Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Paranoja

Pov: Max

Od zdarzeń z Arabii Saudyjskiej minęły dwa tygodnie. Przez cały ten czas lekarze Red Bulla dosłownie zmuszali mnie do odpoczynku, a ja próbowałem z nimi walczyć i wieczorami wymykałem się do symulatora. 

To był bardzo dziwne dwa tygodnie, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ktoś mnie śledzi. Zrzucałem jednak cały ciężar tych obaw na paranoję po moim wypadku. Na pewno kilku kiboli z Arabii się na mnie wściekło, bo nie wygrał ich ulubieniec.

Nie mogę popadać w paranoję. Wszystko będzie dobrze. Musi być.

Wracałem z fabryki w Milton Keynes i czułem się dość dziwnie. Nie dość, że kręciło mi się w głowie, to jeszcze znów słyszałem kroki. Ze mną coś naprawdę nie gra. 

Obróciłem się i nie zobaczyłem nikogo, westchnąłem. Może serio powinienem zatrudnić ochronę, ale nie jestem pizdą. To może poproszę GP, żeby ze mną wracał? I tak wszyscy pracownicy mieszkają w Hiltonie.

Nie mogę popadać w marazm, bo zaraz mnie zdyskfalifikują za bycie niernormalnym.

Dotarłem do hotelu i zobaczyłem, że w lobby siedzi grupka dziewczyn. Na mój widok od razu podbiegły, żeby zrobić sobie zdjęcie. Oczywiście nie odmówiłem, co ze mnie by był za kierowca. Dostałem siedem bransoletek z koralików, które założyłem. 

Jedna z dziewczyn wydała mi się dziwnie znajoma, ale nie mogłem jej skojarzyć z żadną konkretną sytuacją. Wielkie brązowe oczy obserwowały mnie, było to dość nieprzyjemne spojrzenie. O dziwo też dała mi bransoletkę. 

Może mnie nie lubiła? Tylko po co by dawała mi prezent.

To wszystko było bardzo dziwne i naprawdę nie chciałem się już w to bardziej zagłębiać. Popadam chyba w coraz większe problemy psychiczne.

Pożegnałem się z fanami i ruszyłem w kierunku wind. Stałem chwilę, czekając na mój transport. Tajemnicza dziewczyna czytała jakąś gazetę i po chwili spojrzała na mnie.

Znów poczułem to zimne spojrzenie i poczułem się dziwnie. Naprawdę musi za mną nie przepadać. Od razu spuściłem wzrok i moja winda się otworzyła. Wsiadłem do niej, nie byłem już pewien niczego.

Chwilę później stałem przed pokojem hotelowym i patrzyłem na klamkę. A co jeśli tu jest bomba? Może ta dziewczyna podłożyła ładunek, a bransoletka to zapalnik. Ja zaraz zginę, a ze mną moje koty, które są w środku. Matko jedyna!

Stałem jak słup soli i rozmyślałem. Nagle poczułem czyjąś dłoń na plecach. Dosłownie krzyknąłem na cały korytarz.

- Max? Wszystko dobrze? - usłyszałem głos Checo.

Na korytarzu nie było nikogo poza nim, znów robiłem z siebie idiotę. Spojrzałem na bransoletki na mojej ręce, próbując przypomnieć sobie, która była od tej tajemniczej dziewczyny. Powinienem ją wyrzucić za okno?

Oczywiście nie wiem, która to, świetnie.

- T-tak - odparłem. - Chyba?

- Max, powinieneś odpoczywać w domu. Byłeś w ogóle u psychologa, po tym co się wydarzyło? Od czegoś mamy naszych lekarzy.

- Ta, lekarze mi zabraniają jeździć, więc musze zostawać po godzinach. Dostałem tylko pozwolenie na oglądanie starych wyścigów, jak ma mi to pomóc przed Australią? Nijak.

Checo zaśmiał się lekko.

- Widocznie mają swoje powody, a ty jak zawsze się buntujesz. Wiem, że chcesz czwarte mistrzostwo, ale twoje zdrowie jest najważniejsze, Maxie.

Uśmiechnąłem się. Checo zawsze był dla mnie taki serdeczny.

- Dziękuję, że się o mnie martwisz Sergio. Ale nie ze zdrowiem mam problem. Nie mów nikomu, ale chyba popadam w paranoję.

- Nie zdradzę cię, może jak powiesz o tym głośno, to poczujesz się lepiej? - zapytał Checo. - Chodźmy do twojego pokoju i pogadajmy o tym...

- Nie!

- Nie? - zapytał zdziwony.

- Nie do mojego pokoju... Mam jakieś złe przeczucia, że tam... Hm... Jest bomba...

Checo spojrzał na mnie z lekka zmartwiony.

- Och, Maxie - odparł. - Serio tak myślisz? Zaczynam się powaznie martwić o ciebie.

Wział moją kartę i podszedł do drzwi i chciał je otworzyć. Podbiegłem, by go powstrzymać, ale on wszedł już do środka. Niepewnie ruszyłem za nim. Rozglądałem się po pokoju chwilę.

Checo usiadł na moim łóżku i mnie obserwował.

- Max, nikt nie chce cię zabić. Może ten atak i uraz głowy dał ci się we znaki bardziej niż mogłeś sądzić. Może powinieneś wziąć sobie wolne. Najwyżej ominiesz Australię. Nie ma tu bomby, jesteś bezpieczny.

Usiadłem koło niego na łóżku i streściłem to, co przeżyłem przez ostanią godzinę.

- Maxie, nie możesz sam wracać, jak jest tak późno. Tym bardziej jak jesteś taki roztrzesiony - odparł mój starszy kolega. - Ta dziewczyna to zwykła fanka, może nie jest tak szalona jak pozostałe, ale z pewnością nie jest też psychopatką, która planuje twoje zabójstwo przez bransoletkę z koralików i bombę w pokoju. Widzisz w ogóle jak to brzmi?

- Tak, masz rację Checo, jestem po prostu psychicznie odklejony. Jakie ja mam chore pomysły i jeszcze wciągam w to ciebie. Przepraszam, że jesteś świadkiem mojego nierychłego psychicznego upadku - zaśmiałem się.

- Max, daj spokój, możesz powiedzieć mi o wszystkim - dodał mój przyjaciel, po czym mnie uściskał. - Łącznie z twoim kwestionowaniem bycia heteroseksualnym, po tym jak spotkałeś Charlesa Leclerca.

- Niee, Checo... - jęknąłem.

- Powiedziałeś mi to po pijaku, nie pamiętasz? Aha, no to nieźle.

- Co? Ja naprawdę już siebie nie ogarnia. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

- Nie przejmuj się za bardzo. Przyjdę po ciebie rano i razem pójdziemy na śniadanie, okay?

Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się do Checo. Zawsze mogłem na niego liczyć, nie tylko na torze.

- Max, jakbyś w nocy miał jakiś problem to dzwoń, mieszkam kilka pokoi dalej, więc przyjdę cię uratować - dodał.

- Dzięki Checo, ale dam radę. Już mnie wystarczająco uspokoiłeś. Ale przyjdź rano, jeśli możesz.

Mój meksykański przyjaciel pokiwał głową i ruszył do wyjścia z mojego pokoju. 

Było juz blisko 22:00, więc nakarmiłem koty i pobawiłem się chwilę z nimi. I poszedłem się myć.

Podczas kąpieli ciągle nasłuchiwałem, ale nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Założyłem piżamę i położyłem się do łóżka. 

Koty przyszły do mnie i położyły się przy mojej głowie. Przysypiały, więc ja również zdecydowałem się pójść spać. Sprawdziłem jeszcze szybko, czy drzwi są zamknięte. Były.

Ułożyłem się w łóżku i przymknąłem oczy. Leżałem tak z przymkniętymi oczami chyba z pół godziny, gdy coś na mojej ręce zaświeciło. Podskoczyłem w łóżku.

Szybko zapaliłem światło i spojrzałem na rękę. Wszystko wyglądało normalnie. Zacząłem oglądać każdy z koralików bransoletek, ale też nic nie wzbudziło mojego niepokoju.

- Czyli paranoja - skwitowałem, mówiąc do siebie.

Teraz na pewno już nie zasnę.

___________________

Witam w pierwszym rozdziale :) Jak wam się podoba?

Dziękuję za gwiazdki i komy, odpiszę na wszystkie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro