Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Po wybuchu

Pov: Max

Obudziłem się w niebieskim pokoju. Rozejrzałem się niepewnie. Prawdopodobnie byłem w szpitalu.

Obrazy z toru zaczęły do mnie wracać. Wybuch numer jeden i potem jeszcze ten drugi. Dobrze, że zdążyłem wyjść z auta.

Tam serio była Eli i Lewis? A może mi się to przyśniło.

Moje rozmyślania szybko zostąły przerwane, bo moja udawana dziewczyna, Hamilton i jeszcze Lando w pakiecie weszli do sali.

- Maxie - usłyszałem głos Eli.

Dziewczyna podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony jej wylewną reakcją.

- Eli? - zapytałem. - Serio ukradłaś samochód bezpieczeństwa?

- Tak, ukradłam i dobrze zrobiłam. Niestety i tak byłam za późno, aby cię uratować i zrobił to Lewis.

Anglik poklepał mnie po ramieniu z ciepłym uśmiechem.

- Jak się czujesz, Maxie? - zapytał.

- Zaraz, zaraz... Ty też pracujesz dla wywiadu, czy co to tam jest?

- No cóż - odparł i podrapał się po głowie. - No nie ukryję tego teraz skoro moją misją też jest ochrona ciebie.

- Wy jesteście nienormalni - prawie poderwałem się z łóżka, ale szybko dotarło do mnie, że chyba nie mam na to dość siły i opadłem z powrotem na poduszki. - Kurde, czemu to boli?

- Stary, przeżyłeś dwa wybuchy... - skomentował Lando.

- Kurwa - siarczyście przeklęła Eli. - Czyja to wina?

Dziewczyna oskarżycielsko spojrzała na Norrisa. Chłopak się lekko speszył i spojrzał na buty.

- Byłem tam z moim technikiem. Obejrzeliśmy dokładnie auto - dodał. - Ktoś musiał maglować przy samochodzie na kilka minut przed startem. Ci mechanicy w Red Bullu są jacyś podejrzani. Jest dużo nowych ludzi... Nie wiem, nie mamy na ten moment nikogo w Red Bullu wedle tego, co mi wiadomo.

- Świetnie, kurwa, świetnie. Jak on będzie miał przeciwników w swojej drużynie, jak ja mam go uratować? - warknęła Eli. - Max, przejdziesz do Mercedesa, będziesz jeździł z Lewisa.

- Co? - zapytałem zszokowany.

- Nie wiem, co zrobimy z Georgem - Lewis podrapał się po szyi. - Ale jest to jakaś koncepcja...

- Nigdzie nie pójdę, ja chcę jeździć dalej z moją pierwszą drużyną - odparłem twardo. - A poza tym to myślałem, że mnie nienawidzisz Lewis, dziwne bardzo. A ty mnie ratujesz itp. i jeszcze robisz za jakiegoś agenta.

- Nie nienawidzę cię, Maxie - odparł. - Co ty gadasz?

- No nie wiem w 2021 roku chciałeś mnie wykończyć na Silverstone...

- Damn, nie chciałem. Schrzaniłem ten zakręt i bardzo mi przykro z powodu twojego wypadku.

- Jakoś ci nie ufam - dodałem.

Lewis się zaśmiał i pokręcił głową.

- Ale ja mu ufam - odparła Eli. - I gdyby nie on, to by z ciebie trociny zostały, Max. W dupie mam waszą starą rywalizację. Wiem, że wtedy byście się pewnie podusili jakby się dało, ale teraz sytuacja jest znacznie poważniejsza.

- Tak, to prawda - odezwał się Lando. - Nie wiem, czy twoje starty w f1 są bezpieczne Max. Najlepiej będzie jak się wycofasz.

- Niech mnie lepiej wysadzą, nie poddam się. Oszalałeś? Po to jeżdzę od 4 roku życia, żeby teraz się poddać?

- Nie no, Lando, Max ma rację - dodał Lewis. - Nie może się od tak poddać, mamy zadanie, a to że spieprzyliśmy sprawę, to nasza wina. Max ma jeździć.

- Nie wiem, jakoś... Coraz bardziej się martwię - odparła Eli.

Naszą rozmowę przerwał hałas na korytarzu. Do pokoju ni stąd ni zowąd wkroczył Charles Leclerc z bukietem kwiatów. 

Eli i Lewis spojrzeli po sobie. Lando patrzył na mnie z bezcenną miną, po czym puścił mi oczko. Wyciągnął pozostałą dwójkę z pokoju.

- Maxie! Moje biedactwo - odparł Charles. - Mon cheri, jak się czujesz?

Poczułem jak się rumienię, nagle zabrkło mi słów w wokabularzu.

- Kochanie, to wyglądało okropnie... - dodał.

Wręczył mi bukiet kwiatów, mówiąc coś po francusku, nie bardzo wiedziałem co:

- Mon pauvre petit garçon aux yeux bleus, je m'inquiétais tellement pour toi. (Mój biedny, słodki chłopiec o błękitnych oczach, tak się o ciebie martwiłem.)

- Za słabo znam francuski, Charlie, by zrozumieć, co do mnie mówisz, ale uwielbiam jak brzmi ten język - skomentowałem.

Byłem z lekka speszony. Ostanie czego bym się spodziewał, to wizyta Leclerca, jeszcze z kwiatami, czy ja serio mu się podobam?

- Słońce, zasługujesz na wszystkie kwiaty tego świata, tak mi przykro, że w takich okolicznościach się spotykamy. Liczyłem, że może pójdziemy na randkę. Nadal nie odpowiedziałeś na moją propozycję - kontynuował Monakijczyk, a moje policzki tak płonęły, że musiałem wyglądać okropnie.

- Och... Czemu nie? - odpowiedziałem niepewnie. - Dziękuję, że do mnie przyszedłeś, Charlie. To wiele dla mnie znaczy, gdy się mną interesujesz w takiej sytuacji.

Monakijczyk uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi. Siedział z godzinę i omawialiśmy wyścig. Opowiadał mi o tym, co mnie ominęło po wypadku i jak cały grid przeżywał moją sytuację.

Ostatecznie Charles opuścił mój pokój. Poczułem o dziwo ulgę, że poszedł. Tak chyba nie powinno być. Kiedyś się w nim kochałem i to bardzo. Ale dziś, było jakoś tak inaczej.

Jego urok nie słabł. Leclerc był najprzystojniejszym i jednoczeście obok Sainza i Hamiltona najbardziej męskim i atrakcyjnym w moim miemaniu mężczyzną z padoku. Damn... Co ze mną nie grało. Powinienem się cieszyć, że TAKI facet zwrócił na mnie swoją uwagę.

Po latach rywalizacji, poczuł coś do mnie. Powinienem skakać z radości. Nie skakałem.

I wtedy weszła Eli z pistoletem w dłoni i miną jakby chciała wymordować pół szpitala, a moje serce zaczęło walić jak szalone.

Może serio to jest jakiś syndrom sztokholsmki, ale jak widzę ją z bronią, to coś mi się dzieje. Nie wiem co, ale coś się zmienia.

- Długo tu siedział - odparła, krzywiąc się.

- Yhym - powiedziałem.

Była nieźle wkurzona, wygląda na to, że nie lubi tego całaego Leclerca...

- Coś ci proponował? Nie podoba mi się... - dodała.

- Zaprosił mnie na randkę - odparłem niepewnie.

- Pójdziesz? - zapytała z błyskiem w oku.

Jej mina była jakaś taka niewyraźna... Trudna do zdefiniowania. Albo go nienawidzi, albo nienawidzi konceptu mojej randki z nim.

- No nie wiem - odparłem. - Jakoś nie jestem w nastroju na randki i do tego jestem teraz w szpitalu.

Dziewczyna rozchmurzyła się i usiadła koło mojego łóżka.

- Dobrze Maxie, dobrze. Ten chłop coś mi śmierdzi - dodała.

- Znam go od dawna. Raczej nie chce mnie zabić - odopowiedziałem.

- A kto go tam wie, nie lubię Francuzów.

- A Holendrów?

- Tylko jednego - odparła.

- Jak się nazywa?

- Max Verstappen - powiedziała z uśmiechem i puściła mi oczko.

______________________

Ciekawe, co z tym Charliem.

Czy Eli jest zazdrosna czy on coś kombinuje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro