Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#33

GWEN

 Weszłam na stołówkę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich przyjaciółek. Zauważyłam, że siedziały przy jednym ze stolików niedaleko żywopłotu. Powoli zaczęłam zmierzać w ich stronę. Pierwsza zauważyła mnie Lonnie, która od razu zaczęła mi machać. Dziewczyny nie były same. Przy stoliku siedział również Aziz i Carlos. Ostatnie czego pragnęłam, żeby zwierzać się w ich obecności. Córka Mulan podbiegła w moją stronę i wzięła pod ramię. Była naprawdę szczęśliwa.

- Nie zgadniesz - pisnęła.. Otworzyłam usta, żeby się odezwać, ale pośpiesznie weszła mi w słowo - W sumie to i tak ci powiem. Aziz zaprosił mnie na Bal Maskowy! Czy to nie cudowne! - dodała jeszcze bardziej szczęśliwa. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. 

- Och Lonnie! To świetna wiadomość i naprawdę się cieszę twoim szczęściem - przytuliłam ją. Przynajmniej syn Aladyna odważył się zaprosić ją na bal. Byłby ostatnim idiotą, gdyby tego nie zrobił. - A masz już sukienkę? Zostało niewiele czasu, a wszystkie najlepsze krawcowe są zapracowane po uszy - spojrzałam na nią. Machnęła ręką.

- O to nie muszę się martwić. - powiedziała. Podeszłyśmy do naszego stolika. Usiadłam obok Ruby. Moja przyjaciółka pośpiesznie na mnie spojrzała i zmrużyła oczy.

- Gwen, wszystko gra? - spytała cicho. Przewróciłam oczami, po czym pokręciłam przecząco głową.

- Chyba pójdę sama na ten bal - powiedziałam obojętnie. Widziałam, że zarówno Lonnie jak i Ruby czekały na wyjaśnienia, ale chłopcy też. - To nic takiego - dodałam i wzięłam się za mój lunch. 

- Wiesz, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi i zawsze możemy ci pomóc? - spytał Aziz. 

- Wiem, ale to nic takiego - odparłam pewna siebie. Dostałam wiadomość. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. - Super, Audrey pojechała do SPA z wróżkami chrzestnymi. Nie będzie jej przez kilka dni - dodałam i westchnęłam.

- Czym się przejmujesz? Bez niej jest lepiej - powiedziała Lonnie. 

- Chce z nią w końcu pogadać. To moja siostra. Nie możemy się unikać - spojrzałam na nich. Niechętnie przyznali mi rację. Spojrzałam na swoją tackę z jedzeniem, ale przestałam być głodna. Byłam zła, smutna i przygnębiona jednocześnie. Zdenerwowałam się na Jaya za to co zrobił. Może on tak naprawdę nic do mnie nie czuł, a ja sobie coś ubzdurałam. Nie mogłam być na niego zła jeśli nic do mnie nie czuł, ale myślałam, że między nami mógłby być coś więcej. Było mi przykro, że nakręciłam się na to, że zaprosi mnie na bal, a poprosił o jakieś głupie korki z chemii. Może powinnam mu była odmówić? Chciałam o tym porozmawiać z dziewczynami, ale były zbyt zajęte rozmową z chłopakami. Nie wiedziałam, gdzie podziała się Skye. Brakowało mi kogoś z kim mogłabym porozmawiać. 

- Ruby - usłyszałam głos Evie - Pamiętasz, że masz dzisiaj przymiarki po zajęciach? - spytała córki Roszpunki. Blondynka uśmiechnęła się od ucha do ucha w stronę córki Złej Królowej.

- Będę punktualnie razem z Carlosem - odpowiedziała radośnie. Evie uśmiechnęła się szeroko.

- Bardzo się cieszę. Będę czekać. Poza tym Jane cię szukała. Mówiła, że miałaś dla niej przygotować jakieś zaproszenia - dodała niepewnie. Moja przyjaciółka zerwała się na równe nogi.

- Kompletnie o tym zapomniałam. Zostawiłam je w swoim pokoju. Dziękuję Evie. Carlos chodź - zabrała swoje rzeczy i pobiegła w stronę Akademika. Carlos ruszył za nią. Córka Złej Królowej skierowała się do szkoły. 

- Evie! - zawołam za nią i pobiegłam w jej stronę. Odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem. - Masz chwilę, chciałabym z tobą porozmawiać - dodałam, kiedy na mnie spojrzała.

- Tak, ale dosłownie chwilę. Muszę jeszcze zrobić kilka rzeczy, a ta przerwa jest zdecydowanie za krótka - powiedziała. Skierowałyśmy się do szkoły. - Więc, o co chodzi? - podeszła do swojej szafki i ją otworzyła.

- Chodzi o Jaya. - powiedziałam i zerknęłam na nią. Odwróciła wzrok od szafki i spojrzała w moją stronę - Czy jemu jeszcze na mnie zależy po tym nieprzyjemnym incydencie? - spytałam cicho i niepewnie. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Co masz na myśli? - zamknęła szafkę i oparła się o nią plecami.

- Spytam wprost. Czy Jay ma już partnerkę na Bal Maskowy? Bardzo bym chciała z nim pójść, a boję się, że on nie zrobi tego kroku i nie wiem co robić...

- Być cierpliwą. - uśmiechnęła się od ucha do ucha - Jeśli będzie chciał to cię zaprosi. Możesz być spokojna. Jay dalej jest w ciebie wpatrzony, tylko on nie umie okazywać uczuć. Przepraszam Gwen muszę iść. Pamiętaj jutro o przymiarkach - powiedziała pośpiesznie i odeszła. Patrzyłam jak odchodziła. Wiedziałam jeszcze mniej niż przed rozmową z nią. Oparłam głowę o szafkę i zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Za bardzo wszystko brałam do siebie. Spojrzałam na wyświetlacz. Miałam jeszcze chwilę, więc poszłam poszukać sali, gdzie miałabym się spotkać z Jayem. 

****

  Po lekcjach siedziałam w sali muzycznej. Tylko tą klasę udało mi się załatwić. Jay dał mi znać, że chwilę się spóźni, więc wykorzystałam czas, aby popracować nad piosenką na Festiwal Morza. Była już prawie gotowa, ale brakowało jej kilku zwrotek. Co jakiś zerkałam na telefon, aby sprawdzić czy nie dostałam wiadomości od rodziców lub Audrey. Wiedziałam, że wyjechała, ale miałam nadzieję, że da jakiś znak życia.  Próbowałam się z nią skontaktować, ale na marne. Czułam, że była jeszcze na mnie zła  i na cały świat, ale nasza relacja nie mogła tak dłużej wyglądać. Byłyśmy siostrami, potrzebowałyśmy siebie nawzajem. Przynajmniej ja jej potrzebowałam jako straszą siostrę, ale szkoda, że ona tego nie rozumiała. 

  Grałam na pianinie fragment swojej piosenki na pianinie. Wprowadzałam zmiany na bieżąco. Dla mnie była idealna. Usłyszałam jak ktoś wszedł do sali. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam w drzwiach Bena.

- Cześć - uśmiechnęłam się i zamknęłam zeszyt z piosenką - Co tam? - spytałam i odwróciłam się w jego stronę. Wszedł głębiej do sali.

- Szukałem cię. Chciałbym z tobą porozmawiać. Jak przyjaciel z przyjaciółką - wziął krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Pokiwałam głową. - Nie miałem okazji przeprosić ciebie i Audrey za to wszystko co się wydarzyło od meczu. Czuję się za wszystko winny... - spuścił wzrok.

- To nie twoja wina Ben. Wiesz jaka jest Audrey. Chciała czegoś więcej, a ty od zawsze mi mówiłeś, że to nie było to. - westchnęłam - Mamy napięte relacje, ale nikt nie stracił tyle co ona w tak krótkim czasie. Jest mi jej szkoda, ale ona sama na to wszystko sobie pracuje... - odezwałam się. Powiedziałam szczerze co myślałam.

- Jak ona się czuje. Od dwóch dni nie było jej w szkole..- spuścił wzrok. Wzruszyłam ramionami.

- Nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Nie odzywa się do mnie ani do rodziców. Pojechała gdzieś do SPA z wróżkami chrzestnymi - odwróciłam wzrok. - One są dla niej w stanie zrobić wszystko. - dodałam. Do sali zajrzał Jay. Ben pośpiesznie wstał z krzesła.

- Przeszkadzam? - spytał niepewnie Jay - Mam zaczekać? 

Ben zaprosił go do środka, po czym wstał z krzesła. 

- Właściwie to się zbieram. Nie przeszkodziłeś nam - odpowiedział do niego. Odwrócił się w moją stronę. - Jeśli możesz przekaż Audrey, że chciałbym się z nią spotkać i porozmawiać. - dodał i pośpiesznie wyszedł. Jay wszedł do sali głębiej. Napisałam wiadomość do Audrey.

- Przepraszam za spóźnienie. Harry mnie zagadał... - powiedział nieśmiało. 

- Nie ma problemu - odparłam sucho i bez emocji. - Przygotowałam dla ciebie trochę notatek i zadań. Im szybciej się za nie weźmiemy, tym szybciej skończymy i rozejdziemy się w swoje strony. - skierowałam się w stronę jednej z ławek. Położyłam torbę na stole. 

- Właściwie to znalazłem inną klasę. - odparł pośpiesznie. Byłam zaskoczona. - Przyszedłem po ciebie..

- Mogłeś dać znać w wiadomości - prychnęłam pod nosem i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Skierowałam się do wyjścia. - W taki razie prowadź - dodałam. Wzruszył ramionami, po czym wziął mnie za rękę. Nie wiedziałam co ten gest miał znaczyć, ale nie zabrałam swojej dłoni. Poczułam jak oblał mnie zimny pot, a później rumieniec. Zaczęłam się stresować. Wyszliśmy na korytarz. Kątem oka zobaczyłam, że Jay się trochę denerwował. Kiedy zobaczył, że na niego patrzyłam uśmiechnął się od ucha do ucha.

- To gdzie idziemy? - spytałam, zanim on otworzył usta.

- Poprowadzę cię, tylko musisz zamknąć oczy - zatrzymał się. Zmarszczyłam brwi. Nie za bardzo wiedziałam o co mu chodziło. Zabrałam swoją dłoń i ścisnęłam usta w cienką linię.

- Nie mam czasu na głupie zagrania - powiedziałam zła. - Mam dużo rzeczy na głowie, więc od razu przejdźmy do korków. Gdzie mamy iść? - spytałam. Sama nie wiedziałam, dlaczego się tak uniosłam. Czy to było spowodowane tym, że poprosił mnie o korki, zamiast zaprosić mnie na Bal Maskowy? Sama nie wiedziałam, ale gdy znów na niego spojrzałam poczułam przypływ złości.

- Nie pożałujesz. - powiedział beztrosko, jakby nie przejął się moimi słowami. Dobry humor wciąż mu dopisywał - Zaufaj mi - dodał. Po jego wzroku czułam, że coś kombinował. Jego zachowanie mówiło samo za siebie. Był zdenerwowany i zestresowany, ale nie chciał tego pokazać. Przewróciłam oczami, po czym mruknęłam pod nosem "Niech będzie" i zamknęłam oczy. Ponownie wziął mnie delikatnie za dłonie. - Nie podglądaj - powiedział, kiedy delikatnie mnie pociągnął. Zaczął iść.

- Nie będę - powiedziałam niechętnie. Zaczął mną kierować.  

***

  Przez dłuższą chwilę szliśmy w zupełnej ciszy. Jay mną kierował, abym się nie przewróciła. Był bardzo delikatny i spokojny. Co jakiś czas wypytywałam, czy daleko jeszcze, ponieważ byłam zniecierpliwiona. Podziałam go, że znosił moje zachowanie. Czułam, że ogarnął mnie stres. Nie bardzo wiedziałam, gdzie chciał mnie zabrać. Co on wymyślił? Poczułam jak swoimi dłońmi zasłonił moje oczy. 

- Uważaj tu są schody - powiedział. Dobrze, że mnie uprzedził, ponieważ inaczej bym się przewróciła. Powoli po nich zeszliśmy. Czułam się niepewnie, kiedy nic nie widziałam.

- Jay, daleko jeszcze? - spytałam jeszcze bardziej zniecierpliwiona. Usłyszałam jak się zaśmiał. Poczułam, że wyszliśmy na zewnątrz, ponieważ uderzył mnie podmuch świeżego powietrza. Nie za bardzo wiedziałam, gdzie szliśmy i miałam coraz bardziej mieszane uczucia.

- Już niedaleko. - powiedział cicho. Znów zaczął mnie prowadzić. Przez jeszcze chwilę szliśmy w zupełnej ciszy. Po chwili poczułam silny zapach róż od którego trochę zakręciło mi się w głowie. Dobrze wiedziałam, gdzie byliśmy. Znajdowaliśmy się w Ogrodzie Różanym Króla Bestii, jego ulubionym miejscu w całym Auradonie. Nikt nie mógł tam wejść tak bez powodu. 

- Co my tu robimy? Król się zdenerwuje jeśli dowie się, że weszliśmy na teren ogrodu... -  powiedziałam zakłopotana i zaniepokojona. Ponownie usłyszałam jak się zaśmiał. 

- Możesz być spokojna. Możemy tu być - powiedział i delikatnie odsłonił moje oczy. Otworzyłam je i rozejrzałam się dookoła. Ben nie raz mnie tu zabierał, kiedy miał wątpliwości lub potrzebował z kimś porozmawiać. Ogród Różany zawsze żył swoim życiem, przynajmniej mi się tak wydawało. Ben powtarzał, że ogród zawsze mu przypomina historię ojca i przeklęty zamek. Kiedy spoglądał na budowlę, był przygnębiony, ale nigdy nie powiedział co tak naprawdę go gryzło. Pierwszy raz byłam w ogrodzie bez Bena, a w obecności Jaya, syna Dżafara. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale od delikatnie skinął głowę w stronę niewielkiej altany, która znajdowała się przed nami. Zauważyłam stolik, dwa krzesła, świece. Jay znów wziął mnie za rękę i oboje powili skierowaliśmy się w tamtą stronę.

- Co to ma znaczyć? - zapytałam zdziwiona. Spojrzała na niego, a on uśmiechnął się szeroko.

- Niespodzianka - powiedział po chwili - Na przeprosiny - dodał i gestem zaprosił mnie do stołu. 

- Nie masz za co mnie przepraszać. To ja powinnam - zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.

- Nie Gwen. To ja nie wiem co mnie ugryzło. Mogłem się domyślić, że to wszystko była sprawka Mal. Ona byłaby do tego zdolna. - podrapał się po karku. - Chcę ci to jakoś wynagrodzić. Nie wiem czy mogę to powiedzieć na głos. ale bardzo mi na tobie zależy - dodał. Moje serce zmiękło. Jego zawahanie i niepewność była urocza. Uśmiechnęłam się do niego i wzięłam za rękę.

- Mi też na tobie zależy Jay. Zależy mi jak na nikim innym - powiedziałam. Widziałam, że dodałam mu otuchy i pewności siebie. - Więc, podobno już nie kradniesz - wypaliłam i skierowałam się do stolika, żeby przy nim usiąść. Poszedł za mną.

- No bo to prawda... - zestresował się. - Nie kradnę - uniósł ręce w geście obronnym. Zaśmiałam się.

- Nieprawda, ponieważ kradłeś moje serce - odparłam. Zaśmiał się. - To było słabe z mojej strony - sama się zaśmiałam. Podszedł i mnie przytulił. 

- Nie masz poczucia humoru, ale jesteś urocza - powiedział. Czułam wewnętrzny spokój i radość. W tamtym momencie nie potrzebowałam niczego więcej tylko jego. Pierwszy raz od dłuższego czasu byłam naprawdę szczęśliwa i spełniona. - Pani Imbryk przygotowała same smakołyki, masz ochotę? - spytał po chwili.

- Jeszcze pytasz? Nie jadłam obiadu - powiedziałam. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy nasz posiłek.

***

  Straciliśmy poczucie czasu. Siedzieliśmy wiele godzin we dwoje w bardzo przyjemnej i miłej atmosferze. To co wymyślił Jay przeszło moje oczekiwana. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała. Nie był typem romantyka i raczej sam tego nie wymyślił, ale i tak byłam po wrażeniem. 

- Po co wymyśliłeś te całe korki? Nie mogłeś po prostu mnie zaprosić? - spytałam, kiedy jedliśmy deser. Chłopak wzruszył ramionami.

- Chciałem ci zrobić niespodziankę, zaskoczyć cię czymś. - powiedział po chwili - Pani Imbryk robi wyśmienite ciasto - dodał po chwili. 

- Tu się zgodzę - przytaknęłam radośnie - To słodkie co wymyśliłeś - uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.  Przysunął się do mnie bliżej i wziął za rękę. - Coś jeszcze? - wytarłam serwetką polewę z jego podbródka.

- Wstyd na maksa - powiedział zakłopotany. Machnęłam ręką - Właściwie to tak. Mam do ciebie ważne pytanie.  - sprostował. Moje serce zabiło kilkanaście razy szybciej.

- Tak? - spytałam, a słowa ledwo przeszły mi przez gardło.

- Czy chciałabyś pójść ze mną na Bal Maskowy jak moja dziewczyna? - spytał i ścisnął moją dłoń. Poczuła ja zalała mnie fala ciepła. Na moich ustach pojawił się szeroki od ucha do ucha uśmiech. 

- Mówisz poważnie? - spytałam - Chciałbyś żebym była twoja dziewczyną? - spytałam. Pokiwał głową.

- Jeśli ty tego chcesz... 

- Tak, chcę - wypaliłam zanim dokończył. Zaśmiał się, a ja dodałam - To znaczy, tak Jay, chciałabym zostać twoją dziewczyną i z chęcią pójdę z tobą na bal jako twoja dziewczyna - powiedziałam radośnie. Widziałam, że ucieszył się. Nie wiedziałam jak miałam zareagować. Byłam bardzo szczęśliwa. Wszystko wydarzył się tak szybko, ze nigdy bym się tego nie spodziewała. 

- To od teraz jesteśmy parą? - upewnił się. Pokiwałam głową.

- Na to wygląda - zaśmiałam się - Jeśli mam być szczera, bałam się, że nie zaprosisz mnie na ten Bal.  Dlatego byłam taka oschła... - dodałam zakłopotana. Położył swoją dłoń na moim policzku.

- Nie chciałbym iść z nikim innym. Chciałem cię zaprosić, ale to musiała być coś wyjątkowego - odezwał się i spojrzał mi w oczy.

- I było - przytaknęłam. Nie mogłam oderwać swojego wzroku od jego oczu. Utonęłam w nich. Przybliżyłam się do niego. Chciałam go pocałować, ponieważ widziałam, że on też tego chciał, ale bał się zrobić ten pierwszy krok. Kiedy nasze usta dzieliły milimetry, usłyszałam głośny alarm, a niedługo później zobaczyłam, że królewska straż wybiegła z zamku. Skierowali się w stronę Muzeum Auradonu. Wymieniłam pośpieszne spojrzenie z Jayem. Zerwaliśmy się i chcieliśmy pobiec, aby zobaczyć co się stało, ale drogę zastawiła nam Pani Imbryk wraz z jednym ze strażników. 

- Co się stało? - zapytałam pierwsza. 

- Dostaliśmy polecenie, aby odprowadzić was prosto do Akademii. - powiedziała kobieta. 

- Ale co się stało? - spytał ponownie Jay.

- Było włamanie do Muzeum, ktoś ukradł Różdżkę Dobrej Wróżki i Księgę Merlina... - odparła roztrzęsiona kobieta.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro