Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#16

SKYE

  Nie dało się ukryć, że cała szkoła mówiła o tym co Ben zrobił po zakończeniu meczu. Nowa para Książę i Potępiona robili największą sensację. Nikt nie chciał w to wierzyć i raczej myśleli, że to raczej głupi żart. Sądząc po zachowaniu Bena to wyglądało na poważnie. Miałam wrażenie, że zachowywał się jak pod wpływem uroku, ale nie mnie to oceniać, bo nie znałam się na tym. Nie podobała mi się cała ta sytuacja. 

  Stałam na korytarzu i obserwowałam Audrey. Wszystkie jej koleżanki stały wokół niej i próbowały ją pocieszyć. Bardzo jej współczuły.. Co jak co ale starsza córka Śpiącej Królewny umiała wykorzystać sytuację, aby być w centrum zainteresowania. Fakt, współczułam jej, bo została źle potraktowana, ale im dłużej na nią patrzyłam, odnosiłam wrażenie, że jej smutek był na pokaz. 

- Hej - obok mnie pojawiła się Loonie. Na ustach miała szeroki uśmiech. 

- Cześć.O!Koleżanko widać, że dopisuje ci humor - powiedziałam, po czym otworzyłam swoją szafkę. Wyciągnęłam książki i spakowałam je do torby. Odwróciłam się do niej, a córka Mulan zamknęła moją szafkę. Zmarszczyłam zdziwiona brwi. Moja koleżanka wzięła mnie pod rękę i razem skierowałyśmy się do klasy. 

- Nawet nie wiesz jak. Wiesz jaki dzisiaj jest dzień, prawda? - spytała i zerknęła na mnie.

- Poniedziałek? - zaśmiałam się pod nosem. Szturchnęła mnie.

- Skye nie żartuj! - uniosła się, a mnie jej złość rozśmieszyła. Przewróciłam oczami, po czym pokręciłam głową.

- To jaki dziś dzień? - spytałam po chwili. Zatrzymała się i spojrzała na mnie.

- Nie pamiętasz, że umówiłaś się z Harrym na pojedynek? - uniosła brew. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Zdążyłam o tym zapomnieć, pomimo tego, że przed meczem nie dawało mi to spokoju. 

- To dzisiaj? 

- Nie mów, że zapomniałaś. - opuściła ramiona.Pokręciłam przecząco głową.

- Nie, przestań, cały czas pamiętam...

Uśmiechnęła się. 

- Jasne, przyjdź na salę wcześniej, albo nie, czekaj. Ja przyjdę po ciebie. Pogadam z Benem, myślę, że pozwoli na wcześniejszy trening - odarła szybko i zdecydowanie. Nie odpowiedziałam tylko jedynie pokiwałam twierdząco głową. Z nim to mogło być różnie sądząc po jego zachowaniu. Usłyszałam dzwonek. Pożegnałam się z Loonie i poszłyśmy w przeciwne kierunki. Udałam się do klasy lekcyjnej. Po drodze minęłam Gwen, która stała przy plakacie Festiwalu Morza. Kiedy mnie zobaczyła pośpiesznie odwróciła głowę. Westchnęłam ociężale i poszłam do klasy. Moja przyjaciółka wciąż była na mnie zła, więc nawet nie próbowałam z nią rozmawiać. Z resztą i tak byłam spóźniona na lekcję. Weszłam do klasy. W sumie poza mną i nauczycielem był jeszcze Doug, który siedział z nosem w zeszycie. Cicho weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce. Wyciągnęłam książki z torby. Najwidoczniej nauczyciel czekał aż reszta przyjdzie. Odwróciłam głowę w stronę okna. Na boisku chłopacy mieli trening. Jay i Carlos biegali okrążenia wokół boiska. Syn Dżaffara był w o wiele lepszej kondycji niż Carlos. Biało-włosy chłopak ledwo go doganiał, a wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Próbowałam znaleźć Azziza, ale nie widziałam go. Od wczoraj do nikogo się nie odzywał, a mnie to niepokoiło. Nie dawał znaków życia. Był naprawdę przygnębiony po tej całej sytuacji na meczu. Spojrzałam na trybuny, gdzie siedział Harry. Obserwował kolegów, a jednocześnie czytał książkę. Przyjrzałam mu się. Wbrew pozorom miał przyjazne dla oka rysy twarzy. Wczoraj zauważyłam coś dziwnego, coś czego nie zauważyłam wcześniej. Chłopak, kiedy się spinał jego rysy były o wiele wyraźniejsze, a to zaliczało się do jego uroku. Syn Kapitana Haka zrazem mnie niepokoił, a jednocześnie intrygował. Coś mnie w nim przyciągało i pociągało. To była bardzo dziwna i niezrozumiała siła. Z drugiej strony świadomość, ze to syn Kapitana Haka mnie od niego odpychała. Nawet nie umiałam tego wyjaśnić. Lubiłam go na swój sposób, ale go nienawidziłam i się go bałam.  Miałam koszmarnie mieszane uczucia. To był dzień, który miał zmienić wszystko. Jeśli wygrałabym z nim pojedynek dałby mi spokój, ale jeśli przegrałabym musiałbym z nim spędzić trochę czasu na tak zwanej "randce". Moje myśli nie wyrabiały i nie nadążały nad tym wszystkim...

***

 Trwała przerwa obiadowa. Siedziałam sama na stołówce w moim ulubionym stoliku z dala od wszystkich. Ruby, Gwen i Loonie poszły na pilne zebranie cheerleaderek, a Jane na spotkanie w sprawie Balu Maskowego. Postanowiłam nie marnować czasu i wciągnęłam zeszyt do chemii. Zajęłam się zadaniem domowy. Co prawdo miałam je zrobić na przyszły tydzień, ale nie chciałam tego odkładać na później. Nie lubiłam nic robić na ostatnią chwilę. 

- Tu wolne? Mogę? - usłyszałam głos Harry'ego. Przewróciłam oczami, po czym spojrzałam na niego. Przy nim musiałam udawać obojętność. Rozejrzałam się dookoła.

- Jest tyle wolnych miejsc, to czemu chcesz akurat tutaj? - uniosłam brew. 

- Mogę czy nie? - powtórzył pytanie. Zacisnęłam usta w cienką linię. Zabrałam swoją torbę i zrobiłam mu miejsce. Powinnam być wredna, ale nie lubiłam, nawet jeśli chodziło o niego. 

- Jak musisz - rzuciłam obojętnie. Usiadł obok mnie, a ja wróciłam do zadania z chemii. Chłopak zajął się swoim posiłkiem w ciszy. Czułam od niego dziwną i nieprzyjemną aurę. Negatywne emocje, które z marszu wpłynęły na mnie. Spojrzałam na niego jeszcze raz. - Gdzie twoi przyjaciele? - spytałam. Zawsze trzymał się z nimi, a teraz był bez nich, a to było bardzo dziwne. Posłał mi lodowate spojrzenie i wrócił do swojego posiłku.

- To nie są moi przyjaciele. Ja nie mam przyjaciół - odpowiedział zły. Zdziwiły mnie jego słowa i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć dodał: - I tak tego nie zrozumiesz..

- To mi wytłumacz - zamknęłam zeszyt i schowałam go do torby. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do niego.

- Skye przestań - rzucił obojętnie, po czym podniósł na mnie swój wzrok - Nie chcesz tego rozumieć - uniósł brew.

- Wręcz przeciwnie Harry.

Przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem, ale zrobił to na tyle cicho, że nawet nie usłyszałam. 

- Nie masz zamiaru odpuścić? - spytał.

- Twoja złość wpływa na mnie, więc raczej nie - powiedziałam po chwili. 

- Widziałem, że robiłaś zadanie z chemii. Wiesz, że mamy tydzień żeby je zrobić? - spytał. Próbował na siłę zmienić temat. 

- Wiem, ale chciałam to zrobić wcześniej, bo nie lubię robić nic na ostatnią chwilę. Harry nie odwracaj mojej uwagi. Zacząłeś temat to go skończ - szturchnęłam go, a on się zaśmiał. Wiedział, że robi mi na złość, a go to bawiło. Jak na napięte stosunki między nami, ta rozmowa była dość przyjemna. 

- Dobra - podniósł ręce w geście obronnym. Na jego ustach zagościł chytry uśmiech, a w oczach pojawił się błysk - Opowiem ci o tej całej sytuacji na jak wygram dzisiejszy pojedynek, a ty pójdziesz ze mną na randkę - powiedział po chwili zastanowienia, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. 

- Nawet nie ma takiej opcji. Ja dzisiaj wygram, a ty w końcu dasz mi święty spokój i nie będę musiała cię więcej słuchać, a tym bardziej oglądać. Dostanę również twój hak jako satysfakcję z wygranej - uniosłam brew. 

- Wiesz co? - spytał, po czym ściągnął swój hak z którym się nie rozstawał i położył na stole. Przysunął go w moją stronę, czym mnie bardzo zdziwił, a ja nie za bardzo rozumiałam jego zachowanie. - To możesz sobie wziąć, ja tego nie potrzebuję. Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy na pewno chcesz, abym dał ci spokój? - spytał, a kiedy na niego spojrzałam spojrzał mi w oczy. Przez całe moje ciało przeszła fala ciepła i pospiesznie odwróciłam wzrok. Im bardziej o tym myślałam, chyba tego nie chciałam. Zagiął mnie swoim pytaniem. Okazało się, że wcale nie był taki za jakiego go miałam. Chociaż widziałam, że próbował mnie zbić z tropu i odciągnąć moją uwagę. Usłyszałam dzwonek. Wstałam pośpiesznie, a on złapał mnie za rękę - Skye odpowiesz mi? 

-Jeszcze nie wiem czego chcę. A ten swój hak możesz sobie wsadzić wiesz gdzie, nic nie ugrasz takim zachowaniem. Uczciwie go dzisiaj wygram - powiedziałam pośpiesznie. Nie chciałam się spóźnić na lekcję -Puść mnie, muszę iść - spojrzałam na niego zła. Zrobił to od razu. Zabrałam swoje rzeczy i od razu odeszłam. Dzwonek był moim wybawicielem przed odpowiedzeniem na jego pytanie. Poszłam w stronę klasy. Musiałam z kimś porozmawiać na ten temat i najchętniej zrobiłabym to z Gwen. Była moją przyjaciółka i ona powiedziałaby mi co mam zrobić, a przede wszystkim co to wszystko znaczy. Mogłam na niej polegać. Jedyne czego żałowałam to tego, że się do mnie odzywałam i nie mogłam jej prosić o pomoc.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro