9. Po wybuchu
Pov: Max
Obudziłem się w niebieskim pokoju. Rozejrzałem się niepewnie. Prawdopodobnie byłem w szpitalu.
Obrazy z toru zaczęły do mnie wracać. Wybuch numer jeden i potem jeszcze ten drugi. Dobrze, że zdążyłem wyjść z auta.
Tam serio była Eli i Lewis? A może mi się to przyśniło.
Moje rozmyślania szybko zostąły przerwane, bo moja udawana dziewczyna, Hamilton i jeszcze Lando w pakiecie weszli do sali.
- Maxie - usłyszałem głos Eli.
Dziewczyna podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony jej wylewną reakcją.
- Eli? - zapytałem. - Serio ukradłaś samochód bezpieczeństwa?
- Tak, ukradłam i dobrze zrobiłam. Niestety i tak byłam za późno, aby cię uratować i zrobił to Lewis.
Anglik poklepał mnie po ramieniu z ciepłym uśmiechem.
- Jak się czujesz, Maxie? - zapytał.
- Zaraz, zaraz... Ty też pracujesz dla wywiadu, czy co to tam jest?
- No cóż - odparł i podrapał się po głowie. - No nie ukryję tego teraz skoro moją misją też jest ochrona ciebie.
- Wy jesteście nienormalni - prawie poderwałem się z łóżka, ale szybko dotarło do mnie, że chyba nie mam na to dość siły i opadłem z powrotem na poduszki. - Kurde, czemu to boli?
- Stary, przeżyłeś dwa wybuchy... - skomentował Lando.
- Kurwa - siarczyście przeklęła Eli. - Czyja to wina?
Dziewczyna oskarżycielsko spojrzała na Norrisa. Chłopak się lekko speszył i spojrzał na buty.
- Byłem tam z moim technikiem. Obejrzeliśmy dokładnie auto - dodał. - Ktoś musiał maglować przy samochodzie na kilka minut przed startem. Ci mechanicy w Red Bullu są jacyś podejrzani. Jest dużo nowych ludzi... Nie wiem, nie mamy na ten moment nikogo w Red Bullu wedle tego, co mi wiadomo.
- Świetnie, kurwa, świetnie. Jak on będzie miał przeciwników w swojej drużynie, jak ja mam go uratować? - warknęła Eli. - Max, przejdziesz do Mercedesa, będziesz jeździł z Lewisa.
- Co? - zapytałem zszokowany.
- Nie wiem, co zrobimy z Georgem - Lewis podrapał się po szyi. - Ale jest to jakaś koncepcja...
- Nigdzie nie pójdę, ja chcę jeździć dalej z moją pierwszą drużyną - odparłem twardo. - A poza tym to myślałem, że mnie nienawidzisz Lewis, dziwne bardzo. A ty mnie ratujesz itp. i jeszcze robisz za jakiegoś agenta.
- Nie nienawidzę cię, Maxie - odparł. - Co ty gadasz?
- No nie wiem w 2021 roku chciałeś mnie wykończyć na Silverstone...
- Damn, nie chciałem. Schrzaniłem ten zakręt i bardzo mi przykro z powodu twojego wypadku.
- Jakoś ci nie ufam - dodałem.
Lewis się zaśmiał i pokręcił głową.
- Ale ja mu ufam - odparła Eli. - I gdyby nie on, to by z ciebie trociny zostały, Max. W dupie mam waszą starą rywalizację. Wiem, że wtedy byście się pewnie podusili jakby się dało, ale teraz sytuacja jest znacznie poważniejsza.
- Tak, to prawda - odezwał się Lando. - Nie wiem, czy twoje starty w f1 są bezpieczne Max. Najlepiej będzie jak się wycofasz.
- Niech mnie lepiej wysadzą, nie poddam się. Oszalałeś? Po to jeżdzę od 4 roku życia, żeby teraz się poddać?
- Nie no, Lando, Max ma rację - dodał Lewis. - Nie może się od tak poddać, mamy zadanie, a to że spieprzyliśmy sprawę, to nasza wina. Max ma jeździć.
- Nie wiem, jakoś... Coraz bardziej się martwię - odparła Eli.
Naszą rozmowę przerwał hałas na korytarzu. Do pokoju ni stąd ni zowąd wkroczył Charles Leclerc z bukietem kwiatów.
Eli i Lewis spojrzeli po sobie. Lando patrzył na mnie z bezcenną miną, po czym puścił mi oczko. Wyciągnął pozostałą dwójkę z pokoju.
- Maxie! Moje biedactwo - odparł Charles. - Mon cheri, jak się czujesz?
Poczułem jak się rumienię, nagle zabrkło mi słów w wokabularzu.
- Kochanie, to wyglądało okropnie... - dodał.
Wręczył mi bukiet kwiatów, mówiąc coś po francusku, nie bardzo wiedziałem co:
- Mon pauvre petit garçon aux yeux bleus, je m'inquiétais tellement pour toi. (Mój biedny, słodki chłopiec o błękitnych oczach, tak się o ciebie martwiłem.)
- Za słabo znam francuski, Charlie, by zrozumieć, co do mnie mówisz, ale uwielbiam jak brzmi ten język - skomentowałem.
Byłem z lekka speszony. Ostanie czego bym się spodziewał, to wizyta Leclerca, jeszcze z kwiatami, czy ja serio mu się podobam?
- Słońce, zasługujesz na wszystkie kwiaty tego świata, tak mi przykro, że w takich okolicznościach się spotykamy. Liczyłem, że może pójdziemy na randkę. Nadal nie odpowiedziałeś na moją propozycję - kontynuował Monakijczyk, a moje policzki tak płonęły, że musiałem wyglądać okropnie.
- Och... Czemu nie? - odpowiedziałem niepewnie. - Dziękuję, że do mnie przyszedłeś, Charlie. To wiele dla mnie znaczy, gdy się mną interesujesz w takiej sytuacji.
Monakijczyk uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi. Siedział z godzinę i omawialiśmy wyścig. Opowiadał mi o tym, co mnie ominęło po wypadku i jak cały grid przeżywał moją sytuację.
Ostatecznie Charles opuścił mój pokój. Poczułem o dziwo ulgę, że poszedł. Tak chyba nie powinno być. Kiedyś się w nim kochałem i to bardzo. Ale dziś, było jakoś tak inaczej.
Jego urok nie słabł. Leclerc był najprzystojniejszym i jednoczeście obok Sainza i Hamiltona najbardziej męskim i atrakcyjnym w moim miemaniu mężczyzną z padoku. Damn... Co ze mną nie grało. Powinienem się cieszyć, że TAKI facet zwrócił na mnie swoją uwagę.
Po latach rywalizacji, poczuł coś do mnie. Powinienem skakać z radości. Nie skakałem.
I wtedy weszła Eli z pistoletem w dłoni i miną jakby chciała wymordować pół szpitala, a moje serce zaczęło walić jak szalone.
Może serio to jest jakiś syndrom sztokholsmki, ale jak widzę ją z bronią, to coś mi się dzieje. Nie wiem co, ale coś się zmienia.
- Długo tu siedział - odparła, krzywiąc się.
- Yhym - powiedziałem.
Była nieźle wkurzona, wygląda na to, że nie lubi tego całaego Leclerca...
- Coś ci proponował? Nie podoba mi się... - dodała.
- Zaprosił mnie na randkę - odparłem niepewnie.
- Pójdziesz? - zapytała z błyskiem w oku.
Jej mina była jakaś taka niewyraźna... Trudna do zdefiniowania. Albo go nienawidzi, albo nienawidzi konceptu mojej randki z nim.
- No nie wiem - odparłem. - Jakoś nie jestem w nastroju na randki i do tego jestem teraz w szpitalu.
Dziewczyna rozchmurzyła się i usiadła koło mojego łóżka.
- Dobrze Maxie, dobrze. Ten chłop coś mi śmierdzi - dodała.
- Znam go od dawna. Raczej nie chce mnie zabić - odopowiedziałem.
- A kto go tam wie, nie lubię Francuzów.
- A Holendrów?
- Tylko jednego - odparła.
- Jak się nazywa?
- Max Verstappen - powiedziała z uśmiechem i puściła mi oczko.
______________________
Ciekawe, co z tym Charliem.
Czy Eli jest zazdrosna czy on coś kombinuje?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro