Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#12

SKYE

W nocy nie mogłam zmrużyć oka. Wciąż myślami  byłam przy zakładzie z Harry'm. Pomimo wcześniejszej pewności, obawiałam się, że mogłam przegrać z nim przegrać pojedynek. Randka z nim była ostatnią rzeczą jaką chciałam w życiu, a jeśli bym przegrała, musiałabym to zrobić. Najważniejsze było trzymanie się na baczności. To mogło być jego zagranie i tak naprawdę to nie byłaby randka, a może coś innego...

  Nie chciałam o tym myśleć. Przewracałam się z boku na bok, ale nie mogłam spać. W głowie miałam za dużo myśli. Spojrzałam na Gwen, która od dawna spała. Ona nie miała żadnych zmartwień, poza tym, że podobno Jay ją podrywał. Syn Dżaffara nie był taki zły.  Cwaniak z niego i kombinator, ale taka natura złodzieja. Może Gwen skradła jego serce, ale on jej na pewno  nie. Chociaż jak o nim opowiadała, mówiła coś innego, a jej gesty zdradzały wszystko. Prawdopodobnie nie chciała się przyznać, że coś w Jayu ją do niego przyciąga. Podobnie Ruby. Córka Roszpunki była po uszy zakochana w Carlosie, ale też tego nie chciała powiedzieć na głos. Wystarczyło, że jej zachowanie mówiło samo za siebie. Zalewała się rumieńcem na samą myśl o synu Cruelli de Mon.

 Chciałabym się zakochać, ale jak na razie nie znalazł się chłopak, który by przykul moją uwagę.Nie czułam nic do żadnego chłopaka, a jedyny chłopak który się mną interesował to syn Aladyna. To był mój najlepszy przyjaciel i chciałabym, aby tak zostało. Azizz to skarb, mogłam mu powiedzieć dosłownie o wszystkim. Jeśli miałam problem, zawsze mi pomagał. Właśnie dlatego kochałam go po przyjacielsku.

 Usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam bardzo zdziwiona. Spojrzałam na zegarek. Było bardzo późno. Kto mógł przyjść o tej porze? Pukanie do drzwi na szczęście nie obudziło Gwen, która miała mocny sen. Wstałam po cichu i poszłam otworzyć. Zobaczyłam Ruby. Zdziwiłam się jeszcze bardziej.

- Obudziłam cię? - spytała cicho. 

- Nie - westchnęłam ciężko - Nie mogłam spać - dodałam i uniosłam brew.

- Ja też nie mogę spać - spojrzała na mnie. - Denerwuje się dzisiejszym dniem - wzięła głęboki wdech. Wpuściłam ją do środka. Usiadła na moim łóżku. 

- Dlaczego? - zdziwiłam się. Dziewczyna wzruszała ramionami.

- Szczerze? Sama nie wiem. Nigdy nie stresuję się przed meczem - sama była zdziwiona. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Skrzyżowałam ręce na piersi.

- Może Carlos tak na ciebie działa - odezwałam się po chwili. Zmroziła mnie spojrzeniem, po czym znów westchnęła.

- Nie żartuj - pokręciła głową. Widziałam, że zalała się delikatnym rumieńcem. Jej zachowanie mówiło wszystko. Samo imię syna Cruelli de Mon przyprawiało ją o rumieńce i szeroki uśmiech. - Nie wiem co mam zrobić. Przyszłam do ciebie, bo coś czułam, że nie będziesz spać. Gwen często mówi, że nie sypiasz po nocach - wzruszyła ramionami. 

- I co w związku z tym? - zmarszczyłam brwi.

- Liczyłam, że jak chwilę pogadamy to może zrobię się chociaż trochę senna - spojrzała na mnie. Przewróciłam oczami i usiadłam obok przyjaciółki. Westchnęłam ciężko.

- Kiedy nie mogę spać, piję szklankę mleka. To mi trochę pomaga - zastanowiłam się chwile. Pokiwała głową, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Wstała pośpiesznie.

- To może być dobre - uśmiechnęła się. Skierowała się do wyjścia. Chciałam się położyć, ale jeszcze spojrzała w moją stronę. - Pójdziesz ze mną? - spytała po chwili. Zmarszczyłam brwi.

- Gdzie? 

- Do kuchni. Skye nie daj się prosić... - westchnęła. Ponownie spojrzałam na zegarek. 

- Zwariowałaś? Jest tak późno, a ty chcesz się kręcić po szkole? - wiedziałam, że Ruby miała głupkowate pomysły, ale włóczenie się po szkole o tak późnej porze było najgorszym na co mogła wpaść. 

- Proszę, sama mówisz, że to ci pomaga na sen, może mi też pomoże... - popatrzyła błaganie. Pokręciłam przecząco głową i nakryłam się kołdrą. Nie miałam ochoty, a poza tym miałyśmy kłopoty gdyby ktoś nas nakrył. Ruby wyszła zdenerwowana. Przewróciłam się na bok, ale nie minęło pięć minut, a znów wstałam. Miałam delikatne wyrzuty sumienia. W sumie sama jej podsunęłam ten pomysł, a poza tym gdybym z nią nie poszła męczyłoby mnie to przez reszty nocy. Sięgnęłam po bluzę i buty. Wyszłam za nią.

- Wiedziałam, że zmienisz zdanie - usłyszałam jej głos. Złapałam się za serce. Nie miałam pojęcia, że stała cały czas pod moim pokojem. Moje serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej.

- Niby skąd? - wzięłam jeden głęboki oddech.

- Nie zostawiłabyś mnie - zaśmiała się - A poza tym wymykanie się w środku nocy to twój chleb powszedni - dodała. Chciałam jej coś odpowiedzieć, ale zakryła mi usta i pociągnęła za rękę w stronę kuchni. Fakt wymykałam się czasami w środku nocy, ale tylko i wyłącznie na dwór, a nie żeby myszkować po kuchni. Gdyby szef się o tym dowiedział, miałybyśmy spore kłopoty...

***

- W lewo, a nie prawo. Dobrze ci mówiłam - przewróciłam oczami i weszłam w ciemny korytarz. Ruby poszła zaraz za mną. Prychnęła.

- Co ja poradzę, że w nocy te wszystkie korytarze wyglądają tak samo? - pisnęła zirytowana. Zmarszczyłam brwi.

- W dzień też się gubisz - zauważyłam. Zamilkła. Weszłyśmy do stołówki. Przeszłyśmy między stołami i dotarłyśmy do korytarza, który prowadził do kuchni. W połowie usłyszałyśmy jakieś głosy. Zatrzymałam Ruby i położyłam jej palec na ustach. Była zdziwiona. Wymieniłyśmy pośpiesznie spojrzenie. Obie wsłuchałyśmy się w głosy.

- Kto to? - spytałam cicho. Ruby wzruszyła ramionami.

- To nie jest na pewno pora szefa kuchni - powiedziała po chwili. Zrobiłyśmy kilka kroków do przodu. Powoli docierały do nas głosy. Z każdą chwilą stawały się coraz bardziej znajome. Tego nie można było pomylić z nikim innym. To nowi uczniowie, Potępieni.. Na ustach Ruby pojawił się znaczący uśmiech. Chyba do niej również dotarło kogo tam mogłyśmy zastać. Odetchnęła głęboko i chciała wejść do środka, ale ją zatrzymałam. Zmroziła mnie spojrzeniem.

- O co chodzi? - spytała zdziwiona. Zmarszczyła brwi.

- Co oni robią w kuchni o tak później porze? - spojrzałam na nią. Dla mnie to nie było normalne. Córka Roszpunki przewróciła oczami. 

- Może to samo co my, weź wyluzuj - powiedziała i weszła do środka. Westchnęłam ciężko. Może miała rację. Od razu do głowy przychodzą mi niecne plany do jakich mogliby być zdolni Potępieni. Pokręciłam głową, aby odrzucić od siebie wszystkie złe myśli i skojarzenia. Weszłam za Ruby. Rozejrzałam się po kuchni. Nie myliłam się. Cała piątka była w kuchni. Chłopacy siedzieli i obserwowali jak dziewczyny przygotowywały masę. Kiedy nas zobaczyli wyraźnie się spięli.

- Nie za późna pora na wypieki? - spytałam. Córka Diaboliny spojrzała na mnie, a później na moją towarzyszkę. Na jej ustach pojawił się blady, ale szery uśmiech. Przerwała mieszanie masy i oparła ręce na blacie.

- Nie za późno na węszenie po kuchni? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Tu nas miała. Sama węszyłam i ona zrobiła to samo. Obie byłyśmy dociekliwe. Evie zachichotała pod nosem, kiedy zobaczyła, że nie mogłyśmy się z Ruby odezwać. - Jak już musicie wiedzieć, mieliśmy ochotę na ciastka - dodała po chwili. Córka Roszpunki uniosła brew.

- O takiej godzinie? - spytała Ruby. 

- A wy co tu robicie? spytał Jay. 

- Jeśli już musicie wiedzieć, przyszłyśmy po szklankę mleka. To pomaga na sen - odparłam szybko. Chłopak pokręcił głową i nie miał już pytan. Fioletowo-włosa dziewczyna wróciła do mieszania masy na ciastka. Evie dosypywała jej składniki.

- Słyszeliśmy, że wasze ciastka są świetne. W ciągu dnia nie mamy okazji, żeby upiec ciastka, więc robimy to w nocy - powiedziała córka Złej Królowej z ekscytacją w głosie.

- To jest prawda - odarła szybko Ruby. Dziewczyna była wniebowzięta. - Chociaż one i tak nie umywają się do ciastek, które robi moja mama. - dodała po chwili zastanowienia. Dziewczyny spojrzały na nią, po czym wymieniły spojrzenie. 

- Możecie dodać trochę czekolady do ciastek - podrzuciłam im luźną propozycję. Rozejrzałam się i zauważyłam szafkę z dekoracjami. Podeszłam do niej i zaczęłam szukać płatków czekoladowych. Moja koleżanka dalej ciągnęła "wykład o cistach swojej mamy". Podszedł do mnie Harry i pomógł mi szukać. Nawet na niego nie spojrzałam. 

- Najlepsze są ciastka ze szklanką ciepłego mleka - usłyszałam Ruby. Zobaczyłam, że wyciągnęła karton mleka oraz poszła po szklankę. Razem z Harrym jednocześnie wyciągnęliśmy płatki czekoladowe. Podałam mu ją i schowałam skrzynkę do szafki. Oboje podeszliśmy do dziewczyn. Evie wzięła czekoladę od syna Kapitana Haka.

- Mój tata zawsze piekł ciasta, siadaliśmy razem w oknie,oglądaliśmy gwiazdy, a on opowiadał mi o swoich niezliczonych przygodach w Nibylandii. - powiedziałam po chwili. Z czasem z tego wyrosłam. Na moich ustach pojawił się chwilowy uśmiech, który zaraz znikł. Starałam się nie wracać do tych wspomnień. 

- Twój tata opowiadał ci o przygodach w Nibylandii? - spytał Harry. Spojrzałam na niego i pokiwałam delikatnie głową. W jego głosie wyczułam emocje. Powiedział to ze smutkiem i zdziwieniem. Do tej pory zawsze ze mnie szydził, mówił z pogardą, a nie usłyszałam tego w jego głosie. 

- A tobie tata nie opowiadał? - spytałam zdziwiona. Pokręcił przecząco głową.

- Ani mi, ani moim siostrom nigdy nic nie opowiadał - powiedział przybity. Z jego oczu znikł blask, który miał wcześniej.  Poczułam dziwne ukucie w sercu. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć. Dziwnie parzyło się na syna Haka, który był przybity jak nigdy wcześniej. To dziwne, że rozmawiał ze mną jak człowiek, bez śmiechu i szyderstwa. Otwierałam buzię, żeby coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wypływały z moich ust. Zabrakło mi języka w buzi. Stałam i obserwowałam ich, a oni patrzyli na mnie jakby czekali na moją reakcję. 

- Rodzice się nami nie przejmują - powiedziała po chwili Evie. 

- Jak to? - nic nie rozumiałam. Mal wzruszyła ramionami.

- Jesteśmy zerem. Nie liczymy się dla nich - odparła sucho i bez emocji w głosie. W moich oczach stanęły łzy. Poczułam wielki ból w sercu. Zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałam co oni przechodzili. Czułam, że życie na Wyspie Potępionych było trudne, tylko nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo.

- Myślałam, że Potępieni kochają swoje dzieci.. - westchnęłam ciężko. Pomimo tego, że nie chciałam okazać jak bardzo było mi przykro nie umiałam ukryć łez na widok ich zmartwionych buzi. Po moich policzkach spłynęły łzy. Evie odłożyła produkty i podeszła moi mnie. Przytuliła się. Mal również podeszła i wytarła łzy z moim policzków. Uśmiechnęła się blado.

- Jeśli my o tym nie myślimy ty też nie myśl. Nie przejmuj się nami. Nie każdy ma takie życie jak wy - szepnęła Mal. Przytuliłam Evie mocniej. Słyszałam jak westchnęła ciężko. Chłopacy odwrócili wzrok. 

- Skoro wiem jakie mielicie ciężko życie nie będę w stanie o tym nie myśleć - spojrzałam na córkę Złej Królowej. Dziewczyna machnęła ręką.

- Tutaj zaczęliśmy nowy rozdział. Nie chcemy żyć przeszłością - powiedziała szybko i z delikatnym uśmiechem. Wzięłam głęboki wdech. Wróciła Ruby ze szklaną. Mal położyła palec na ustach. Pokiwałam delikatnie głową. Chciała, aby ta rozmowa została między nami. Córka Roszpunki spojrzała na nas.

- Coś mnie ominęło? - spytała, kiedy zobaczyła nasze miny. 

- Nie, nic - powiedziałam szybko. - Masz to co chciałaś? Możemy iść? - dodałam pośpiesznie. Była zdziwiona, ale pokiwała delikatnie głową. Wlała mleko do szklani, a karton odstawiła do lodówki. Carlos podał dziewczynie słoik miodu.

- Mleko z miodem ułatwia zasypianie, a w dodatku jest lepsze w smaku - powiedział z delikatnym uśmiechem. Ruby zalała się rumieńcem, a Carlos zawstydził. Dziewczyna wzięła łyżkę miodu i dodała do mleka. 

- Trzymam kciuki, żeby wasze ciastka wyszły - powiedziała Ruby. Wzięła szklankę i skierowała się do wyjścia. Pomachałam Potępionym i wyszłam za koleżanką.

 Przez większość drogi szłyśmy w ciszy. Cały czas byłam myślami przy tym co usłyszałam od Potępionych. Rodzicie ich nie kochali? Czy to w ogóle było możliwe? Przecież rodzicie powinni kochać swoje dzieci. Nawet nie umiałam tego przyjąć do świadomości. 

- O co chodzi? - spytała Ruby - Czemu masz taką minę? - spojrzała na mnie i się zatrzymała. Pokręciłam głową. Nie chciałam jej o niczym mówić.

- To nic takiego. Zaraz mi przejdzie - westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że Ruby by nie odpuściła.Uniosła brew po czym podparła ręce na biodrach.

- Skye... 

 Pomyślałam chwilę. Próbowałam zebrać swoje myśli w słowa, aby przekazać dobrze to co jej chciałam powiedzieć. Odwróciłam wzrok. 

- Czy wyobrażasz sobie, że twoi rodzice mogliby cię nie kochać? - spytałam cicho i niepewnie. Ruby od razu rzuciła odpowiedzią. Była delikatnie oburzona oraz zdziwiona.

- Oczywiście, że rodzice mnie kochają. Nie mogłoby być inaczej. Co to za pytanie - powiedziała pośpiesznie. Machnęłam ręką i odwróciłam się, żeby odejść.

- Tak, masz racje. To głupie pytanie i zbyt oczywiste - powiedziałam i poszłam przed siebie. Ruby mnie dogoniła. Złapała za rękę i odwróciła w swoją stronę. Wyglądała na zaniepokoją. 

- Chcesz o czymś porozmawiać? - spytała po chwili. Pokręciłam przecząco głową.

- Raczej nie. Wracajmy, jestem zmęczona i gadam głupoty. Za kilka godzin będzie bardzo ważny dzień i musisz się wyspać. - powiedziałam i znów się odwróciłam. Weszłam po schodach na górę. Ruby bez słowa poszła za mną. Skierowałyśmy się do naszych pokoi. Ruby mnie przytuliła i poszła do siebie. Weszłam do pokoju. 

 Tak jak myślałam, tej nocy nie zmrużyłam oka. Nie umiałam sobie wybić słów Harry'ego z głowy. Wciąż o tym myślałam. Byłam zdziwiona faktem, że Kapitan Hak nigdy nie opowiadał mu o Nibyladnii. Ja żyłam tymi historiami całe życie. Zawsze marzyłam, aby przeżyć coś podobnego. Może, a raczej na pewno tata miał rację. Kapitan Hak był bezduszny i w jego sercu nie było grama miłości, ale do tego stopnia, żeby nie kochać swoich dzieci? Było mi naprawdę szkoda syna Haka. Może był synem wroga mojego ojca, ale nie miałam podstaw żeby mu nie współczuć. Nie wiedziałam co miałam zrobić i jak się zachować. To było ciężkie. Jedno widziałam na pewno. Pomimo naszego pojedynku i tego jaki był wcześniej, nie będę umiała spojrzeć na niego tak jak kiedyś...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro