Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#25

SKYE 

  Całą drużyną dziewczyn, oraz Carlosem świętowaliśmy to że Ruby została kapitanem. Do córki Roszpunki to wciąż nie docierało i co jakiś czas pytała czy to na pewno nie sen. Za każdym razem się z tego śmialiśmy i uświadamialiśmy jej, że to była prawda. Dziewczyna promieniała ze szczęścia, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Sama byłam zaskoczona obrotem spraw, ale bardzo się cieszyłam jej szczęściem. Zasłużyła na to i wierzyłam, że poradzi sobie jako kapitan. Rozmawiała z dziewczynami o składzie. Zdecydowała się przywrócić wszystkie dziewczyny oraz dać szansę Jane i Melody, którym bardzo na tym zależało. Miała również zamiar pozbyć się koleżanek Audrey, które mogłyby wprowadzać nerwową atmosferę. Emocje buzowały między nami. Naprawdę cieszyliśmy się z tego, że ktoś taki jak Ruby został kapitanem. Może w końcu treningi dziewczyn stałyby się przyjemnością. Jedyną osobą, która była przygnębiona, ale nie chciała tego okazać, była Gwen. Byłam jej przyjaciółką i przede mną nie umiała ukryć smutku czy złości. Dopiłam swojego shake'a do końca i spojrzałam na przyjaciółkę.

- Pójdziesz ze mną po jeszcze jednego? - spytałam i spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się i wstała z krzesła. Przeprosiłyśmy resztę i powoli ruszyłyśmy w stronę lady. Zatrzymałam ją, kiedy byłyśmy poza zasięgiem dziewczyn. - Gwen co jest? Nie cieszysz się szczęściem Ruby? - spytałam. Jej mina mówiła wiele. Zmieszała się, a usta wygięła w dziwny grymas.

- Oczywiście, że się cieszę, ale jest mi szkoda Audrey. Wiem, że na to zasłużyła, ale to moja siostra. Jest jaka jest, ale... - zawiesiła głos, po czym odwróciła wzrok. Pomyślałam chwilę. Nie myślałam tak o tym. Audrey była jaka była, rozpuszczona i zakochana w sobie, ale czy miała w sobie chociaż odrobinę żalu - Może jej zachowanie można usprawiedliwić.. W końcu Ben z nią zerwał dla Mal, obaliliśmy ją z funkcji kapitana, a teraz będziemy próbowały jej utrzeć nosa na Pokazie Talentów. Zastanawiam się czy to nie my jesteśmy "te złe"... 

- Gwen - upomniałam przyjaciółkę. Spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona - Nie jesteśmy złe. Audrey upokarza was od lat, traktuje bez szacunku. Może zachowałyśmy się ostro, ale zasłużyła sobie na takie traktowanie. Jest podła i mściwa, zrobi wszystko żeby postawić na swoim - dodałam po chwili i zmarszczyłam brwi.

- Tak jak my. Też jesteśmy podłe. Mam mieszane uczucia, z jednej strony chciałam jej utrzeć nosa, bo na to zasłużyła, ale z drugiej przecież to moja siostra. Nie powinnam jej tego robić... - powiedziała cicho i niepewnie.

- A ona mogła ci to robić? Upokarzać cię i na każdym kroku pokazywać, że jest lepsza. Żyjesz w jej cieniu. Tyle razy to znosiłaś. Audrey nie jest złym człowiekiem, tylko nie umie się zachować. Myśli że jest lepsza od wszystkich. Sama o tym wiesz najlepiej...  wzięłam ją za ręce.

- Wiem - westchnęła - Ale mam wyrzuty sumienia. - dodała jeszcze ciszej. Przytuliłam ją mocno, aby dodać jej otuchy. Rozumiałam ją tylko trochę. Wiedziała, że Audrey była jej siostrą i czuła się źle, ale sama się na to zgodziła, wyraziła zgodę by odegrać się na niej. Gwen była dobrą osobą. Chciała we wszystkich widzieć tylko dobre strony, pomagać innym nie ważne jak zachowywali się wobec niej. - Ale tu też nie chodzi o Audrey - powiedziała i spojrzała na mnie. Skinęła głową w stronę wyjścia. Poszłam zapłacić za swojego i jej shake'a, po czym bez pożegnania z resztą wyszłyśmy z lodziarni. Wyraźnie nie chciała żeby ktoś słyszał naszą rozmowę. Skierowałyśmy się w stronę Akademii.

- O co chodzi? - spytałam po chwili. Usiadłyśmy na jednej z ławek.

- Czy ja jestem naiwna? - wypaliła po chwili.

- Słucham? - spytałam, żeby upewnić się czy dobrze usłyszałam. Powtórzyła swoje pytanie tak dokładnie, żeby do mnie dotarło. Zmarszczyłam brwi. Była dobrą osobą, wierzyła w ludzi i to, że każdy może być dobry. Ale czy była naiwna. Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem co masz na myśli? - uniosłam po chwili brew. Ona tylko westchnęła i spojrzała gdzieś przed siebie.

- Rozmawiałam z Mal. - powiedziała w skrócie. Przewróciłam oczami.

- I co ci ciekawego powiedziała? - spytałam zirytowana. 

- Powiedziała mi, że Evie przyjaźni się ze mną, bo jestem księżniczką, a Jay spotyka się ze mną dla bogactwa. - odparła cicho i zaczęła nerwowo skubać skórki wokół paznokci. Próbowała zebrać swoje myśli, otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale żadne słowa z nich nie wypływały.

- Serio wierzysz w to co mówi Mal? 

- Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby tak było, ale wiesz. To Potępieni.. - westchnęła. Położyłam dłoń na jej ramieniu - Lubię zarówno Evie jak i Jaya. Nie wiem co o tym myśleć...

- Jeśli ich lubisz, a oni lubią to dlaczego przejmujesz się tym co mówi Mal? Ona jest dziwna. Widać, że lubi robić zamieszanie. - zastanowiłam się. Nie lubiłam Mal, wydawała się inna, nieprzewidywalna i wyraźnie nie pasowało jej to, że byli tu w Auradonie. Spojrzałam na córkę Śpiącej Królewny. Była wyraźnie zmartwiona. Próbowałam jej dodać otuchy. - A rozmawiałaś z nimi? - zadałam jej pytanie. Pokręciła przecząco głową. 

- Tak jakby się z nimi pokłóciłam. Jestem przez to przygnębiona. Przez nich, Audrey... spojrzała przede siebie - Musiałam z kimś o tym porozmawiać. Muszę się zastanowić co z tym zrobić...

- Porozmawiaj z nimi. Dobrze ci radzę - odrapałam pewnie - Poza tym ja też wciąż mam mieszane uczucia co do Harry'ego, ale próbuję go rozpracować - odpowiedziałam po chwili. Zastanawiała się, a niedługo później zerwała się z ławki.

- Masz rację. Po prostu z nimi porozmawiam. Lubie ich oboje i chce im dać szansę. Nie ważne czy jestem naiwna czy nie. Nie mogę wiecznie słuchać tego co inni mówią. Szczególnie jakaś tam Mal - odpowiedziała pewna siebie. Uśmiechnęłam się. Bez żadnego pożegnania pobiegła w stronę Akademii. Zaśmiałam się pod nosem i sama zmierzyłam w tą samą stronę. Usłyszałam czyjeś wołanie i po chwili zobaczyłam Azizza, który biegł w moją stronę.

- Cześć - przywitałam go. Uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Hej Skye. Chciałem się zapytać czy masz jakieś plany na resztę popołudnia? Pomyślałem, że może poszlibyśmy na wrotki lub rowery, a później na jakiś piknik... - zaproponował. Zmieszałam się. Byłam umówiona z synem Kapitana Haka. Westchnęłam.

- Jutro jest przesłuchanie i muszę się przygotować, a jeszcze nic nie mam - zaczęłam, ale wszedł mi w słowo.

- Pomogę ci jeśli chcesz - odparł z uśmiechem. Zakłopotałam się jeszcze bardziej, a moją twarz oblał zimny pot. 

- Umówiłam się z Harrym.. - odparłam cicho. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a pojawił się grymas i niezadowolenie. Kilka razy próbował otworzyć usta, ale w końcu nic nie powiedział. Machnął ręką i odszedł bez słowa. - Azizz - zawołam za nim, ale nie odwrócił się. Zniknął w drzwiach Akademii. Było mi głupio, że musiałam mu odmówić i targały mną emocje. Przez dłuższą chwilę stałam w miejscu i nie wiedziałam co miałam zrobić. Azizz był moim przyjacielem i w ostatnim czasie się trochę od siebie oddaliliśmy. Poszłam do Akademii i pośpiesznie wróciłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam gitarę spod łóżka oraz zeszyt.  Musiałam się sprężyć i coś wymyślić. Harry miał mi pomóc, ale wydawało mi się, że bardziej by mi przeszkadzał. Poza tym nie umówiliśmy się na konkretną godzinę, więc nawet nie wiedziałam czy miałam na niego czekać. Wzięłam się do pracy sama.

***

 Pracowałam nad piosenką, ale po kilku godzinach miałam zaledwie kilka wersów. Nie wiedziałam jak miałam to wszystko zacząć i o czym dokładnie napisać. Byłam w dołku, ponieważ miałam coraz mniej czasu i powoli traciłam nadzieję, że uda mi się wymyślić coś sensownego, aby jutro wypaść dobrze na przesłuchaniu. 

 Późnym popołudniem, prawie wieczorem usłyszałam dziwne pukanie w okno. Na początku to zignorowałam, ale w końcu to zaczęło być intensywniejsze i częstsze. Odłożyłam gitarę na łóżko, zamknęłam zeszyt i podeszłam do okna. Zobaczyłam syna Kapitana Haka, który rzucał kamyczkami w okno. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam okno. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Nie mogłeś zapukać do drzwi jak normalny człowiek?Mogłeś wybić szyby w oknie..- spytałam, ale on się tylko zaśmiał.

- To byłoby nudne. Tak było ciekawiej -  odpowiedział. - Gotowa? - spytał po chwili.

- Gotowa na co? - zaskoczył mnie.

- Na randkę - powiedział jakby to było oczywiste. Zmieszałam się, po czym zaśmiałam 

- Miałeś mi pomóc z piosenką na przesłuchanie - przypomniałam mu. Pokiwał głową jakby o tym wiedział.

- Weź co potrzebujesz. Czekam na ciebie.

  Uśmiechnęłam się. Zamknęłam okno i pośpiesznie zebrałam swoje rzeczy. Chwyciłam futerał na gitarę. Do przedniej kieszeni wsadziłam zeszyt oraz długopis. Byłam podekscytowana i sama nie wiedziałam dlaczego. To tylko niewinna i jedyna randka z synem Kapitana Haka. Czego mogłam się spodziewać. Miałam motylki w brzuchu, ponieważ uświadomiłam sobie, że nie wiedziałam co on zaplanował. Włożyłam kurtkę i wyszłam z pokoju. W drzwiach minęłam się z Gwen, ale nie powiedziałam jej o niczym. Pośpiesznie odeszłam w swoją stronę. Ruszyłam biegiem w stronę wyjścia z Akademii. Niedługo później wybiegłam na dziedziniec i zaczęłam szukać syna Kapitana Haka. Wciąż stał pod moim oknem. Przyjrzałam mu się. Wyglądał przyzwoicie. Włosy nie starczały mu na wszystkie strony, były ułożone. Miał na sobie białą koszulkę, jeansy oraz skórzaną kurtkę. Odrobinę mnie onieśmielił, ponieważ ja nie naszykowałam się jakoś specjalnie.

- To gdzie idziemy? - spytałam. Skinął głową, żebym poszła za nim. Serce zabiło mi szybciej. Poszłam za nim. Po chwili znaleźliśmy się w ogrodzie za Akademią. Na chodniku stał czarny skuter. Zmarszczyłam brwi. Harry podszedł do niego i założył kask. - Żartujesz? - spytałam zdziwiona i zaskoczona.

- O nic się nie martw. Ben mnie nauczył jeździć. Pożyczył mi, bo chcę cię zabrać w jedno miejsce, ale to jest trochę daleko. Ufasz mi? - wyciągnął kask w moją stronę. Zmarszczyłam brwi.

- Słucham? - zrobiłam niepewny krok w jego stronę. 

- Czy mi ufasz? - powtórzył pytanie. Podeszłam do niego i wzięłam kask. 

- Chyba tak - założyłam go na głowę. Uśmiechnął się. Usiadłam na skuterze. 

- Musisz się mnie trzymać - powiedział zanim ruszył. Spięłam się, ale po chwili objęłam go w pasie, a on ruszył. Czułam się dziwnie skrępowana, ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało. Wyjechał z terenu Akademii i pojechał w mało mi znaną stronę. Zmarszczyłam brwi. Coraz bardziej byłam ciekawa gdzie mnie zbierał. Nie jechał szybko, co mnie pocieszyło. Byłam pod wrażeniem jego skupienia na jeździe, był bezpiecznym kierowcą. Oparłam głowę o jego plecy i przytuliłam się do niego mocniej. Poczułam się o wiele pewniej. 

  Jechaliśmy dłuższy czas. Pierwszy raz jechałam trasą, którą on wybrał, więc nie miałam pojęcia, gdzie jechaliśmy. Przez chwilę byłam pewna, że pojedziemy na Wybrzeże, ale skręcił w głąb Zaczarowanego Lasu. Jechaliśmy ścieżką, aż w końcu zatrzymał się skałkach, które rozciągały się w środku lasu. Zsiadłam pierwsza i rozejrzałam się dookoła. 

- Gdzie jesteśmy? - spytałam. Zdjął kask.

- Do celu mamy jeszcze kawałek. Musimy wejść tam na górę - wskazał na szczyt. To był kawałek do przejścia. Zdziwiłam się - Zastanawiasz się dlaczego? Może trochę ruchu pomoże nam coś wymyślić. Podsunie pomysły... - wzruszył ramionami. 

- Harry nie mamy tyle czasu... - powiedziałam po chwili namysłu. Przewrócił oczami.

- Cały wieczór i noc to sporo czasu. Więcej czasu marnujemy na gadanie o tym ile mamy do zrobienia - powiedział i zaczął iść w górę. Przez chwilę stałam i patrzyłam jak powoli znikał. 

- Czy to ma sens? - ruszyłam za nim. Odwrócił się w moją stronę idąc tyłem do trasy.

- Tak - powiedział. Wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się. - Więc co już masz? - spytał po chwili. Wyciągnęłam zeszyt z futerału.

- Niewiele - mruknęłam i spojrzałam na tekst. Przeczytałam go jeszcze dwa lub trzy razy i doszłam do wniosku, że to nie miało sensu. - Kilka słów. Prawie nic. - dodałam. Udało mi się go dogonić. Wyrwał mi zeszyt z dłoni i zaczął czytać. Próbowałam go zabrać, ale nie dałam rady. Zaczął czytać na głos.

- Gdzieś na świecie, jest miejsce. Tam gdzie możemy być ty i ja. Zadajesz mi pytanie: Jak mamy odejść stąd... Oj Skye - powiedział i dalej nie czytał. Chciałam coś powiedzieć, ale miałam taką samą opinię jak on. Ręce mi opadały. 

- Wiem. To jest beznadziejne. Nie musisz mi mówić - powiedziałam i zabrałam mu zeszyt. - Po prostu nie wiem jak to zacząć i o czym właściwie zaśpiewać... 

- Za dużo o tym myślisz. Pamiętasz. O Nibylandii zaśpiewałaś z głowy, bez pomysłu. Teraz potrzebujesz tylko impulsu. Zaufaj mi - powiedział, po czym przyśpieszył kroku. Stanęłam na chwilę i patrzyłam jak odchodził. Miał rację. Im dłużej i bardziej o tym myślałam, nie mogłam nic napisać. Potrzebowałam odpoczynku i relaksu. Ponownie ruszyłam za nim. 

***

  Po jakimś czasie doszliśmy na szczyt. Harry podał mi rękę i pomógł mi pokonać ostanie najwyższe kamienie. Weszliśmy i rozejrzeliśmy się dookoła. Widok zapierał mi dech w piesiach. Byliśmy ponad szczytami drzew. Przed nami rozpościerał się widok na cały Auradon. Mogłam zobaczyć zamek Pięknej i Bestii, który był największy i najbardziej okazały na tle innych zamków. Auradonem rządził Bestia, ale byliśmy na tyle wysoko, że dostrzegłam w oddali Królestwo Śnieżki oraz Camelot, gdzie rządził król Artur. Wyraźnie widziałam Wybrzeże, gdzie piętrzył się zamek Ariel oraz Księcia Eryka. Mojej uwadze nie umknęło Morze Spokoju, które dzieliło Auradon od Wyspy Potępionych, a owa wyspa była bardzo dobrze widoczna z naszego szczytu. Widziałam co to było za miejsce, ale nigdy nie miałam odwagi tu przyjść sama. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Spojrzałam na niebo, które powoli przybierało wieczorne barwy. 

- I jak? - spytał Harry. Próbowałam znaleźć słowa, które mogły by opisać moje wrażenia, ale nie umiałam. Zobaczyłam, że się uśmiechnął od ucha do ucha. - Twoja mina mówi, że jesteś pod wrażeniem - powiedział po chwili. Zaśmiałam się.

- Nie wiem co powiedzieć. - wydusiłam z siebie - Jak na to wpadłeś? Skąd wiesz o tym miejscu? - spytałam podejrzliwie. 

- To będzie moja słodka tajemnica - odparł. Pokręciłam głową i powstrzymałam się od zaśmiania. - Chodź, to nie wszystko - wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją delikatnie i poszliśmy kawałek dalej. Zobaczyłam nakryty koc piknikowy na którym było mnóstwo smakołyków. "Wow" wyrzuciłam z siebie i spojrzałam na syna Kapitana Haka. Widziałam, że był z siebie zadowolony. 

- Jesteś szalony - powiedziałam, a on to tylko potwierdził. Usiadł na kocu jako pierwszy. Poszłam w jego ślady - Skąd wziąłeś na to pomysł? - chciałam wiedzieć skąd w nim taka zmiana.

- Kilka osób mi pomogło. Nic szczególnego - wzruszył ramionami. 

- Chciało cię się tu dwa razy jechać i wspinać na sam szczyt? - wzięłam zerknęłam do koszyka, gdzie było jeszcze więcej smakołyków i pyszności. Pokiwał głową.

- Dla niektórych warto - powiedział i uśmiechnął się. Poczułam jak moje policzki zaczęły płonąć. Zawstydziłam się. Byłam przygotowana na wszystko, ale chyba nie na taki obrót spraw.

***

- Skąd imię CJ? - spytałam. Oboje leżeliśmy na kocu i patrzyliśmy na niebo, które było obsypane miliardem gwiazd. Poczułam jak wzruszył ramionami. Widać myślał nad tym chwilę. - No wiesz, to nietypowe imię. - dodałam. Straciliśmy poczucie czasu. Cały wieczór rozmawialiśmy o wszystkim. Opowiedziałam mu o Ruby i Audrey. Widziałam, że się tym zainteresował. On też nie lubił starszej córki Śpiącej Królewny. Przyjemnie się nam rozmawiało i przestaliśmy liczyć czas, a ja pozwoliłam sobie zapomnieć o wszystkim co mnie męczyło. Skupiłam się na tym co było tu i teraz.

- Podobnie jak Skye - zaśmiał się. Przewróciłam oczami - Captain James.* Wiesz, skrót CJ - odparł po chwili. Pomyślałam nad tym chwilę i rzeczywiście to miało sens. 

- Jakie są twoje siostry? - spojrzałam na niego. Odwrócił twarz w moją stronę.

- A jakie mają być? Obie upierdliwe, ale z Harriet mam lepszą relację. CJ jest moją bliźniaczką i ulubienicą ojca. Wszystkim się z nią dzieli. Ja i Harriet odchodzimy na dalszy plan - powiedział obojętnie i bez żadnych emocji w głosie. Zmieszałam się.

- Przykro mi - odparłam po chwili niezręcznej ciszy. Machnął ręką.

- To nic takiego. Nie przejmuję się tym. Nie zależy mi na jego łasce. Jest szalony i nieobliczalny. Nie traktuje nas jak dzieci. Tu jest zupełnie inaczej. Rodzice inaczej podchodzą do waszego wychowania. - ponownie spojrzał na niebo. - Dlaczego się tu przeprowadziłaś? 

- Moim rodzice mnie tu przenieśli. W Londynie miałam zupełnie inne życie, przyjaciół. I nagle z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Wywróciło do góry nogami. Ale ty skądś to znasz. Bez żadnego uprzedzenia zostałeś przeniesiony tu z Wyspy Potępionych. - pomyślałam chwilę, a on zamilkł. Chyba myślał o tym co mu powiedziałam. Po jakimś czasie przyznał mi rację, ale tylko po części.

- Wcześniej nie miałem nic, a teraz mogę mieć prawie wszystko. Nie mów tego Mal, ale dobrze się tu czuje. - zaśmiał się, a to wywołało uśmiech na mojej twarzy. 

- Nie trzymasz się z nimi? Dlaczego? - przewróciłam się na bok i spojrzałam na niego. Nie spojrzał na mnie i milczał bardzo długo. Wyraźnie chciał tego uniknąć. Usiadł i westchnął przeciągle.

- Na Wyspie panują trochę inne zasady. Mal rządzi jedną częścią Wyspy, a Uma drugą. Utworzyły się gangi, o ile mogę to tak nazwać. Nie lubimy się i nawzajem próbujemy sobie udowodnić, że jedni są lepsi od drugich. Taka niezdrowa rywalizacja. Nienawidzimy się i przyjazd tu był ostatnią  rzeczą jakiej chciałem. - odparł po jakimś czasie. Spojrzał na mnie. Nie był przygaszony, a w jego oczach było widać obojętność - Dlatego się z nimi nie trzymam, chodzę swoimi ścieżkami - dodał pośpiesznie z uśmiechem.

- Żałujesz przyjazdu? - spytałam po chwili i spuściłam wzrok, ponieważ bałam się, że odpowie "tak".

- Nie żałuje - odparł ku mojemu zaskoczeniu - Ponieważ teraz rozumiem co to znaczy żyć pełną życia. Tu mamy to czego nie mieliśmy tam. Zaczęliśmy nowe życie. - uśmiechnął się - I poznałem ciebie - znów na mnie spojrzał, a jego oczy prawie zalśniły. Poczułam jak moje serce zabiło szybciej. Nie spodziewałam się tego co powiedział. - A ty żałujesz, że mieszkasz tu a nie w Londynie? - spytał po chwili. Zastanowiłam się. Do tej pory nie myślałam o tym w ten sposób. Tu znalazłam wspaniałych przyjaciół, znów mogłam się oddać swojej pasji. I później pojawił się on. Syn Kapitana Haka, który namieszał w moim życiu i pomógł się otworzyć w krótkim czasie. Zrobił to czego inni nie umieli. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Bałam się jego przyjazdu. Bałam się jego, a teraz siedziałam z nim jakby nigdy nic. Nie zwracałam uwagi, że to był syn największego wroga taty czyli Kapitana Haka. 

- Ja też nie żałuje. Zaczęłam nowy rozdział, po czym pojawiłeś się ty - zaśmiałam się. Delikatnie splotłam swoją dłoń z jego. Na kilka sekund się spiął, ale później uśmiechnął. Spojrzeliśmy w niebo. Wskazałam mu dwie najjaśniejsze gwiazdy na niebie - Popatrz. Druga gwiazda na prawo, a później aż do rana. Nibylandia - dodałam. Uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Tata ci powiedział? - zapytał przez śmiech. Przytaknęłam. - Jeden mały gest, a jak cieszy - dodał. Przyznałam mu rację. Spojrzałam na niebo. Wtedy mnie olśniło. Wstałam pośpiesznie. Harry zerwał się na równe nogi.

- Mam to! - zawołałam radośnie. - Mam pomysł - powtórzyłam. Widziałam radość na jego twarzy.Zaczęłam szukać zeszytu.

- I co wymyśliłaś? - spytał i pomógł mi szukać.

- To samo przyszło. Zainspirowałeś mnie słowami:" Jeden mały gest."To właśnie o to chodzi. Tyle trzeba mi, nam do szczęścia - uśmiechnęłam się. Pokiwał głową. Spojrzałam na zegarek. Było bardzo późno. - Wracajmy. Muszę to napisać, skomponować muzykę. 

Zaczęliśmy się zbierać. Byłam szczęśliwa. Pomógł mi to wymyślić za co byłam mu naprawdę wdzięczna. Zebraliśmy się bardzo szybko. Zejście też było o wiele prostsze i szybsze. Pomimo tego, że była późna godzina. Gdy zeszliśmy na dół spakowaliśmy rzeczy na skuter. 

- Dziękuję - powiedziałam do niego, zanim wsiedliśmy na skuter. Widziałam jak się uśmiechnął.

- Podziękujesz mi kiedy przejdziesz przesłuchanie - pogłaskał mnie po policzku. Uśmiechnęłam się. Przytaknęłam na jego słowa. Wsiedliśmy na skuter i wróciliśmy do Akademii.

________________________

* w j. angielskim imię CJ jest wzięte z pierwszych inicjałów imienia Captain James Hook. W polskiej wersji brzmi Kapitan Jakub Hak, dlatego użyłam angielskiej nazwy, ponieważ nadaje to większego sensu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro