonie w kieszenie jeansów i ruszył przed siebie. Całkiem zapomniał o pelerynie ściskanej w dłoni. Musiała dochodzić dopiero 6, ponieważ kiedy przechodził obok kuchni nie słychać było, aby krzątały się w niej skrzaty.
Harry wbił wzrok w swoje buty i szedł dalej. Nagle wpadł na kogoś.
Spojrzał w górę i jego oczy potkały nienawistny wzrok stalowoszarych tęczówek.
Jęknął cicho, czekając aż jaśnie prefekt Slytherinu odejmie punkty jego domowi, lecz, ku jego zdziwieniu ,usłyszał tylko:
– Już drugi raz na mnie wpadasz, Potter. – Syknął Draco. – Uważaj jak łazisz, bo następnym razem zabiorę Gryfonom kilka punktów.
No nie! Czy Malfoy właśnie mu groził?
Harry nie mógł się powstrzymać i wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Widząc zdezorientowaną minę blondyna, zaczął rechotać jeszcze głośniej.
– Ucisz się do jasnej cholery! – Warknął Malfoy.
Brunet otarł wierzchem dłoni łzy, które mimowolnie zaczęły spływać mu w wyniku napadu śmiechu.
– Dobra, dobra – westchnął tylko nadal chichocząc pod nosem. Z oczu blondyna znikła nienawiść, a na jego usta wstąpiło coś, co każdy inny nazwał by grymasem złości, ale Harry dostrzegł w tym cień uśmiechu.
Draco już miał kontynuować swój obchód, kiedy nagle Potter zawołał za nim.
– Ej Malfoy, wczoraj wypadł ci dziennik z torby. Mam go u siebie, oddam ci może podczas... – Nie dokończył, bo wyraz twarzy Ślizgona momentalnie się zmienił. Rysy stężały, usta ściągnęły się tak, że teraz przypominały wąską kreskę.
Spojrzał na Harry'ego z powagą.
– Oddaj. Mi. Teraz. – Warknął.
Potter, zdziwiony jego zachowaniem, odparł:
– Przyniosę ci go na śniadanie, wyluzuj.
Teraz na twarzy Malfoya malowało się zaskoczenie i dezorientacja.
Na ten widok trudno było się nie śmiać, więc brunet znowu zachichotał i udał się do wieży Gryffindoru.
* * *
Draco wpadł do dormitorium i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi.
Kurwa! A jeśli ten cholerny Potter przeczyta jego zapiski?
Kogo ja oszukuję! Pewnie gryfońska ciekawość już dawno kazała mu przejrzeć ten zeszyt! – Pomyślał, nerwowo krążąc po pokoju. – Nie, żebym ja nie zrobił tego samego, gdyby wpadł mi w ręce jego dziennik, ale to nie oznacza, że on może to robić!
Pierdolony Potter, pierdolony dziennik. Dlaczego akurat Bliznowaty musiał go podnieść?!
Usiadł na łóżku i zaczął masować sobie skronie.
– Spokojnie, Draco, tylko spokojnie– powiedział do siebie. – Nawet jeśli przeczytał to i tak jest za głupi, żeby cokolwiek z tego zrozumieć – pocieszał się.
Kiedy wybiła za kwadrans ósma wyszedł z lochów i swoje kroki skierował w stronę Wielkiej Sali. Przy stole zauważył swoic przyjaciół, Blaise'a i Notta, a poza nimi kilka osób z młodszych klas.
Dosiadł się do nich i zabrał do jedzenia, kiedy nagle wśród uczniów wchodzących do Sali mignęła mu znajoma, czarna czupryna.
* * *
Harry nadal śmiejąc się pod nosem, otworzył drzwi do dormitorium. Założył szkolną szatę i zerkając przelotnie na zegarek stwierdził, że pora udać się na śniadanie.
Miał już wyjść, kiedy nagle przypomniał sobie o dzienniku Malfoya. Wrócił się i pochwyciwszy zeszyt, wyszedł z wieży.
W drodze do Wielkiej Sali jeszcze raz przekartkował brulion, doszukując się w nim jakichś słodkich sekretów Draco, ale nic nie znalazłszy, westchnął i zamknął notatnik.
Resztę drogi pokonał zastanawiając się nad taktyką, jaką obejmą na dzisiejszym meczu. Nawet nie zauważył, kiedy wszedł do Wielkiej Sali. Otrząsnął się z rozmyślań i ruszył w stronę stołu Gryffindoru, gdy ktoś go zatrzymał łapiąc za nadgarstek. Po jego ciele przeszedł dreszcz wywołany pod wpływem chłodnej dłoni.
– Potter! – Harry poznał ten oziębły głos. – Zeszyt! – Syknął Malfoy.
Brunet bez słowa wręczył mu dziennik i usiadł przy stole.
– O, cześć Harry – przywitała się Ginny. - Gotowy na dzisiejszy mecz? Damy Ślizgonom popalić!
Potter uśmiechnął się i przytaknął.
– Mam już pewien plan, ale to wyjaśnię wam na boisku. – Powiedział, z uśmiechem sięgając po tosta.
* * *
– Wszystko zrozumiane? Coś powtórzyć? Nie? No to mecz czas zacząć! – Zarządził Harry.
Wszyscy Gryfoni wstali i ochoczo wyszli z szatni. Przywitały ich wiwaty szkarłatno – złotej części trybun i gwizdanie zielono – srebrnej. Ku zadowoleniu Pottera, kibicowała im także większość Krukonów i Puchonów.
Harry wraz z drużyną podeszli do zespołu Ślizgonów i przywitali się niechętnie. Na gwizdek pani Hooch wszyscy wzbili się w powietrze. Brunet natychmiast ogarnął boisko wzrokiem w poszukiwaniu złotego błysku.
Jest! Tam w na wysokości około 10 metrów w prawym rogu.
Harry natychmiast pomknął w stronę znicza, lecz niestety Malfoy zauważył go i natychmiast ruszył za nim.
Lecieli łeb w łeb, co jakiś czas zderzając się barkami. Nagle Potter zauważył złotą smugę tuż przy ziemi. Przyspieszył i wyciągnął rękę, aby złapać znicz, gdy nagle Draco uderzył w niego z impetem tak, że oboje poturlali się po trawie. Upadli na murawę, Malfoy nad Potterem.
Leżeli tak przez kilka sekund, Blondyn podpierał się dłońmi o ziemię patrząc w zielone tęczówki rywala. Nagle Draco zaczął niebezpiecznie zbliżać usta do Harry'ego. Potter przerażony zrzucił z siebie Malfoya i z krzykiem "Co tu się odjebało?!" na ustach, wskoczył na miotłę i szybko odleciał, byle dalej od Draco, zostawiając go zmieszanego i zdezorientowanego na trawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro