#24
RUBY
W czasie przerwy pobiegłam do swojej szafki, po książkę, której zapomniałam na biologię. Biegłam przez korytarz, ponieważ nie chciałam się spóźnić, a miałam bardzo mało czasu. Po drodze, próbowała mnie złapać Lonnie, ale olałam ją i oświadczyłam, że pogadamy później. Podbiegłam do szafki i pośpiesznie wyciągnęłam książkę. Zamknęłam ją z hukiem i kiedy miałam odejść zobaczyłam na końcu korytarza Audrey. Dziewczyna rozdawała ulotki dotyczące przesłuchań do drużyny cheerleaderek. Miała szeroki uśmiech na ustach. Jej koleżanki wieszały plakaty na ścianach. To był cios prosto w moje serce.
- Zapraszam wszystkich serdecznie. -powiedziała Audrey przez megafonu, który podała jej jedna z dziewczyn. - Jeśli jesteście wysportowane, przyjdźcie i pokażcie na co was stać – dodała. Nasze spojrzenia się spotkały. Jej było wyjątkowo jadowite. Przeszła obok mnie, po czym zaśmiała się głośno. Byłam wściekła i smutna jednocześnie. Oparłam się o szafkę. Brakowało mi treningów i oddałabym wszystko, żeby do nich wrócić. Wiedziałam, że wystarczyło przeprosić Audrey, ale nie miałam takiego zamiaru. Nie uważałam się winna, ponieważ miałam rację. Audrey nie nadawała się na kapitana i gdybym mogła obaliłabym ją z tej funkcji. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podniosłam głowę i zobaczyłam Carlosa.
- Hej Ruby, wszystko gra? - spytał zmartwiony. Pokręciłam przecząco głową. Wiedziałam, że nie mogłam go okłamać. Wiedziałby, że kłamałam. Spojrzałam na niego.
- Nie. Mam dość Audrey i jej naboru do drużyny cheerleaderek - powiedziałam zła. Zerknął w stronę dziewczyn. - Jest okropnym kapitanem i nie zasługuje, żeby nim być. – dodałam. Chciał czy nie przyznał mi rację.
- Nie przejmuj się tym. Takim ludziom jak ona nic nie uchodzi na sucho. We wszechświecie istnieje magiczne prawo. Wiesz o czym mówię? - uniósł znacząco brew. Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego.
- Karma? - spytałam, a on przytaknął. Opuściłam bezwładnie ramiona – Problem jest w tym, że karma nie dotyka takich ludzi jak Audrey. Omija ich szerokim łukiem – westchnęłam i zaczęłam się kierować w stronę klasy. Pobiegł za mną, Próbował mi wyjaśnić co miał na myśli, ale nie za bardzo go słuchałam. Zastanawiałam się co musiałam zrobić, żeby raz na zawsze utrzeć nosa córce Śpiącej Królewny. Nie chciałam być mściwa, ale byłam zdesperowana jej zachowaniem i bezkarnością. Razem z Carlosem przeszliśmy obok galerii, gdzie zobaczyłam jedno ze starych zdjęć. Miałyśmy na nich stare stroje i pompony. Zostało ono zrobione na zawodach, podczas których Audrey skręciła kostkę i nie wystąpiła, a gdyby nie moje zaangażowanie nie wygrałybyśmy tych zawodów. Zakłam usta Carlosowi, który spojrzał na mnie zaskoczony. W mojej głowie narodził się pomysł.
- Mam to – powiedziałam z uśmiechem. Zmarszczył brwi i nie za bardzo rozumiał co miałam na myśli.
- Jaki? - spytał zaskoczony. Zaczęłam szukać telefonu w torebce i nie odpowiedziałam na jego pytanie. Wysłałam wiadomości do moich przyjaciółek.
- Nie planuj nic w czasie przerwy obiadowej i po lekcjach – powiedziałam do niego. Był zaniepokojony.
- Ruby widzę szaleństwo w twoich oczach..
Zaśmiałam się i wzięłam go pod ramię.
- To nie szaleństwo, tylko chęć zemsty – powiedziałam po chwili. Spojrzałam na niego. Był zmartwiony. Uśmiechnęłam się – Nie martw się. Przecież nie zrobię jej krzywdy. Umiesz tańczyć, prawda? - spytałam zaciekawiona. Przytaknął delikatnie. Zadzwonił dzwonek i poszliśmy na lekcje...
***
W czasie przerwy obiadowej czekałam z Carlosem. Czekaliśmy na kilka osób, które odpowiedziały na moje wiadomości. Chłopak był zestresowany, ponieważ jeszcze nie wiedział co go czekało, podobnie jak reszta. Co jakiś czas dopytywał o co chodziło, ale nie chciałam mu jeszcze nic zdradzić. Zapewniałam go, że nie miał się czego bać i powinien mi zaufać. Zauważyłam, że pierwsza do nas zmierzała Skye. Niedługo później dołączyły dziewczyny z drużyny między innymi Lonnie, Ally i Gwen. Młodsza córka Śpiącej Królewny była ewidentnie nie w humorze i coś ją gryzło, ale nawet nie miałam okazji zapytać o co chodziło. Na końcu przyszła Melody i Jane. Uśmiechnęłam się ponieważ była nas spora grupka, co mnie cieszyło.
- Więc – zaczęła Lonnie. - Co to za spotkanie. Nie mamy całej przerwy – dodała. Zwróciłam się w stronę Gwen.
- Bez urazy, ale chcę dać twojej siostrze nauczkę – powiedziałam do przyjaciółki, która przytaknęła i nie wyraziła sprzeciwu. Reszta dziewczyn nie za bardzo wiedziała co miałam na myśli. Na szczęście od razu pośpieszyłam z wyjaśnieniem. Mój plan był taki, żeby pokazać Audrey, że nie udałoby jej się znaleźć takich dziewczyn jak my. Byłyśmy drużyną i nie można nas się było pozbyć jak zwykłych śmieci. Dziewczyny przyznały mi rację.
- Po lekcjach są przesłuchania – zaczęłam. - Mamy trochę czasu, a nam nie jest potrzebne wiele prób żeby nasze układy wypadały dobrze. Chcę tylko wiedzieć, czy się na to piszecie. - spojrzałam na koleżanki. Dziewczyny bez żadnego namysłu potwierdziły. Uśmiechnęłam się. - W takim razie widzimy się po lekcjach. Weźcie nasze stare stroje. - dodałam. Pokiwały głową po czym odeszły. Zostałam ze Skye i Carlosem.
- Boję się twoich pomysłów – powiedział Carlos.
- Nie masz się czego bać. Spokojnie. Twoja pomoc nam się przyda Skye – spojrzałam na przyjaciółkę. Zmieszała się po czym zmusiła do uśmiechu.
- Mogę pomóc, ale nie mam zamiaru tańczyć. - odpowiedziała pośpiesznie.
- Jak chcesz, ale nie wiesz co tracisz – powiedziałam i wzięłam się za swój obiad. W głowie miałam jedną myśl. Widziałam, że zemsta była słodka.
AUDREY
-Dziękuję, odezwiemy się do ciebie – powiedziałam do dziewczyny, która zaprezentowała układ. Spojrzała na mnie – Następna – dodałam. Oburzona rzuciła pompony za ziemię i zeszła z boiska. Przewróciłam oczami, po czym od razu ją skreśliłam. Trenerka zajrzała przez moje ramię i pokręciła głową. Widziałam jej załamanie, ale ja byłam nie ugięta. Chciałam mieć godny podziwu skład i nie miałam zamiaru przyjąć byle kogo. Zawołałam następną kandydatkę.
-Jeśli będziesz taka ostra, nikogo nie znajdziemy – powiedziała. Spojrzałam na trenerkę.
-Przecież nie wymagam aż tak wiele – uniosłam brew. Nie było nic trudnego w powtórzeniu układu, który prezentowałam. Od kandydatek wymagałam, żeby chociaż były wysportowane i ładne. Na boisko weszła Emma, córka Królewny Śnieżki. Jakiś czas temu jej nie przyjęłam, ponieważ nosiła aparat na zęby i okulary na pół twarzy. Obecnie wyglądała zdecydowanie lepiej. Zawsze była ładna, gdyby tylko wcześniej odważyła się to pokazać. Uśmiechnęłam się do niej.
-Pozwól, że zaprezentuje ci układ, a ty go powtórzysz – wstałam i odłożyłam teczkę na ławkę. Zmieszała się, a ja spojrzałam na nią zaskoczona – Coś nie tak? - spytałam, po czym skrzyżowałam ręce na piersi.
-Właściwie chciałabym zaprezentować swój własny układ, jeśli mogę... - poprosiła niepewnie. Nie taka była zasada. Nie podobał mi się ten pomysł i nie miałam zamiaru wyrazić zgody, ale trenerka odezwała się zanim zdążyłam otworzyć usta.
-Oczywiście, przygotuj się– odparła z uśmiechem. Podeszłam do trenerki. - Chociaż raz zachowaj się profesjonalnie. Dziewczyna wychodzi z inicjatywą.Widać, że jej zależy – oświadczyła. Od tego się zaczynało. Z pozoru tylko zaprezentowanie własnego układu, powolne wpływanie na resztę dziewczyn, rządzenie się i chęć obalenia mnie z roli kapitana. Nie miałam zamiaru do tego dopuścić. Chciałam mieć skład, który podporządkowałby się tylko mi. Spojrzałam na Emmę. -Gotowa? To zaczynaj – oświadczyłam ostro i nieprzyjaźnie. Wzięłam teczkę do ręki i czekałam na to, co była mi w stanie zaprezentować. Włączyła swoją muzykę. Zaczęła od powolnych ruchów. Niby nic szczególnego, ale w każdy ruch wkładała precyzję i skupienie. Tym u mnie zapulsowała, ale wolałam ją zobaczyć w szybszym tańcu. A także czy była wysportowana, a to liczyło się dla mnie najbardziej. Kiedy skończyła swoją prezentacje spojrzała na mnie zestresowana.
- Umiesz zrobić gwiazdę,szpagat? Przewrót w przód, tył Cokolwiek? - uniosłam brew.Pokiwała głową – Więc zaprezentuj – dodałam. Wzięła głęboki oddech. Z dokładnym skupieniem zaprezentowała figury o które ją poprosiłam. Nie miałam do czego się przyczepić. Była dobrą kandydatką i nie umiałam znaleźć powodu, żeby jej nie przyjąć. Rozejrzałam się po boisku i spojrzałam na grupę uczniów, którzy siedzieli na trybunach. Przyglądali się naszym przesłuchaniom.
- Zobaczymy, czy umiesz porwać publiczność.Doping i zapewnienie rozrywki publiczności też jest ważne –powiedziałam do dziewczyny. Bez żadnego sprzeciwu podeszła i zaprezentowała swój układ grupce uczniów. Wykonała też kilka okrzyków i akrobacji co bardzo im się spodobało. Wymieniłam spojrzenie z trenerką. Uśmiechnęła się. Emma wróciła do nas.
-I jak mi poszło? Dostałam się? - spytała niepewnie. Nie chciałam jej w drużynie, ale trenerka znów by mnie skarciła, gdybym kogoś odrzuciła. Wzięłam pompony i podeszłam do niej.
- Witam w drużynie – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Trochę popracujemy nad twoją pewnością siebie - dodałam. Rzuciła mi się na szyję i zaczęła dziękować. Niedługo później opuściła boisko. Spojrzałam na trenerkę.
- Oby więcej takich dziewczyn. - powiedziała. Zerknęłam w stronę boiska, gdzie trening mieli chłopcy. Moja uwagę skupiłam na Benie. Tak strasznie mi go brakowało. Nie mogłam uwierzyć, że był w związku z córką Diaboliny. Dlaczego on mi to zrobił? Czy ja byłam dla niego zła? Jak mógł mnie tak potraktować. Byłam w stanie zrobić dla niego wszystko, ponieważ go kochałam. Brakowało mi nas...
- Audrey - skarciła mnie trenerka. Westchnęłam smutno. Zobaczyłam, że przez boisko w moją stronę zmierzała Ruby. Przewróciłam oczami i uniosłam brew.
- Nie - powiedziałam z automatu. Zaśmiała się i spojrzała na mnie. - Następna - dodałam.
- Nikogo więcej nie ma - odparła blondynka i rozejrzała się dookoła. Wstałam i sama poszłam to sprawdzić. Na jej nieszczęście miała rację, a we mnie się zagotowało. Spojrzałam na nią i skrzyżowałam ręce na piersi
- I tak cię nie przyjmę - powiedziałam oburzona. Zaśmiała się i pokręciła głową.
- Myślisz, że chciałabym być w twojej drużynie. W drużynie gdzie kapitan interesuje się tylko czubkiem własnego nosa. - uniosła brew. Zacisnęłam usta w cienką linię - Broniłyśmy cię, wspierałyśmy po tym jak Ben cię rzucił, a ty pozbyłaś się nas jak śmieci. Może nie byłyśmy przyjaciółkami, ale mogłaś na nas liczyć. W końcu byłyśmy drużyną - dodała po chwili. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam, że przez boisko zmierzała reszta dziewczyn. W rękach trzymały pompony i były ubrane w stare stroje naszej drużyny. Na czele dziewczyn stał Carlos i moja siostra. Trenerka podeszła do nas i wymieniła ze mną spojrzenie. Nic nie rozumiałyśmy.
- O co tu chodzi? - spytałam zła.
- Chcę ci pokazać, co straciłaś - odwróciła się do dziewczyn. Na trybuny weszła Skye. Pomachała mi z uśmiechem i położyła magnetofon.
- Co to ma znaczyć? - byłam oburzona. Córka Piotrusia Pana puściła muzykę i wszyscy zaczęli się ustawiać. Ruby zrzuciła z siebie bluzę.
- Walczymy o swoje - powiedziała i dołączyła do reszty. Carlos i Jane zrobili gwiazdy. A ich występ się zaczął. Zaczęli od okrzyków, czym zwrócili uwagę uczniów z trybun, oraz chłopców na boisku. Zaczęli prezentować swój układ, który wcale nie był się źle. Wręcz przeciwnie. Był bardzo dobry. Czułam jak się we mnie gotowało coraz bardziej. Zacisnęłam dłonie w pięści. Ich zachowanie było szczytem żenady. Nic by tym nie ugrali, więc szkoda było ich czasu. Zerknęłam na trenerkę, która była pod wrażeniem ich synchronizacji i zaangażowania. Wypuściłam powietrze ze świstem. Nie mogłam tak stać bezczynnie. Podeszłam do Skye i chciałam wyłączyć muzykę, ale mi nie pozwoliła.
- Przegapisz najlepsze - powiedziała z uśmiechem. Zacisnęłam usta w cienką linię i posłałam jej spojrzenie pełne jadu. Zerknęłam przez ramię na resztę. Wszyscy byli zachwyceni ich występem i nie przestawiali klaskać. Na koniec zrobili piramidę u której szczytu pojawiła się Melody.
Dookoła rozległy się piski i oklaski. Trenerka była pod wrażeniem i chyba najgłośniej ze wszystkich okazywała swoje zadowolenie.
- Cudowne! - krzyknęła i zaczęła skakać w miejscu.
- Dość! - krzyknęłam, a mój krzyk rozniósł się po boisku. Wszyscy zamilkli i przestali wiwatować. Moja złość sięgnęła zenitu. Zeszłam z trybun i zaczęłam iść w ich stronę - To był szczyt żenady i głupoty!
-Jakoś wszystkim się podoba-powiedziała moja siostra, po czym zwróciła się do Ruby.-To było genialne. - dodała. Córka Roszpunki uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podeszła do mnie i dzieliły nas tylko milimetry.
- Wyszło lepiej niż myślałam - zaśmiała się. - Chciałam ci uświadomić, że nigdy. Przenigdy nie znajdziesz takich dziewczyn jak my. - powiedziała mi prosto w twarz na tyle cicho, że chyba tylko ja to usłyszałam. - Możesz być kapitanem, ale bez drużyny jesteś sama. - wzruszyła ramionami. Spojrzałam na resztę. Pewnie myśleli to samo.
- Jesteście podłe - powiedziałam wściekła. Nie wiedziałam czy byłam wściekła z powodu ich zachowania, czy raczej było mi przykro.
- W przeciwieństwie do ciebie jesteśmy łagodne jak baranki, ale tak. To było podłe, widzę, że aż zzieleniałaś z zazdrości - odparła Lonnie. To wszystko była wina Ruby i jej głupich pomysłów. Gdyby nie trenerka, która złapała mnie za ramiona, rzuciłabym się córkę Roszpunki. Dziewczyna wróciła do reszty. Wszyscy zaczęli ją chwalić, a to spowodowało, że przestałam nad sobą panować.
- Wynoście się! - wrzasnęłam tak głośno, że usłyszeli mnie nawet chłopcy, którzy mieli trening kilkanaście metrów dalej. - Wynoście się w tej chwili! - krzyknęłam jeszcze głośniej, tak żeby do nich dotarło. Dziewczyny przewróciły oczami i zaczęły zbierać swoje rzeczy. Szeptali coś między sobą, ale ich nie słuchałam. Przepełniała mnie złość.
- Audrey - powiedziała oburzona trenerka. Spojrzałam na nią i zobaczyłam, że kipiała ze złości. - Jak ty się zachowujesz i co sobą reprezentujesz? Tak się nie zachowuje prawdziwy kapitan - dodała groźnie. Wszystkie dziewczyny na nią spojrzały.
- Zostałam ośmieszona i mój autorytet został podważony - zaczęłam się bronić. Przynajmniej próbowałam, ale raczej na marne. Trenerka była nieugięta i ewidentnie stała po stronie Ruby.
- Sama sobie na to zapracowałaś. Bardzo długo tolerowałam twoje zachowanie, ale dłużej nie mam zamiaru. - powiedziała surowo i ostro, po czym wzięła głęboki oddech- Poproszę o gwizdek..
Zalała mnie fala zimna. Co ona mówiła? Zaczęłam się jąkać, ale wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Ale... - wymamrotałam.
- Drugi raz nie powtórzę. - dodała bardzo ostro i nieprzyjemnie. Ze łzami w oczach, zdjęłam gwizdek z szyi i oddałam go trenerce. Po moich policzkach spłynęły łzy. Dziewczyny były dumne z postawy trenerki.
- Nie zasługujesz na to, aby być kapitanem. Dopóki się nie nauczysz współpracować i zarażać pasją inne dziewczyny, a przede wszystkim będziesz wprowadzać złą atmosferę nie masz prawa pojawiają się na treningach. Może to cie czegoś nauczy. - powiedziała do mnie. Spuściłam głowę. Nie chciałam, żeby wszyscy widzieli moje łzy, które spływały mi po twarzy.
-To kto teraz będzie kapitanem?-spytała Jane.
- Ruby - powiedziała trenerka. Mój świat nabrał zwolnionego tempa i przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Dlaczego ona? Jak to? Spojrzałam na córkę Roszpunki, która była w szoku.- To jest przykład idealnego kapitana - uśmiechnęła się do niej. Gwen poklepała ją po plecach.
- Ja? - spytała cicho i nieśmiało, a na jej ustach zagościł szeroki uśmiech. Trenerka przytaknęła z uśmiechem i podała jej mój gwizdek. -Ale naprawdę?Nie wiem, czy dam radę... - wyjąkała niepewnie.
- Lonnie i dziewczyny ci pomogą. A ja w ciebie bardzie wierzę. Pokazałaś na co stać ciebie i inne dziewczyny... Posypały się miłe uwagi i komentarze. Nie mogłam na to dłużej patrzeć. Zabrałam pośpiesznie swoje rzeczy i uciekłam. Targały mną różne emocje. Byłam wściekła, rozżalona i czułam jakby cały świat był przeciwko mnie. Zostałam zdradzona, a już zwłaszcza przez siostrę.Może nie byłyśmy sobie bliskie, ale w końcu byłyśmy siostrami. Poczułam, że moja reputacja opadła na dno. Nie liczyłam się w szkole tak bardzo jak kiedyś. Najpierw Ben zerwał ze mną dla Mal, a teraz odebrali mi bycie kapitanem i straciłam drużynę raz na zawsze.
Byłam tak zamyślona i przepełniona emocjami, że nie wiedziałam co miałam zrobić. Nie chciałam wracać do Akademii, a do zamku rodziców było daleko. Z resztą nawet tam nie mogłam szukać pocieszenia, ponieważ ich nie było. Wyjechali rano i mieli wrócić następnego dnia. Pobiegłam przed siebie i przypomniał mi się domek Wróżek Chrzestnych w środku lasu. To było miejsce tylko dla mnie. Gwen nie miała tam wstępu i prawie nikt nie wiedział o tym miejscu. Jeśli gdzieś miałam uciec od swoich problemów to tylko tam. Bez zastanowienia pobiegłam właśnie tam...
RUBY
Trzymałam gwizdek w dłoni. To wciąż do mnie nie docierało. Wszyscy składali mi gratulacje, ale nie mogło to do mnie dotrzeć. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Spojrzałam na Carlosa, który podszedł do mnie jako ostatni. Wzięłam oddech. Przytulił mnie mocno i pogłaskał po plechach.
- Jak nikt inny zasłużyłaś - powiedział mi do ucha, czym wywołał na moich ustach jeszcze większy uśmiech. Nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie byłam pewna czy zasłużyłam na to. Audrey była kapitanem od wielu lat i tak nagle wszystko się zmieniło. Nie czułam się źle z tym, że została obalona i zdjęta z tej funkcji, ale nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam trenerkę.
- Carlos ma rację. Pokazałaś rolę prawdziwego kapitana. Dziewczyny poszły za tobą - rozpromieniała. Zerknęłam na dziewczyny.
- Chciałam tylko Audrey pokazać, że popełniła błąd. Na pewno nadam się na kapitana? Lonnie byłaby o wiele lepszym kapitanem.. - zaczęłam, ale podeszła do mnie córka Mulan z szerokim uśmiechem.
- Ruby, zasłużyłaś. Poważnie. Mogę być twoim zastępcą, ale ty musisz być kapitanem. Chcemy tego, prawda dziewczyny? - powiedziała do reszty. Dziewczyny jednogłośnie się zgodziły. - Znasz naszą opinię. To jak? - spytała moja przyjaciółka.
- Dobrze. Zgadam się - pisnęłam. Dziewczyny rzuciły się, żeby mnie uściskać. Zaśmiałam się i spojrzałam na Carlosa. Kiedy uwolniłam się z ich uścisku wzięłam go za rękę. Uśmiechnął się. - Chciałabym żebyś dołączył do drużyny - spojrzałam na niego z uśmiechem. Był zaskoczony. Spojrzałam na trenerkę, która również wydała się zaskoczona. - Mógłby? - spytałam.
- Nigdy nie mieliśmy chłopaka w drużynie, ale jeśli zechce. Miejsce dla niego też się znajdzie - odpowiedziała mi z uśmiechem. Dziewczyny nie wyraziły sprzeciwu.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał, a ja pokiwałam głową. - Ale czy ja się nadaję?
- Nadajesz. Świetnie tańczysz. Lepiej niż my wszystkie razem wzięte - powiedziała Lonnie i poklepała go po plecach.
- Ale co powie Ben. Jestem w jego drużynie... - zaczął się jąkać. Wzięłam go za ręce.
- Będziemy spędzać więcej czasu razem.- spojrzałam na niego i zrobiłam maślane oczka. Podszedł do nas Ben z uśmiechem.
-Jeśli masz się czuć lepiej, to nie widzę przeszkód-pojawił się syn Bestii. Spojrzał na mnie - Jestem z ciebie dumny Ruby. - przytulił mnie. Zaśmiałam się i podziękowałam mu. Oboje spojrzeliśmy na Carlosa.Uśmiechnął się.
- W takim razie jeśli tego chcesz to zgadam się - uśmiechnął się od ucha do ucha. Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyje. Nie umiałam opanować swojej radości, którą zaraziłam innych. Zaczęli klaskać co mnie ucieszyło. Sprawił mi wiele radości. Byłam bardzo szczęśliwa i bez dłuższego zastanowienia, pocałowałam go w usta. Na początku to do mnie nie dotarło, ale po chwili bardzo się zawstydziłam. Ku mojemu zaskoczeniu nie przerwał tego. Czułam jakby minęła dłuższa chwila, a w rzeczywistości to było kilkanaście sekund. Usłyszałam westchnięcia, gwizdy i oklaski. Odsunęłam się od niego bardzo zawstydzona. Czułam jak moje policzki płonęły. On był bardzo zaskoczony i powili robił się czerwony.
- Przepraszam, nie wiem co mnie napadło. To była chwila... - zaczęłam speszona. Lonnie poklepała mnie po plecach.
-Nie ma się czego wstydzić-powiedziała do Lonnie.
- Nic nie szkodzi - wyjąkał Carlos. Zaśmiałam się, ale kamień spadł mi z serca. On uśmiechnął się od ucha do ucha. Ben który był świadkiem wszystkiego poklepał go po ramieniu. Czułam się głupio, ale przy tym upewniłam się co do moich uczuć wobec niego. W brzuchu miałam ogromne motyle. Odchrząknęłam.
- W takim razie widzimy się jutro na treningu. W niezmienionym składzie, ale chce powitać na pokładzie, Carlosa, Melody, oraz Jane. Jeśli dziewczyny wyrażacie taką chęć - powiedziałam do przyjaciółek.
- To spełnienie moich marzeń! - pisnęła Melody. Rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że bardzo tego chciała. Uśmiechnęłam się, ponieważ spełniłam jej marzenie.
- Wiem, dlatego cieszę się ze mogę je spełnić - powiedziałam do młodszej koleżanki.
-Jest jedna dziewczyna która się dostała.Emma - dodała. Pokiwałam głową. Miałam zamiar z nią porozmawiać następnego dnia. Spojrzałam w stronę Skye, która przyglądała się wszystkiemu z uśmiechem.
- Na pewno nie chcesz do nas dołączyć? - spytałam przyjaciółki. Zaśmiała się.
- Mam dwie lewe nogi, ale dziękuje za propozycję- posłała mi szeroki uśmiech.
-Dla ciebie zawsze miejsce się znajdzie. Prawda?-spytała mnie Gwen.
- Prawda Skye - powiedziałam z uśmiechem.
- Dzięki dziewczyny - przytuliła nas. - To może pójdziemy na gofry do Lodziarni Tiany, co wy na to - spytała wszystkich. Zgodziliśmy się. Zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy. Zauważyłam, że Gwen przyglądała się Evie i Jayowi, którzy stali i rozmawiali na trybunach. Na jej twarzy malowała się złość, której nie do końca rozumiałam. Carlos również to zauważył i był zdziwiony jej zachowaniem. Córka Śpiącej Królewny opuściła boisko jako pierwsza. Carlos wziął mnie za rękę. Poszliśmy w stronę lodziarni. Uśmiechnęłam się.
-To czyli już jesteśmy tak oficjalnie parą, prawda? - spytał nieśmiało. Pokiwałam głową.
- Na to wychodzi - zaśmiałam się. Również się zaśmiał. Zauważyłam, że z dala obserwowała nas Mal. Carlos zrobił się blady jak ściana i przyśpieszył kroku. Czułam nieprzyjemny wzrok córki Diabolny na sobie. - Ej o co jej chodzi? - spytałam cicho.
- Nie ważne - zaczął się jąkać. - Nie zwracaj na nią uwagi - dodał. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale odwiódł mnie od tego. Nie oderwałam wzroku od dziewczyny a ona ode mnie. Byłam zdziwiona, ale nie wzruszona. Mal była dziwna i czułam, że w powietrzu wisiała jakaś grubsza sprawa. Chociaż jeszcze nie
wiedziałam dokładnie o co chodziło.
Tymczasem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro